Sama doprowadziła w sumie do takiego stanu, bo powierzyła pieniądze ludziom, których zupełnie nie zna. To bardzo lekkomyślne. Ja nigdy konta w banku nie miałem i nie zamierzam go mieć, choć wszyscy dookoła mnie je mają. Nikt z nich nie potrafi mi wytłumaczyć, jakie ma z tego korzyści. Coś bełkoczą tylko o wygodzie płacenia zdalnie w necie... No to ja kupuję Paysafe card'a, zasilam PayPal'a i mam to samo. Rozumiem jeszcze, jak ktoś jest milionerem i trzyma fortunę w szwajcarskim banku, albo forcie Knox, ale zwykłemu szarakowi konto w banku? Do czego? Komu to potrzebne?
Niestety. Takie są fakty:
Daliście sobie wmówić, że konto w banku to dzisiaj konieczność, bo bez niego omijają was śmieciowe oferty banków. Podpisujecie umowy, w których jest napisane czarno na białym, że bank zastrzega sobie prawo do zmiany ich treści bez podawania przyczyny i pytania o zgodę. Żrecie, jeździcie, sracie i śpicie na kredyt, którego większość z was nie jest w stanie spłacić, a banki ustatkowały się tak, że na ich pstryknięcie rządy dodrukują kasę, której im nie oddacie. Dług publiczny zapierdala. Inflacja również. Jak tak policzyć, to wasze nienarodzone prawnuki muszą zapierdalać całe życie tylko na obecne już teraz długi. Do tego wkładając pieniądze do banku jesteście traktowani jak klienci, choć to wy wypożyczacie im swoje środki, aby mogli nimi grać na giełdzie, co tylko przynosi im dochód, a realnie nadaje sztucznej wartości zwykłym kartkom. Oczywiście to też prowadzi do dewaluacji waluty. Mam nadzieję, że szybko banki wprowadzą powyższy przykład w każdej placówce na całym świecie. Może dopiero, jak nie będzie was stać na jutro, to podniesiecie te swoje leniwe dupska i spalicie parę bankomatów, albo wrzucicie dwa granaty do okienka, jak ostatnio pewna pani na jednym z tutejszych filmików. Rząd do spóły z bankami potrafi w tydzień sprawić, że w dowolnym miejscu świata robi się druga Argentyna, ale większość z was uważa, że wam się to nigdy nie przytrafi, bo przecież wy nikomu nie szkodzicie... Oby...
Mnie nie stać na auto, więc go nie posiadam. Oczywiście bardzo bym chciał, ale wolę jeść i w suchym spać, niż płacić za sam fakt bycia posiadaczem pojazdu.
Nie stać mnie również na nowe mieszkanie, dlatego zapierdalam całe życie po wysokich schodach bez windy na poddasze.
Czasem przychodzi dzień, że muszę zjeść to, co mam, zamiast tego, co bym chciał, ale przynajmniej nie obchodzą mnie złodzieje-komornicy, stopy kredytowe, podwyżki na stacjach i inne tego typu gówna. Jeszcze kilka lat temu moi rówieśnicy mieli więcej ode mnie. Dzisiaj dalej jestem biedny, ale moi znajomi stali się biedniejsi, bo w magiczny sposób wiszą bankom dziesiątki tysięcy cebulionów. Niektórzy nawet wiszą więcej, niż pożyczyli.
Mądre takie zachowanie? Mama nie uczyła, że od obcych się nie bierze? Nie mówiła przy okazji, że niemądrze jest obcemu oddać cały hajs? Nie zastanawia was fakt, że bankowość, która powinna być transparentna, jest tak zawiła, że ma swoją katedrę na uczelni wyższej? Jak można się dawać tak ruchać?
Sami, ludzie, sobie bata na siebie kręcicie, a ja tym jednym wywodem niczego niestety nie zmienię.