18+
Ta strona może zawierać treści nieodpowiednie dla osób niepełnoletnich.
Zapamiętaj mój wybór i zastosuj na pozostałych stronach
Główna Poczekalnia (5) Soft Dodaj Obrazki Filmy Dowcipy Popularne Forum Szukaj Ranking
Zarejestruj się Zaloguj się
📌 Wojna na Ukrainie - ostatnia aktualizacja: 43 minuty temu
📌 Konflikt izrealsko-arabski - ostatnia aktualizacja: Dzisiaj 0:05
Mafia Mieszkaniowa
xczerwox • 2013-08-14, 12:07
Sprzedający i wynajmujący nieruchomości coraz częściej padają ofiarami wyrafinowanych oszustów, tracąc dorobek całego życia. Prawo i organy ścigania są bezsilne. Dla pięciu warszawskich rodzin bohaterem nocnych koszmarów przez wiele lat będzie pan X. Tak o nim mówią, bo do dziś nie wiedzą, jak się nazywa, skąd pochodzi i w jaki sposób go dopaść.

Pierwszą jego ofiarą stał się Y – elegancki majętny mężczyzna w średnim wieku. Wiosną tego roku, Y z żoną i dwójką dzieci przeprowadził się do domu jednorodzinnego w pobliżu Piaseczna i wkrótce potem dał ogłoszenie o wynajmie mieszkania w południowej części Warszawy. Miesięcznie chciał na tym zarabiać 3500 złotych netto. Szybko skontaktował się z nim właśnie X – mężczyzna około czterdziestki, który przedstawił się jako biznesmen prowadzący własną firmę. Budził zaufanie już od pierwszych chwil. X przyjechał punktualnie, obejrzał lokal, szybko podjął decyzję, że wynajmuje mieszkanie. Zgodził się również wpłacić kaucję w wysokości trzymiesięcznego czynszu. Postawił jednak dwa warunki. Po pierwsze: zażądał spisania umowy, po drugie: pieniądze chciał przelewać na konto, a nie wręczać je w gotówce. – Zgodziłem się – opowiada Y. – Spisaliśmy swoje dane z dowodów osobistych i tego samego dnia podpisaliśmy umowę. Po kilku dniach X powiedział, że wprowadził się do mieszkania. Y był z nim w częstym kontakcie telefonicznym.

Fałszywa tożsamość

Jak wynika ze śledztwa, tydzień później X – podając się za właściciela mieszkania – wynajął biegłego, który wycenił wartość mieszkania na 500 tysięcy złotych. Biegły wykonał swoją pracę, wystawił rachunek i pieniądze przyjął w gotówce. Śledztwo wykazało również, że w tamtym czasie X wyrobił sobie fałszywy dowód osobisty. W dokumencie było jego zdjęcie, ale... dane osobowe Y. A jak na ironię obaj mężczyźni byli w podobnym wieku (dzieliły ich dwa lata różnicy). Ponieważ Y nie jest osobą publiczną, X mógł podszyć się pod niego bez ryzyka, że ktoś zorientuje się w oszustwie. Skąd X wziął dane osobowe właściciela lokalu? Z umowy najmu, którą spisali, gdy zaczęła się ich znajomość.

Z późniejszych zeznań Y wynika, że zapamiętał on X nieco inaczej niż przedstawiało go zdjęcie w sfałszowanym dowodzie. Na zdjęciu X miał krótkie włosy i wąsy. Gdy podpisywał umowę z Y, nie miał wąsów i nosił dłuższe włosy. Jak przypuszczają dziś jego ofiary, wąsy były doklejone sztucznie, a włosy ściął, robiąc zdjęcie do fałszywego dowodu. W ten sposób pan X stał się w dokumencie panem Y, o czym pan Y nie miał zielonego pojęcia.

Później okazało się, że pan X – udając pana Y i posługując się jego dowodem osobistym – poszedł w dwa miejsca: do sądu i do banku. W sądzie wydobył wyciąg z księgi wieczystej dla nieruchomości (wydaje się go tylko właścicielowi), a w banku założył konto. Prawdopodobnie chciał sprawdzić, czy jego nowy dokument nie wzbudzi niczyjego zainteresowania. Widocznie nie wzbudził.

Atrakcyjna oferta

Po kilku dniach X – udając Y, zamieścił w prasie i w internecie ogłoszenie o sprzedaży mieszkania. Zażądał kwoty 400 tysięcy złotych. Z anonsów wynikało, że nie życzy sobie pośrednictwa żadnej agencji. Przez następne dni zaczęli się zgłaszać zainteresowani. Każdemu z nich X pokazywał mieszkanie, udostępniał ekspertyzę biegłego i mówił, że sprzedaje mieszkanie, bo emigruje do Irlandii. Z tego też powodu, jak twierdził, zależało mu na szybkiej sprzedaży. Wszystko wyglądało w porządku – jeden z nabywców powiedział nawet, że kupi to atrakcyjne mieszkanie, aby za rok sprzedać je z zyskiem. Ostatecznie pozostało pięciu chętnych: cztery młode małżeństwa i prawie 60-letni właściciel dobrze prosperującej firmy. Mieszkanie traktował jako inwestycję. Z każdym z nich oddzielnie X podpisał umowę przedwstępną i przyjął zaliczkę – 5 proc. wartości mieszkania, czyli 20 tysięcy złotych. I tak wzbogacił się o 100 tysięcy złotych. Oczywiście X nikomu nie powiedział, że równolegle przyjmuje zaliczki również od innych osób. Umowa przedwstępna mówiła, że sprzedaż zostanie sfinalizowana w ciągu miesiąca. Tyle czasu każdemu z klientów zajęły formalności związane z uzyskaniem kredytu.

Wycieczka po kancelariach

Według polskiego prawa, każda sprzedaż nieruchomości musi być poświadczona notarialnie. X umówił się więc z każdym z pięciu chętnych w kancelarii notarialnej. Szkopuł w tym, że ze wszystkimi zainteresowanymi umówił się tego samego dnia, ale... w różnych kancelariach. Podpisywanie aktu notarialnego trwało godzinę do półtorej. Każdy akt notarialny zakładał, że przelew zostanie wykonany jeszcze tego samego dnia na wskazany rachunek bankowy. X dziękował, podawał rękę na pożegnanie i... pędził do kolejnego notariusza. Żaden nie zorientował się, że ma do czynienia z oszustem. – Trudno mieć pretensje do notariusza, że dał się wprowadzić w błąd – mówi radca prawny Bartłomiej Kachniarz. – Notariusz ma obowiązek wylegitymować każdego, kto podpisuje umowę w jego kancelarii, ale przecież nie może z góry zakładać, że dokument jest sfałszowany.

W tym czasie ofiary pana X jechały do banku, aby zlecić wykonanie przelewu. W ten sposób w ciągu jednego dnia X pięciokrotnie sprzedał to samo mieszkanie. A na przekazanie kluczy z każdym umówił się dwa dni później. Chciał się upewnić, że pieniądze dojdą (taki zapis znalazł się też w dokumencie notarialnym). Potem pozostało mu tylko czekać, aż przelewy zaksięgują się na jego koncie. Istotnie, tego samego i kolejnego dnia na jego rachunek bankowy wpłynęło pięć kwot. Każda po 380 tysięcy złotych.Łącznie z zaliczkami na wszystkich tych nielegalnych transakcjach pan X zarobił dwa miliony złotych.

Mecenas Konstancja Puławska zwraca uwagę, że oszuści działający w ten sposób, doskonale wykorzystują niedoskonałość prawa. Notariusz, przed którym dokonuje się transakcji, ma dwa dni na wykazanie jej w księdze wieczystej przedmiotowej nieruchomości – mówi Puławska. – Jeśli więc właściciel nieruchomości chce oszukać nabywców, to przez dwa dni może prowadzić ich do różnych notariuszy i nie można przez te dwa dni zweryfikować skuteczności sprzedaży. Jak przyznaje Puławska, mechanizmów prawnych pozwalających zabezpieczyć się przed takimi nieuczciwymi sprzedającymi po prostu... nie ma.

Seria niespodzianek

Tylko w jednym przypadku X przekazał klucze do mieszkania. Dostało je młode małżeństwo, które jako pierwsze podpisało akt notarialny. Mieli rachunek w tym samym banku, przelew zlecili trzy godziny po wyjściu z kancelarii, więc pieniądze zaksięgowały się wtedy, gdy oszust wyjeżdżał z kolejnej kancelarii. Młodzi małżonkowie krótko cieszyli się nowym lokum. W sobotę rano (trzy dni po podpisaniu aktu) obudził ich hałas za drzwiami, pukanie i próby wejścia do ich mieszkania. Wtedy mężczyzna wstał i zwrócił uwagę intruzom, aby nie przeszkadzali. Jakie było jego zdziwienie, gdy usłyszał pytanie: „A co pan tu robi?". Okazało się, że to ludzie, którzy kupili to samo mieszkanie i byli zdziwieni, że ktoś tam mieszka. Ich zdziwienie jeszcze się powiększyło, gdy po kilku godzinach na miejsce dotarli kolejni kupcy. Łącznie tego dnia o własność mieszkania pokłóciło się pięć rodzin. Wszyscy zorientowali się, że padli ofiarą oszustwa. Próbowali dodzwonić się do pana X, ale bezskutecznie. Jego telefon nie odpowiadał. Wszyscy zgodnie zadzwonili więc na policję. Funkcjonariusze przyjechali i – po raz pierwszy w swojej karierze – zobaczyli pięć aktów notarialnych podpisanych tego samego dnia na sprzedaż pięciu różnym osobom tego samego mieszkania. Wystawieni do wiatru ludzie, zamiast cieszyć się piękną sobotą, pojechali na policję składać zeznania.

Dla policjantów stało się jasne, że sprawcą oszustwa jest pan Y. Wszak to jego dane widniały na wszystkich aktach notarialnych i w księdze wieczystej mieszkania. Poszukiwania pana Y nie trwały długo. Po pierwsze dlatego, że jeden z sąsiadów utrzymywał z nim bliski kontakt i szybko podał funkcjonariuszom jego nowy adres. Po drugie: pan Y wcale się nie ukrywał. Był bardzo zaskoczony, gdy w progu jego domu stanęli policjanci, kazali mu się ubierać i natychmiast pójść z nimi. Żadne tłumaczenie nie pomogło. Pan Y z kajdankami na rękach pojechał do izby zatrzymań.

Podczas przesłuchania zeznał, że dwa i pół miesiąca wcześniej wynajął mieszkanie panu X. Wskazał też w domu miejsce, w którym zdeponował umowę. Funkcjonariusze pojechali tam i natychmiast ją zabezpieczyli. Potem doszło do „okazania", czyli przedstawienia podejrzanego poszkodowanym w taki sposób, aby nie widział osób, które go rozpoznają. Tutaj zdziwili się wszyscy. Wszyscy poszkodowani zgodnie przyznawali, że zatrzymany człowiek nie był tym, z którym podpisali umowę i że widzą go po raz pierwszy w życiu. Ponadto Y miał alibi. W dzień, w którym doszło do transakcji u notariuszy, był w Trójmieście na delegacji (potwierdziły to osoby, z którymi się spotykał, i jego kolega z pracy). W tej sytuacji prokurator nie postawił panu Y zarzutów. Y, gdy tylko wyszedł na wolność, popędził do swojego prawnika i kazał mu wystąpić do sądu o unieważnienie wszystkich transakcji.

Tak też się stało. – Zgodnie z Kodeksem cywilnym, czynność prawna sprzeczna z ustawą albo dokonana przez osobę nieuprawnioną jest nieważna – tłumaczy mecenas Puławska.

Bez śladu

Śledczym nie udało się zabezpieczyć rachunku bankowego, na który trafiły pieniądze z nielegalnych transakcji. Okazało się bowiem, że pan X w ten sam dzień, kiedy podpisał transakcje u notariuszy, pojechał do banku, powiedział, że spodziewa się dużych przelewów i poprosił o możliwość podjęcia gotówki w dniu następnym. Tak też się stało. Gdy sprawą zajmowała się policja, konto bankowe było już puste. Dwa miliony złotych zostały wypłacone w gotówce i zniknęły. Wydawało się, że oszusta uda się dopaść dzięki umowie najmu, którą zawarł z panem Y. Wszak znajdowały się tam jego dane. Problem w tym, że i wówczas pan X posługiwał się fałszywym dowodem. Osoba, której dane podał, kilka miesięcy wcześniej zginęła w wypadku samochodowym. Ale i to nie wszystko. Oszust, opuszczając mieszkanie, zamówił firmę sprzątającą, która dokładnie je wyczyściła. Z tego powodu nie udało się zabezpieczyć ani jego odcisków palców, ani żadnych innych tropów. Ślad po X się urwał.

Wielki płacz

Rodzina pana Y przeżyła traumę po tym, jak jego samego wyprowadzono wieczorem w kajdankach (żona musiała skorzystać z opieki psychologa).Mimo to pan Y poniósł najmniejszą szkodę. Musiał bowiem zapłacić tylko prawnikowi, dzięki któremu sąd unieważnił transakcje i mieszkanie pozostało własnością pana Y. Oszukani notariusze musieli tracić czas na składanie zeznań. Jednak prawdziwymi poszkodowanymi są kupcy. Oni wzięli kredyty na spłatę mieszkania i co miesiąc płacą raty. Najwięksi pechowcy będą płacić jeszcze przez 30 lat. Wszyscy marzą o tym, żeby doczekać dnia, kiedy pana X zobaczą w więzieniu. Ale pan X zniknął. Razem z ich pieniędzmi.

Artykuł z 31 nr Angory

Szczerze współczuję ludziom, którzy teraz muszą spłacać raty za coś czego nie mają
Zgłoś
Avatar
dagins 2013-08-15, 9:55
Qbiini napisał/a:

co oni kamer w banku nie mieli, żeby chociaż jego facjatę znaleźć, po momencie wypłaty ?? o_O


Facet był w przebraniu...

Tak, wiem, że łapa rządu sięga daleko, ale nie widzę powodów żeby nie można było wypłacić ze swojego własnego konta swoich wszystkich pieniędzy. Chociaż, za kilka lat... kto wie.
Zgłoś
Avatar
kokos654321 2013-08-15, 9:57 1
Co za brednie, zwłaszcza ta firma sprzątająca, zacierająca odciski palców i usuwająca ślady DNA. Pismaki z "Fakt-u" dają czadu nie powiem...
Zgłoś
Avatar
p0rucznik 2013-08-15, 10:00 1
majstersztyk
Zgłoś
Avatar
McMenel 2013-08-15, 10:18 1
Co do firmy sprzątającej. Po co. Jeżeli masz nieograniczony dostęp do mieszkania spokojnie możesz je wyczyścić tak aby nie pozostawić śladów. Wystarczy odpowiednia sumienność działań. Ba pan X mógłby ograniczyć kontakt z mieszkaniem do absolutnego minimum przez co zacieranie śladów było by jeszcze banalniejsze. Widać iż cały plan miał doskonale obmyślony. Co do banku to można zlikwidować konto i wypłacić całość pieniędzy w gotówce. A to skąd pieniądze i w jakim czasie się znalazły na koncie to nie sprawa banku i nie mają możliwości aby jakkolwiek zareagować poza zawiadomieniem służb. Lecz to dopiero można zrobić po fakcie.
Zgłoś
Avatar
zonik 2013-08-15, 10:29 2
Green_Bastard89 napisał/a:

ale jak wyrobił sobie kurwa mać jego dowód osobisty?? akt urodzenia też mu kurwa dał pan Y ? co za chory kraj kurwa mać jakieś wałki przez nietykalnych ludzi kurwa na uczciwych normalbnych zwyklych ludziach i kurwa hujj w polsce ten slabszy ma zawsze przejebane zawsze. takiego skurwysynstwa to chyba w afryce uswiadczy

i co kurwa mać lata lecą i za kurwa 20 lat też przeczytamy że kurwa ucziciwi ptracili majątki życia bo prawo jest niedopracowane i niedoskonałe, a po to żeby kurwa złodzieje mogli żyć uczciwie? mac po co sa politycy w tym kraju.



Teraz jak wyrabiasz sobie dowód to możesz tam wpisać co chcesz. Podpisujesz tylko oświadczenie o prawdziwości danych i procedura wytwarzania rusza.
Zgłoś
Avatar
defcon1 2013-08-15, 10:30
O kurwa, gościu, pomimo że kawał bezlitosnego skurwysyna, to ma łeb na karku. Żeby tak umiejętnie zrobić w chuja tylu ludzi na tyle kasy, trzeba naprawdę być cwaniakiem.

Co nie zmienia faktu, że połamałbym chujowi ręce i nogi, a oczy wypalił kwasem i wyjebał na śmietnisko.
Zgłoś
Avatar
Szczur22 2013-08-15, 11:12 3
Artysta oszustwa, coś pięknego. Ale i tak skurwiel.
Zgłoś
Avatar
KrólRyszardPierwszy 2013-08-15, 11:52
Kurwa, przed chwilą czytałem o tym w angorze. Trzeba przyznać, że nieźle ich wydymał.
Zgłoś
Avatar
M................f 2013-08-15, 12:41
Albo się zesrałem, albo ten artykuł jebie kupą. Przez czas studiów wynajmowałem 5 różnych mieszkań i nigdy nie byłem w stanie podrobić dokumentu właściciela na tyle, żeby wyruchać bank, a już na pewno sąd. Po pierwsze potrzebowałbym PESEL'u, a żaden człowiek nie poda go osobie prywatnej, jak już to można go żądać od osoby chcącej wynająć mieszkanie, ale jeśli już ktoś był na tyle tępy żeby podać swój PESEL prywatnej, nieznajomej osobie to zostaje jeszcze seria i nr dowodu. Gość, który dorobił się domu pod Warszawą chyba nie jest skończonym kretynem i nie podaje swoich danych na lewo i prawo.
Zgłoś
Avatar
MałeYo 2013-08-15, 12:49
@Masterof

oj zdziwiłbyś się, wielokrotnie w mojej pracy ludzie podawali mi PESEL + numer dowodu przez telefon...
Zgłoś
Avatar
c................r 2013-08-15, 12:52
Masterof napisał/a:

...Gość, który dorobił się domu pod Warszawą chyba nie jest skończonym kretynem i nie podaje swoich danych na lewo i prawo.


Przeczytaj jeszcze raz to zdanie, a potem napisz co z niego wywnioskowałeś?
Zgłoś
Avatar
M................f 2013-08-15, 12:53
MałeYo napisał/a:

@Masterof

oj zdziwiłbyś się, wielokrotnie w mojej pracy ludzie podawali mi PESEL + numer dowodu przez telefon...



Jak ktoś dajmy na to z banku do mnie dzwoni to wiadomo, że mozna podać, ale nie osobie prywatnej.
Zgłoś
Avatar
Najlepszy_na_świecie 2013-08-15, 12:54
Gdzie Wy żyjecie? 100 tys. przelewu to codzienność dla banku. Byle mała, kilkuosobowa firma handlowa ma w obrocie takie kwoty i są wpłacane, wypłacane, przelewane. Nikt temu się szczegółowo nie przygląda, bo sparaliżowałoby to pracę i banku i klientów. Już pomijam zablokowanie środków na wpłaty, gdyby okazały się potem legalne. Bank miałby wielu dobrych klientów mniej.
Zgłoś
Avatar
ocwpzw 2013-08-15, 13:05
@Masterof, w co drugim papierku podajesz wszystkie dane niemalże, seria i numer dowodu czy PESEL to nic. We wniosku o zakup ratalny jebanej pralki czy lodówki podajesz to wszystko, a także nazwisko panieńskie matki czy inne bzdury, a kto przyjmuje te dane? No jakiś koleś, nie znasz go więc skąd możesz wiedzieć co zrobi z tymi danymi? Totalna inwigilacja to jak pstryknięcie palcami teraz, wystarczy chcieć. Idź do jakiegokolwiek urzędu, albo zarejestruj się jako bezrobotny- tony papierów do wypełnienia a w każdym PESEL, NIP seria i nr dowodu, wydany przez, bla bla bla... wystarczy, że ktoś zajrzy ci przez ramię i zobaczy co tam skrobiesz.
Zgłoś
Avatar
MałeYo 2013-08-15, 13:14
Tyle, że ja nie byłem pracownikiem banku nigdy, tylko pośrednikiem nieruchomości, dzwoniłem rozmawiałem, dogadywałem warunki umowy i dla tych, którzy nie chcieli/ nie mieli czasu się spotykać lub wypełniać mi druku i przesłać mailem prosiłem o podanie danych osobowych, tylko jedna osoba mi tego odmówiła a tak to wszyscy jak leci. A nikomu nie przyszło do głowy, żeby faktycznie sprawdzić kim ja jestem i co robię.
Zgłoś
Przejdź to ostatniego posta w temacie