Jestem ratownikiem medycznym. Dostałem dzisiaj wezwanie z dyspozytorki do dwóch najebanych mężczyzn. Myślimy - wezwanie, jak wezwanie, pewnie najebali się, któryś się przewrócił. Jak myśleliśmy tak było, jednak jeden z waćpanów leżał idealnie ułożony, pozycja boczna bezpieczna, zero zagrożenia życia, no prawie... Przyjeżdżamy, patrzymy, a koleś zgon od około 3-5 minut. Okazało się, że najebany jak meserszmit typ zabezpieczył okolicę, ułożył swojego kompana w idealną pozycję, a głowę włożył do kałuży. Koleś utopił się w 2cm wody. Mina kolesia bezcenna, nasza zresztą też. Może nie powinienem się z tego śmiać, ale niestety mam tutaj konto już jakiś czas. Myślę jednak, że powinna to być idealna przestroga dla dzieciaczków w wieku gimnazjalnym, którzy często zostawiają "przyjaciół" samych sobie pomimo tego, że ich stan przypomina marchewkę w rosole.
Ot taka historyjka.
Ot taka historyjka.