18+
Ta strona może zawierać treści nieodpowiednie dla osób niepełnoletnich.
Zapamiętaj mój wybór i zastosuj na pozostałych stronach
Główna Poczekalnia (6) Soft Dodaj Obrazki Filmy Dowcipy Popularne Forum Szukaj Ranking
Zarejestruj się Zaloguj się
📌 Wojna na Ukrainie - ostatnia aktualizacja: Dzisiaj 0:57
📌 Konflikt izrealsko-arabski - ostatnia aktualizacja: Dzisiaj 0:05


Na desce rozdzielczej luksusowego Mercedesa ML zapalił się komunikat: awaria oświetlenia, który następnie uporczywie włączał się po każdym uruchomieniu silnika

Po dłuższym poszukiwaniu usterki właściciel doszedł do wniosku, że przyczyną alarmu jest... lampka podświetlenia gniazda zapalniczki. Błahostka, można by ją zignorować zupełnie, gdyby nie natarczywe ostrzeżenia systemu. Właściciel pojechał więc do serwisu i poprosił o wymianę przepalonej żaróweczki.

Doradca serwisowy stropił się i zaczął tłumaczyć klientowi, że to nie takie proste. Żaróweczka bowiem jako osobna część... nie występuje. Trzeba zamówić moduł gniazda zapalniczki, ale wcześniej należy się upewnić, że wina leży po jego stronie. Auto podpięto więc pod komputer, który wykazał to, co właściciel podejrzewał od początku: przepaliła się żaróweczka podświetlenia.

Odpowiednią część zamówiono i podczas kolejnej wizyty wymieniono. W sumie rachunek wyniósł 500 zł. Do tego dwie wizyty w warsztacie, ale przecież na biednego nie trafiło.

Gorzej, że niespodzianki serwisowe coraz częściej spotykają mniej zamożnych właścicieli samochodów. W biurach konstrukcyjnych, nawet w czasach kryzysu, rosną w siłę działy odpowiedzialne za staranne planowanie usterek i kosztów napraw naszych aut. Podobnie pęcznieją komórki do spraw oszczędzania na kosztach produkcji. Nie chodzi bowiem o to, by samochody były wieczne, bo to dla producentów żaden interes, ale żeby zaczęły się psuć w odpowiednim czasie i aby koszty ich obsługi zachęcały do regularnej wymiany starych modeli na nowsze. Wypracowano zatem cały katalog sposobów, na które, szczególnie w Polsce, znaleziono jeszcze bogatszy wachlarz kontrsposobów.

Sposób 1: łączenie w całość - Zamiast sprzedawać malutki element, który się łatwo psuje i równie łatwo się wytwarza (także przez producentów zamienników), zaczęto łączyć wiele elementów w jeden. Robią to firmy, które jeszcze do niedawna słynęły z przemyślanych, łatwo naprawialnych konstrukcji.

Przykładowo Mercedes klasy A: przepływomierz (malutki i niedrogi czujnik „liczący” ilość powietrza zasysanego przez silnik) zintegrowano z kosztownym sterownikiem silnika i zatopiono w plastikowej obudowie. A gdzie umieścić delikatną elektronikę? Najlepiej na drgającym, gorącym silniku! Jeśli się zepsuje, o co nietrudno, właściciel, który się zgłosi do firmowego serwisu, zapłaci kilka tys. zł za wymianę całego podzespołu. Jeżeli wykaże się czujnością, uda się do warsztatu „złotej rączki”, gdzie uszkodzony element mechanik wydłubie, wymieni na podobny i całość sklei lub na powrót zgrzeje, co pozwoli mu zarobić 1,5 tys. zł, a klientowi zaoszczędzić 3,5 tys. zł.

Niektóre elektroniczne części skutecznie zabezpiecza się przed tanią naprawą poza firmowym serwisem. Przykład (znów ten Mercedes!): automatyczna przekładnia do klasy A ma w środku malutki sterownik połączony z elementem wykonawczym. Jeśli się zepsuje, należy zamówić odpowiedni (tylko w sklepie firmowym) – dopasowany do numeru nadwozia. Zestaw przychodzi do sklepu albo „pusty”, albo już z oprogramowaniem. Jeśli jest „załadowany” (droższy), można go po prostu założyć. Jeśli nie, w ASO dograją program. Tak czy inaczej – zapłacisz za naprawę 4 tys. zł!

O ile jeszcze mechaniczne awarie przekładni naprawia się łatwo poza autoryzowanym serwisem, co pozwala uniknąć kupna nowej skrzyni (kosztuje majątek!), o tyle z tego typu elektroniką jest problem. Wielu producentów pojazdów z automatycznymi lub zautomatyzowanymi przekładniami chowa w nich zawodną elektronikę. Nie dałoby się takich rzeczy uprościć, podzielić i sprawić, by naprawa np. kilkuletniego Opla Corsy kosztowała mniej niż połowę wartości auta?

Albo turbosprężarka połączona z kolektorem wydechowym w silniku Forda 1.8 TDCi: jej cena jest prawie dwa razy wyższa niż turbiny, którą można odkręcić i zachować stary kolektor. Nie dało się zrobić dwóch elementów zamiast jednego?

Można zrozumieć – ze względu na koszty produkcji – konieczność montażu modułowego w fabryce, jednak brak dostępu do niektórych drobnych elementów jako części zamiennych trzeba tłumaczyć wyłącznie próbą wyłudzenia pieniędzy za rozbudowane podzespoły. W tym miejscu warto „wyróżnić” firmę Opel, która w specjalny sposób traktuje użytkowników kilkuletnich aut tej marki. Np. czujnik położenia przepustnicy do Vectry C 2.2 DTI, rzecz zawodna, ale prościutka w budowie i tania w produkcji (wartość – najwyżej 20 zł), sprzedawana jest od jakiegoś czasu wraz z całym korpusem przepustnicy.

Koszt bez wymiany: prawie 1800 zł! A przecież sam czujnik – wart, jak wspomniano, ok. 20 zł (użytkownicy wspominają z rozrzewnieniem wstrzymaną przez wytwórcę tej części sprzedaż samych czujników po 500 zł!) – daje się wymontować i z powrotem założyć. Obecnie nie ma innego wyjścia: trzeba iść do Opla.

Sposób 2: niech się zgniecie! - Jeśli coś zniszczy się w wyniku wypadku lub choćby drobnej stłuczki, nie wolno za to winić producenta! „Trzeba było nie rozbijać” – powie inżynier, ale nie przyzna, że coraz częściej auta są z premedytacją konstruowane w taki sposób, aby kolizje powodowały jak największe straty. Dlatego drogie rzeczy trafiają do przestrzeni pomiędzy przednimi błotnikami a plastikowym nadkolem albo we wnękę pod zderzakiem.

W niektórych modelach Opla Astry lub w Fordach Focusach w miejscu najbardziej narażonym na zgniecenie pochowane są sterowniki silnika. W Focusie wykorzystano też drugi błotnik – tam znajduje się elektryczna pompa wspomagania kierownicy. Niewielki „dzwon” spowoduje uszkodzenie zderzaka, błotnika, reflektora, komputera silnika i, jak dobrze pójdzie, także wiązki elektrycznej. To wystarczy, aby wysłać na złom prawie nowe auto.

Sposób 3: nietypowe śruby - Jakie techniczne uzasadnienie ma stosowanie śrub z nietypowym łbem, do których nie pasuje żaden z kluczy dostępnych w wolnej sprzedaży? Żadne! Ma to jednak sens ekonomiczny. Użytkownik nie naprawi samochodu sam, choćby nawet wiedział, jak się to robi. Warsztat, który trafi na taką przeszkodę, nie poradzi sobie z problemem, jeśli nie kupi (oczywiście, dostępnego w ASO) specjalnego klucza, który kosztuje o wiele więcej niż podobne narzędzie służące do odkręcania typowych śrub. Nie każdemu się to opłaca.

Na szczęście w polskich warsztatach dorabia się klucze do śrub niewymiarowych. Specjalne narzędzia „gubią się” też w warsztatach autoryzowanych.

Niektóre prywatne warsztaty kupują też oryginalne przyrządy. W przypadku większości aut, na które kończy się gwarancja, niezależne serwisy są już w pełni przygotowane na ich przyjęcie, choć oczywiście to przygotowanie generuje koszty, które potem dolicza się klientom do rachunku. Dlaczego np. w nowej Octavii śruba chroniąca dostęp do łożysk tylnych piast ma kształt podobny do zwykłego „torksa”, ale jeden rozmiar jest ciut za duży, a kolejny o włos za mały? Nawet rozmiar calowy nie pasuje!

Mechanicy bez narzędzi radzą sobie: „powiększają” mniejszy klucz blaszką z puszki od piwa, a z czasem dorabiają specjalne klucze. Puszka od piwa nie pomoże jednak przy bardziej skomplikowanych naprawach, jak choćby wymiana paska rozrządu w silniku 2.0 TDI 16V w VW Passacie. Ta rutynowa na pozór czynność wymaga użycia sześciu specjalnych narzędzi, a sama instrukcja serwisowa po czterech zdaniach zniechęci 80 proc. mechaników. Komfort pracy na podstawie własnego doświadczenia poprawia fakt, że naprawia się nie swoje, a cudze auto, a operację – rzeczywiście dość skomplikowaną – tak się wyceni, że wynagrodzi to wszelki trud.

Gdzie te czasy, gdy średnio wprawny, domorosły mechanik potrafiący odczytać znaki na kole pasowym mógł wymienić pasek rozrządu pod domem?

Sposób 4: brak dostępu - Na taśmie montażowej samochody składa się z modułów. Im są one większe, tym praca idzie szybciej i ryzyko, że niedoświadczony robotnik coś zepsuje, staje się mniejsze. O ile jednak kiedyś każdy konstruktor brał pod uwagę, że wszystko się psuje, i myślał, czy uda się narażone na usterki części łatwo wymienić, o tyle teraz często bierze górę kwestia: czy można to łatwo złożyć w fabryce? Efekty? Żeby wymienić rozrusznik, pompę wody lub alternator (znów kłania się Mercedes klasy A), często najlepiej wyjąć silnik. Z tych samych względów w wielu samochodach wymienia się paski osprzętu i inne części eksploatacyjne „na zapas” przy okazji innych napraw. Wiadomo: najdrożej kosztuje robocizna. Ale tak czy inaczej, zapobiegliwość użytkowników też nie jest tania.

Sposób 5: elektronika i komplikacje - Żeby zbudować jeszcze szybsze, jeszcze bardziej komfortowe, oszczędne, a jednocześnie bardziej wysilone konstrukcje, auta „faszeruje się” wyrafinowaną, lecz niestety nietrwałą technologią. Winni są po części klienci oczekujący cudów, winni jesteśmy my, gdy punktujemy każdy niedopracowany detal. Wymagajmy jednak także trwałości! A tymczasem diesle, dawniej prawie niezniszczalne, dziś po kilkudziesięciu tys. km „padają” na dwumasowe koła zamachowe, które są traktowane przez producentów jako elementy eksploatacyjne, choć nimi nie są.

Naprawa rozlatujących się sprzęgieł to wydatek nawet kilku tys. zł. Należałoby albo lepiej przemyśleć to rozwiązanie, albo przynajmniej zapewnić dostęp do tanich części zamiennych. Tymczasem tylko producenci zamienników proponują opcje zastępcze o zupełnie innej konstrukcji, które jednak obniżają komfort i niszczą skrzynie biegów.

Podobnie nietrwałe są wtryskiwacze dawkujące paliwo kilkakrotnie w ciągu jednego obrotu wału korbowego, czyli wykonujące nawet 20-30 tys. operacji na minutę pracy! To zapewnia jedwabistą pracę wysilonego diesla, ale musi się psuć! Dla producenta ważne, aby wtryskiwacze dotrwały choć do końca gwarancji. Tymczasem coraz częściej się to nie udaje! Niektórzy wytwórcy mają obecnie wielki kłopot: co zrobić z dziesiątkami tysięcy zepsutych aut? Za kilka lat ten sam problem sprawi, że mało zużyte luksusowe auta każdy będzie mógł kupić za bezcen.

Jest to tym bardziej prawdopodobne, że już dziś niektórzy producenci aut nie sprzedają oprogramowania do nich na płytach CD, lecz jedynie zapewniają dostęp online warsztatom, które wykupią licencję. Tak jest szybciej, aktualniej i... drożej!

Sposób 6: rozmnażanie wersji - Coraz częściej elementy, które dawniej każdy mógł sobie dobrać na szrocie, są – bez fachowej pomocy – niedobieralne. W jednym modelu występują różne rozwiązania w tym samym podzespole, i to nawet w samochodach z tego samego roku i z takim samym silnikiem.

Nie bez powodu niektórzy producenci wymalowują farbą kod pod maską aut, np. na kielichu kolumny resorującej. Ten kod może być potrzebny podczas zamawiania części, gdy sam numer nadwozia (specjalność np. pojazdów koncernu PSA) nie wystarczy. Co się stanie, jeśli kod został zamalowany? Pozostaje przed zamówieniem części wymontować starą, aby mieć ją na porównanie. To kłopot, ale nie dla producenta.

Co z tego, że naprawa skrzyni biegów małego kilkuletniego autka kosztuje 10 tys. zł, podczas gdy jest ono warte 20 tys. zł? Nie chcesz, nie naprawiaj! Na razie zwykle udaje się znaleźć niezależne warsztaty oferujące tańsze i lepsze rozwiązania. Tylko jak długo jeszcze takie warsztaty będą nadążać za „technologią utrudniania napraw”? Odpowiedź na to pytanie jest warta dużo pieniędzy.

Całość zerżnięta z: Tutaj
Zgłoś
Avatar
bachmaybach 2013-05-09, 22:33
A ja śmigam sobie Mercedesem w202 C220D z 95 r i sobie chwalę. Sam silnik, mimo, że ma za sobą ponad 360 000 km, pracuje jak żyleta. Jedyna awaria: wyskakująca jedynka, 800 PLN. No i ta blacharka
Zgłoś
Avatar
logg444 2013-05-09, 22:37 6
Możecie mnie zniechęcać i chuj, ale na razie, sensem życie mojego, a także mojego kolegi, jest założenie firmy, która bedzie robić porządne POLSKIE samochody. Może to marzenie ściętej głowy, ale tylko to pcha mnie przez kolejne stopnie nauki, a także podtrzymuje nadzieje, że nie mam zamiaru spierdolić z naszego kochanego kraju, bo są rzeczy ważniejsze niż kasa. Poczekajcie, jeszcze z 10 lat, oby się udało ;D
Zgłoś
Avatar
Redrus 2013-05-09, 22:49
Ostatnio miałem coś w podobie do zdarzeń opisanych wyżej.
Mam audi a4 b5 kombi. Rocznik 1997. Jakoś w lutym wyjeżdżając z domu nacisnąłem hamulec (jest to automat) i coś strzeliło. Nie zrobiłem sobie nic z tego (nie znalem sie wowczas na samochodach) i pojechałem tam gdzie musiałem. Hamulce nie działały, ale dałem radę. Okazało sie, że poszedł przewód hamulcowy. No to dyla do mechanika - niech robi. Dzień - gotowe! Przewód wymieniony i jest git. No nie na długo. Po tygodniu użytkowania wracam sobie od dziewczyny elegancko samochodzikiem, niby nie ślisko, ale 20 metrów przed skrzyżowaniem zaczynam hamować, a tu jebudu i poszło znowu. Samochody z obu stron jadą, a ja na podporzadkowanej. Bardzo blisko i byłby materiał na harda. Ratując się wbiłem się w zaspę. Pojechałem znowu do innego mechanika i wymienił wszystko w układzie hamulcowym. Zapłaciłem sowicie, ale póki co wszystko w jak najlepszym porządku. Nie dajcie się w chuja robić!!
Zgłoś
Avatar
recek18 2013-05-09, 22:54
Artykuł mocno naciągnięty, ktoś nie ma wiedzy co to są procesy produkcyjne, redukcja kosztów i z jakimi procesami się to wiąże.
Jest niby kryzys to każdy próbuje się jakoś ratować to jedna rzecz. Kolejne to czysta ekonomia. Kilent na lini produkcyjne wkłada jedną rzecz nie pięć, które musiałby zakładać kolejne osoby = redukcja stanowisk. Niska jakość podzespołów elektronicznych? Wszystkie część elektroniczne produkowane na całym świecie mają to do siebie że lubią się spierdolić nie wiadomo dlaczego. O ile silnik można zrobić idealny jak w przypadku merola to niestety gówien od sterowania jakiegoś innego sterownika który steruje innym już nie. Że jedno z drugim łączą? Ograniczenie procesów, zwiększenie kosztów serwisowych czyli dodatkowa kasa za części i inne takie.
Zgłoś
Avatar
Ant1984 2013-05-09, 22:55 2
@logg444
Nie chcę nic mówić, ale jeśli Twoja firma będzie prosperować, to albo ją wykupią żydzi, albo "dziwnym trafem" upadnie.
Już były takie przypadki, że szybko rozwijająca się Polska firma (bodajże produkowała narzędzia) upadła, bo właściciela podawali do sądu - non stop i o byle co. Każdą rozprawę wygrywał, ale przez to nie mógł zajmować się własną działalnością. Zniszczyli go. Bo Polska nie może mieć nic swojego. Polska nie może być mocna.
Nie zniechęcaj się. Trzymam kciuki, Żeby Ci się udało
Zgłoś
Avatar
merh 2013-05-09, 23:07
a ja z tego gówna na kołach zyje i ciesze sie,jak sie wam te burakowozy psują. Sam woże sie trupem z połowy lat 90 i nie robie w nim nic,mimo tego,ze posiada pełną elektryke i inne pierdoły. Nie ma w nim po prostu elektroniki,silnik jest benzynowy,zawieszenie to klasyczna honda tamtych lat. O pastuchach 1.9 i 2.0 moge wiersze pisać,grupa PSA też daje pole do popisu jesli chodzi o wyciaganie kasy z klienta. Juz teraz nadchodzi fala rozpieprzonych turbin i w szczegolnosci koł dwumasowych,ktore pojeby zastepują sztywnym kołem zamachowym. Szczesliwej drogi...do urwania wału na 3-cim garze,ewentualnie rozkurwienia skrzyni (własnie lepie taką t5 1,9)
Zgłoś
Avatar
adresikpuma 2013-05-09, 23:46
do kolekcji podam bmw e90 2.0d silnik m47 urywają się klapki w kolektorze,poprawiony silnik to n47 od 2008r-urywają się łańcuchy rozrządu co ciekawe umiejscowione z tyłu silnika tak aby wymienic trzeba wyciągnąć silnik koszt ok 10000 a za 5 000 kupi się spokojnie drugi silnik caly:D
O turbinach,pękajacych blokach nie wspomne
Zgłoś
Avatar
kamik306 2013-05-09, 23:50 1
masterstcs napisał/a:

pierwszy artykuł na tej stronie który przeczytałem od deski do deski i jest to w 100% prawda.

To co jest opisane w tym temacie można spotkać w każdym samochodzie produkowanym od lat 2000 wzwyż. To właśnie od tej pory koncerny zaczęły tak bardzo ze wszystkim kombinować...a najbardziej tak jak było opisane wyżej koncerny francuskie i Ford. Dlatego też powiedzenie "żadnych aut na F czyli fiatów fordów i francuzów" nie wzięło się z bylekąd.
Dosłownie w prawie każdym aucie wyprodukowanym w XXI wieku można wymieniać takie oto wymysły inżynierów.
Jako że mam z tym stały kontakt poniżej zamieszczam auta których miesięcznie obrobimy najwięcej na typowe i kosztowne naprawy:

- Francuzy, Fordy i Fiaty z silnikiem 1.6 HDI/Multijet -> Notorycznie padające turbo, rozszczelnianie wtrysków, spory problem ze sprzęgłami i elektroniką silnika.
- Boxery, Jumpery, Ducato od 2006 wzwyż silniki 2.2 i 3.0 hdi - padające dwumasy nawet przy 80000km, umierająca elektronika silnika, padające skrzynie biegów(szczególnie 6-biegowe)
- Skoda Fabia 1.2 HTP - dzwoniące a czasem przestawiające się łańcuchy rozrządu nawet przy śmiesznie niskich przebiegach, padające elektronika głównie jeśłi chodzi o wiązki oświetlenia itp.
- Fiat grande punto - np 1.4 żeby wymienić osuszacz klimy należy wymienić CAŁĄ chłodnicę
- FOrdy Mondeo i Focusy - łożyska koła to całe piasty kosztujące po min.400zł za sztukę.
- Peugeot 308 - tylne tarcze hamulcowe zintegrowane z piastą czyli też koszt od 400 za sztukę

a to tylko kropla w morzu..



Akurat jeżdżę francuzami od lat, również 1,6 hdi parę latek mam. Jakoś oleju nie bierze, nic się nie rozszczelnia. bardzo dziwne.

Boxery, Jumpery i Ducato to tak naprawdę Ducato, nie napisałeś najważniejszego- fiatowska elektryka totalnie siada. To samo się tyczy Fiorino/ Nemo/ Bipper.

Tarcze 400zł/szt. przykra sprawa, w moim Berlingo też to jest, ale to wydatek raz na 120 000km? Jakoś tak, bo właśnie miałem wymianę klocków- pierwszą, a można dorwac za ok. 300zł/szt(małe pocieszenie).

Specami to są niemiaszki w tym wszystkim- cud paszczury z wielowahaczem w chorych cenach, do tego w b6kach rozpadające się silniki. Ostatnio juz nawet o benzynach od VAGa nic dobrego powiedzieć nie można.
Zgłoś
Avatar
bartaz69 2013-05-10, 0:05 2
Słyszałem od majstra, że Mercedes parę lat temu wprowadził taki "bajer" jak licznik naciśnięć na pedał hamulca.
Czyli dajmy na to przykładowo naciśniemy 500 000 razy na hamulec i zapala nam się kontrolka, że mamy udać się do serwisu... jeżeli to zignorujemy, to za jakiś czas autko nam pop. nie odpali, bo komputer zblokuje rozruch.
Wtedy zostaje nam tylko dzwonić i czekać na magika z serwisu Mercedesa, który podłączy laptopa i w 10 sekund uruchomi silnik aby móc udać się do serwisu i tam zabulić majątek za nowe klocki, tarcze, szczęki i bębny, chociaż nie koniecznie muszą być one w stanie wymagającym wymiany.
Pozdrawiam wszystkich ludzi, którzy myślą, że nowe auta nie są wysłużone i się nie psują
Odbębniam też praktyki w Toyocie i wcześniej Renault oraz Audi i powiem jedno:
NIE MA TAKIEGO ZAWODU JAK MECHANIK ! W TYCH CZASACH POWINNO SIĘ MÓWIĆ NA NAS WYMIENIACZE
Zgłoś
Avatar
faba 2013-05-10, 0:27
Dlatego śmigam dopieszczonymi starszymi autami o które dbam , jak się przepala żarówka , wymieniam żarówkę...

Niedługo będzie tak że jak coś się zjebie to będziemy kupować nowe auto, bo naprawa będzie nieopłacalna. Zresztą już tak jest na innych płaszczyznach.
Zgłoś
Avatar
logg444 2013-05-10, 14:08
@Ant1984
Wiem, że polskie dobre firmy mają przejebane (patrz firma pana Kluski). Jak gadam z wujkami i ojcem, który ma firmę to mówią, że najgorsze w naszym pojebanym systemie nie są wykupienia, podatki etc., tylko brak odpowiedzialności urzędnika, który je ściąga (własnym majątkiem). A kolejna paranoja - niezapłacenie w terminie nie jest przestępstwem gospodarczym (Zajebista rzecz, ty musisz płacić pensje, zus etc. a ktoś cię wyjebał na zamówieniu na np. 300 samochodów i płaci za pół roku. Chcesz odzyskać hajs- proszę bardzo, cywilnia sprawa, firmę na strarty można już spisać) Dla mnie przykładem, i guru jest pan Olszewski- prezes Solarisa (da się!)
Zgłoś
Avatar
kwk222 2013-05-10, 14:34
Ja mam BMW E34 z roku 90 którym tata jeździł na TAXIE a 3 lata temu ja ją przejąłem. I powiem tak..

na ten czas przebieg auta to jakieś milion km dwieście może więcej... wymieniłem w nim silnik oraz skrzynię (olej przy tym przebiegu polubił olej, oraz kompresja spadła na 2 cylindrach, skrzynię załatwił tata), oraz rzeczy które trzeba wymienić olej klocki itp. większych problemów z nim nie ma, elektronika działa ABS, klima szyby itp..klima ostatni raz dobijana chyba z 4-5 lat temu do dziś działa jedynie rdza daje o sobie już znać progów z tył nie ma, ale reszta jest oki pod względem technicznym.

tata kupił model nowszy E39 w TDS w automacie. silnik, skrzynia daje rady, chodź tata nie zbyt oleje wymienia oraz dba. rocznik 97 ale są problemy z elektroniką, nie działa ABS/ASC do dziś nie wiadomo czy czujnik ABS czy sterownik.. jak padnie czujnik ABS w tylnym kole to nic nie działa, ba nawet paliwa dobrze nie pokaże o zmianach biegów nie wspomnę. zawieszenie, przód jak i tył wielo wahaczowe aluminiowe koszt nie wymiany nie maly
Zgłoś
Avatar
pietryna 2013-05-10, 16:37
recek18 napisał/a:

Wszystkie część elektroniczne produkowane na całym świecie mają to do siebie że lubią się spierdolić nie wiadomo dlaczego.


Nie. Części się nie pierdolą. Szczególnie jak się kupi elementy na przykład nie za 1gr tylko za 1,11gr/szt. Ale przy setkach milionów sztuk 10% różnicy w cenie to wartość kosmiczna.

Producenci produkują wszystkie elementy w różnych wersjach. Części podatne na na temperaturę są dogłębnie testowane i jest to wszystko podawane w katalogach. Układy scalone mają różne obudowy i warianty które są przystosowane do innych zakresów temperatur. Wszystko jest podane na tacy.

I tutaj wchodzi inżynier... Jeśli każe się mu wykorzystać tą wiedzę zawartą w notach katalogowych tak aby wybrać jak najlepsze elementy i tak je poukładać w tej przysłowiowej czarnej skrzynce, żeby trwało to jak najdłużej to on to zrobi. Ale każdy kij ma dwa końce. Tą widzę można wykorzystać również w celu zaprojektowania zużycia. Prosty przykład - kondensatory elektrolityczne które nie lubią podwyższonych temperatur (żadna bateria nie lubi a taki kondensator to w skrócie malutka bateria), a montuje się je koło elementów przełączających dużą moc (np. tranzystorów). Gdzie gówno wielkości kciuka (albo i samego jego paznokcia) może z siebie oddać nawet 100-200W mocy czyli grzeje się niesamowicie. No i kondensatorek zgodnie z wykresem po 5000h umiera. Proste jak sranie...

Dlaczego niby stare radia cały czas działają mimo, że energia zużywana na grzanie była w nich wielokrotnie większa niż obecnie?
Zgłoś
Avatar
bezimiennytroll 2013-05-10, 19:36
Osobiście wolę rower od auta. Zdecydowanie taniej wychodzi, naprawiam prawie wszystko sam, nie trzeba lać benzyny, zdrowiej, po mieście szybciej niż autem bo w korkach nie stoję itp. co prawda zimą ciężko ale idzie się przyzwyczaić. Mam prawko i wiem z czego rezygnuję zamieniając silnik na własne nogi.
Zgłoś
Avatar
stud3nt 2013-05-10, 22:36
Tabernak napisał/a:



W124 w dobrym stanie kosztuje około 15-20 tyś I takim samochodem żal jeździć, bo to już klasyk. Możesz wyjaśnić dlaczego przygoda z blacharzem dyskwalifikuje auto? Moim zdaniem to nie problem. Grunt aby układ napędowy, zawieszenie i podłoga były zdrowe. Buda może mieć swoje niedostatki.

A 2.5 TDi, z tego co mi się wydaje, w wersji R5 występował tylko w vanach VW, a Audi jako "prestiżowe" miało V6. I ten V6 jest patologiczny niezależnie od sposoby użytkowania. Wada konstrukcyjna i tyle. Jeśli pamięć nie myli, wałki rozrządu się wycierają i rozwala rozrząd. Po lifcie go dopiero poprawili.



15-20tyś za dobry egzemplarz to bardzo dobra cena. Pojeździ sobie 2-3x tyle, co dzisiejszy fabrycznie nowy plastikowy rupieć, a przy tym koszty eksploatacji i napraw będą śmiesznie niskie.

Niestety, każdy egzemplarz, jaki oglądałem, był zdrowo 'nadjedzony', albo strasznie zapuszczony. Chociaż W124 to solidny wóz, to jednak nawet jego można zajeździć.

Audi miało niezniszczalnego rzędowego R5 2,5TDi - 140KM. Zobacz sobie na jakimkolwiek portalu ogłoszeniowym. V6 to zupełnie inna konstrukcja - jeśli był bardzo zadbany, to trochę pojeździ. Jeśli nie - nie ma przebacz, skarbonka. W ogóle wycierające się wałki to powszechny model niektórych modeli Audi - m.in. 3,3TDi z A8 też ma ten problem.

subsea napisał/a:


Ja akurat mam jednego, ale na razie nie sprzedaję. Jak szukasz 124 to najlepiej odpuścić e-klasę, od tego modelu/liftingu już się trochę chińszczyzny pojawiło i gniją na potęgę, mój 90 rocznik i zero rdzy, ale i w tych latach różnie można znaleźć. Na pocieszenie powiem, że model e-klasy z 2007 niebity i z małym przebiegiem również może mieć problemy z rdzą



W mojej byłej firmie jeździły dwa mercedesy E300 TD (wolnossący) i E320CDi (wiadomo). E320 prawie cały czas na warsztacie, aż w końcu wkurwiony szef sprzedał go w diabły. Drugi - bez większych problemów.
Zgłoś
Przejdź to ostatniego posta w temacie