18+
Ta strona może zawierać treści nieodpowiednie dla osób niepełnoletnich.
Zapamiętaj mój wybór i zastosuj na pozostałych stronach
Główna Poczekalnia (6) Soft Dodaj Obrazki Filmy Dowcipy Popularne Forum Szukaj Ranking
Zarejestruj się Zaloguj się
📌 Wojna na Ukrainie - ostatnia aktualizacja: Dzisiaj 0:57
📌 Konflikt izrealsko-arabski - ostatnia aktualizacja: Dzisiaj 0:05


Na desce rozdzielczej luksusowego Mercedesa ML zapalił się komunikat: awaria oświetlenia, który następnie uporczywie włączał się po każdym uruchomieniu silnika

Po dłuższym poszukiwaniu usterki właściciel doszedł do wniosku, że przyczyną alarmu jest... lampka podświetlenia gniazda zapalniczki. Błahostka, można by ją zignorować zupełnie, gdyby nie natarczywe ostrzeżenia systemu. Właściciel pojechał więc do serwisu i poprosił o wymianę przepalonej żaróweczki.

Doradca serwisowy stropił się i zaczął tłumaczyć klientowi, że to nie takie proste. Żaróweczka bowiem jako osobna część... nie występuje. Trzeba zamówić moduł gniazda zapalniczki, ale wcześniej należy się upewnić, że wina leży po jego stronie. Auto podpięto więc pod komputer, który wykazał to, co właściciel podejrzewał od początku: przepaliła się żaróweczka podświetlenia.

Odpowiednią część zamówiono i podczas kolejnej wizyty wymieniono. W sumie rachunek wyniósł 500 zł. Do tego dwie wizyty w warsztacie, ale przecież na biednego nie trafiło.

Gorzej, że niespodzianki serwisowe coraz częściej spotykają mniej zamożnych właścicieli samochodów. W biurach konstrukcyjnych, nawet w czasach kryzysu, rosną w siłę działy odpowiedzialne za staranne planowanie usterek i kosztów napraw naszych aut. Podobnie pęcznieją komórki do spraw oszczędzania na kosztach produkcji. Nie chodzi bowiem o to, by samochody były wieczne, bo to dla producentów żaden interes, ale żeby zaczęły się psuć w odpowiednim czasie i aby koszty ich obsługi zachęcały do regularnej wymiany starych modeli na nowsze. Wypracowano zatem cały katalog sposobów, na które, szczególnie w Polsce, znaleziono jeszcze bogatszy wachlarz kontrsposobów.

Sposób 1: łączenie w całość - Zamiast sprzedawać malutki element, który się łatwo psuje i równie łatwo się wytwarza (także przez producentów zamienników), zaczęto łączyć wiele elementów w jeden. Robią to firmy, które jeszcze do niedawna słynęły z przemyślanych, łatwo naprawialnych konstrukcji.

Przykładowo Mercedes klasy A: przepływomierz (malutki i niedrogi czujnik „liczący” ilość powietrza zasysanego przez silnik) zintegrowano z kosztownym sterownikiem silnika i zatopiono w plastikowej obudowie. A gdzie umieścić delikatną elektronikę? Najlepiej na drgającym, gorącym silniku! Jeśli się zepsuje, o co nietrudno, właściciel, który się zgłosi do firmowego serwisu, zapłaci kilka tys. zł za wymianę całego podzespołu. Jeżeli wykaże się czujnością, uda się do warsztatu „złotej rączki”, gdzie uszkodzony element mechanik wydłubie, wymieni na podobny i całość sklei lub na powrót zgrzeje, co pozwoli mu zarobić 1,5 tys. zł, a klientowi zaoszczędzić 3,5 tys. zł.

Niektóre elektroniczne części skutecznie zabezpiecza się przed tanią naprawą poza firmowym serwisem. Przykład (znów ten Mercedes!): automatyczna przekładnia do klasy A ma w środku malutki sterownik połączony z elementem wykonawczym. Jeśli się zepsuje, należy zamówić odpowiedni (tylko w sklepie firmowym) – dopasowany do numeru nadwozia. Zestaw przychodzi do sklepu albo „pusty”, albo już z oprogramowaniem. Jeśli jest „załadowany” (droższy), można go po prostu założyć. Jeśli nie, w ASO dograją program. Tak czy inaczej – zapłacisz za naprawę 4 tys. zł!

O ile jeszcze mechaniczne awarie przekładni naprawia się łatwo poza autoryzowanym serwisem, co pozwala uniknąć kupna nowej skrzyni (kosztuje majątek!), o tyle z tego typu elektroniką jest problem. Wielu producentów pojazdów z automatycznymi lub zautomatyzowanymi przekładniami chowa w nich zawodną elektronikę. Nie dałoby się takich rzeczy uprościć, podzielić i sprawić, by naprawa np. kilkuletniego Opla Corsy kosztowała mniej niż połowę wartości auta?

Albo turbosprężarka połączona z kolektorem wydechowym w silniku Forda 1.8 TDCi: jej cena jest prawie dwa razy wyższa niż turbiny, którą można odkręcić i zachować stary kolektor. Nie dało się zrobić dwóch elementów zamiast jednego?

Można zrozumieć – ze względu na koszty produkcji – konieczność montażu modułowego w fabryce, jednak brak dostępu do niektórych drobnych elementów jako części zamiennych trzeba tłumaczyć wyłącznie próbą wyłudzenia pieniędzy za rozbudowane podzespoły. W tym miejscu warto „wyróżnić” firmę Opel, która w specjalny sposób traktuje użytkowników kilkuletnich aut tej marki. Np. czujnik położenia przepustnicy do Vectry C 2.2 DTI, rzecz zawodna, ale prościutka w budowie i tania w produkcji (wartość – najwyżej 20 zł), sprzedawana jest od jakiegoś czasu wraz z całym korpusem przepustnicy.

Koszt bez wymiany: prawie 1800 zł! A przecież sam czujnik – wart, jak wspomniano, ok. 20 zł (użytkownicy wspominają z rozrzewnieniem wstrzymaną przez wytwórcę tej części sprzedaż samych czujników po 500 zł!) – daje się wymontować i z powrotem założyć. Obecnie nie ma innego wyjścia: trzeba iść do Opla.

Sposób 2: niech się zgniecie! - Jeśli coś zniszczy się w wyniku wypadku lub choćby drobnej stłuczki, nie wolno za to winić producenta! „Trzeba było nie rozbijać” – powie inżynier, ale nie przyzna, że coraz częściej auta są z premedytacją konstruowane w taki sposób, aby kolizje powodowały jak największe straty. Dlatego drogie rzeczy trafiają do przestrzeni pomiędzy przednimi błotnikami a plastikowym nadkolem albo we wnękę pod zderzakiem.

W niektórych modelach Opla Astry lub w Fordach Focusach w miejscu najbardziej narażonym na zgniecenie pochowane są sterowniki silnika. W Focusie wykorzystano też drugi błotnik – tam znajduje się elektryczna pompa wspomagania kierownicy. Niewielki „dzwon” spowoduje uszkodzenie zderzaka, błotnika, reflektora, komputera silnika i, jak dobrze pójdzie, także wiązki elektrycznej. To wystarczy, aby wysłać na złom prawie nowe auto.

Sposób 3: nietypowe śruby - Jakie techniczne uzasadnienie ma stosowanie śrub z nietypowym łbem, do których nie pasuje żaden z kluczy dostępnych w wolnej sprzedaży? Żadne! Ma to jednak sens ekonomiczny. Użytkownik nie naprawi samochodu sam, choćby nawet wiedział, jak się to robi. Warsztat, który trafi na taką przeszkodę, nie poradzi sobie z problemem, jeśli nie kupi (oczywiście, dostępnego w ASO) specjalnego klucza, który kosztuje o wiele więcej niż podobne narzędzie służące do odkręcania typowych śrub. Nie każdemu się to opłaca.

Na szczęście w polskich warsztatach dorabia się klucze do śrub niewymiarowych. Specjalne narzędzia „gubią się” też w warsztatach autoryzowanych.

Niektóre prywatne warsztaty kupują też oryginalne przyrządy. W przypadku większości aut, na które kończy się gwarancja, niezależne serwisy są już w pełni przygotowane na ich przyjęcie, choć oczywiście to przygotowanie generuje koszty, które potem dolicza się klientom do rachunku. Dlaczego np. w nowej Octavii śruba chroniąca dostęp do łożysk tylnych piast ma kształt podobny do zwykłego „torksa”, ale jeden rozmiar jest ciut za duży, a kolejny o włos za mały? Nawet rozmiar calowy nie pasuje!

Mechanicy bez narzędzi radzą sobie: „powiększają” mniejszy klucz blaszką z puszki od piwa, a z czasem dorabiają specjalne klucze. Puszka od piwa nie pomoże jednak przy bardziej skomplikowanych naprawach, jak choćby wymiana paska rozrządu w silniku 2.0 TDI 16V w VW Passacie. Ta rutynowa na pozór czynność wymaga użycia sześciu specjalnych narzędzi, a sama instrukcja serwisowa po czterech zdaniach zniechęci 80 proc. mechaników. Komfort pracy na podstawie własnego doświadczenia poprawia fakt, że naprawia się nie swoje, a cudze auto, a operację – rzeczywiście dość skomplikowaną – tak się wyceni, że wynagrodzi to wszelki trud.

Gdzie te czasy, gdy średnio wprawny, domorosły mechanik potrafiący odczytać znaki na kole pasowym mógł wymienić pasek rozrządu pod domem?

Sposób 4: brak dostępu - Na taśmie montażowej samochody składa się z modułów. Im są one większe, tym praca idzie szybciej i ryzyko, że niedoświadczony robotnik coś zepsuje, staje się mniejsze. O ile jednak kiedyś każdy konstruktor brał pod uwagę, że wszystko się psuje, i myślał, czy uda się narażone na usterki części łatwo wymienić, o tyle teraz często bierze górę kwestia: czy można to łatwo złożyć w fabryce? Efekty? Żeby wymienić rozrusznik, pompę wody lub alternator (znów kłania się Mercedes klasy A), często najlepiej wyjąć silnik. Z tych samych względów w wielu samochodach wymienia się paski osprzętu i inne części eksploatacyjne „na zapas” przy okazji innych napraw. Wiadomo: najdrożej kosztuje robocizna. Ale tak czy inaczej, zapobiegliwość użytkowników też nie jest tania.

Sposób 5: elektronika i komplikacje - Żeby zbudować jeszcze szybsze, jeszcze bardziej komfortowe, oszczędne, a jednocześnie bardziej wysilone konstrukcje, auta „faszeruje się” wyrafinowaną, lecz niestety nietrwałą technologią. Winni są po części klienci oczekujący cudów, winni jesteśmy my, gdy punktujemy każdy niedopracowany detal. Wymagajmy jednak także trwałości! A tymczasem diesle, dawniej prawie niezniszczalne, dziś po kilkudziesięciu tys. km „padają” na dwumasowe koła zamachowe, które są traktowane przez producentów jako elementy eksploatacyjne, choć nimi nie są.

Naprawa rozlatujących się sprzęgieł to wydatek nawet kilku tys. zł. Należałoby albo lepiej przemyśleć to rozwiązanie, albo przynajmniej zapewnić dostęp do tanich części zamiennych. Tymczasem tylko producenci zamienników proponują opcje zastępcze o zupełnie innej konstrukcji, które jednak obniżają komfort i niszczą skrzynie biegów.

Podobnie nietrwałe są wtryskiwacze dawkujące paliwo kilkakrotnie w ciągu jednego obrotu wału korbowego, czyli wykonujące nawet 20-30 tys. operacji na minutę pracy! To zapewnia jedwabistą pracę wysilonego diesla, ale musi się psuć! Dla producenta ważne, aby wtryskiwacze dotrwały choć do końca gwarancji. Tymczasem coraz częściej się to nie udaje! Niektórzy wytwórcy mają obecnie wielki kłopot: co zrobić z dziesiątkami tysięcy zepsutych aut? Za kilka lat ten sam problem sprawi, że mało zużyte luksusowe auta każdy będzie mógł kupić za bezcen.

Jest to tym bardziej prawdopodobne, że już dziś niektórzy producenci aut nie sprzedają oprogramowania do nich na płytach CD, lecz jedynie zapewniają dostęp online warsztatom, które wykupią licencję. Tak jest szybciej, aktualniej i... drożej!

Sposób 6: rozmnażanie wersji - Coraz częściej elementy, które dawniej każdy mógł sobie dobrać na szrocie, są – bez fachowej pomocy – niedobieralne. W jednym modelu występują różne rozwiązania w tym samym podzespole, i to nawet w samochodach z tego samego roku i z takim samym silnikiem.

Nie bez powodu niektórzy producenci wymalowują farbą kod pod maską aut, np. na kielichu kolumny resorującej. Ten kod może być potrzebny podczas zamawiania części, gdy sam numer nadwozia (specjalność np. pojazdów koncernu PSA) nie wystarczy. Co się stanie, jeśli kod został zamalowany? Pozostaje przed zamówieniem części wymontować starą, aby mieć ją na porównanie. To kłopot, ale nie dla producenta.

Co z tego, że naprawa skrzyni biegów małego kilkuletniego autka kosztuje 10 tys. zł, podczas gdy jest ono warte 20 tys. zł? Nie chcesz, nie naprawiaj! Na razie zwykle udaje się znaleźć niezależne warsztaty oferujące tańsze i lepsze rozwiązania. Tylko jak długo jeszcze takie warsztaty będą nadążać za „technologią utrudniania napraw”? Odpowiedź na to pytanie jest warta dużo pieniędzy.

Całość zerżnięta z: Tutaj
Zgłoś
Avatar
fehuziom 2013-05-09, 20:33
A ja mam Golfa 4 benzyna/gaz rocznik 98 i sobie chwale. Tata używał do jazdy po oraz do i z Holandii przez 4 lata, a teraz od 2 lat jest u mnie (student 2 roku). Od zakupu popsuł się raz, ale naprawa nie wyniosła więcej niż 1000 zł, a był wykorzystywany całkiem nieźle. Za ta kolega ma VW Polo nowsze i zepsuły mu się ostatnio wtryski paliwa, w ASO pocieszyli go mówiąc że mu spuszczą z ceny na jedyne 2700 z robocizną A za wymianę oleju - super zajebisty olej z ASO + roboczogodzina chcieli 500 zł. Popieram zdanie, że po 2000 roku skończyły się niezawodne samochody. Oraz zdanie że VW to KIEDYŚ były niezłe autka (chyba jak większość niemieckich).
Zgłoś
Avatar
GrzesMk4 2013-05-09, 20:36
a ja mam golfa 4 z 97 w tdi, mozże słaby i zardzewiały ale jezdzi codziennie i przekroczył 500 k km i pali 5 L ON, i chooj z Waszymi padakami w warsztatach
Zgłoś
Avatar
fruityguy 2013-05-09, 20:43
Poczekajcie jeszcze kilka lat, a nowe elektroniczne technologie będą dymały nas wszystkich równo. Dla przykładu, nie trudno dziś wyprodukować części z elektronicznymi modułami, które są zaprogramowane, by po jakimś czasie intencjonalnie zepsuć tą część.
Zgłoś
Avatar
Keymaker_7 2013-05-09, 20:47
Piortuś napisał/a:

....."Serwis" zwie się regenersis, jesli komus z sadoli popsuje sie htc to lepiej niech nie liczy na pomoc serwisu. ......



Trochę offtop ale niech będzie. Tak się składa że do niedawna pracowałem w konkurencyjnym do regenersis serwisie we wrocku, wiele tel przychodziło po ich "naprawach". Jest bardzo duża szansa, że tą wodą Ci "zrobiono", czyli sfabrykowano ślady wody i zabrano gwarancję, tak jest przede wszystkim dużo szybciej niż dajmy na to wymiana płyty głównej i serwisant, który to robił ma szybką tzw "sztukę" i bierze się za następny telefon. Niestety dostałeś pewnie też zdjęcie tej "wody" i nawet jeżeli masz rację i telefonu nie zalałeś to tego nie udowodnisz...
Zgłoś
Avatar
onlinegamer 2013-05-09, 20:58
Dlatego wolę rower...
Zgłoś
Avatar
b................d 2013-05-09, 20:59 2
marzy mi się, żeby przyszedł taki czas, kiedy tym koncernowym kurwom ktoś dobierze się do dupy i a) wyzeruje im konta b) wprowadzi prawo, że za nieuzasadnioną awaryjność i planowane postarzanie przestrzelą im kolana - wszystko to bez procesów, bez odwołań i mydlenia oczu. do tego każdy pracownik który zadenuncjuje wajchę dostaje awans i premię. szybko by się nauczyli, że za ładowanie ludzi w tylca jest sroga kara. eh... marzenia.
Zgłoś
Avatar
masterstcs 2013-05-09, 21:01
0nline napisał/a:

Teorie trochę naciągane - prawda zawsze leży po środku.

A co do pana "masterstcs" - wiesz, ten powtarzany od lat frazes okazał się bardzo naciągany (Ferrari jest też na literkę "F").
I jeśli wierzysz w takie teksty to mam nadzieję że nigdy nie trafię do takiego typu mechaników.

Ale pewnie na VW to żeby zjadłeś :]



Nie mówię że wszystkie francuzy, fordy czy fiaty są złe i tylko one się psują..jednak jakoś najczęściej one stoją na naszym parkingu przed serwisem niemieckie czy japońskie też się pierdolą, jednak ich naprawa nigdy nie jest tak upierdliwa
Zgłoś
Avatar
Dżony 2013-05-09, 21:03
Nikt Wam nie każe kupować Niemieckich samochodów a to właśnie oni przodują w niepotrzebnym udziwnianiu samochodu co zresztą widać po przykładach podanych w tekście.
Jeżdżę autem amerykańskim(i to kupionym jako używany) a rodzice francuskim czyli koszmar dla każdego Polskiego "znawcy i konesera motoryzacji" o dziwo robię ~30 000 km rocznie, rodzice ponad 40 000 km, matka do pracy też kupiła z pełną premedytacją 2 francuzy(notabene jeden z nich niedawno pierwszy raz zawiódł w trasie, skrzynia siadła przy 560 000km), bez poza przeglądowych ekscesów, a przecież przebieg powinny nabijać w lawetogodzinach a nie kilometrach, wcześniej były też auta Niemieckie naprzemiennie z Francuskimi a w bliskiej rodzinie też Japońskie(auta kupione jako nowe) i nie zauważyłem większych różnic w awaryjności za to były różnice w poziomie obsługi klienta i dlatego śmieszne wydaje mi się kupowanie bądź skreślanie samochodów ze względu na ich pochodzenie, tym bardziej w dobie globalizacji, kupuje się to czym się najlepiej jeździ bo cała reszta jest zbliżona.
Zgłoś
Avatar
Juro 2013-05-09, 21:09 1
onlinegamer napisał/a:

Dlatego wolę rower...



a ja poloneza
Zgłoś
Avatar
T................h 2013-05-09, 21:09
powróćmy jeszcze raz do mojego rupiecia. Audi 80 B3 z 1989, silnik NE czyli 1.8 benzyna na japońskim gaźniku KS2 inaczej nazywany Keihin I. Najwiekszy koszt do tej pory to była wymiania pompy sprzegła, wysprzęglika i gaźnika (okazało sie że poprzedni właściciel dojebał go tak że cały się skrzywił i rozpierdolił 2 podstawy gaźnika) łącznie z wymiana oleju 500 złotych i 4 dni na warsztacie. Inne naprawy jak wymiana przegubów, łożysk, filtrów paliwa, rozrzadu moge robic sam jak to ktos tu napisał wystarczy odczytać znaki na kołach pasowych. Silnik zalany olejem mineralnym od wymiany zrobione 10 tysięcy km i ubytek 1 mm na bagnecie. Zero elektroniki, pare elektrycznych pierdół z czego najbardziej zaawansowana jest czujnik zapięcia pasów. Najważniejsza z elektrycznych usterek to byl kabelek który odłaczył się od elektrozaworu na gaźniku i wywalał bezpiecznik od świateł cofania, deski rozdzielczej i ładowania. Brak wspomagania kierownicy - jak dla mnie w ogóle nie odczuwam jego braku, a w trasie to nie ma zasadniczo żadnej różnicy, to nie Jelcz. Lakier czarny metalik który nie spłowiał przez te 24 lata i zero rdzy
Spalanie w miescie to okropne 10 litrów, ale w trasie ostatnio zbiłem do 6,2 litra na setke. Skrzynia pięcio biegowa (tak były w nich też cztero biegowe) zestrojona z silnikiem pozwala jechać 150 na godzine przy 3,5 tysiąca obrotów. Dla porównania Tipo znajomego przy 115 na godzine ma 3,4 tysiąca obrotów.

A to wszystko za tysiąc złotych
Zgłoś
Avatar
frealaf 2013-05-09, 21:29 1
Napisałem na ten temat pracę, niektórym może się spodobać, lub kto wie, nawet pomóc. Jakby ktoś był zainteresowany to zapraszam do laktury (po Angielsku):
rapidshare.com/files/3940935816/Planned%20Obsolescence%20R.S..pdf
Zgłoś
Avatar
Kolin101 2013-05-09, 21:45
Guzik napisał/a:

Fachowy angielski zwrot na to "zjawisko" to planned obsolence. Zabieg stosowany obecnie we wszystkich gałęziach przemysłu. Aż się zaczynam bać bo właśnie mi się gwarancja na laptopa skończyła



chyba "obsolescence"
Zgłoś
Avatar
subsea 2013-05-09, 21:53
stud3nt napisał/a:

Obecnie poszukuję samochodu dla ojca - poluję na Merola W124, ale do tej pory nie znalazłem egzemplarza w stanie zbliżonym do dobrego i nie mającego za sobą romansu z blacharzem. Pomału tracę nadzieję - pewnie w końcu się wkurwię i dam ojcu swój, a sobie kupię Audi A6 C4 2,5 TDi R5 (V6 jest dobry, jeśli zadbany - a w Polsce nikogo nie stać na należyte dbanie o takiego diesla).


Ja akurat mam jednego, ale na razie nie sprzedaję. Jak szukasz 124 to najlepiej odpuścić e-klasę, od tego modelu/liftingu już się trochę chińszczyzny pojawiło i gniją na potęgę, mój 90 rocznik i zero rdzy, ale i w tych latach różnie można znaleźć. Na pocieszenie powiem, że model e-klasy z 2007 niebity i z małym przebiegiem również może mieć problemy z rdzą
Zgłoś
Avatar
Perel 2013-05-09, 22:05
Jasne zgadza się czasy samochodów w których producent nie przewiduje naprawy jak w Mercedesie W123 dawno minęły. Nie znaczy to jednak że z byle usterką trzeba jechać do ASO. Jak ktoś kupuje nowoczesne auto to chyba liczy się z tym że to nie maluch że w trasie można rozebrać silnik jednym kluczem, naprawić i jechać dalej. Co do Mercedesa klasy A to racja że żeby wymienić żarówkę najlepiej wymontować silnik. Jednak jeśli chodzi o wspomniany czujnik Vectry C/Signum to nie kosztuje on 20 zł tylko 200 zł , jest sprzedawany osobno i nie trzeba z tym jechać do ASO jak z wieloma innymi rzeczami (oczywiście o ile ktoś ma jakiekolwiek pojęcie o mechanice). Niedawno właśnie kupiłem Signuma z tym silnikiem 2.2DTI. Silnik dosyć wybredny ale staram się robić wszystko sam. Na szczęście są fora i życzliwi ludzie którzy pomogą. Także ASO na mnie nie zarobi
Zgłoś
Avatar
ari4 2013-05-09, 22:15
/watch?v=3-qRhHCi710
Polecam oglądnąć na YT. To jest we wszystkich dziedzinach
Zgłoś
Przejdź to ostatniego posta w temacie