Pierdolicie. Od dwóch lat jem mięso co drugi dzień i to tylko ze sprawdzonej bazarowej budy. Sporo kaszanki, wątróbka. Żadnych paczkowanych wędlin i szyneczek dziadunia czy gierka. Na obiad jak najmniej ziemniorów, zero frytek i fura surówek. Do tego nie piję gównianych słodzonych gazowanych napojów. I nigdy nie czułem się tak zajebiście i zdrowo. Do tego spadło mi z bebzona 10 kg. Jak słyszę gości jednego z drugim, którzy gadają z usmiechem, że z warzyw to najbardziej lubią schabowego a sałata jest dla królików, a mają dupy wielkie jak murzynka z bronxu (co samo w sobie jest w chuj niemęskie, już lepiej mieć bęben) to im współczuję, bo w życiu to osiągnąć mogą co najwyżej achievementy na steamie. A te wegańskie wynalazki czasem kupię, mają więcej białka niż kurczaki z dyskontów. I chuj. A sałatę to faktycznie króliki powinny wpierdalać, ale z prawdziwą wędzoną szyneczką i oscypkiem - miód malina.