Pracowałem na dokładnie takim kombajnie 8 lat temu w Szwecji. Gdyby to kogoś interesowało kilka ciekawostek z placu boju.
Praca rzeczywiście ciężka, boli szyja, po 2 tygodniach wykombinowaliśmy sobie takie pętle na czoło podwieszane do sufitu żeby głowa swobodnie zwisała i nie trzeba było "ciągnąć" szyją. Były kobiety i mężczyźni. Wszyscy z Polski. Godzinówka wychodziła około 50 zł/h. Wstawać trzeba było po trzeciej i dojeżdżać niecałe 15 km rowerkiem
Roboty było około 10 h dziennie 6 dni w tygoniu- czasem bywało i ponad 12 godzin- mordęga. Upał, przerwy 10 min co 2 godziny na siusiu amciu i piciu. I kurewskie hity disco polo z głośników ku uciesze brygadzisty. Który to był największym chujem jakiego planeta nosiła i książkowym przykładem tego że nie daj Boże abyś za granicą pod rodakiem robił. Taki typowy chłopek roztropek postawiony ponad innymi i jebiący nas za to że ogórki niewymiarowe zbieramy (a tak- ogórki trzeba zbierać wymiarowe! Co rano był wykład z rozmiarów i zakrzywień ogórka- jakie zbierać, jakie nie). Ale jak już wyżej wspomnieliście nikt nie narzekał, każdy wiedział na co się pisał. Żal mi było troche kobiet, niektóre po 40tce i różnych przejściach w Polsce- dla nich to była moim zdaniem praca ponad siły. I ten chujek brygadzista który po nich jeździł jak po łysej kobyle i specjalnie przyspieszał żeby nie dawały rady (co zresztą było przyczyną "buntu na kombajnie" i prawie że linczu na nim któregoś dnia, ale to temat na inną historię
)
Najciekawiej po kilku godzinach "zwisania" wygłada u człowieka łeb- taki spuchnięty śmiesznie, trochę jak u topielca, normalnie ciastowate obrzęki całej twarzy które schodzą dopiero po kilku godzinach- można się było uśmiać na przerwie z towarzyszy niedoli.
Najlepsze było po kilku tygodniach gdy okazało się że to co zbieramy idzie na taką piękną kupę ogórkową, która potem gnije sobie na powietrzu. Okazało się że właściciel pola, nie pamiętam dokładnie- albo przekroczył już limit, albo już nie ma kto od niego odkupić, więc miał płacone od państwa za to co zbierze, ale szło to na zgnicie. Więc to co zbieraliśmy- wszystko sobie gniło na słoneczku na takich pięknych wielkich zielonych kupach. Trochę dziwne uczucie że praca bez sensu, ale hajs się zgadzał.
W każdym razie po 7 tygodniach uciekłem stamtąd, uzbieraną kasę przeznaczyłem na ślub i wesele i za chuja wacława nie wróciłbym do takiej charówy. Ale jak ktoś potrzebuje to mam jeszcze namiary, dajcie znać na priv
To była najgorsza robota jaką kiedykowiek miałem, ale czasem w życiu po prostu potrzeba kasy. A kto jak nie młody student ma zacisnąć zęby i tyrać
A i mam porównanie bo wielu prac mniej lub bardziej dorywczych się w życiu imałem, stabilizacja przyszła dopiero niedawno
Pozdrawiam sadoli!