ja pierdole naprawdę widząc co się odwala ostatnio w miastach powaznie zastanawiam sie czy nie byloby dobrym pomyslem montowanie ogranicznikow do aut czy ki inny chuj. Sytuacja z wczoraj: rozglądam się, idę przez pasy i matoł nagle zza rogu wyjezdza i prawie we mnie. Wyskakuje z ryjem, że gdzie ja sie kurwa pcham. Zdurnialam, przecież kurwa przechodziłam przez przejscie, już prawie przeszłam a ten król szos się rzuca jak dzika świnia w polu. Sytuacja sprzed weekendu: Jadę spokojnie na zakupy do marketu, światła na skrzyżowaniu z tym sklepem są na tyle do dupy ustawione, że trzeba sie od razu ustawić na odpowiednim pasie(lewym do marketu) bo po przejechaniu skrzyzwoania na łuku jest ciągla, potem dosłownie metr przerywanej i rondo na ktorym trzeba być na lewym pasie żeby zjechać do sklepu. Ustawiam się na lewym pasie b wiem jak to wygląda, nie będę się potem pchać komuś pod maskę. Za mną jakiś gościu w passacie nowym sę wielce gazuje, że kurwa najlepiej jakbym już ruszyła na czerwonym bo jego mościu się spieszy. Ruszam sprawnie, nie jestem zawalidrogą i wiem, że każdy chce sprawnie ruszyc spod swiateł żeby nie stać 3 kolejki. Tak sie składa, że na prawym pasie zaraz za skrzyzowaniem jest przystanek autobusowy i czasem tam coś stoi. Jaśnie Pan jak tylko miał okazję, chciał mnie na skrzyżowaniu minąć prawym pasem ale nie spodziewal się, że będę jechać sprawnie... nawet nowe hamulce nic mu nie dały i pięknie się wpierdolil w autobus stojący na prawym pasie. Możecie mnie szkalować, że niby czemu go nie puściłam. A niby dlaczego miałam? Na skrzyzowaniu nie wolno wyprzedzać, zaraz za nim robi się ciągła, czemu miałam matoła wpuszczać?