Niegdyś głośna sprawa gdy w meczu pucharów europejskich wisła-ac parma (1998 rok) włoski piłkarz został trafiony nożem , rzuconym z trybun w głowe.
Przybliżam sylwetke "nożownika" o wdzięcznej ksywie "misiek"
Poniżej zdjęcia opisywanej persony i wybrane fragmenty "biografii".
Pięć minut Miśka
Gazeta Krakowska" i podaje, powołując się na innego kibola, krótką charakterystykę "Miska". - Gość był inteligentny, ale nie w sensie wykształcenia, tylko takiej bystrości, zaradności życiowej, intuicji. No i oczywiście miał ogromną charyzmę. Jak został przywódcą? Był najodważniejszy, najbardziej pierdrdolnięty, a przy okazji ogarniał sytuację.
17.11.1998
Pawła M. -- "Miśka" - szalikowca Wisły Kraków, który zranił nożem Dino Baggio, poznałem 4 lata temu. Miałem wtedy 17 lat, on 15. Letnia przerwa w rozgrywkach ligowych dobiegała końca, właśnie zakończył się sparring Wisły z Wisłoką Dębica.
Na metalowe rusztowanie wyszedł niewysoki, barczysty, ogolony "na zero" chłopak, ze śmiesznie wystającą dolną wargą. To był "Misiek". Zaczął wołać: Idziemy na "żydów". "Żydami" w nomenklaturze kibiców nazywa się fanów Cracovii. Wokół "Miśka" skupiła się grupa ok. 40 osób, w większości jeszcze młodszych od niego. Zostałem też ja. Z ciekawości. Poszliśmy do "Cricolandu" - wesołego miasteczka, gdzie zwykli przesiadywać kibice Cracovii. Pamiętam, że "Misiek" szedł na przedzie, krzyczał, żeby się nie rozchodzić, nie wsiadać do autobusu, klął, pokazywał gruby metalowy łańcuch. ..
Gdy okazało się, że w "Cricolandzie" nie ma ani jednego "żyda", był zawiedziony. Stałem wtedy blisko niego. Wyglądał zupełnie jak piętnastolatek, któremu nie udało się umówić na randkę z dziewczyną. Mówił, żeby poczekać, poszukać. Zrezygnował dopiero wtedy, gdy znalazł ofiarę - przypadkowo przechodzącego chłopca. "Misiek" po sakramentalnym: "Skąd jesteś? ", bez dalszych wstępów uderzył go pięścią w twarz. Chłopak upadł i dostał jeszcze kopniaka.
Pewnie nie wiedział, dlaczego ktoś bije go bez powodu. Nikt nie wytłumaczył mu, że trafił na "oficjalnego chuligana", któremu do mordobicia nie jest potrzebny żaden pretekst. "Misiek" już wtedy był " oficjalnym chuliganem" -- młodym człowiekiem, który lepiej czuje się na ulicy niż w szkole, chodzi na mecze piłki nożnej i bardzo lubi używać swoich pięści.
"Misiek" wcześnie zdążył poznać smak nie tłumionej agresji, brutalnej walki, bezkarności, jaką daje wielotysięczny tłum. W pociągach, którymi jeździł na wyjazdowe mecze Wisły, nasłuchał się opowieści o "bohaterach", którzy sami rzucili się na dwudziestu wrogów, zdarli flagę z płotu, pobili policjanta. Nauczył się działania w grupie. Zauważył, że istnieje środowisko, w którym brutalność i brawura są powszechnie cenione, a kryminalistów otacza się szacunkiem i podziwem. Zrozumiał, jak łatwo wśród szalikowców zdobyć autorytet. Być może już wtedy postanowił, że też chce być szanowany i podziwiany, że chce być na ustach wszystkich. Normalne życie nie dawało mu takich szans -- po ukończeniu szkoły podstawowej "Misiek" poszedł do zawodówki. Wybrał znaną mu z opowieści drogę szalikowca-chuligana. Cztery lata temu "Miśka" znało niewielu kibiców. Szybko zaczął jednak zdobywać mołojecką sławę. Był na każdym wyjeździe, brał udział w każdej zadymie. Gdy walczył, był brutalny i odważny w sposób graniczący z głupotą. Nie pracował, nie uczył się. Rytm życia wyznaczały mu mecze i libacje. Zaczęto go rozpoznawać na trybunach.
Mówiono o nim, że jeśli ktoś nie wpakuje mu noża w brzuch lub on nie pójdzie do więzienia, to ma szansę stać się największym zadymiarzem w historii Wisły.
Wydarzenia na boisku nie obchodziły go wcale. Najczęściej stał odwrócony tyłem do murawy i rozmawiał przez telefon komórkowy.
Cała Polska zobaczyła "Miśka" po raz pierwszy na ekranach telewizorów w maju podczas meczu Ruch Chorzów -- Wisła Kraków. Policjanci, pacyfikując sektor Wisły, strzelali wtedy gumowymi kulami. Półnagi "Misiek" rzucał się na nich zpasem owiniętym wokół dłoni. Na każdy cios pałką odpowiadał dwoma uderzeniami stalowej klamry. Był wtedy po amfetaminie. W tym czasie miał już na swoim koncie konflikt zprawem -- pobicie. Potem pojawił się kolejny -- też pobicie. Tym razem policjanta. Nie wiem, dlaczego go nie zatrzymano. Mieszkał w swoim domu, nadal chodził na mecze, organizował rozróby.
Dla nas -- normalnych fanów -- "Misiek" był czymś egzotycznym. Stanowił ciekawostkę. Wiedzieliśmy, że już nie jest kibicem, że przekroczył granicę oddzielającą nawet najbardziej chuligańskie kibicowanie od zwykłego bandytyzmu. Jednak nikt nie protestował, gdy "Misiek" nadal przychodził na mecze iprzez telefon komórkowy umawiał się na kolejne rozróby. Nie było sensu. Wiedzieliśmy, że on szuka na meczu czegoś innego niż kibicowanie, ale skoro nie przeszkadzało to policji i władzom klubu, to dlaczego miałoby przeszkadzać nam? Wreszcie przyszedł mecz z Parmą. "Misiek" znów zrobił coś nieodpowiedzialnego, brutalnego i głupiego. Nożem rzuconym z trybun zranił w głowę Dino Baggio.
"Misiek" ma sławę, jakiej nigdy sobie nie wyobrażał. Zna go pół Polski. Jest na ustach wszystkich w Krakowie. Ma swoich 5 minut. Ma też szansę, żeby odsiedzieć za kratkami 10 lat. Prawdziwi kibice nie będą go odwiedzać. Nawet, jeśli bardzo żałuje tego, co zrobił.
Sąd był jednak łaskawszy i zasądził jedynie 6,5 roku pozbawienia wolności.
Misiek wyrok odsiedział w całości i z tonu nie spuszcza , chociaż może rozmachu nieco mniej..
(artykuly z gazet lata 2007-2011)
Po wyjściu na wolność Paweł M. stale wdawał się w konflikty z prawem. W maju tego roku policja zatrzymała go za udział w bójce pod Hotelem Europejskim w centrum Krakowa. Bili się między sobą pesudokibice Wisły, w ruch poszła m.in. maczeta.
Policjanci z krakowskiego CBŚ, komendy miejskiej i wojewódzkiej zatrzymali Pawła M. oraz jego 23-letniego kompana w czwartek, gdy obaj mężczyźni wychodzili z jednego z krakowskich mieszkań. Z policyjnej obserwacji wynikało, że przed chwilą w lokalu doszło do kolejnej transakcji zrealizowanej przez gang handlujący narkotykami. Jego członkowie wywodzą się w dużej mierze spośród stadionowych chuliganów.
W samochodzie, którym przyjechał "Misiek", znaleziono pół kilograma marihuany. W mieszkaniu, z którego wyszedł, odkryto jeszcze 3,5 kilograma amfetaminy oraz 53 gramy kokainy.
"Miśkowi" i jego znajomemu przedstawiono zarzut posiadania narkotyków. Paweł M. wyszedł jednak na wolność za poręczeniem w wysokości 7 tys. zł, bo całą winę na siebie wziął drugi z zatrzymanych, twierdząc, że narkotyki są jego. Wciąż poszukiwany jest mężczyzna, który wynajmował mieszkanie, gdzie znaleziono narkotyki.
Paweł M. wraz z kolegami próbował ukraść maczety do wycinania krzaków, tzw. karczowniki. Na akcji zostali zatrzymani w... porsche w czasie kontroli drogowej. W bagażniku policjanci drogówki znaleźli niebezpieczne narzędzia i zarekwirowali je.
Żeby odbić sobie straty, mężczyźni postanowili okraść pobliski market budowlany. Zabrali z półki narzędzia i przeszli do części ogrodowej sklepu, znajdującej się na zewnątrz obiektu. Wcześniej tuż przy ogrodzeniu zaparkowali samochód. Kiedy próbowali przerzucić towar i schować go w aucie, zareagowali pracownicy ochrony sklepu. Wezwana policja zatrzymała trzech mężczyzn - mieszkańców Krakowa - w wieku od 29 do 34 lat.
Maczety zabrane przez "Miśka" i jego kolegów były warte około 500 złotych. Mężczyźni mieli przy sobie gotówkę w wysokości 5 tys. złotych. Sprawcy będą odpowiadać za dokonanie przestępstwa kradzieży, za co grozi kara do 5 lat więzienia.
W 2011 roku "Misiek" był podejrzewany o współudział w brutalnym zabójstwie Pawła C. ps. "Człowiek", przywódcy chuliganów Cracovii (zmarł od 57 ciosów zadanych nożem, widłami i maczetami).
Przybliżam sylwetke "nożownika" o wdzięcznej ksywie "misiek"
Poniżej zdjęcia opisywanej persony i wybrane fragmenty "biografii".
Pięć minut Miśka
Gazeta Krakowska" i podaje, powołując się na innego kibola, krótką charakterystykę "Miska". - Gość był inteligentny, ale nie w sensie wykształcenia, tylko takiej bystrości, zaradności życiowej, intuicji. No i oczywiście miał ogromną charyzmę. Jak został przywódcą? Był najodważniejszy, najbardziej pierdrdolnięty, a przy okazji ogarniał sytuację.
17.11.1998
Pawła M. -- "Miśka" - szalikowca Wisły Kraków, który zranił nożem Dino Baggio, poznałem 4 lata temu. Miałem wtedy 17 lat, on 15. Letnia przerwa w rozgrywkach ligowych dobiegała końca, właśnie zakończył się sparring Wisły z Wisłoką Dębica.
Na metalowe rusztowanie wyszedł niewysoki, barczysty, ogolony "na zero" chłopak, ze śmiesznie wystającą dolną wargą. To był "Misiek". Zaczął wołać: Idziemy na "żydów". "Żydami" w nomenklaturze kibiców nazywa się fanów Cracovii. Wokół "Miśka" skupiła się grupa ok. 40 osób, w większości jeszcze młodszych od niego. Zostałem też ja. Z ciekawości. Poszliśmy do "Cricolandu" - wesołego miasteczka, gdzie zwykli przesiadywać kibice Cracovii. Pamiętam, że "Misiek" szedł na przedzie, krzyczał, żeby się nie rozchodzić, nie wsiadać do autobusu, klął, pokazywał gruby metalowy łańcuch. ..
Gdy okazało się, że w "Cricolandzie" nie ma ani jednego "żyda", był zawiedziony. Stałem wtedy blisko niego. Wyglądał zupełnie jak piętnastolatek, któremu nie udało się umówić na randkę z dziewczyną. Mówił, żeby poczekać, poszukać. Zrezygnował dopiero wtedy, gdy znalazł ofiarę - przypadkowo przechodzącego chłopca. "Misiek" po sakramentalnym: "Skąd jesteś? ", bez dalszych wstępów uderzył go pięścią w twarz. Chłopak upadł i dostał jeszcze kopniaka.
Pewnie nie wiedział, dlaczego ktoś bije go bez powodu. Nikt nie wytłumaczył mu, że trafił na "oficjalnego chuligana", któremu do mordobicia nie jest potrzebny żaden pretekst. "Misiek" już wtedy był " oficjalnym chuliganem" -- młodym człowiekiem, który lepiej czuje się na ulicy niż w szkole, chodzi na mecze piłki nożnej i bardzo lubi używać swoich pięści.
"Misiek" wcześnie zdążył poznać smak nie tłumionej agresji, brutalnej walki, bezkarności, jaką daje wielotysięczny tłum. W pociągach, którymi jeździł na wyjazdowe mecze Wisły, nasłuchał się opowieści o "bohaterach", którzy sami rzucili się na dwudziestu wrogów, zdarli flagę z płotu, pobili policjanta. Nauczył się działania w grupie. Zauważył, że istnieje środowisko, w którym brutalność i brawura są powszechnie cenione, a kryminalistów otacza się szacunkiem i podziwem. Zrozumiał, jak łatwo wśród szalikowców zdobyć autorytet. Być może już wtedy postanowił, że też chce być szanowany i podziwiany, że chce być na ustach wszystkich. Normalne życie nie dawało mu takich szans -- po ukończeniu szkoły podstawowej "Misiek" poszedł do zawodówki. Wybrał znaną mu z opowieści drogę szalikowca-chuligana. Cztery lata temu "Miśka" znało niewielu kibiców. Szybko zaczął jednak zdobywać mołojecką sławę. Był na każdym wyjeździe, brał udział w każdej zadymie. Gdy walczył, był brutalny i odważny w sposób graniczący z głupotą. Nie pracował, nie uczył się. Rytm życia wyznaczały mu mecze i libacje. Zaczęto go rozpoznawać na trybunach.
Mówiono o nim, że jeśli ktoś nie wpakuje mu noża w brzuch lub on nie pójdzie do więzienia, to ma szansę stać się największym zadymiarzem w historii Wisły.
Wydarzenia na boisku nie obchodziły go wcale. Najczęściej stał odwrócony tyłem do murawy i rozmawiał przez telefon komórkowy.
Cała Polska zobaczyła "Miśka" po raz pierwszy na ekranach telewizorów w maju podczas meczu Ruch Chorzów -- Wisła Kraków. Policjanci, pacyfikując sektor Wisły, strzelali wtedy gumowymi kulami. Półnagi "Misiek" rzucał się na nich zpasem owiniętym wokół dłoni. Na każdy cios pałką odpowiadał dwoma uderzeniami stalowej klamry. Był wtedy po amfetaminie. W tym czasie miał już na swoim koncie konflikt zprawem -- pobicie. Potem pojawił się kolejny -- też pobicie. Tym razem policjanta. Nie wiem, dlaczego go nie zatrzymano. Mieszkał w swoim domu, nadal chodził na mecze, organizował rozróby.
Dla nas -- normalnych fanów -- "Misiek" był czymś egzotycznym. Stanowił ciekawostkę. Wiedzieliśmy, że już nie jest kibicem, że przekroczył granicę oddzielającą nawet najbardziej chuligańskie kibicowanie od zwykłego bandytyzmu. Jednak nikt nie protestował, gdy "Misiek" nadal przychodził na mecze iprzez telefon komórkowy umawiał się na kolejne rozróby. Nie było sensu. Wiedzieliśmy, że on szuka na meczu czegoś innego niż kibicowanie, ale skoro nie przeszkadzało to policji i władzom klubu, to dlaczego miałoby przeszkadzać nam? Wreszcie przyszedł mecz z Parmą. "Misiek" znów zrobił coś nieodpowiedzialnego, brutalnego i głupiego. Nożem rzuconym z trybun zranił w głowę Dino Baggio.
"Misiek" ma sławę, jakiej nigdy sobie nie wyobrażał. Zna go pół Polski. Jest na ustach wszystkich w Krakowie. Ma swoich 5 minut. Ma też szansę, żeby odsiedzieć za kratkami 10 lat. Prawdziwi kibice nie będą go odwiedzać. Nawet, jeśli bardzo żałuje tego, co zrobił.
Sąd był jednak łaskawszy i zasądził jedynie 6,5 roku pozbawienia wolności.
Misiek wyrok odsiedział w całości i z tonu nie spuszcza , chociaż może rozmachu nieco mniej..
(artykuly z gazet lata 2007-2011)
Po wyjściu na wolność Paweł M. stale wdawał się w konflikty z prawem. W maju tego roku policja zatrzymała go za udział w bójce pod Hotelem Europejskim w centrum Krakowa. Bili się między sobą pesudokibice Wisły, w ruch poszła m.in. maczeta.
Policjanci z krakowskiego CBŚ, komendy miejskiej i wojewódzkiej zatrzymali Pawła M. oraz jego 23-letniego kompana w czwartek, gdy obaj mężczyźni wychodzili z jednego z krakowskich mieszkań. Z policyjnej obserwacji wynikało, że przed chwilą w lokalu doszło do kolejnej transakcji zrealizowanej przez gang handlujący narkotykami. Jego członkowie wywodzą się w dużej mierze spośród stadionowych chuliganów.
W samochodzie, którym przyjechał "Misiek", znaleziono pół kilograma marihuany. W mieszkaniu, z którego wyszedł, odkryto jeszcze 3,5 kilograma amfetaminy oraz 53 gramy kokainy.
"Miśkowi" i jego znajomemu przedstawiono zarzut posiadania narkotyków. Paweł M. wyszedł jednak na wolność za poręczeniem w wysokości 7 tys. zł, bo całą winę na siebie wziął drugi z zatrzymanych, twierdząc, że narkotyki są jego. Wciąż poszukiwany jest mężczyzna, który wynajmował mieszkanie, gdzie znaleziono narkotyki.
Paweł M. wraz z kolegami próbował ukraść maczety do wycinania krzaków, tzw. karczowniki. Na akcji zostali zatrzymani w... porsche w czasie kontroli drogowej. W bagażniku policjanci drogówki znaleźli niebezpieczne narzędzia i zarekwirowali je.
Żeby odbić sobie straty, mężczyźni postanowili okraść pobliski market budowlany. Zabrali z półki narzędzia i przeszli do części ogrodowej sklepu, znajdującej się na zewnątrz obiektu. Wcześniej tuż przy ogrodzeniu zaparkowali samochód. Kiedy próbowali przerzucić towar i schować go w aucie, zareagowali pracownicy ochrony sklepu. Wezwana policja zatrzymała trzech mężczyzn - mieszkańców Krakowa - w wieku od 29 do 34 lat.
Maczety zabrane przez "Miśka" i jego kolegów były warte około 500 złotych. Mężczyźni mieli przy sobie gotówkę w wysokości 5 tys. złotych. Sprawcy będą odpowiadać za dokonanie przestępstwa kradzieży, za co grozi kara do 5 lat więzienia.
W 2011 roku "Misiek" był podejrzewany o współudział w brutalnym zabójstwie Pawła C. ps. "Człowiek", przywódcy chuliganów Cracovii (zmarł od 57 ciosów zadanych nożem, widłami i maczetami).