Krozpel napisał/a:
Gówno dowiedziono. Jeśli masz jakieś badanie czy rzetelną analizę na ten temat to chętnie przeczytam. Jest dokładnie tyle samo sensownych dowodów na te teoretyczne miliardowe straty korporacji jak na teoretyczny zbawienny wpływ piractwa. Wszystkie analizy jakie na ten temat czytałem oparte są albo na krótkich okresach sprzedażowych, lub zakładają że zmiany sprzedaży są uzależnione tylko od jednego czynnika. Problem jest taki, że żaden z takich eksperymentów czy badań nie został przeprowadzony rzetelnie i długofalowo. To, że opublikowano jedną książkę i już w następnym miesiącu zwiększyła się sprzedaż nie musi być bezpośrednio powiązane. Nawet jeśli jest to raczej w efekcie bezpośredniego poparcia dla akcji z darmową książką. To tak jak z płytą NiN, The Slip którą udostępnił za darmo z możliwością zapłacenia darowizny w dowolnej kwocie. Trent zarobił na tym bardzo dobrze… ale już nie zarabia. Dlaczego. Bo ludzie zareagowali na tę akcję olbrzymim poparciem, na konto wpływały mu darowizny niekiedy wielokrotnie większe niż cena CD w sklepie… tylko że kiedy fala poparcia się skończyła nikt już nie pamięta że można za nią dobrowolnie zapłacić. Dochodów z tego albumu już raczej nie będzie.
Po pierwsze dowiedziono. Rzetelne badania w dziedzinie internetu ograniczają się do ankiet, bo nie ma innego źródła. Nie ma długofalowych badań dotyczących sprzedaży w internecie, bo nie da się przełożyć wyników na dynamicznie zmieniający się rynek. Praktycznie co roku pojawiają się nowe metody dystrybucji, a obecne ulegają zasadniczym zmianom. Na tyle, na ile to możliwe, dowiedziono tego rzetelnie. Nie ma za to żadnych rzetelnych badań potwierdzających, że straty twórców i ich dystrybutorów są takie, jak to prezentują w swoich raportach.
Krozpel napisał/a:
Gdyby kontynuował wydawanie płyt w taki sposób to z albumu na album poparcie było by mniejsze, ludzie mniej rozentuzjazmowani. Dla wszystkich stało by się naturalne że płyty Nine Inch Nails są darmowe. To samo stało by się z wynikami sprzedaży dla książki. Dlatego nikt nie robi takich badań w dłuższym przedziale czasu, dlatego tego typu akcje dzieją się od czasu do czasu i mają charakter promocji autora/produktu. Gdyby odbywały się regularnie to całą ich moc by znikła. I wierz mi, że eksperci od marketingu dobrze to wiedzą. Dlatego co jakiś czas pojawia się autor który wychyli się z szeregu, wyda coś za darmo, narobi szumu… a potem grzecznie wraca pod opiekę wydawcy.
I ty mi mówisz o "rzetelności"? Bez jaj. Skąd ten pomysł? Masz cokolwiek na poparcie tej tezy? Bo ja mam całkiem rzetelny materiał, żeby jej zaprzeczyć. Weź taki kickstarter i coraz większe sukcesy poszczególnych projektów. Widać, że społeczność internetowa szanuje takie inicjatywy. Weź Radiohead, które od lat wydaje płyty we własnym zakresie.
Krozpel napisał/a:
Owszem, jeśli chodzi o software to kupują je w większości firmy, które muszą mieć na wszystko fakturę. Ale nie z powodu wrodzonej uczciwości przedsiębiorców tylko dlatego że robione są kontrole i wcześniej czy później się wyda. Za to gry komputerowe są gałęzią oprogramowania której głównym odbiorcom są osoby prywatne. Tu już nie powiesz mi, że piractwo dotyka ich w niewielkim stopniu. W Stanach piractwo gier jest dużo mniejszym problemem, ale w Polsce gry są drogie a niektórym się w ogóle nie opłaca się ich tu wydawać. Ale to nie usprawiedliwia ściągania ich nielegalnie.
Gówno jest a nie kontrole. Kontrola jest tylko wtedy, kiedy cie ktoś podpierdoli. Firma, w której pracuję, istnieje od 1989 roku, zajmuje się softem i usługami komputerowymi od początku jej istnienia i nie miała ani jednej kontroli.
Krozpel napisał/a:
Więc wydawca nie ma prawa bronić się przed nielegalnym użytkowaniem jego produktu? Generalnie jeśli cokolwiek dobrego wynika z piractwa to zasługa piratów, jeśli coś złego to już wina wydawcy.
Ma, ale użytkownicy mają prawo się wkurzać. Sam miałem koszmarne przejścia z Settlersami, z Rainbow Six Vegas 2 i z AC i koniec końców, posiadając legalne kopie, przeszedłem wszystkie trzy na pirackich wersjach, bo na nich się dało grać. Na oryginale nie mogłem.
Krozpel napisał/a:
Przepraszam, ale ręce opadają. Owszem, porównanie kopiowania filmów, muzyki i gier do kradzieży samochodu jest kompletnie bez sensu. Ale stwierdzenie, że to nie jest kradzież to równie głupie. Uważasz, że wchodzenie sobie do teatru bez biletu nie jest kradzieżą należnych aktorom pieniędzy bo i tak przedstawienie trwa a są wolne miejsca? Kazanie taksówkarzowi, żeby Cię podwiózł za darmo na koniec tej ulicy jest spoko, bo i tak jedzie w tą stronę, więc nic nie straci? Jak wpadniesz do restauracji z otwartym bufetem to możesz się najeść za darmo bo to jedzenie i tak jest wystawione, a w ogóle to się marnuje zawsze? Największy tłok rozumie, że Ci ludzie żyją z wykonywanych przez nich usług, za za wykonaną usługę się płaci. Nawet jeśli ich to nic teoretycznie nie kosztuje.
Piractwo to nie kradzież. Proste? Zaakceptuj. Kradzież charakteryzuje się między innymi tym, że ograniczasz lub odbierasz właścicielowi dostęp do rzeczy i do czerpania korzyści z tej rzeczy. W przypadku piractwa nie ma ograniczenia dostępu a korzyści są czysto teoretyczne, więc nie można porównywać jednego z drugim. Piractwo jest złe samo w sobie (w pewnym sensie), ale nie jest to kradzież. Tak samo jak pobicie nie jest morderstwem, chociaż niektóre elementy są podobne. Jedno nie musi być drugim, żeby być złe.
Krozpel napisał/a:
Nie da się ukryć, że branża wydawnicza jest zacofana, nie nadarza za rozwojem usług cyfrowych i musi się zmienić. Mnie tylko szokuje, że w każdej innej branży jest oczywiste dla klientów, że jedyny sposób żeby zmienić zachowanie niemoralnego sprzedawcy to nie używać jego produktów. Tutaj jednak bierze się nieswoje, słucha, gra, ogląda… a potem pokrzykuje że nas oszukują.
Primo branża wydawnicza nie jest zacofana, chyba że mówisz o rynku polskim. Ja mówię o rynku amerykańskim, który jest największym i najbardziej pro-rozwojowym rynkiem wydawniczym na świecie.
Jeśli chodzi o gry, muzykę i filmy, to nie ma konkurencji. Nie ma dwóch firm świadczących takie same usługi, bo każda gra, każda piosenka i każdy film są inne. Podobnie jak z lekami. Konsumenci widzą, że się ich z tego powodu zdziera i się wkurzają. Piractwo było w pierwszej kolejności odzewem społecznym. Do dzisiaj niewiele ma wspólnego z pracą zarobkową (w sensie piraceniem dla odniesienia korzyści finansowej). Widzą to nie tylko konsumenci, ale również instytucje zaczynają sobie z tego zdawać sprawę i ograniczają działania monopolistów (np. EU vs Apple, EU vs Microsoft). To samo będzie dotykało kolejnych dziedzin, już dzisiaj większość zapisów z umów licencyjnych z producentami oprogramowania jest nieważna na terenie Unii Europejskiej.