Temat wałkowany mnóstwo, mnóstwo razy.
Po pierwsze firmy zajmujące się dystrybucją materiałów objętych prawem autorskim (bo nie chodzi o same płyty, ale również książki, oprogramowanie i gry) przekładają statystyki tak, by było to dla nich jak najbardziej opłacalne, licząc straty w stosunku 1:1, czyli za każdą ściągniętą piracką kopię liczą jedną niekupioną kopię. Wielu badaczy potwierdziło jednoznacznie, że taka metodologia jest, nazywając rzeczy po imieniu, do chuja niepodobna, bo według różnych szacunków ten stosunek wynosi od 1:50 do 1:250.
Dowiedziono również, że piractwo nakręca sprzedaż (zwłaszcza w przypadku produktów firmowanych nazwiskiem autora). Potwierdził to m.in. eksperyment polegający na udostępnieniu na miesiąc za darmo na stronie wydawnictwa książki jednego ze znanych autorów. W kolejnym miesiącu sprzedaż książek tego autora wzrosła trzykrotnie. Według badań między 80 a 95% czytelników poznało książki swojego ulubionego autora pożyczając książkę od kogoś, wypożyczając ją z biblioteki lub zwyczajnie ściągając nielegalną kopię.
W najgorszej pozycji znajdują się producenci oprogramowania, ale ich również piractwo dotyka w niewielkim stopniu, bo przychody większości dostawców oprogramowania opierają się na umowach z osobami prawnymi a nie fizycznymi. Wyjątkiem są dostawcy tacy jak Microsoft, ale oni dowiedli, że można prowadzić politykę eliminującą piractwo, tylko potrzeba wartości dodanej a nie tysięcy zabezpieczeń (chociaż te też się przydają).
Kolejnym problemem jest to, że producenci dokładają tyle starań, żeby wykosić piractwo, że legalni odbiorcy nie mogą korzystać z produktów. Umowy licencyjne są konstruowane z pogwałceniem zasady równości stron (czyli wszystko należy do producenta, użytkownik nie ma żadnych praw do oprogramowania, swojej pracy czy czegokolwiek innego), zabezpieczenia, które usuwają piraci, utrudniają korzystanie przeciętnym użytkownikom (np. DRM w grach komputerowych Ubi Soft - Settlers anyone?), a oprogramowanie jest coraz bardziej niedopracowane i w gruncie rzeczy zaczyna już przypominać buildy alpha.
Nie dziwię się producentom, że próbują walczyć z piractwem, ale z drugiej strony nie dziwię się ludziom, którzy piracą, zwłaszcza produkty, których cena nie jest dostosowywana do rynku lokalnego (np. płyty CD, większość gier komputerowych). I proszę nie porównywać piractwa z kradzieżą, nie mają ze sobą nic wspólnego. Absolutnie nic.