Drodzy Sadole!
W związku z dość pozytywnym odzewem z jakim spotkał się mój poprzedni temat i prośbami o kontynuację- przesyłam dziś kolejną historię. Tym razem jest to historia własna, którą osobiście bardzo przeżyłem, a trauma z nią związana trwa po dziś dzień. W związku z faktem, iż cudze nieszczęście cieszy najbardziej, specjalnie dla Was oto i ona:
(ze specjalną dedykacją dla kolegi Skurwodaktyla)
Zdarzyło się to kilka lat temu. Owej pamiętnej soboty przebywałem pod swoim adresem zameldowania, nie podejrzewając nawet, że dzień ten odmieni moje życie. Dzwoni telefon. Halo? Cześć! Tak, tak, mam czas, tak, a kto jest?, Tak, daj mi dwa kwadranse, to do zobaczenia. Po chwili byłem już w samochodzie. W godzinach popołudniowego szczytu w rytmie zmieniających się świateł zbliżałem się do osiedla mrówkowców, które swoje czasy świetności przezywało zapewne za późnego Gomółki/ wczesnego Gierka. Moja gospodyni (przyszły oprawca) była puszystą kobietą vel przy kości (gwoli ścisłości bardzo grubej kości, damą o iście rubensowskich kształtach). Łączyły nas więzy przyjaźni. Była ona osobą niesamowicie otwartą i miłą, co zapewne jak i u wielu innych przedstawicieli gatunku kurwa grubasus zapewne ma stanowić kompensację dla odpychającej aparycji i stanowi element przystosowawczy, pomagający w przetrwaniu. Jedyną wadą była, była jej chuć jaką odczuwała względem mojej skromnej osoby. Do tego czasu zawsze udawało mi się trzymać jej niepohamowane żądze na wodzy, dzięki temu iż nigdy dopuszczałem do sytuacji, abyśmy w pewnych okolicznościach pozostawali sami… Zapewne jak się już słusznie domyślacie, było tak aż do tego dnia…
Zapadam się w fotelu w blokowej namiastce salonu. Przy stole znajdują się dwa fotele i dwie pufy. Siedzimy we trójkę: ja, ONA i nasz wspólny znajomy. Na stole wódka, kieliszki, jakieś chrupki. Atmosfera z racji sporych kieliszków szybo staje się wesoła i swobodna. Po jakiejś godzinie, czy dwóch znajomy dostaje telefon i ani się obejrzałem, a już go nie ma. Do dzisiaj nie wiem, czy wypadał mu jakaś pilna sprawa, czy wydarzenie to nie stanowiło elementu realizowanego z premedytacją- podstępnego, przewrotnego i podłego w swej prymitywnej prostocie planu. Tak czy owak w wyniku przypadku/ uprzednio poczynionych knowań znaleźliśmy się sami we dwoje w obskurnym podnajmowanym studenckim M2.
Szczęk skobla w przekręcanym zamku i po chwili już kuca ONA przymnie, a jej paluchu tłuste paluchy przypominające serdelki w zgrzewce parówek z Biedronki jęły wodzić po moim udzie w te i z powrotem. W mojej głowie mętlik, zapala się lampka ostrzegawcza. Adrenalina częściowo przywraca przytępioną alkoholem ostrość umysłu.
- Słuchaj Marta, przynieś proszę tę colę co przywiozłem. Kończy się nam zapitka, a po drugie zaraz w tej zamrażarce zmrozi się ona na kość.
W 30 s później na stole na zimnych ściankach butelki z colą przekroczony już zostaje punkt rosy i zaczyna wykraplać się woda. Tymczasem mój mózg pracuje na pełnych obrotach, gdyż ONA niczym niezrażona powróciła do uprzednio przyjętej pozycji i ku mojej zgrozie kontynuuje swój niecny proceder.
- Słuchaj, choć się napijemy jeszcze
- Ty sobie pij
Usłyszałem w odpowiedzi. Zaczynam wpadać w panikę, w pewnym momencie w przerażonym umyśle niczym światełko tunelu/ pierwszy promień wschodzącego słońca po długiej nocy polarnej pojawia się myśl genialna w swojej prostocie… Eureka kurrrrwa mać! Nie ma przecież kobiet brzydkich, czasem jest po prostu za mało wina! Przez analogię swój pyszny koncept rozciągam również na wódkę i zaczynam.
Nalewam po brzegi pierwszy kieliszek …jeb! Kurwa najebię się tak, że się porzygam!
Nalewam po brzegi drugi kieliszek …jeb! Trochę gorzej się przyjął. Kurwa! Będę tak pijany, że nie będę w stanie, albo nic nie zapamiętam ew. padnę w trupa!
Nalewam trzeci kieliszek …jeb! Wódka pali przełyk, odczuwam silne torsje, ale udaje się uniknąć zwrócenia (a może powinienem był to zrobić)? Kurwa! Będę tak pi….
Nie jest mi dane dokończyć myśli… ONA rozbraja moje dresowe spodnie i bierze go w usta. Zajmuje się nim całkiem fachowo. Po jakimś czasie nadchodzi Armagedon. Ozwała się do mnie tymi słowami:
-Chciała bym zobaczyć, czy rzeczywiście tak dobrze liżesz cipę jak mówiłeś…
Wstawka teoretyczna:
Były to czas, gdzie prowadziłem życie birbanta, a sposób w jaki traktowałem kobiety był mocno przedmiotowy. Z racji charakteru znajomości/ zażyłości jaka nas łączyła często opowiadałem jej rożne mniejsze/ większe podboje jakie zwykłem czynić. Więc pewne fakty, były jej znane inna sprawa, że skromność znajdowała się na końcu listy reprezentowanych przeze mnie cnót.
Ciąg dalszy historii:
Pomyślałem sobie, ze z tą minetą to jest w sumie jak z gównem na talerzu. Czy wezmę je na palec i popróbuję, czy nagarnę całą dłonią jednako będę miał gówno w gębie. Stwierdziłem, że się przyłożę do roboty gdyż:
- być może zaspokoję owym sposobem smoka,
- jeśli się nie przyłożę, polecę sobie po opinii (kiedy „opinia” była dla mnie to było ważna, dziś dbałość o jej podtrzymanie stanowiła przesłankę dla wykonania po latach szaleństw badań na HIV, ale to osobna historia)
Mastodont się rozbiera, cielsko rozlewa się jak pierdolony wieloryb wyrzucony przez sztorm na palże, stanowi element majestatyczny jednocześnie jego ogrom jest przerażający. Nigdy wcześniej ani później nie widziałem czegoś takiego. Nogi jak słupy telegraficzne, jak kurwa dwa balerony, cyce jak krowie wymiona, brakuje tych sześciu pierdolników tylko, ale suty wieeelkie jak spodki od filiżanki herbaty rozjebane na pół cyca godnie je zastępują, pod nimi monstrualnych rozmiarów brzuch/ śmietnik. Wzgórek łonowy (u normalnych dziewczyn) tu przypomina worek cementu. Pełno cellulitu. Skóra w niektórych miejscach przedramion i okolicach bikini inkrustowana/ intarsjowana jakimiś potówkami/ innym syfem, czy huj wie czym.
Zamykam oczy, niestety nie wyłącza to nosa tak ważnego przy tej robocie. Psiocha ukryta w zwałach sadła niczym żołnierz w transzei z czasów I WŚ wydziela intensywny odór dobrze zakonstytuowanego potu. Każdy ruch ociekającej oliwą lokomotywy parowej wymaga zapewne sporego wysiłku i to czuć.
Staram się wyłączyć i nie myśleć o tym CO i KOMU robię. ONA jęczy jak rasowa dziwka, co uniemożliwia mi wyłączenie się. Dwa razy prawie zwracam. W końcu czuję jak dno rowu, w którym mam twarz zaczyna delikatnie pulsować w swojej dolnej części, piekielne jęki zmieniają swoją wysokość. Doszła!
Padam zrezygnowany. ONA nie odpuszcza, nadal z wielkim wyczuciem dla moje nastroju zwraca się do mnie w sposób doprawdy niezwykle romantyczny:
- chce mi się jebać!
Próbuję się wykręcić, w końcu poddaje się jej woli. Przygniata mnie swoim cielskiem, zaczyna wykonywać wahadłowe ruchy mokrym podwoziem po mojej strefie intymne. Sięga pod siebie bierze go łapę i zatyka prosto w pizdę.
Skacze po mnie sapiąc jak wspomniany parowóz ruszając ze stacji z 50cioma wagonami, w przerwach znowu jęcząc jak rasowa bladź. Znowu nie mogę się wyłączyć, spoglądam na to jak skacze po mnie jak tusza wieprzowa poprzecinana siecią niezliczonych rozstępów i odczuwam do niej autentyczną nienawiść. W głowie pojawia się myśl:
- Ty kurwa kurwo! Świnio zajebana, zamiast jęczeć kurwa powinnaś kwiczeć i chrząkać z każdym ruchem jak tłusta świnia, którą kopiesz w dupę z całej siły przechodząc Stomilowskim gumo-filcem:
Hrrr Hrrr Kwii Kłiiiiiii Hrrrr!!!
Staram się jak najszybciej zlać, co po pijaku o ile staje nie jest wcale takie łatwe. Kończę. Idę Spać.
Epilog:
Rano po przepiciu człowiek nigdy nie lubi spoglądać w lustro. Wyobraźcie sobie co przeżyłem ja? Budzę się i widzę obok siebie lochę jeszcze brzydszą niż dzień wcześniej. Widok mnie poraża. Zamykam oczy, przecieram twarz, trzymając się resztek nadziei, że to może tylko zły sen…. Okazuje się ona jak zwykle- matką głupich. Czuje do siebie obrzydzenie. Rano po imprezie, gdy masz jeszcze smak trawiącego się alkoholu w ustach spożytego poprzedniej nocy czujesz do niego awersje. Przełamuję wstręt, piję. Upijam się. Potwór nadal śpi. Wychodzę.
Wsiadam do auta po stronie pasażera, wrzucam luz, przekręcam kluczyk, uchylam okno. Kładę fotel, odkręcam ogrzewanie na ful, nawiew na jedynkę zasypiam. Przespałem kilka godzin, budząc się prawie tak samo pijany. Jadę do domu. Policja zapewne zarejestrowałaby rekordowy wynik, gdybym został zatrzymany w drodze do domu….
Suplement:
Nie utrzymuję z nią od tego czasu żadnego kontaktu. Powiecie, że jestem pizda, że nie odmówiłem, że tak naprawdę to chciałem i że nawet grubej nie przepuszczę. Nieprawda- zwyczajnie starałem się jej wiele razy dać do zrozumienia na różne sposoby, że nie jestem zainteresowany. Nie skutkowało. Nie jest możliwe, aby komuś aż tak brakowało wyczucia taktu. Jedynym sposobem uniknięcia w/w wydarzeń byłoby chyba powiedzenie: „Pierdol się grubasie zajebany, brzydzisz mnie.” I opuszczenie lokalu. Wtedy nie miałem na tyle śmiałości/ braku empatii, aby tak zrobić. Nie wiem co sobie myślałem. Żałuję tego do dziś. Więcej już takiego błędu nie popełniłem.
Traumę mam do dziś. Po czasie nie pamiętam już czasem nazwisk, imion, przeróżnych dziewczyn, tego która miała triballa nad dupą, misia na cycku, czy gekona nad pizdą. Ale TĄ KURWĘ, gdybym miał talent Rubensa namalowałbym i dziś w każdym detalu. Od tego czasu NIENAWIDZĘ WSZYSKICH GRUBASÓW. A w swoich wypowiedziach słowo gruba zawsze łączę ze słowem/określeniem kurwa.
Postscriptum:
Panie ekspercie 4hitch a propos poprzedniego tematu: gwoli ścisłości jeżeli czepiamy się szczegółów są tam mięśnie Kegla (nie Kęgla) i z tego „ę” się nie wytłumaczysz literówką, bo nie ma w tym słowie przy „e” żadnych znaków, które wymagały by użycia klawisza /alt/, co mogłoby tłumaczyć pomyłkę.
W związku z dość pozytywnym odzewem z jakim spotkał się mój poprzedni temat i prośbami o kontynuację- przesyłam dziś kolejną historię. Tym razem jest to historia własna, którą osobiście bardzo przeżyłem, a trauma z nią związana trwa po dziś dzień. W związku z faktem, iż cudze nieszczęście cieszy najbardziej, specjalnie dla Was oto i ona:
(ze specjalną dedykacją dla kolegi Skurwodaktyla)
Zdarzyło się to kilka lat temu. Owej pamiętnej soboty przebywałem pod swoim adresem zameldowania, nie podejrzewając nawet, że dzień ten odmieni moje życie. Dzwoni telefon. Halo? Cześć! Tak, tak, mam czas, tak, a kto jest?, Tak, daj mi dwa kwadranse, to do zobaczenia. Po chwili byłem już w samochodzie. W godzinach popołudniowego szczytu w rytmie zmieniających się świateł zbliżałem się do osiedla mrówkowców, które swoje czasy świetności przezywało zapewne za późnego Gomółki/ wczesnego Gierka. Moja gospodyni (przyszły oprawca) była puszystą kobietą vel przy kości (gwoli ścisłości bardzo grubej kości, damą o iście rubensowskich kształtach). Łączyły nas więzy przyjaźni. Była ona osobą niesamowicie otwartą i miłą, co zapewne jak i u wielu innych przedstawicieli gatunku kurwa grubasus zapewne ma stanowić kompensację dla odpychającej aparycji i stanowi element przystosowawczy, pomagający w przetrwaniu. Jedyną wadą była, była jej chuć jaką odczuwała względem mojej skromnej osoby. Do tego czasu zawsze udawało mi się trzymać jej niepohamowane żądze na wodzy, dzięki temu iż nigdy dopuszczałem do sytuacji, abyśmy w pewnych okolicznościach pozostawali sami… Zapewne jak się już słusznie domyślacie, było tak aż do tego dnia…
Zapadam się w fotelu w blokowej namiastce salonu. Przy stole znajdują się dwa fotele i dwie pufy. Siedzimy we trójkę: ja, ONA i nasz wspólny znajomy. Na stole wódka, kieliszki, jakieś chrupki. Atmosfera z racji sporych kieliszków szybo staje się wesoła i swobodna. Po jakiejś godzinie, czy dwóch znajomy dostaje telefon i ani się obejrzałem, a już go nie ma. Do dzisiaj nie wiem, czy wypadał mu jakaś pilna sprawa, czy wydarzenie to nie stanowiło elementu realizowanego z premedytacją- podstępnego, przewrotnego i podłego w swej prymitywnej prostocie planu. Tak czy owak w wyniku przypadku/ uprzednio poczynionych knowań znaleźliśmy się sami we dwoje w obskurnym podnajmowanym studenckim M2.
Szczęk skobla w przekręcanym zamku i po chwili już kuca ONA przymnie, a jej paluchu tłuste paluchy przypominające serdelki w zgrzewce parówek z Biedronki jęły wodzić po moim udzie w te i z powrotem. W mojej głowie mętlik, zapala się lampka ostrzegawcza. Adrenalina częściowo przywraca przytępioną alkoholem ostrość umysłu.
- Słuchaj Marta, przynieś proszę tę colę co przywiozłem. Kończy się nam zapitka, a po drugie zaraz w tej zamrażarce zmrozi się ona na kość.
W 30 s później na stole na zimnych ściankach butelki z colą przekroczony już zostaje punkt rosy i zaczyna wykraplać się woda. Tymczasem mój mózg pracuje na pełnych obrotach, gdyż ONA niczym niezrażona powróciła do uprzednio przyjętej pozycji i ku mojej zgrozie kontynuuje swój niecny proceder.
- Słuchaj, choć się napijemy jeszcze
- Ty sobie pij
Usłyszałem w odpowiedzi. Zaczynam wpadać w panikę, w pewnym momencie w przerażonym umyśle niczym światełko tunelu/ pierwszy promień wschodzącego słońca po długiej nocy polarnej pojawia się myśl genialna w swojej prostocie… Eureka kurrrrwa mać! Nie ma przecież kobiet brzydkich, czasem jest po prostu za mało wina! Przez analogię swój pyszny koncept rozciągam również na wódkę i zaczynam.
Nalewam po brzegi pierwszy kieliszek …jeb! Kurwa najebię się tak, że się porzygam!
Nalewam po brzegi drugi kieliszek …jeb! Trochę gorzej się przyjął. Kurwa! Będę tak pijany, że nie będę w stanie, albo nic nie zapamiętam ew. padnę w trupa!
Nalewam trzeci kieliszek …jeb! Wódka pali przełyk, odczuwam silne torsje, ale udaje się uniknąć zwrócenia (a może powinienem był to zrobić)? Kurwa! Będę tak pi….
Nie jest mi dane dokończyć myśli… ONA rozbraja moje dresowe spodnie i bierze go w usta. Zajmuje się nim całkiem fachowo. Po jakimś czasie nadchodzi Armagedon. Ozwała się do mnie tymi słowami:
-Chciała bym zobaczyć, czy rzeczywiście tak dobrze liżesz cipę jak mówiłeś…
Wstawka teoretyczna:
Były to czas, gdzie prowadziłem życie birbanta, a sposób w jaki traktowałem kobiety był mocno przedmiotowy. Z racji charakteru znajomości/ zażyłości jaka nas łączyła często opowiadałem jej rożne mniejsze/ większe podboje jakie zwykłem czynić. Więc pewne fakty, były jej znane inna sprawa, że skromność znajdowała się na końcu listy reprezentowanych przeze mnie cnót.
Ciąg dalszy historii:
Pomyślałem sobie, ze z tą minetą to jest w sumie jak z gównem na talerzu. Czy wezmę je na palec i popróbuję, czy nagarnę całą dłonią jednako będę miał gówno w gębie. Stwierdziłem, że się przyłożę do roboty gdyż:
- być może zaspokoję owym sposobem smoka,
- jeśli się nie przyłożę, polecę sobie po opinii (kiedy „opinia” była dla mnie to było ważna, dziś dbałość o jej podtrzymanie stanowiła przesłankę dla wykonania po latach szaleństw badań na HIV, ale to osobna historia)
Mastodont się rozbiera, cielsko rozlewa się jak pierdolony wieloryb wyrzucony przez sztorm na palże, stanowi element majestatyczny jednocześnie jego ogrom jest przerażający. Nigdy wcześniej ani później nie widziałem czegoś takiego. Nogi jak słupy telegraficzne, jak kurwa dwa balerony, cyce jak krowie wymiona, brakuje tych sześciu pierdolników tylko, ale suty wieeelkie jak spodki od filiżanki herbaty rozjebane na pół cyca godnie je zastępują, pod nimi monstrualnych rozmiarów brzuch/ śmietnik. Wzgórek łonowy (u normalnych dziewczyn) tu przypomina worek cementu. Pełno cellulitu. Skóra w niektórych miejscach przedramion i okolicach bikini inkrustowana/ intarsjowana jakimiś potówkami/ innym syfem, czy huj wie czym.
Zamykam oczy, niestety nie wyłącza to nosa tak ważnego przy tej robocie. Psiocha ukryta w zwałach sadła niczym żołnierz w transzei z czasów I WŚ wydziela intensywny odór dobrze zakonstytuowanego potu. Każdy ruch ociekającej oliwą lokomotywy parowej wymaga zapewne sporego wysiłku i to czuć.
Staram się wyłączyć i nie myśleć o tym CO i KOMU robię. ONA jęczy jak rasowa dziwka, co uniemożliwia mi wyłączenie się. Dwa razy prawie zwracam. W końcu czuję jak dno rowu, w którym mam twarz zaczyna delikatnie pulsować w swojej dolnej części, piekielne jęki zmieniają swoją wysokość. Doszła!
Padam zrezygnowany. ONA nie odpuszcza, nadal z wielkim wyczuciem dla moje nastroju zwraca się do mnie w sposób doprawdy niezwykle romantyczny:
- chce mi się jebać!
Próbuję się wykręcić, w końcu poddaje się jej woli. Przygniata mnie swoim cielskiem, zaczyna wykonywać wahadłowe ruchy mokrym podwoziem po mojej strefie intymne. Sięga pod siebie bierze go łapę i zatyka prosto w pizdę.
Skacze po mnie sapiąc jak wspomniany parowóz ruszając ze stacji z 50cioma wagonami, w przerwach znowu jęcząc jak rasowa bladź. Znowu nie mogę się wyłączyć, spoglądam na to jak skacze po mnie jak tusza wieprzowa poprzecinana siecią niezliczonych rozstępów i odczuwam do niej autentyczną nienawiść. W głowie pojawia się myśl:
- Ty kurwa kurwo! Świnio zajebana, zamiast jęczeć kurwa powinnaś kwiczeć i chrząkać z każdym ruchem jak tłusta świnia, którą kopiesz w dupę z całej siły przechodząc Stomilowskim gumo-filcem:
Hrrr Hrrr Kwii Kłiiiiiii Hrrrr!!!
Staram się jak najszybciej zlać, co po pijaku o ile staje nie jest wcale takie łatwe. Kończę. Idę Spać.
Epilog:
Rano po przepiciu człowiek nigdy nie lubi spoglądać w lustro. Wyobraźcie sobie co przeżyłem ja? Budzę się i widzę obok siebie lochę jeszcze brzydszą niż dzień wcześniej. Widok mnie poraża. Zamykam oczy, przecieram twarz, trzymając się resztek nadziei, że to może tylko zły sen…. Okazuje się ona jak zwykle- matką głupich. Czuje do siebie obrzydzenie. Rano po imprezie, gdy masz jeszcze smak trawiącego się alkoholu w ustach spożytego poprzedniej nocy czujesz do niego awersje. Przełamuję wstręt, piję. Upijam się. Potwór nadal śpi. Wychodzę.
Wsiadam do auta po stronie pasażera, wrzucam luz, przekręcam kluczyk, uchylam okno. Kładę fotel, odkręcam ogrzewanie na ful, nawiew na jedynkę zasypiam. Przespałem kilka godzin, budząc się prawie tak samo pijany. Jadę do domu. Policja zapewne zarejestrowałaby rekordowy wynik, gdybym został zatrzymany w drodze do domu….
Suplement:
Nie utrzymuję z nią od tego czasu żadnego kontaktu. Powiecie, że jestem pizda, że nie odmówiłem, że tak naprawdę to chciałem i że nawet grubej nie przepuszczę. Nieprawda- zwyczajnie starałem się jej wiele razy dać do zrozumienia na różne sposoby, że nie jestem zainteresowany. Nie skutkowało. Nie jest możliwe, aby komuś aż tak brakowało wyczucia taktu. Jedynym sposobem uniknięcia w/w wydarzeń byłoby chyba powiedzenie: „Pierdol się grubasie zajebany, brzydzisz mnie.” I opuszczenie lokalu. Wtedy nie miałem na tyle śmiałości/ braku empatii, aby tak zrobić. Nie wiem co sobie myślałem. Żałuję tego do dziś. Więcej już takiego błędu nie popełniłem.
Traumę mam do dziś. Po czasie nie pamiętam już czasem nazwisk, imion, przeróżnych dziewczyn, tego która miała triballa nad dupą, misia na cycku, czy gekona nad pizdą. Ale TĄ KURWĘ, gdybym miał talent Rubensa namalowałbym i dziś w każdym detalu. Od tego czasu NIENAWIDZĘ WSZYSKICH GRUBASÓW. A w swoich wypowiedziach słowo gruba zawsze łączę ze słowem/określeniem kurwa.
Postscriptum:
Panie ekspercie 4hitch a propos poprzedniego tematu: gwoli ścisłości jeżeli czepiamy się szczegółów są tam mięśnie Kegla (nie Kęgla) i z tego „ę” się nie wytłumaczysz literówką, bo nie ma w tym słowie przy „e” żadnych znaków, które wymagały by użycia klawisza /alt/, co mogłoby tłumaczyć pomyłkę.