Na moj pierwszy wyjazd zdecydowalem sie po naleganiu rodzicow, bo znajoma z pracy ma syna co mieszka za granica i kokosy zarabia, i ty jedz, kredyty bysmy splacili. Nie chcialem mialem prace w odlewni zeliwa, ciezka ale za dobre pieniadze. W koncu uleglem byl 2007 rok, wrzesien chyba, wyplata w reke, pyk bilet zabukowany na 7 dni w przod i jazda.Szostego pozostalo sie tylko pozegnac, krata piwa i paru znajomych mialo zakonczyc mily wieczor heh zakonczylo sie w lokalnym barze o 4 rano kiedy znajomi zabrali mnie sztywnego taksowka do domu po torby, przeciez wyjazd za godzine. 40 godzin w autobusie minelo sekspresowo raz obudzilem sie gdzies w polsce ale 15 min przerwa wystarczyla na wypicie trzech mocnych ktore zapewnily sen do odprawy w francji, a pozniej juz anglia londyn no i miejsce docelowe z ktorego mialem dostac sie lokalnymi liniami do Market Drayton. Mysle ok jezyka troche znam dam rade a tu niespodzianka, jestktos kto jedzie do tego samego miejsca co ja, no ale przez sen to sie znim zapoznac nie moglem. Dobra wpadamy na przystanek a tu same numerki, czekamy na perwszego busa wsiadamy lamanym ang. tlumaczymy gdzie chcemy dojechac ale akcent kierowcy brzmi jak tajski wiec kupujemy dwa bilety do nikad siadamy a w miedzyczasie zagadujemy starsza angielke ktora z cierpliwoscia tlumaczy gdzie co i jak....No i w tym momencie wkracza nasz rodak ( na oko 45 lat, kamizelka odblaskowa buty ochronne ), ja wam pomoge mowi ja tutejszy, heh seplenil faktycznie jak angol ale to z nadmiaru alko raczej, ale ok jak niema problemu to czemu nie. Szkoda tylko ze z jego tlumaczenia wynikalo ze mamy nocleg i dojazd na miejsce ale babcia wyglodala jakby gadala ze swirem no a my co nieco rozumielismy wiec zlalismy goscia tym bardziej ze byl czas wysiadki. Pozdrowilismy starsza pania a pan dostal frajera na odchodne. W koncu udalo sie jestesmy dom okej tzw big brother z paronastoma lokatorami. Wieczor mijal szybko przy dzwieku polskiej i ruskiej wodki czesc wyruszyla na dyskoteke czesc pozostala przy klinie, w tym ja. Sielanke przerywa telefon ze jest dym z angolami w sumie znalem tylko 2 os. tak naprawde ale na haslo biegniemy wszyscy. Na miejscu angol z piana na gebie i jego mafia ogorka i kasztanka szarpia sie z naszymi, dobiegamy akcja reakcja trawa chwile az podjezdzaja radiowozy, wszyscy uciekaja ja tez chcialem ale mur okazal sie za wysoki a ja za niski , efekt chodnik uderzyl mnie w plecy:). Tu sie zaczyna problem jak wytlumaczyc ze ja dopiero co przyjechalem i nie wiem nawet w ktora strone do je***ego big brothera, na szczescie cos tam zrozumieli i po podpisaniu papierow puscili, chyba uznali ze upadek i podroz spowrotem bedzie wystarczajaca kara:) . Droga zajela mi jakies dwie godziny na szczescie znalazlem monopolowy wiec po powrocie padlem na materac.
Ranek obudzil mnie kacem i niesamowitym bolem plecow ale nie spowodowanym tylko upadkiem ale takze pogryzieniem przez te pieprzone jeban*e tzw pluskwy ktore pozostawiaja za soba guzy wielkosci mandarynek, ale to dopiero poczatek.Wiadomosci na dole zajechaly mnie. Zaden z domownikow nie mial pracy malo tego, uciekli od ciapaka ktory przeja ich wyplaty nabral na nich tel. a oni uciekli za cashback'i i przyjechali tutaj jakies 2 tyg wczesniej i nawet nie wiedza gdzie szukac pracy. To jeszcze nie koniec za miesiac gdy zapasy funciakow stopnialy mialo sie okazac ze do naszych drzwi ma zapukac anglik w podeszlym wieku z dowodem aukcyjnym zakupu budynku...... Koniec cz.1