Mieszkanie w bloku nie usprawiedliwia ani przypierdalactwa, ani męczenia wszystkich imprezami, czy kłótniami ze starą.
Miałem problem z sąsiadką, której imprezy się nie podobały. Dziewczyna robiła pożegnanie koleżanki i do tego babskiego wieczoru przyjebała się sąsiadeczka z dołu. To, że jej tupią, krzyczą, butelki szurają (hah) i ogólnie wszelkie pierdolety. Rano przyszła przyjebać się znów i myślała, że jestem ojcem (brzydki jestem, nie stary) i zaczyna od razu bez żadnego "dzień dobry", że moja córka pojebana imprezy robi po 24 (o 24 to my grzecznie spaliśmy). Zmulony ciut się wypytuję jaka córka, jaka impreza, gdzie słychać, a potem jak ciut otrzeźwiałem to ją wyśmiałem i zamknąłem drzwi przed ryjem. Potem popytałem sąsiadów, reszty, tych normalnych, czy coś nie przeszkadzało. Góra, boki, dół - nic. Ta jedna pizda z mieszkania po skosie. Czyli pojebana, uciążliwa baba. Do likwidacji. Z jedną sąsiadką, już zmęczony, zacząłem o narzekać na tę popierdoloną, że pewnie jakaś psychiczna i ciekawe, czy nikt więcej z nią problemów niema. Ach jakież to szczęście, że akurat ta przypierdalaczka wracała do swojego mieszkania obok i się przestraszyła, że sąsiad teraz na nią jakąś wojnę szykuje. Szczęściarz ze mnie, bo rzadko kiedy się to tak wesoło kończy.
Natomiast, jakby ktoś mi w środku tygodnia imprezy całonocne napierdalał, albo robił to tydzień w tydzień i na pytania, czy można ciut ciszej byłby takim aroganckim i cwanym pizdusiem przez drzwi, to by zdecydowanie miał na karku policję, właściciela mieszkania, a właściciel mieszkania w razie braku zrozumienia spółdzielnię. Gdyby w reakcji taki pizduś zaczął grozić moim dzieciom, to zrobiłoby się ponuro. Takich rzeczy się nie puszcza płazem, ale nie reaguje się tak głupio jak ten facet z filmu. Zdecydowanie musiałbym pilnować swojego samochodu i drzwi od mieszkania, ale parkowanie półtorej kilometra dalej, albo załatwienie garażu na jakiś czas mnie osobiście nie męczy. Ot, takie pizdusie zawsze wychodzą z pozycji bezkarności, czyli unikania konfrontacji i pierdolenia z uśmieszkiem "to nie ja". Nie ma co się z takimi spinać, jak się ich za rękę nie złapało. Same pomazane drzwi od mieszkania to mała strata, więc satysfakcja z przekopania delikwenta chwilowo załatwiłaby sprawę. Patrzenie jak cierpi jest jednak o wiele lepsze. Namówić jakiegoś podwórkowego dzieciaka-cwaniaka, żeby zagaił tekstem "Wczoraj z ładniejszą się całowałeś" przy jego lampucerze to banał. Po małej eskalacji udana prowokacja pod kamerami i przy neutralnych świadkach. Takie niestabilne emocjonalnie osobniki są banalnie łatwe do sprowokowania i nagle się okazuje, że taki dostaje wpierdol i jeszcze jest oskarżony o napaść. Lawinowo ciągną się za tym pozwy o zakłócanie ciszy nocnej, pogróżki i niszczenie mienia, co w warunkach recydywy i kontynuacji sprawy idzie już gładko. Załatwienie opinii reszty sąsiadów i rozmowa z nimi, zamiast kopania drzwi (niektórzy wtedy agresora uznają za ofiarę) to dobry pomysł.
A jakby jeszcze się okazało, że wjeżdżam mu na chatę i jest zalogowany na sadisticu jako Halman, to bym wszystko tutaj wrzucił.