II Wojna Światowa dobiega końca.
30 stycznia 1945 roku Adolf Hitler przemawia do Rzeszy, nie wiedząc, że będzie to jego ostatnie zarejestrowane przemówienie.
Ostatnie przemówienie radiowe Adolfa Hitlera - 30 stycznia 1945 r.
Transkrypcja.
Niemieccy rodacy i rodaczki! Narodowi socjaliści!
Gdy przed dwunastu laty świętej pamięci prezydent Rzeszy Hindenburg powierzył mi jako przywódcy najsilniejszej partii godność kanclerza, Niemcy były w takiej samej sytuacji wewnętrznej, jak dzisiaj pod względem politycznym znajdujemy się w sytuacji zewnętrznej. Planowo wprowadzony przez traktat wersalski i kontynuowany proces gospodarczego zniszczenia i destrukcji demokratycznej republiki prowadził stopniowo do trwałego zjawiska, jakim było prawie siedmiomilionowe bezrobocie oraz siedem milionów zatrudnionych w niepełnym wymiarze godzin, zniszczonego stanu chłopskiego, zrujnowanego rzemiosła oraz odpowiednio do tego zamarcia handlu. Niemieckie porty stały się jedynie cmentarzyskami statków. Sytuacja finansowa Rzeszy groziła załamaniem nie tylko państwa, lecz również krajów związkowych i gmin. Jednak decydującą sprawą było następujące zagadnienie. Za tym gospodarczym, metodycznym zniszczeniem Niemiec stał zarówno wówczas, jak i dzisiaj upiór azjatyckiego bolszewizmu. Tak jak dzisiaj w sprawach poważnych, tak przed przejęciem władzy, w sprawach mniejszych, wewnętrznych, mieszczaństwo było całkowicie niezdolne do stawienia temu zjawisku skutecznego oporu.
Po załamaniu w roku 1918 w dalszym ciągu nie rozumiano, że stary świat przemija, a nadchodzi nowe, że nie może chodzić o to, by ze wszystkich sił wspierać to, co okazało się zbutwiałe i spróchniałe i tym samym sztucznie podtrzymywać, lecz że konieczne jest wprowadzenie na jego miejsce tego, co jest w oczywisty sposób zdrowe. Przestarzały ustrój społeczny załamał się i każda próba utrzymania go musiała okazać się bezskuteczna. A więc nie było to inaczej, jak i dzisiaj w ogólnych zarysach, skoro również państwa burżuazyjne naznaczone są piętnem zagłady i tylko jasno ukierunkowane, stabilne światopoglądowo społeczności wydają się w stanie przetrwać ten od stuleci najcięższy kryzys Europy.
Od 30 stycznia 1933 r. darowano nam tylko sześć lat pokoju. Przez te sześć lat dokonaliśmy nadzwyczajnych rzeczy, a zaplanowaliśmy jeszcze większe; tak wielkie i tak potężne, że aż wzbudziły zawiść naszego demokratycznego, nic nie potrafiącego otoczenia.
Ale decydujące było to, że w ciągu tych sześciu lat udało się nadludzkim wysiłkiem uzdrowić rdzeń niemieckiego narodu pod względem obronności, co oznacza, że w pierwszej linii nie wyposażyliśmy go w materialne środki prowadzenia wojny, lecz napełniliśmy go duchowo wolą stawiania oporu i pewnością siebie.
Straszliwy los, jaki rozgrywa się dziś na wschodzie i w każdej wsi, na każdej miedzy, na prowincji i w miastach, eksterminuje ludność dziesiątkami, setkami tysięcy, odpierany jest przez nas i pokonywany największym wysiłkiem. Jeżeli to jest w ogóle możliwe, to wyłącznie dlatego, że w roku 1933 dokonała się wewnętrzna przemiana niemieckiego narodu. Gdyby dziś jeszcze istniały Niemcy w kształcie z traktatu wersalskiego, Europa dawno już zostałaby zmieciona przez wewnątrzazjatycki huragan. Nawet nie musimy dyskutować z tą wymierającą rasą głupców, którzy twierdzą, że bezbronne Niemcy skutkiem swojej bezsiły nie stałyby się ofiarą światowego spisku żydowskiej międzynarodówki.
Nie oznacza to nic innego, jak stawianie na głowie wszelkich praw natury! Od kiedy to bezbronna gęś nie jest zjadana przez lisa tylko dlatego, że skutkiem swojej konstytucji nie może mieć agresywnych zamiarów, i kiedy to wilk stanie się w końcu pacyfistą tylko dlatego, że owce nie noszą zbroi? A że, jak wspomniałem, istnieją takie mieszczańskie wierzące w to owce, jest tylko dowodem na to, jak bardzo niezbędne było zlikwidowanie epoki, która pragnęła w swym wychowaniu pielęgnować i zachowywać takie zjawiska, a nawet przyznawała im wpływy polityczne. Na długo przedtem, zanim do władzy doszedł narodowy socjalizm, wrzała już nieubłagana walka przeciwko żydowsko-azjatyckiemu bolszewizmowi. Nie zalał Europy już w roku 1919/1920 tylko dlatego, że sam był wówczas jeszcze zbyt słaby i niedozbrojony. Swej próby zlikwidowania Polski nie poniechał ze względu na sympatię dla ówczesnej Polski, lecz w wyniku przegranej bitwy pod Warszawą. Jego zamiar zniszczenia Węgier nie doszedł do skutku nie dlatego, że się rozmyślił, lecz dlatego, że władza bolszewicka nie mogła utrzymać się militarnie. Również nie zrezygnował z próby zrujnowania Niemiec dlatego, że nie życzono już sobie więcej zwycięstw, ale dlatego, że nie udało się usunąć resztek wrodzonych sił oporu naszego narodu. Wtedy żydostwo rozpoczęło natychmiast planowy wewnętrzny rozkład naszego społeczeństwa i miało do tego najlepszych sprzymierzeńców w tych upartych obywatelach, którzy nie chcieli uznać, że właśnie skończyła się epoka mieszczańskiego świata i nigdy już nie powróci, że przeżytkiem stała się epoka niepohamowanego liberalizmu i może prowadzić wyłącznie do swego samego załamania się, ale przede wszystkim, że wielkie zadania tych czasów mogą być realizowane tylko pod dyktatorsko skupioną siłą narodu, wychodząc od zasady równych praw dla wszystkich wynikających z równych obowiązków, tak samo jak w odwrotny sposób, wypełnianie równych obowiązków musi również nieuchronnie prowadzić do równych praw.
W ten sposób narodowy socjalizm w środku gigantycznej gospodarczej, społecznej i kulturalnej działalności twórczej, a przede wszystkim również wychowawczej dał niemieckiemu narodowi rynsztunek, który w ogóle mógł być dopiero przetworzony na wartości militarne. Siła oporu naszego narodu wzrosła od 30 stycznia 1933 r. tak ogromnie, że nie można jej porównywać z siłą poprzednich epok. Ale utrzymanie tej wewnętrznej siły oporu jest równocześnie najbezpieczniejszym gwarantem ostatecznego zwycięstwa!
Jeżeli Europa ogarnięta jest dzisiaj ciężką chorobą, to owładnięte nią państwa albo przezwyciężą ją z wytężeniem swej całej i nadzwyczajnej siły oporu, albo jej ulegną. Nawet powracający do zdrowia, a tym samym ten, który przeżył, przezwycięża taką chorobę jedynie w kryzysie, który go ostatecznie osłabia. Ale właśnie dlatego jeszcze bardziej naszą niezmienną wolą jest, by w tej walce o ocalenie naszego ludu nie przestraszyć się najokropniejszego losu wszech czasów i niezmiennie wiernie słuchać nakazu zachowania naszego narodu. Wszechmocny stworzył nasz naród. Broniąc jego istnienia, bronimy Jego dzieła. A fakt, że ta obrona połączona jest z niewypowiedzianym nieszczęściem, cierpieniem i bólem, pozwala nam jeszcze mocniej trwać przy tym narodzie. Ale pozwala nam też zyskać tę niezłomność, która jest niezbędna do wypełniania naszego obowiązku nawet w najgorszym momencie przełomowym, co oznacza wypełnianie obowiązku nie tylko wobec wiecznie porządnych Niemiec, lecz również wobec tych nielicznych nikczemników odcinających się od swojego narodu. Dlatego więc w tej walce przeznaczenia obowiązuje jeden nakaz: kto walczy honorowo, może tym samym uratować swoje życie i życie swych bliskich, kto jednak tchórzliwie lub niecnie atakuje własny naród, to w każdych okolicznościach umrze nikczemną śmiercią. Największym dziełem narodowego socjalizmu jest obudzenie i wzmocnienie tego ducha w naszym niemieckim narodzie. Gdy kiedyś, po zakończeniu tego ogromnego światowego dramatu, zadźwięczą dzwony pokoju, będzie można zobaczyć, co naród niemiecki zawdzięcza temu duchowemu odrodzeniu: to nie mniej jak swoje istnienie na tej ziemi.
Jeszcze kilka miesięcy i tygodni temu sprzymierzeni mężowie stanu otwarcie naznaczyli los Niemiec. Zostali potem upomnieni przez kilka gazet, że powinni być mądrzejsi i raczej coś obiecać, nawet jeżeli nie mieliby zamiaru później dotrzymać tej obietnicy. Pragnę w tym momencie, jako nieprzejednany narodowy socjalista i bojownik mojego narodu, raz na zawsze zapewnić tych innych mężów stanu, że każda próba wpłynięcia na narodowosocjalistyczne Niemcy frazesami w stylu Wilsona zakłada pewną naiwność, która jest dzisiejszym Niemcom nieznana. Ale nie to jest decydujące, że w demokracjach działalność polityczna i kłamstwo pojawiają się jako nierozerwalni sojusznicy, lecz decydujące jest to, że wszelkie przyrzeczenia, jakie mężowie stanu składają narodowi, są całkowicie bez znaczenia, albowiem oni sami nie są już w stanie spełnić kiedykolwiek jakiegokolwiek z tych przyrzeczeń. To nic innego, jak gdyby jedna owca chciała przyrzec drugiej, że ochroni ją przed tygrysem. Wobec tego powtarzam swoją przepowiednię: Anglia nie tylko, że nie będzie w stanie poskromić bolszewizmu, to jeszcze jej własna ewolucja będzie nieuchronnie przebiegać zgodnie z tą wyniszczającą chorobą. Państwa demokratyczne przywołały z azjatyckich stepów upiory, których już nigdy się nie pozbędą. Wszystkie te małe europejskie narody, które kapitulują na skutek obietnic aliantów, zmierzają wprost ku swej całkowitej zagładzie. Czy ten los spotka je trochę wcześniej czy później - mierząc to skalą nieuchronności - jest całkowicie bez znaczenia. To są wyłącznie taktyczne rozważania skłaniające kremlowskich Żydów, by raz postępować brutalnie, w innym zaś przypadku nieco powściągliwiej. Ale koniec będzie zawsze taki sam.
Jednak Niemcy nigdy nie zaznają takiego losu! Gwarancją tego jest wywalczone przed dwunastu laty wewnętrzne zwycięstwo naszego kraju. Bez względu na to, co wymyślą nasi wrogowie, co wyrządzą niemieckim miastom, niemieckim obszarom ziemskim, a przede wszystkim, jaki ból zadadzą naszym ludziom, to wszystko zblednie w porównaniu z nie dającą się zrekompensować boleścią i nieszczęściem, które musiałyby nas spotkać, gdyby kiedykolwiek zwyciężyło plutokracyjno-żydowskie sprzysiężenie. Stąd też w dwunastą rocznicę przejęcia władzy tym bardziej konieczne jest uczynienie serc silnych jak nigdy dotąd i utwierdzenie się w świętym postanowieniu noszenia broni bez względu na to gdzie i bez względu na to w jakich okolicznościach, tak długo, aż zwycięstwo ukoronuje nasze wysiłki. W tym dniu pragnę również rozwiać wątpliwości w innej sprawie: całemu wrogiemu światu na przekór wybrałem kiedyś w myślach swą drogę i kroczyłem nią nieznany, bezimienny, aż do ostatecznego zwycięstwa. Częstokroć ogłaszano moją śmierć i wielokroć mi jej życzono, a mimo to w końcu zwyciężyłem! Moje obecne życie będzie również określone przez powierzone mi obowiązki.
Z tych obowiązków łącznie wynika tylko jeden jedyny, mianowicie: praca i walka dla mojego narodu. Z tego obowiązku może mnie zwolnić tylko ten, który mnie do niego powołał. Gdy 20 lipca półtora metra ode mnie wybuchła bomba, w ręku opatrzności leżało pozbawienie mnie życia, a tym samym zakończenie mojego życiowego dzieła. Fakt, że Wszechmocny czuwał tego dnia nade mną, traktuję jako utwierdzenie mnie w powierzonym mi zadaniu. Dlatego też w następnych latach będę kroczył drogą bezkompromisowego reprezentowania interesów mojego narodu, niewzruszony żadną potrzebą i żadnym niebezpieczeństwem, przepełniony świętym przekonaniem, że na końcu Wszechmocny nie opuści tego, który przez całe swoje życie nie pragnął niczego innego, jak uratowania swojego narodu przed losem, na który sobie nie zasłużył ani z racji swej liczebności, ani z racji znaczenia.
Dlatego w obecnej godzinie apeluję do całego niemieckiego narodu, z moimi starymi towarzyszami broni na czele, i do wszystkich żołnierzy, by uzbroili się w jeszcze większego i silniejszego ducha oporu, by na koniec tych potwornych zmagań - ponownie jak w przeszłości - złożyć poległym na grobie wieniec z szarfą i napisem: "A jednak zwyciężyliście!".
Dlatego oczekuję od każdego Niemca, że będzie spełniał swój obowiązek do ostatecznego końca, że przyjmie na siebie każdą ofiarę, której się od niego wymaga i wymagać będzie, oczekuję od każdego zdrowego, że z narażeniem życia będzie się angażował w walkę, oczekuję od każdego chorego i ułomnego, że będzie pracował bez wytchnienia, oczekuję od mieszkańców miast, że będą wykuwać broń do tej walki, i oczekuję od każdego chłopa, że z najwyższym możliwym ograniczeniem własnych potrzeb będzie dostarczał chleb dla żołnierzy i robotników tej walki. Oczekuję od wszystkich kobiet i dziewcząt, że tak jak dotychczas będą wspierać tę walkę z najwyższym fanatyzmem. Zwracam się przy tym z najwyższym zaufaniem do niemieckiej młodzieży. Gdy stworzymy sprzysiężoną wspólnotę, będziemy mogli słusznie stanąć przed Wszechmocnym i poprosić go o łaskę i błogosławieństwo. Albowiem naród nie może uczynić nic więcej, jak tylko to, że każdy, kto może walczyć, walczy, kto może pracować, pracuje, a wszyscy wspólnie ponoszą ofiarę przepełnieni jedną myślą, by zagwarantować wolność, narodowy honor, a tym samym przyszłość i życie.
Bez względu na to, jak ciężki wydaje się w tej chwili kryzys, w końcu mimo wszystko przezwyciężymy go naszą niezłomną wolą, naszą ofiarnością i umiejętnościami. Przetrwamy również tę biedę. W tej walce nie zwycięży Azja Środkowa, lecz Europa - a na jej czele naród, który od półtora tysiąclecia reprezentował Europę jako czołowe mocarstwo przeciwko Wschodowi i reprezentować ją będzie po wsze czasy: nasza wielkoniemiecka Rzesza, naród niemiecki!
Prawdziwy głos Hitlera, nagranie z ukrycia .
30 stycznia 1945 roku Adolf Hitler przemawia do Rzeszy, nie wiedząc, że będzie to jego ostatnie zarejestrowane przemówienie.
Ostatnie przemówienie radiowe Adolfa Hitlera - 30 stycznia 1945 r.
Transkrypcja.
Niemieccy rodacy i rodaczki! Narodowi socjaliści!
Gdy przed dwunastu laty świętej pamięci prezydent Rzeszy Hindenburg powierzył mi jako przywódcy najsilniejszej partii godność kanclerza, Niemcy były w takiej samej sytuacji wewnętrznej, jak dzisiaj pod względem politycznym znajdujemy się w sytuacji zewnętrznej. Planowo wprowadzony przez traktat wersalski i kontynuowany proces gospodarczego zniszczenia i destrukcji demokratycznej republiki prowadził stopniowo do trwałego zjawiska, jakim było prawie siedmiomilionowe bezrobocie oraz siedem milionów zatrudnionych w niepełnym wymiarze godzin, zniszczonego stanu chłopskiego, zrujnowanego rzemiosła oraz odpowiednio do tego zamarcia handlu. Niemieckie porty stały się jedynie cmentarzyskami statków. Sytuacja finansowa Rzeszy groziła załamaniem nie tylko państwa, lecz również krajów związkowych i gmin. Jednak decydującą sprawą było następujące zagadnienie. Za tym gospodarczym, metodycznym zniszczeniem Niemiec stał zarówno wówczas, jak i dzisiaj upiór azjatyckiego bolszewizmu. Tak jak dzisiaj w sprawach poważnych, tak przed przejęciem władzy, w sprawach mniejszych, wewnętrznych, mieszczaństwo było całkowicie niezdolne do stawienia temu zjawisku skutecznego oporu.
Po załamaniu w roku 1918 w dalszym ciągu nie rozumiano, że stary świat przemija, a nadchodzi nowe, że nie może chodzić o to, by ze wszystkich sił wspierać to, co okazało się zbutwiałe i spróchniałe i tym samym sztucznie podtrzymywać, lecz że konieczne jest wprowadzenie na jego miejsce tego, co jest w oczywisty sposób zdrowe. Przestarzały ustrój społeczny załamał się i każda próba utrzymania go musiała okazać się bezskuteczna. A więc nie było to inaczej, jak i dzisiaj w ogólnych zarysach, skoro również państwa burżuazyjne naznaczone są piętnem zagłady i tylko jasno ukierunkowane, stabilne światopoglądowo społeczności wydają się w stanie przetrwać ten od stuleci najcięższy kryzys Europy.
Od 30 stycznia 1933 r. darowano nam tylko sześć lat pokoju. Przez te sześć lat dokonaliśmy nadzwyczajnych rzeczy, a zaplanowaliśmy jeszcze większe; tak wielkie i tak potężne, że aż wzbudziły zawiść naszego demokratycznego, nic nie potrafiącego otoczenia.
Ale decydujące było to, że w ciągu tych sześciu lat udało się nadludzkim wysiłkiem uzdrowić rdzeń niemieckiego narodu pod względem obronności, co oznacza, że w pierwszej linii nie wyposażyliśmy go w materialne środki prowadzenia wojny, lecz napełniliśmy go duchowo wolą stawiania oporu i pewnością siebie.
Straszliwy los, jaki rozgrywa się dziś na wschodzie i w każdej wsi, na każdej miedzy, na prowincji i w miastach, eksterminuje ludność dziesiątkami, setkami tysięcy, odpierany jest przez nas i pokonywany największym wysiłkiem. Jeżeli to jest w ogóle możliwe, to wyłącznie dlatego, że w roku 1933 dokonała się wewnętrzna przemiana niemieckiego narodu. Gdyby dziś jeszcze istniały Niemcy w kształcie z traktatu wersalskiego, Europa dawno już zostałaby zmieciona przez wewnątrzazjatycki huragan. Nawet nie musimy dyskutować z tą wymierającą rasą głupców, którzy twierdzą, że bezbronne Niemcy skutkiem swojej bezsiły nie stałyby się ofiarą światowego spisku żydowskiej międzynarodówki.
Nie oznacza to nic innego, jak stawianie na głowie wszelkich praw natury! Od kiedy to bezbronna gęś nie jest zjadana przez lisa tylko dlatego, że skutkiem swojej konstytucji nie może mieć agresywnych zamiarów, i kiedy to wilk stanie się w końcu pacyfistą tylko dlatego, że owce nie noszą zbroi? A że, jak wspomniałem, istnieją takie mieszczańskie wierzące w to owce, jest tylko dowodem na to, jak bardzo niezbędne było zlikwidowanie epoki, która pragnęła w swym wychowaniu pielęgnować i zachowywać takie zjawiska, a nawet przyznawała im wpływy polityczne. Na długo przedtem, zanim do władzy doszedł narodowy socjalizm, wrzała już nieubłagana walka przeciwko żydowsko-azjatyckiemu bolszewizmowi. Nie zalał Europy już w roku 1919/1920 tylko dlatego, że sam był wówczas jeszcze zbyt słaby i niedozbrojony. Swej próby zlikwidowania Polski nie poniechał ze względu na sympatię dla ówczesnej Polski, lecz w wyniku przegranej bitwy pod Warszawą. Jego zamiar zniszczenia Węgier nie doszedł do skutku nie dlatego, że się rozmyślił, lecz dlatego, że władza bolszewicka nie mogła utrzymać się militarnie. Również nie zrezygnował z próby zrujnowania Niemiec dlatego, że nie życzono już sobie więcej zwycięstw, ale dlatego, że nie udało się usunąć resztek wrodzonych sił oporu naszego narodu. Wtedy żydostwo rozpoczęło natychmiast planowy wewnętrzny rozkład naszego społeczeństwa i miało do tego najlepszych sprzymierzeńców w tych upartych obywatelach, którzy nie chcieli uznać, że właśnie skończyła się epoka mieszczańskiego świata i nigdy już nie powróci, że przeżytkiem stała się epoka niepohamowanego liberalizmu i może prowadzić wyłącznie do swego samego załamania się, ale przede wszystkim, że wielkie zadania tych czasów mogą być realizowane tylko pod dyktatorsko skupioną siłą narodu, wychodząc od zasady równych praw dla wszystkich wynikających z równych obowiązków, tak samo jak w odwrotny sposób, wypełnianie równych obowiązków musi również nieuchronnie prowadzić do równych praw.
W ten sposób narodowy socjalizm w środku gigantycznej gospodarczej, społecznej i kulturalnej działalności twórczej, a przede wszystkim również wychowawczej dał niemieckiemu narodowi rynsztunek, który w ogóle mógł być dopiero przetworzony na wartości militarne. Siła oporu naszego narodu wzrosła od 30 stycznia 1933 r. tak ogromnie, że nie można jej porównywać z siłą poprzednich epok. Ale utrzymanie tej wewnętrznej siły oporu jest równocześnie najbezpieczniejszym gwarantem ostatecznego zwycięstwa!
Jeżeli Europa ogarnięta jest dzisiaj ciężką chorobą, to owładnięte nią państwa albo przezwyciężą ją z wytężeniem swej całej i nadzwyczajnej siły oporu, albo jej ulegną. Nawet powracający do zdrowia, a tym samym ten, który przeżył, przezwycięża taką chorobę jedynie w kryzysie, który go ostatecznie osłabia. Ale właśnie dlatego jeszcze bardziej naszą niezmienną wolą jest, by w tej walce o ocalenie naszego ludu nie przestraszyć się najokropniejszego losu wszech czasów i niezmiennie wiernie słuchać nakazu zachowania naszego narodu. Wszechmocny stworzył nasz naród. Broniąc jego istnienia, bronimy Jego dzieła. A fakt, że ta obrona połączona jest z niewypowiedzianym nieszczęściem, cierpieniem i bólem, pozwala nam jeszcze mocniej trwać przy tym narodzie. Ale pozwala nam też zyskać tę niezłomność, która jest niezbędna do wypełniania naszego obowiązku nawet w najgorszym momencie przełomowym, co oznacza wypełnianie obowiązku nie tylko wobec wiecznie porządnych Niemiec, lecz również wobec tych nielicznych nikczemników odcinających się od swojego narodu. Dlatego więc w tej walce przeznaczenia obowiązuje jeden nakaz: kto walczy honorowo, może tym samym uratować swoje życie i życie swych bliskich, kto jednak tchórzliwie lub niecnie atakuje własny naród, to w każdych okolicznościach umrze nikczemną śmiercią. Największym dziełem narodowego socjalizmu jest obudzenie i wzmocnienie tego ducha w naszym niemieckim narodzie. Gdy kiedyś, po zakończeniu tego ogromnego światowego dramatu, zadźwięczą dzwony pokoju, będzie można zobaczyć, co naród niemiecki zawdzięcza temu duchowemu odrodzeniu: to nie mniej jak swoje istnienie na tej ziemi.
Jeszcze kilka miesięcy i tygodni temu sprzymierzeni mężowie stanu otwarcie naznaczyli los Niemiec. Zostali potem upomnieni przez kilka gazet, że powinni być mądrzejsi i raczej coś obiecać, nawet jeżeli nie mieliby zamiaru później dotrzymać tej obietnicy. Pragnę w tym momencie, jako nieprzejednany narodowy socjalista i bojownik mojego narodu, raz na zawsze zapewnić tych innych mężów stanu, że każda próba wpłynięcia na narodowosocjalistyczne Niemcy frazesami w stylu Wilsona zakłada pewną naiwność, która jest dzisiejszym Niemcom nieznana. Ale nie to jest decydujące, że w demokracjach działalność polityczna i kłamstwo pojawiają się jako nierozerwalni sojusznicy, lecz decydujące jest to, że wszelkie przyrzeczenia, jakie mężowie stanu składają narodowi, są całkowicie bez znaczenia, albowiem oni sami nie są już w stanie spełnić kiedykolwiek jakiegokolwiek z tych przyrzeczeń. To nic innego, jak gdyby jedna owca chciała przyrzec drugiej, że ochroni ją przed tygrysem. Wobec tego powtarzam swoją przepowiednię: Anglia nie tylko, że nie będzie w stanie poskromić bolszewizmu, to jeszcze jej własna ewolucja będzie nieuchronnie przebiegać zgodnie z tą wyniszczającą chorobą. Państwa demokratyczne przywołały z azjatyckich stepów upiory, których już nigdy się nie pozbędą. Wszystkie te małe europejskie narody, które kapitulują na skutek obietnic aliantów, zmierzają wprost ku swej całkowitej zagładzie. Czy ten los spotka je trochę wcześniej czy później - mierząc to skalą nieuchronności - jest całkowicie bez znaczenia. To są wyłącznie taktyczne rozważania skłaniające kremlowskich Żydów, by raz postępować brutalnie, w innym zaś przypadku nieco powściągliwiej. Ale koniec będzie zawsze taki sam.
Jednak Niemcy nigdy nie zaznają takiego losu! Gwarancją tego jest wywalczone przed dwunastu laty wewnętrzne zwycięstwo naszego kraju. Bez względu na to, co wymyślą nasi wrogowie, co wyrządzą niemieckim miastom, niemieckim obszarom ziemskim, a przede wszystkim, jaki ból zadadzą naszym ludziom, to wszystko zblednie w porównaniu z nie dającą się zrekompensować boleścią i nieszczęściem, które musiałyby nas spotkać, gdyby kiedykolwiek zwyciężyło plutokracyjno-żydowskie sprzysiężenie. Stąd też w dwunastą rocznicę przejęcia władzy tym bardziej konieczne jest uczynienie serc silnych jak nigdy dotąd i utwierdzenie się w świętym postanowieniu noszenia broni bez względu na to gdzie i bez względu na to w jakich okolicznościach, tak długo, aż zwycięstwo ukoronuje nasze wysiłki. W tym dniu pragnę również rozwiać wątpliwości w innej sprawie: całemu wrogiemu światu na przekór wybrałem kiedyś w myślach swą drogę i kroczyłem nią nieznany, bezimienny, aż do ostatecznego zwycięstwa. Częstokroć ogłaszano moją śmierć i wielokroć mi jej życzono, a mimo to w końcu zwyciężyłem! Moje obecne życie będzie również określone przez powierzone mi obowiązki.
Z tych obowiązków łącznie wynika tylko jeden jedyny, mianowicie: praca i walka dla mojego narodu. Z tego obowiązku może mnie zwolnić tylko ten, który mnie do niego powołał. Gdy 20 lipca półtora metra ode mnie wybuchła bomba, w ręku opatrzności leżało pozbawienie mnie życia, a tym samym zakończenie mojego życiowego dzieła. Fakt, że Wszechmocny czuwał tego dnia nade mną, traktuję jako utwierdzenie mnie w powierzonym mi zadaniu. Dlatego też w następnych latach będę kroczył drogą bezkompromisowego reprezentowania interesów mojego narodu, niewzruszony żadną potrzebą i żadnym niebezpieczeństwem, przepełniony świętym przekonaniem, że na końcu Wszechmocny nie opuści tego, który przez całe swoje życie nie pragnął niczego innego, jak uratowania swojego narodu przed losem, na który sobie nie zasłużył ani z racji swej liczebności, ani z racji znaczenia.
Dlatego w obecnej godzinie apeluję do całego niemieckiego narodu, z moimi starymi towarzyszami broni na czele, i do wszystkich żołnierzy, by uzbroili się w jeszcze większego i silniejszego ducha oporu, by na koniec tych potwornych zmagań - ponownie jak w przeszłości - złożyć poległym na grobie wieniec z szarfą i napisem: "A jednak zwyciężyliście!".
Dlatego oczekuję od każdego Niemca, że będzie spełniał swój obowiązek do ostatecznego końca, że przyjmie na siebie każdą ofiarę, której się od niego wymaga i wymagać będzie, oczekuję od każdego zdrowego, że z narażeniem życia będzie się angażował w walkę, oczekuję od każdego chorego i ułomnego, że będzie pracował bez wytchnienia, oczekuję od mieszkańców miast, że będą wykuwać broń do tej walki, i oczekuję od każdego chłopa, że z najwyższym możliwym ograniczeniem własnych potrzeb będzie dostarczał chleb dla żołnierzy i robotników tej walki. Oczekuję od wszystkich kobiet i dziewcząt, że tak jak dotychczas będą wspierać tę walkę z najwyższym fanatyzmem. Zwracam się przy tym z najwyższym zaufaniem do niemieckiej młodzieży. Gdy stworzymy sprzysiężoną wspólnotę, będziemy mogli słusznie stanąć przed Wszechmocnym i poprosić go o łaskę i błogosławieństwo. Albowiem naród nie może uczynić nic więcej, jak tylko to, że każdy, kto może walczyć, walczy, kto może pracować, pracuje, a wszyscy wspólnie ponoszą ofiarę przepełnieni jedną myślą, by zagwarantować wolność, narodowy honor, a tym samym przyszłość i życie.
Bez względu na to, jak ciężki wydaje się w tej chwili kryzys, w końcu mimo wszystko przezwyciężymy go naszą niezłomną wolą, naszą ofiarnością i umiejętnościami. Przetrwamy również tę biedę. W tej walce nie zwycięży Azja Środkowa, lecz Europa - a na jej czele naród, który od półtora tysiąclecia reprezentował Europę jako czołowe mocarstwo przeciwko Wschodowi i reprezentować ją będzie po wsze czasy: nasza wielkoniemiecka Rzesza, naród niemiecki!
Prawdziwy głos Hitlera, nagranie z ukrycia .