Zainspirowany jednym tematem, przypomniałem sobie opowiedzianą lata temu przez wujka historię. W czasach kartek na benzynę (tak, były takie ) każdemu było jej mało. Wujek miał znajomka, który zawsze miał jej pod dostatkiem. Nikomu nie mówił skąd ją ma, ale jak ktoś potrzebował na jakiś wyjazd, to szedł do niego. Zdarzyło się, że wujo był w potrzebie. Tamten ochoczo się zgodził i powiedział, że na następny dzień będzie miał. Tylko trzeba osobiście przyjść do niego po odbiór. Wujo poszedł, a gość otworzył mu drzwi z twarzą naznaczoną wielką pizdą pod okiem. Paliwa nie miał. Wujek zaczął się dopytywać dlaczego nie ma paliwa, skąd rozbita morda itp. W końcu typ się otworzył. Powiedział, że. gdy ktoś zamawiał paliwo, on szedł kilka ulic dalej z miską i śrubokrętem, kładł się pod samochód, dziurawił zbiornik i spuszczał. A skąd pizda pod okiem? Jego słowami:
Leżę pod samochodem, zaczynam dziurawić zbiornik, a tu nagle ktoś mnie za nogi wyciągnął i bez tłumaczenia wyjechał lampę w ryj.
No i skończyła się jego kariera dostawcy paliwa.
Leżę pod samochodem, zaczynam dziurawić zbiornik, a tu nagle ktoś mnie za nogi wyciągnął i bez tłumaczenia wyjechał lampę w ryj.
No i skończyła się jego kariera dostawcy paliwa.