Historia własna. Dawno dawno temu, za blokami, za kamienicami znajdowała się moja gimbaza (w czasach kiedy jeszcze nikt tak nie mówił), do której uczęszczałem co dzień, wpierw przemierzając niezgłębione betonowe masy bloków, skrywające bardzo ciekawe osobistości. Jedną z tych osobistości była starsza pani, która pół dnia wystawała z okna na 2 piętrze jednego z bloków, nie byłoby w tym nic dziwnego, gdyby nie fakt, że owa pani notorycznie zaczepiała przechodniów pytaniem: "Panie! masz pan bułkę?" lub "panie! masz pan papierosa?". Większość ludzi przechodziła obok tego niecodziennego zjawiska obojętnie, podśmiechując sobie, wyzywając ją (gimbaza przypominam), ale byli też litościwi, którzy chcieli jej wrzucać bułki przez okno, bo jak sama twierdziła, jest zamknięta w domu. Jak to bywa na osiedlu, powstało mnóstwo teorii spiskowych na ten temat, że to syn ją zamykał brał rentę i nie dawał jeść, że to chora psychicznie, że reptylianie, że żydzi, że proboszcz, nawet regionalna gazeta zajęła się sprawą, ale mniejsza o to. Sytuacja ta trwała bodaj prawie cały rok z przerwami, kiedy to już zdążyłem zapomnieć o sprawie, w mojej rodzinie nastąpiła eskalacja pewnego problemu (czarny chuj wam do tego, macie miejsce na wasze teorie spiskowe leszcze), w każdym razie byłem odwiedzić oddział psychiatrii B. Wchodzę tam a przede mną staje starsza pani i krzyczy:
"Panie! masz pan bułkę?"
Zacząłem się śmiać w taki sposób, że myślałem, że mnie stamtąd nie wypuszczą.
"Panie! masz pan bułkę?"
Zacząłem się śmiać w taki sposób, że myślałem, że mnie stamtąd nie wypuszczą.
______________
Chuj mi na imię.