- Nie chcieli dać koncesji na alkohol, bo sklep jest za blisko Orlika - tłumaczy Jan Skwierawski. – Dlatego zbudowałem labirynt i wydłużyłem drogę. Obszedłem durne przepisy.
- Sklep mam tutaj niemal od 10 lat – mówi Jan Skwierawski. – Nagle okazało się, że nie mogę sprzedawać wina i wódki, ponieważ 90 metrów dalej jest Orlik. Wcześniej też było boisko i nikt nie robił problemów. Utrata koncesji oznaczałaby dla mnie bankructwo. Nasi radni ustalili sobie durne przepisy, że wymagane jest najmniej 100 metrów od sklepu do wejścia na boisko.
Właściciel długo myślał nad tym, jak rozwiązać problem. Komisja przyznająca pozwolenie na sprzedaż alkoholu dwukrotnie mu odmówiła. Nagle go olśniło. Kupił drewniane płotki, mocne śruby i przed swoim sklepem wybudował labirynt. Tym samym wydłużył drogę dojścia do sklepu o kilkanaście metrów.
- Sklep mam tutaj niemal od 10 lat – mówi Jan Skwierawski. – Nagle okazało się, że nie mogę sprzedawać wina i wódki, ponieważ 90 metrów dalej jest Orlik. Wcześniej też było boisko i nikt nie robił problemów. Utrata koncesji oznaczałaby dla mnie bankructwo. Nasi radni ustalili sobie durne przepisy, że wymagane jest najmniej 100 metrów od sklepu do wejścia na boisko.
Właściciel długo myślał nad tym, jak rozwiązać problem. Komisja przyznająca pozwolenie na sprzedaż alkoholu dwukrotnie mu odmówiła. Nagle go olśniło. Kupił drewniane płotki, mocne śruby i przed swoim sklepem wybudował labirynt. Tym samym wydłużył drogę dojścia do sklepu o kilkanaście metrów.