Historia jakby z własnego podwórka. Mój staruszek jest ratownikiem medycznym, i pewnego razu wpadł do przychodni odwiedzić znajomego lekarza. Murzyna czarnego jak noc, niezwykle dowcipnego i zabawnego pana Tariku. Tariku wali wódę jak Polak (nic dziwnego, mieszka tu już z 20 lat), ma żonę Polkę i ogólnie cieszy się w miarę szacunkiem wśród pacjentów; więc to taki "nasz polski murzyn" . No i mój ojczulek wpada do poczekalni i patrzy a z gabinetu murzina wypadają co chwilę pacjenci. Bach wpada pacjent, bach po 30 sekundach wypada. Mój starszy myśli sobie, co jest, no ale wchodzi do gabinetu, a lekarz siedzi przy komputerku i drukuje recepty. Wywiązała się dyskusja:
- Ale Ci to szybko idzie, z komputerem pach pach, drukareczka. Nie to co my w pogotowiu, wszystko ręcznie trzeba wypisywać.
Tariku spojrzał na mojego ojca, złożył ręce na piersiach i mówi z charakterystycznym afrykańskim akcentem:
-A bo Wy to jesteście sto lat za murzynami!
Innym razem spotkałem Tariku w pubie. Podaje mu rękę żeby się przywitać a ten pogłaskał mnie zewnętrzną (czarną jak kawa z 6 łyżeczek) stroną dłoni i ze śmiechem mówi: "Ha! Pobrudziłem Cię!"
- Ale Ci to szybko idzie, z komputerem pach pach, drukareczka. Nie to co my w pogotowiu, wszystko ręcznie trzeba wypisywać.
Tariku spojrzał na mojego ojca, złożył ręce na piersiach i mówi z charakterystycznym afrykańskim akcentem:
-A bo Wy to jesteście sto lat za murzynami!
Innym razem spotkałem Tariku w pubie. Podaje mu rękę żeby się przywitać a ten pogłaskał mnie zewnętrzną (czarną jak kawa z 6 łyżeczek) stroną dłoni i ze śmiechem mówi: "Ha! Pobrudziłem Cię!"
Wpis zawiera treści oznaczone jako przeznaczone dla dorosłych, kontrowersyjne lub niezweryfikowane
Kliknij tutaj aby wyświetlić wpis
Kliknij tutaj aby wyświetlić wpis