Feministki zapominają o kilku kategoriach równouprawnienia w swoich postulatach:
Sport - np. boks, chciałbym zobaczyć najlepszą pięściarkę (oczywiście nie znam jej, bo chuj kogo interesuje jakiś babochłop, który i tak pewnie dostałby wpierdol od Najmana) i takie starcie baba vs Kliczko
Parytety nie tylko w stanowiskach kierowniczych, ale także w kopalniach, na magazynach Jeronimo, na budowach
Możliwość decydowania o "aborcji męskiej" - tak Panowie, zastanawialiście się nad tym, jak to jest, że kobieta, pomimo, że facet jest w 50% właścicielem "zlepka komórek" jak to określają, nie ma żadnej możliwości decydowania o tym zlepku? Jeżeli kobiety chcą mieć możliwość decydowania o aborcji do 3msc i w żadnych wypadku nie musi być na to zgody ojca, to dlaczego ówże ojciec nie może do 3msc się z rodzicielstwa wypisać?? Taka "aborcja męska", tylko, że kobieta tej aborcji nie musi dokonywać, po prostu nie ma prawa żądać czegokolwiek od mężczyzny. Rzecz jasna do zapłodnienia musi dojść przy seksie przy zgodnie tej i tej strony.
Oczywiście uważam powyższe przykłady za idiotyczne, ponieważ jestem konserwą światopoglądową, ale zobaczcie tutaj logikę, szczególnie w tym ostatnim argumencie, jeśli dalej wydaje wam się to głupie, bo teraz bardzo modne (I SŁUSZNIE!) jest akcentowane ojcostwo i obowiązki z nim związane.
Owy przykład:
Kupujemy z sąsiadem kosiarkę na spółkę, no bo ja mam wielkie pole, sąsiad też, a to jebniem se traktorek kosiarkę na spółkę, obydwoje tego chcemy (to jest ten seks, na który się obydwoje zgadzamy, czyli ta kosiarka). Logicznym jest też to, że kosiarki razem trzymać nie możemy, no jeden z nas będzie musiał ją trzymać, więc załóżmy, że będę to ja, bo mam większy garaż i wydaje się to być dobry wybór. (to jest to dziecko, bo przecież jak ma trzymać je facet). Teraz ja stwierdzam, po 2 miesiącach, e no wiesz co sąsiad, ja to jednak pierdolę tą kosiarkę, gruby się zrobiłem, kupię se kosę i będę ręcznie nakurwiał, no ok, ale jakim kurwa prawem? Przecież właścicielem tej kosiarki jest również sąsiad i co ja sobie ją sprzedam, bo stała u mnie i mam większe prawa? no halo (to właśnie ta kobieta decydująca sama o aborcji).
Czy ja, jako że trzymałem kosiarkę w garażu mam do niej większe prawa i mogę sprzedać ją bez zdania sąsiada? No chyba kurwa nie, więc tak właśnie panowie i panie wygląda to równouprawnienie, to jak z każdym postulatem o równouprawnienie, najpierw faktycznie jest równo, a później równo to jest kiedy my mamy więcej.
No i jak już dałem taki długi post, to na koniec dodam, że jak jakaś kobieta może o czymś decydować, skoro jest własnością faceta