Czołem sadole. Jest to moje "lewe" konto, ponieważ mam delikatną sprawę i potrzebuje pomocy, a jakiej, to zachęcam do zapoznania się z tematem.
Moi rodzice prowadzą sklep taki osiedlowy warzywniak i trochę spożywki. Handlowali w jednej z dzielnic Warszawy ok 15 lat, ze względu na obecną sytuację w kraju, musieli zlikwidować sklep, wzięli dużo mniejszą "budę" w jednej z ościennych dzielnic aby sobie do tej emeryturki pohandlować, na rachunki i wakacje raz w roku starczało. Nim się przenieśli, zrobili rozeznanie terenu. Obok jeden sklep mięsny z garmażerką, spożywką i śladowe ilości warzyw, z drugiej strony cukierniczy ze spożywką i śladowe ilości warzyw. Więc zapotrzebowanie było, ale żeby nie wchodzić w konflikt otworzyli sklep typowy warzywniak z przyprawami i tylko bez innych rzeczy. Zaczęli rozkręcać sklep no i właściciel z mięsnego widząc że jest popyt na towar, zaczął sprowadzać wszystko to co mieli rodzice w sklepie. Jako że jest jedynym mięsnym w okolicy, wywindował ceny mięs a resztę asortymentu takiego jak jest u moich rodziców, oddaje za pół darmo, żeby nikt u nich nie kupował. Zatrudnił jakiegoś żula żeby zniszczył im baner na sklepie, opowiada ludziom różne straszne rzeczy na ich temat, że złodzieje, że brudasy itp. Najlepsze jest to, że jak widzi kogoś, kto idzie z zakupami od moich rodziców i idzie do niego po mięso, to mu nie sprzedaje, bo nie kupuje warzyw u niego, i te wszystkie babcie i dziadki "muszą" chodzić do niego, bo nie mają innego wyjścia. Zaczęły się problemy finansowe, zaczęli zadłużać się żeby kupić świeży towar do sklepu, zaczęło brakować na rachunki. Razem z bratem im pomagamy, dajemy miesięcznie ok 2 tyś żeby ich wspomagać ale to nie o to chodzi. Widzę jak ich to boli, że muszą brać kasę od własnych dzieci a nie że oni pomagają nam. Zaznaczam że nie mieszkamy z nimi już od dawna. Pomagam im na wszelkie możliwe sposoby, strona na fb, promocje w necie, wydaje na to hajs swój ale to nie ma efektów. Tata nie ma za co naprawić busa, nie ma na przegląd, nie ma na oc no kurwa jest dramat. Pomagam ile mogę ale no też ma to swoje granice, mam swoją rodzinę i inne wydatki. Szukałem po znajomych kogokolwiek, żeby poszedł do typa i trochę go pokiereszował. Wystarczy połamać go trochę żeby nie pohandlował z 2 miesiące. Niestety ja nie mogę, mam synka 8 msc i odpowiedzialną pracę, w razie czego wiadomo o co chodzi. Szukałem i z pragi mam znajomych i takich co siedzieli i zawsze się chwalili co to nie oni i chuj nikogo kto mógł by pomóc. Poza tym jak bym się tym zajął to wyjebali by rodziców ze sklepem, musi być to ktoś "trzeci". Szczegółów i lokalizacji nie podaje publicznie, jeśli był by ktoś, ktokolwiek to proszę o pomoc. Dogadanie szczegółów, warunków, wszystko można ustalić. Jesteście moim ostatnim miejscem ratunku.
Pozdro
Moi rodzice prowadzą sklep taki osiedlowy warzywniak i trochę spożywki. Handlowali w jednej z dzielnic Warszawy ok 15 lat, ze względu na obecną sytuację w kraju, musieli zlikwidować sklep, wzięli dużo mniejszą "budę" w jednej z ościennych dzielnic aby sobie do tej emeryturki pohandlować, na rachunki i wakacje raz w roku starczało. Nim się przenieśli, zrobili rozeznanie terenu. Obok jeden sklep mięsny z garmażerką, spożywką i śladowe ilości warzyw, z drugiej strony cukierniczy ze spożywką i śladowe ilości warzyw. Więc zapotrzebowanie było, ale żeby nie wchodzić w konflikt otworzyli sklep typowy warzywniak z przyprawami i tylko bez innych rzeczy. Zaczęli rozkręcać sklep no i właściciel z mięsnego widząc że jest popyt na towar, zaczął sprowadzać wszystko to co mieli rodzice w sklepie. Jako że jest jedynym mięsnym w okolicy, wywindował ceny mięs a resztę asortymentu takiego jak jest u moich rodziców, oddaje za pół darmo, żeby nikt u nich nie kupował. Zatrudnił jakiegoś żula żeby zniszczył im baner na sklepie, opowiada ludziom różne straszne rzeczy na ich temat, że złodzieje, że brudasy itp. Najlepsze jest to, że jak widzi kogoś, kto idzie z zakupami od moich rodziców i idzie do niego po mięso, to mu nie sprzedaje, bo nie kupuje warzyw u niego, i te wszystkie babcie i dziadki "muszą" chodzić do niego, bo nie mają innego wyjścia. Zaczęły się problemy finansowe, zaczęli zadłużać się żeby kupić świeży towar do sklepu, zaczęło brakować na rachunki. Razem z bratem im pomagamy, dajemy miesięcznie ok 2 tyś żeby ich wspomagać ale to nie o to chodzi. Widzę jak ich to boli, że muszą brać kasę od własnych dzieci a nie że oni pomagają nam. Zaznaczam że nie mieszkamy z nimi już od dawna. Pomagam im na wszelkie możliwe sposoby, strona na fb, promocje w necie, wydaje na to hajs swój ale to nie ma efektów. Tata nie ma za co naprawić busa, nie ma na przegląd, nie ma na oc no kurwa jest dramat. Pomagam ile mogę ale no też ma to swoje granice, mam swoją rodzinę i inne wydatki. Szukałem po znajomych kogokolwiek, żeby poszedł do typa i trochę go pokiereszował. Wystarczy połamać go trochę żeby nie pohandlował z 2 miesiące. Niestety ja nie mogę, mam synka 8 msc i odpowiedzialną pracę, w razie czego wiadomo o co chodzi. Szukałem i z pragi mam znajomych i takich co siedzieli i zawsze się chwalili co to nie oni i chuj nikogo kto mógł by pomóc. Poza tym jak bym się tym zajął to wyjebali by rodziców ze sklepem, musi być to ktoś "trzeci". Szczegółów i lokalizacji nie podaje publicznie, jeśli był by ktoś, ktokolwiek to proszę o pomoc. Dogadanie szczegółów, warunków, wszystko można ustalić. Jesteście moim ostatnim miejscem ratunku.
Pozdro