Kiedyś z bratem mieliśmy psa ze schroniska. Pocieszna psina. Miała jedną wadę. Wyła jak nas nie było. A trudno pracującemu człowiekowi pozostać w domu na mniej niż 10 godzin. Nas było dwóch to akurat bardzo mało sytuacji było gdy pies zostawał na więcej niż 6 godzin. Jednak sąsiadom to przeszkadzało. Próbowaliśmy z kagańcem który pozwala pić ale nie pozwala zbyt szeroko otworzyć psiego pyska by nie wył. Ale wtedy zaczęło przeszkadzać, że drapie w drzwi. Przeprowadziliśmy się 3 razy z tego powodu. Jak była na dworzu, to też przeszkadzała, bo też wyła na całe osiedle. Mało tego sąsiadka która legitymowała się legitymacją TOZ, nasyłała non stop straż miejską, że pies wyje i jest głodzony. W końcu napisałem maila do lokalnego Towarzystwa "opieki" nad zwierzętami, z pytaniem czy mają wolontariuszy którzy zajmują się wychodzeniem z psem, albo opieką nad nimi w przeciągu tych kilku godzin. Zaproponowali hotel dla zwierząt (notabene 45zł za dzień!! kwa przy mojej dniówce 70zł) albo - tu cytując- są środki uspokajające dla psów. Rozumiecie? Pies miał być faszerowany psychotropami! Skończyło się na tym, że pies trafił spowrotem do schroniska za to, że kochał swoich właścicieli. Ch**j w dupę pseudo opiekunom którzy wolą pokazać się wśród sąsiadów, że są w TOZ i karmić koty, a TIR z piwem dla takich ludzi jak w tym temacie.
PS. Pomyślcie ile psów ląduje na ulicach przez to, że takie EKO-PATROLE przybywają sprawdzić czy Pies nie jest uciążliwy dla sąsiadów.