Moj znajomy byl dyrektorem wielkiej korporacji produkujacej meble. Na terenie fabryki roslo jebitne drzewo, ktore postanowil sciac i przerobic na... meble. Wszystko byloby fajnie i pieknie gdyby ktos nie podjebal go na policje. Taki byl z niego kolezka, ze mial wtyczke i dowiedzial sie o nadchodzacej inspekcji, ktora za taki wystepek miala mu wystawic rachunek na kilka tysiecy zlotych. Mial 12 godzin skubaniec, a ze leb gosc ma nie od parady, obliczyl sobie, ze bardziej mu sie oplaca wykopac nastepne drzewo i postawic na miejsce scietego. W kilka godzin znalezli wykurwiste drzewo, wykopali dziure na korzen, wsadzili, zalali betonem i zakryli ziemia. Wybrazcie sobie mine inspektorow o 8 rano nastepnego dnia. I teraz najlepsze - drzewo uschlo, bo bylo w betonie. Napisal raport o tym fakcie do burmistrza i... musial je wyciac.