Sieję terror w mojej placówce, odpytując trzecioklasistów ze słówek - konkretnie z wyposażenia domowego. Pośród kilkorga nieszczęśników obdarzonych moim błogosławieństwem znajduje się Wituś - chłopiec, którego największym szkolnym osiągnięciem było jak dotąd kopnięcie piłki mniej więcej w kierunku bramki na lekcji wychowania fizycznego. No więc, zawiesza się rzeczony Wituś na słowie oznaczającym po angielsku regał na książki. Widząc w jego oczach desperackie błagania o pomoc, udzielam tejże:
- Jak sobie przypomnisz, jak jest 'książka' po angielsku, przypomnisz sobie też to słowo, bo zaczynają się identycznie.
I tu w oczach Witusia pojawia się iskierka nadziei. Widząc to, pytam:
- Przypomniałeś sobie?
- Tak!
- No więc?...
I Wituś wypala:
- BUKKAKE!
- Jak sobie przypomnisz, jak jest 'książka' po angielsku, przypomnisz sobie też to słowo, bo zaczynają się identycznie.
I tu w oczach Witusia pojawia się iskierka nadziei. Widząc to, pytam:
- Przypomniałeś sobie?
- Tak!
- No więc?...
I Wituś wypala:
- BUKKAKE!