18+
Ta strona może zawierać treści nieodpowiednie dla osób niepełnoletnich.
Zapamiętaj mój wybór i zastosuj na pozostałych stronach
Strona wykorzystuje mechanizm ciasteczek - małych plików zapisywanych w przeglądarce internetowej - w celu identyfikacji użytkownika. Więcej o ciasteczkach dowiesz się tutaj.
Obsługa sesji użytkownika / odtwarzanie filmów:


Zabezpiecznie Google ReCaptcha przed botami:


Zanonimizowane statystyki odwiedzin strony Google Analytics:
Brak zgody
Dostarczanie i prezentowanie treści reklamowych:
Reklamy w witrynie dostarczane są przez podmiot zewnętrzny.
Kliknij ikonkę znajdującą się w lewm dolnym rogu na końcu tej strony aby otworzyć widget ustawień reklam.
Jeżeli w tym miejscu nie wyświetił się widget ustawień ciasteczek i prywatności wyłącz wszystkie skrypty blokujące elementy na stronie, na przykład AdBlocka lub kliknij ikonkę lwa w przeglądarce Brave i wyłącz tarcze
Główna Poczekalnia (8) Soft Dodaj Obrazki Dowcipy Popularne Losowe Forum Szukaj Ranking
Wesprzyj nas Zarejestruj się Zaloguj się
📌 Wojna na Ukrainie Tylko dla osób pełnoletnich - ostatnia aktualizacja: Wczoraj 22:27
📌 Konflikt izrealsko-arabski Tylko dla osób pełnoletnich - ostatnia aktualizacja: Wczoraj 3:27
Rozmowa z prof. Zbigniewem Jaworowskim, wybitnym specjalistą w dziedzinie skażeń promieniotwórczych.
Marcin Rotkiewicz

Kiedy po raz pierwszy usłyszał pan o awarii w Czarnobylu?
Zbigniew Jaworowski: – 28 kwietnia 1986 r., późnym popołudniem. W moim gabinecie w Centralnym Laboratorium Ochrony Radiologicznej (CLOR) w Warszawie słuchałem radia BBC. Właśnie wtedy Anglicy podali informację, że w Czarnobylu nastąpiła poważna awaria w elektrowni atomowej.

Do tego momentu nic pan nie wiedział o katastrofie?
Wiedziałem tylko, że coś bardzo niedobrego dzieje się za naszą wschodnią granicą. Kiedy rano tego dnia przyjechałem do CLOR, przed budynkiem czekała na mnie zdenerwowana asystentka. Do końca życia nie zapomnę jej słów: Słuchaj, przyszedł teleks ze stacji pomiarowej w Mikołajkach. Radioaktywność powietrza jest tam 550 tys. razy wyższa niż wczoraj. Nasz parking też jest silnie skażony!

Pierwsza myśl?
Wojna atomowa.

Od razu najgorsze?
Tak, natychmiast. Byłem na to nastawiony. Od ponad 20 lat intensywnie zajmowałem się przygotowywaniem systemu ochrony ludności Polski przed skutkami ataku jądrowego.

Co pan zrobił?
Poleciliśmy co dwie godziny przysyłać meldunki z naszej sieci Służby Pomiarów Skażeń Promieniotwórczych, do której należało 140 stacji w całym kraju. Szybko ustaliliśmy także, że fala radioaktywności przesuwa się ze wschodu na zachód. Coś niedobrego musiało się zatem wydarzyć w ZSRR.

Odetchnął pan z ulgą?
Tylko trochę. Nie wiedzieliśmy bowiem, czy to poważna awaria reaktora, atak terrorystyczny, a może jakaś demonstracja sowieckich wojskowych, którzy chcą dokonać przewrotu.

Rosjanie o niczym was nie informowali?
A skąd! Mimo podpisanych umów milczeli jak grób.

A polskie władze?
Nic nie wiedziały.

Niemożliwe?!
Opowiem panu, jak nasz rząd dowiedział się o Czarnobylu. Około dziesiątej rano złapałem za telefon i wykręciłem numer do gabinetu prezesa Państwowej Agencji Atomistyki. Odebrała jego sekretarka. Prezesa nie ma – usłyszałem w słuchawce. A gdzie jest? – Nie wiadomo. Udało mi się namierzyć go w ośrodku badań jądrowych w Świerku. Oderwałem go na chwilę do telefonu i mówię: Panie prezesie, mamy ogromny wzrost skażenia powietrza. Czegoś takiego w życiu nie widziałem. Może to być wojna jądrowa, atak terrorystyczny albo wybuch reaktora. Jakie jest źródło skażenia, będziemy wiedzieli w ciągu dwóch godzin po zbadaniu próbek powietrza. Sądzę, że w tej sytuacji powinien pan zawiadomić premiera.

Przejął się?
Zapytał: No dobrze, ale jeszcze nie wiecie, co to jest? To informujcie mnie – tak zakończył rozmowę. Mniej więcej po godzinie miałem w ręku wyniki analiz, z których jednoznacznie wynikało, że źródłem skażenia jest reaktor. Dzwonię znów do Świerku. Ale pana prezesa już tam nie ma. Nieobecny jest również w siedzibie PAA w Warszawie. Rzucam więc wszystko, wsiadam w samochód i jadę do jego domu. Zastaję drzwi zamknięte na cztery spusty. Niech pan pamięta, że były to czasy PRL i nie mogłem po prostu zwołać konferencji prasowej czy zadzwonić do gabinetu premiera.
Z pomocą przyszła moja małżonka, która jest profesorem paleontologii i członkiem Polskiej Akademii Nauk. Znała dobrze ówczesnego sekretarza PAN prof. Zdzisława Kaczmarka. Wtedy było to stanowisko rządowe, więc mógł on kontaktować się bezpośrednio z premierem. Kaczmarek powiedział tylko: Tak, wszystko rozumiem, natychmiast zawiadomię premiera. I tak też zrobił.

Jak rząd zareagował?
Przekonałem się o tym, gdy po północy wróciłem do domu. O trzeciej nad ranem zbudził mnie telefon: Pod pana domem czeka samochód rządowy, który zawiezie pana na naradę do Komitetu Centralnego PZPR. Kiedy zjawiłem się w budynku KC (dziś mieści się w nim Centrum Bankowo-Finansowe – przyp. red.), kłębił się już tam tłum oficjeli i generałów. Ale główna narada odbyła się w gabinecie sekretarza KC Mariana Woźniaka.

Kto w niej uczestniczył?
Członkowie Biura Politycznego PZPR, rządu i Komitetu Obrony Kraju oraz prezes PAA. Ja i prof. płk Zenon Bałtrukiewicz z Wojskowego Instytutu Higieny i Epidemiologii byliśmy jedynymi ekspertami w tym gronie.

O co pana poproszono?
O ocenę sytuacji. Powiedziałem między innymi, że na razie nie musimy bać się promieniowania.

Jak to? Przecież odnotowaliście w CLOR wzrost skażenia powietrza o setki tysięcy razy?
To był jedynie wzrost tzw. całkowitej aktywności beta w powietrzu, która stanowi wyłącznie wskaźnik alarmowy, sygnalizujący, że dzieje się coś niedobrego z radioaktywnością. Tego nie da się prosto przeliczyć na dawkę promieniowania pochłanianą przez ludzi. Natomiast dla człowieka niebezpieczny jest radioaktywny cez i jod oraz promieniowanie gamma wielu innych radioizotopów. Jego dawki, jak się okazało, wzrosły wówczas tylko trzykrotnie i nie stanowiły żadnego zagrożenia dla zdrowia. To dosyć skomplikowane i dlatego doskonale rozumiem pana zdziwienie – mnie również przerażała informacja o wzroście promieniowania beta o 550 tys. razy, a przecież wiedziałem, że nie ma ono bezpośredniego związku z bezpieczeństwem ludzi.

Co więc budziło pańskie największe obawy?
Radioaktywny jod 131. Mógł on przedostać się przede wszystkim do mleka, a stamtąd do tarczyc dzieci. Mieliśmy wówczas pełnię wiosny, więc rolnicy już wypuszczali krowy na łąki skażone radioaktywnym jodem z Czarnobyla. Dlatego najważniejsza wiadomość, którą chciałem przekazać władzom, brzmiała: Trzeba jak najszybciej podać dzieciom stabilny jod, by uchronić je przed rakami tarczycy. Powiedziałem jeszcze coś: Do odpowiedniego postępowania potrzebne nam są informacje, których nie posiadamy.

Jak zareagowano na pana postulat?
Głos zabrał prowadzący naradę Marian Woźniak: To ja zadzwonię do mojego counterpart w Moskwie. Zapamiętałem dokładnie jego wypowiedź, bo użył angielskiego słówka counterpart, czyli odpowiednik. I grzecznie wyprosił wszystkich ze swojego gabinetu. Minęło jakieś 10 minut, gdy Woźniak, wyraźnie poruszony, wyszedł do zebranych. On mi powiedział, że nic nie wie – oznajmił grobowym głosem sekretarz KC.

Rosjanin kłamał?
Wtedy tak sądziłem. Dziś natomiast jestem niemal pewien, że tamten facet w Moskwie jednak nie kłamał. Oni nic nie wiedzieli, bo KGB bardzo szybko przerwała połączenia telefoniczne z Czarnobylem. Krąg osób we władzach KPZR (Komunistycznej Partii Związku Radzieckiego – przyp. red.), które zdawały sobie sprawę, co naprawdę się wydarzyło, był bardzo ograniczony. Ta ich paranoja sekretności przyniosła paraliżujące skutki.

Czyli musieliście opierać się tylko na własnych informacjach i domysłach.
Tak. W tej sytuacji byliśmy zmuszeni przyjąć najbardziej pesymistyczny wariant – że dotrą do nas kolejne fale skażeń. Trzeba więc było jak najszybciej podać dzieciom jod w postaci płynu Lugola. Władze zaakceptowały ten postulat. Ponadto podjęto decyzję o zakazie wypasu bydła, a dzieciom zalecono picie mleka wyłącznie w proszku albo skondensowanego z puszek.
Około szóstej rano w KC pojawił się gen. Wojciech Jaruzelski, ówczesny I sekretarz PZPR. Miałem wrażenie, że jest mocno przejęty całą sytuacją. Poinformował zebranych, że w związku z awarią w Czarnobylu została powołana Komisja Rządowa pod przewodnictwem wicepremiera Zbigniewa Szałajdy.

Zaproszono pana do niej?
Tak, zostałem jej członkiem jako ekspert od skażeń promieniotwórczych.

Komisję Rządową wielokrotnie oskarżano o kłamstwa i ukrywanie informacji o prawdziwej skali skażeń w Polsce.
W ciągu pierwszych dwóch dni polityka informacyjna rządu rzeczywiście była skandaliczna. Wraz z doc. Krzysztofem Żarnowieckim z CLOR, także ekspertem komisji, przygotowaliśmy rzeczową informację o poziomie skażeń w kraju. Została ona zaakceptowana jako pierwszy oficjalny komunikat Komisji. Jakież było moje zdumienie, gdy następnego dnia przeczytałem w gazetach całkowicie zmieniony tekst, na dodatek zawierający kompletne bzdury. Okazało się, że nasz komunikat poddano „twórczej obróbce”, prawdopodobnie w Wydziale Prasy KC PZPR. Byłem wściekły. Na posiedzeniu Komisji 1 maja urządziliśmy z doc. Żarnowieckim karczemną awanturę. Powiedziałem, że takie postępowanie to skandal. Zapowiedziałem, że ja i Żarnowiecki nie napiszemy już żadnego komunikatu. Dodałem: Jeżeli nie będziemy podawali prawdziwych i pełnych danych, to stracimy zaufanie Zachodu, a nasz eksport żywności jest od niego całkowicie zależny.

Podziałało?
I to jak! W Komisji zasiadał przecież minister handlu zagranicznego. Ostateczną decyzję podjął wicepremier Szałajda – od tej pory wszystkie komunikaty dla prasy mają brzmieć dokładnie tak, jak uzgodni to Komisja. Dzięki temu skończyły się kłamstwa na temat Czarnobyla.

Niedawno znany działacz opozycji solidarnościowej Henryk Wujec zarzucił na łamach „Gazety Wyborczej”, że CLOR opracował tajny raport na temat Czarnobyla i ukrywał prawdziwą skalę skażeń. Przyjaciel Wujca i pracownik CLOR Zbigniew Wołoszyn chciał we wrześniu 1986 r. przekazać te dane opozycji, ale rzekomo został zamordowany przez SB.
Nie było żadnego tajnego raportu, a śmierć Zbigniewa Wołoszyna nie miała związku z Czarnobylem. Dwukrotnie, przed i po 1989 r., badała ten przypadek prokuratura i nie potwierdziła podejrzeń Henryka Wujca. Warto w tym miejscu przypomnieć, że raporty CLOR i Komisji Rządowej amerykańska agencja rządowa Food and Drug Administration uznała za „najbardziej przejrzyste i pożyteczne”. Po 1989 r. prezes Państwowej Agencji Atomistyki powołał specjalny zespół mający ocenić działania władz PRL w czasie katastrofy w Czarnobylu. Efektem jego prac był 50-stronicowy raport, który kończy się konkluzją, że to, co zrobiła Komisja Rządowa, było rzetelne.

Jednak prof. Andrzej Friszke, znany historyk, stwierdził w wywiadzie dla dziennika „Życie”, przeprowadzonym z okazji 15 rocznicy Czarnobyla, że władze PRL „całkowicie zlekceważyły zagrożenie, którego skutki odczuwa do tej pory wiele osób, a część spośród nich z powodu Czarnobyla zmarła. Nie podjęto żadnych specjalnych środków ostrożności”.
Jest mi przykro... Nigdy nie byłem miłośnikiem PRL, nie należałem do PZPR i miałem krytyczny stosunek do tamtej rzeczywistości. Ale fakty są takie, że żaden inny rząd w Europie nie zachował się wówczas równie odpowiedzialnie i sprawnie jak polski. Błyskawicznie przeprowadzona akcja podawania jodu, która zaczęła się już 29 kwietnia po południu, jest stawiana za wzór działań w dziedzinie ochrony radiologicznej. Była to największa w historii medycyny akcja profilaktyczna dokonana w tak krótkim czasie. W ciągu zaledwie trzech dni 18,5 mln ludzi wypiło płyn Lugola, ponieważ akcją zostały objęte nie tylko dzieci. Wie pan, kiedy w ZSRR zaczęto podawać jod?

Nie.
Po miesiącu od wybuchu reaktora. Zresztą nawet w USA służby ratownicze nie były w stanie szybko przeprowadzać podobnych działań. Kiedy w 1979 r. doszło do poważnej awarii w elektrowni atomowej Three Mile Island, to Amerykanie dostarczyli jod okolicznej ludności dopiero po ośmiu dniach. Chciałbym również prof. Friszke uświadomić, że teraz tego typu akcja byłaby niemożliwa. Nie mamy przygotowanych zapasów jodu w aptekach, sieć monitoringu skażeń promieniotwórczych poszła w rozsypkę, a w CLOR, z powodu braku pieniędzy, część wykwalifikowanych pracowników została zatrudniona na etatach ochroniarzy!

Wiele osób ma jednak do dziś pretensje do Komisji Rządowej, że nie odwołała pochodów pierwszomajowych. Zaledwie trzy dni po katastrofie w Czarnobylu...
Podczas wspomnianej nocnej narady w KC PZPR sam rekomendowałem odwołanie pochodów oraz wysłanie na ulice polewaczek z wodą, żeby spłukiwały pył, jak również zabronienie dzieciom wychodzenia z domów. Nie zgodzono się na to, tłumacząc, że takie działania wywołają panikę. I to była jak najbardziej słuszna decyzja. Zresztą 1 maja nastąpił gwałtowny spadek skażenia powietrza w Polsce. Mogę z pełną odpowiedzialnością powiedzieć: niczyje zdrowie w naszym kraju nie było zagrożone z powodu Czarnobyla. Co więcej, gdybym miał wówczas obecną wiedzę na temat skali skażeń i tego, co dokładnie wydarzyło się w czarnobylskiej elektrowni, nie rekomendowałbym nawet podawania ludności płynu Lugola.

Naprawdę nic nam nie groziło?
Zupełnie nic. Dawka promieniowania, którą otrzymaliśmy, była minimalna. Bez znaczenia dla zdrowia.

Podawanie jodu było więc niepotrzebne?
Teraz sądzę, że tak. Zakładaliśmy jednak najgorsze i stosowaliśmy się do, jak już teraz wiemy, przesadnie ostrożnych zaleceń międzynarodowych. Na pewno jednak uniknęliśmy koszmarnych błędów popełnionych w ZSRR, gdzie zupełnie bezsensownie przesiedlono 336 tys. ludzi z tzw. terenów skażonych. Gdyby władze sowieckie nie kiwnęły palcem w bucie, dosłownie nie zrobiły nic dla ochrony ludności przed skutkami Czarnobyla, byłoby to nieporównanie lepsze niż decyzje, które podjęto.

Ale przecież cały świat jest przekonany, że od promieniowania zginęły tam tysiące ludzi, a ogromne tereny zostały skażone na całe tysiąclecia. Do dziś wokół Czarnobyla istnieje zamknięta 30-kilometrowa strefa.
To są powtarzane od lat mity nie mające nic wspólnego z rzeczywistością. 30-kilometrową zonę rzeczywiście utworzono, tylko nie wiadomo po co.

Pan chyba żartuje...
Mówię to z pełną odpowiedzialnością. To nie są moje wymysły. Proszę zajrzeć do raportu Komitetu Naukowego ONZ ds. Skutków Promieniowania Atomowego (UNSCEAR) z 2000 r. W dziedzinie skażeń promieniotwórczych i ich następstw dla zdrowia jest to najbardziej miarodajna instytucja na świecie, w której zasiada ponad setka najwybitniejszych specjalistów z 21 krajów.

Co zatem mówi UNSCEAR?
Że jedynie 134 pracowników elektrowni było narażonych na bardzo wysokie dawki promieniowania, po których rozwinęła się ostra choroba popromienna. W ciągu kilku miesięcy od katastrofy 31 osób zmarło i są to jedyne śmiertelne ofiary Czarnobyla.

A nowotwory?
Raport UNSCEAR jasno mówi, że nie ma żadnych naukowych dowodów, by wśród ludności Ukrainy, Rosji i Białorusi zwiększyła się liczba zachorowań na raka lub wystąpiły inne choroby mogące mieć związek z promieniowaniem. Stwierdzono natomiast ogromny wzrost chorób psychosomatycznych – zaburzeń układów oddechowego, trawiennego i nerwowego. Co to oznacza? Że ludzie panicznie bali się i nadal boją zagrożenia, które nie istniało.

Jaka więc była prawdziwa skala skażeń?
W pobliżu elektrowni jest niecały kilometr kwadratowy tak skażony, że tuż po wybuchu wyginęły tam drzewa. Reszta tzw. zamkniętej zony nadaje się do zamieszkania, włącznie z wysiedlonym i pustym do dziś miastem Prypeć, położonym 3 km od elektrowni czarnobylskiej. Poziom promieniowania jest tam taki jak w Warszawie. Na najsilniej skażonych terenach Białorusi, Rosji i Ukrainy roczne dawki promieniowania, spowodowane katastrofą czarnobylską, wynoszą ok. 1 mSv (milisiwerta). Dla porównania, są rejony na świecie (np. we Francji, Brazylii i Iranie), w których roczne naturalne dawki promieniowania z gleby i skał sięgają dziesiątków, a na nawet setek milisiwertów. Ludzie żyją tam od wieków i cieszą się dobrym zdrowiem. Nikomu nie przychodzi też do głowy, by ich wysiedlać. Dodam, że w Polsce w ciągu pierwszego roku po katastrofie dawka odczarnobylska wynosiła 0,3 mSv.

A nowotwory tarczycy u dzieci?
UNSCEAR stwierdził 6 lat temu, że na terenach Rosji, Ukrainy i Białorusi wykryto ok. 1800 raków tarczycy u dzieci. Na szczęście nowotwory te są w około 95 proc. całkowicie wyleczalne. Nawet jednak te dane budzą liczne wątpliwości uczonych. Wspomnę tylko o jednej: jest bardzo prawdopodobne, że wzrost liczby raków tarczycy na tzw. terenach skażonych to nie efekt promieniowania, ale skrupulatnych badań ludności, których przed 1986 r. w ogóle nie prowadzono. Wiele spośród raków tarczycy to tzw. nowotwory nieme, które do końca życia nie dają żadnych objawów. Ludzie najczęściej są więc zupełnie nieświadomi, że mają raka. Dowiadują się o tym dopiero wtedy, gdy wykonają specjalistyczne badania.

Czy raport UNSCEAR to jedyny dokument demaskujący czarnobylskie mity?
Nie, w 2002 r. cztery oenzetowskie organizacje – WHO, UNDP, UNICEF i UN-OCHA – sporządziły dokument, w którym piszą niemal to samo co UNSCEAR.

Skąd w takim razie wziął się przerażający mit Czarnobyla?
Ludzie nie tylko boją się Czarnobyla, ale w ogóle mają paniczny lęk przed promieniowaniem. To zjawisko ma nawet swoją nazwę – radiofobia. Przecież od ataków atomowych w Hiroszimie i Nagasaki straszono nas wojną atomową i jej przerażającymi skutkami związanymi z promieniowaniem. Ale ogromnie zawinili również uczeni, bo bezkrytycznie, jak stado baranów, przyjęli za podstawę działania w ochronie radiologicznej tzw. hipotezę LNT.

Co to takiego?
We wczesnych latach 50. amerykański uczony i noblista Hermann Muller przeprowadził eksperyment dotyczący wywoływania zmian genetycznych przez promieniowanie. Bardzo silnymi dawkami naświetlał muszki owocowe i sprawdzał poziom uszkodzeń ich DNA. W tych doświadczeniach wyszła mu prosta zależność liniowa – im silniejsza była dawka promieniowania, tym więcej powstawało mutacji w materiale genetycznym owadów. Stąd wyciągnięto wniosek, że również małe dawki promieniowania są szkodliwe – jednak w ogóle nie potwierdzono tego eksperymentalnie. Tak narodziła się tzw. hipoteza LNT (linear non-threshold, czyli liniowo bezprogowa), mówiąca, iż nawet bliska zeru dawka promieniowania może być groźna dla zdrowia. LNT została przyjęta jako podstawa bardzo restrykcyjnych przepisów w ochronie radiologicznej.

LNT okazała się nieprawdziwa?
Całkowicie. Jeszcze w latach 60. sam w nią wierzyłem, ale z czasem zaczęły pojawiać się wyniki badań dotyczące skutków zdrowotnych małych dawek promieniowania. Na początku lat 80. było już ponad 2 tys. prac naukowych na ten temat. Wskazywały, że małe dawki promieniowania są nie tylko niegroźne, ale mają wręcz pozytywny wpływ na nasze zdrowie.

Jak to możliwe?
W toku ewolucji organizmy ssaków zostały wyposażone w bardzo sprawnie działające mechanizmy naprawy uszkodzeń w DNA spowodowanych przez różne czynniki, znacznie bardziej toksyczne niż promieniowanie jonizujące. Są nimi przede wszystkim agresywne rodniki powstające wskutek metabolizmu tlenu. W ciągu każdej sekundy naszej rozmowy powodują one ok. 2,2 uszkodzeń DNA w każdej z pańskich i moich komórek. Te uszkodzenia są jednak natychmiast naprawiane. Natomiast średnia roczna dawka promieniowania naturalnego (pochodzi ono z kosmosu, gleby i licznych radioizotopów naturalnych obecnych w ciele człowieka) powoduje w ciągu roku zaledwie 5 uszkodzeń DNA w każdej komórce.

Ale pan mówi nawet o pozytywnym wpływie małych dawek promieniowania.
Tak, bo pobudzają one mechanizmy obronne i naprawcze. Promieniowanie niejako zmusza organizm do bardziej skutecznej reakcji. To jest hipoteza tzw. hormezy radiacyjnej, która świetnie tłumaczy takie oto pozornie paradoksalne zjawisko – ratownicy z Czarnobyla, którzy otrzymali stosunkowo spore, ale niegroźne dla życia dawki promieniowania, są zdrowsi niż reszta populacji. To samo zaobserwowano m.in. wśród pracowników stoczni remontujących okręty podwodne z napędem jądrowym i wśród lekarzy-radiologów.

Ale LNT nadal obowiązuje?
Tak, choć jest już naukowym trupem. Zanim jednak zostaną zmienione absurdalne administracyjne przepisy ochrony radiologicznej, minie sporo czasu. Problemem są również interesy rozmaitych grup – na ochronę radiologiczną wydaje się dziś na świecie miliardy dolarów. Ktoś na tym zarabia i nie ma żadnego interesu, by utracić tak cenne źródło dochodów.

Czy właśnie opierając się na LNT prognozowano tysiące zgonów spowodowanych katastrofą czarnobylską oraz podejmowano decyzje o wysiedlaniu ludzi?
Tak. Np. w 1987 r. pojawił się amerykański raport, w którym przewidywało się 36 tys. zgonów na tzw. terenach skażonych byłego ZSRR. Dziś autorzy tego dokumentu bardzo się wstydzą tych prognoz.

A kalekie dzieci, często pokazywane jako ofiary Czarnobyla?
To czysta manipulacja. Na tzw. terenach skażonych nie odnotowano żadnego wzrostu liczby urodzin dzieci z ciężkimi wadami rozwojowymi. Natomiast w każdej populacji, od Warszawy po Hawaje, występuje ok. 3 proc. tego typu przypadków. Wystarczy więc pojechać z kamerą, sfilmować dziecko, które np. przyszło na świat bez rąk, i dodać komentarz, że jest to ofiara Czarnobyla. Dziennikarze wielokrotnie postępowali w ten sposób.

Jaka była reakcja na raport UNSCEAR?
Rosjanie podchodzą do sprawy racjonalnie, natomiast Ukraina i Białoruś się wściekły. I wcale im się nie dziwię. Do krajów tych płynie nieustannie strumień pieniędzy z pomocy międzynarodowej. Sama Ukraina do 2000 r. wydała na „usuwanie skutków katastrofy” prawie 148 mld dol. Sporą część tej sumy pochłonęły różne ulgi, dodatki i renty wypłacane tzw. ofiarom Czarnobyla. W Rosji, na Białorusi i Ukrainie naliczono bowiem aż 7 mln osób rzekomo poszkodowanych przez promieniowanie. Tymczasem cztery agendy ONZ określiły dotychczasowe postępowanie władz jako błędne, pomoc finansową za zmarnowaną oraz zaleciły całkowitą zmianę polityki społecznej i zdrowotnej.

Zalecenia te zostaną zrealizowane?
A kto będzie miał odwagę odebrać milionom ludzi dodatki pieniężne i przywileje?

Czego więc nauczył nas Czarnobyl?
Że energetyka jądrowa jest najbezpieczniejszym obecnie dostępnym źródłem energii. W Czarnobylu doszło do najgorszej katastrofy, jaką można sobie wyobrazić w elektrowni atomowej. Na dodatek siłownia Czarnobylska urągała wszelkim zasadom bezpieczeństwa. Ten obiekt był jednym wielkim skandalem. Ale to nie wszystko. W następstwie wybuchu reaktora zostały uwolnione do atmosfery ogromne ilości substancji promieniotwórczych, które dotarły nawet na Antarktydę. I co? I nic. Zginęło 31 osób – mniej niż w zawalonej w styczniu br. hali w Chorzowie. Niebezpiecznie skażony został niecały kilometr kwadratowy ziemi. To wszystko!

rozmawiał Marcin Rotkiewicz

Prof. dr hab. Zbigniew Jaworowski z wykształcenia jest lekarzem radioterapeutą. Od 1970 r. przez 17 lat kierował Zakładem Higieny Radiacyjnej w Centralnym Laboratorium Ochrony Radiologicznej. Obecnie jest przewodniczącym rady naukowej CLOR. Od 1973 r. reprezentuje Polskę w Komitecie Naukowym ONZ ds. Skutków Promieniowania Atomowego (UNSCEAR), któremu także przewodniczył w latach 1980–1981. Jest autorem kilkuset prac naukowych. Był również organizatorem 10 wypraw na lodowce prawie wszystkich kontynentów. Celem tych ekspedycji, finansowanych głównie przez amerykańską Agencję Ochrony Środowiska (EPA), było zbadanie poziomu zanieczyszczeń atmosfery globu w ciągu ostatnich kilkuset lat.

zajebane z joemonster.org
Zgłoś

Zrzutka na serwery i rozwój serwisu

Witaj użytkowniku sadistic.pl,

Od czasu naszej pierwszej zrzutki minęło już ponad 7 miesięcy i środki, które na niej pozyskaliśmy wykorzystaliśmy na wymianę i utrzymanie serwerów. Niestety sytaucja związana z niewystarczającą ilością reklam do pokrycia kosztów działania serwisu nie uległa poprawie i w tej chwili możemy się utrzymać przy życiu wyłącznie z wpłat użytkowników.

Zachęcamy zatem do wparcia nas w postaci zrzutki - jednorazowo lub cyklicznie. Zarejestrowani użytkownicy strony mogą również wsprzeć nas kupując usługę Premium (więcej informacji).

Wesprzyj serwis poprzez Zrzutkę
 już wpłaciłem / nie jestem zainteresowany
Avatar
C................y 2013-07-23, 11:14
Wybielania Jaruzelskiego ciąg dalszy...?
Zgłoś
Avatar
kubczyk 2013-07-23, 11:22 5
Co tu wybielającego? Zesrali się po wynikach bo wiedzieli, że może dojść do wojny jądrowej to profilaktycznie poleciała akcja z płynem Lugola, co w dzisiejszej Polsce było by lekko mówiąc ciężkie do zrealizowania. Nie doszukujcie się drugiego politycznego dna we wszystkim bo już głowa zaczyna boleć. To jest tekst o Czarnobylu i sytuacji jaką wywołał w Polsce a nie o wybielaniu mości czerwonej Jaruzeliny.
Zgłoś
Avatar
C................y 2013-07-23, 12:45 1
To nie żadne dno polityczne tylko zwykły pijar który zawsze się stosuje a tego typu najmniej przechodzi zauwazony a najlepiej działa. Bądźmy szczerzy... Standardowy Polak nie zapamięta za wiele z tego wywiadu. Ale z pewnością w pamięć wbije mu się postawa znanej postaci w kart naszej historii.
Wątpię że człowiek który podczas II WŚ i trochę po niej zajmował się likwidacją polskiego podziemia niepodległościowego, w latach 60tych przeprowadził czystki antyżydowskie w wojsku, wydał rozkazy do strzelania w Wujku i na Wybrzeżu, przez cały okres kariery lizał dupe Sowietom oraz zmieniał fronty w wewnętrznych sprawach KC PZPR tak żeby było mu najwygodniej, nagle w jakikolwiek sposób zaczął interesować się dobrem ludzi w tym kraju.

Oczywiście nie neguje tego że PRL coś zadziałał w stronę swoich obywateli albo że ten wywiad to całkowita fikcja. Tylko zwracam uwagę błędny szczegół.
Zgłoś
Avatar
Vazquez 2013-07-23, 23:31 2
Nie przeczę, facet mówi czasem z sensem, ale ta postawa względem ofiar Czarnobyla, jaką reprezentuje, mnie niesamowicie wkurwia u ludzi. Nie jestem zwolenniczką tych wszystkich tekstów o tym, jakie to potworne mutacje trafiały się "dzieciom Czarnobyla", bo to jest akurat śmieszne, ale z drugiej strony to no kurwa bez kitu - 31 osób zginęło? Czarnobyl to tam no, połowa zmyślone, tylko kilometr skażony, prypeć nadaje się do życia, w ogóle kurwa promieniowanie to jakaś mistyfikacja, razem z hemoglobiną.
Fakt zaniżenia nawet tej liczby osób, które zginęły bezpośrednio przez sam wybuch w Czarnobylu czy trwający tam pożar to nic. Bezczelne OLANIE tych kurwa tysięcy osób to jest coś, za co powinno się takim ludziom jak on ("jaki tam czarnobyl, fakty mówią same za siebie, nikt tam prawie nie zginął, już wypadek na hali chujwiegdzie gorszy był!") solidnie przyjebać w mordę.
Może wrzucę kilka liczb, o których szanowny pan zapomniał. Oprócz tych 31 oficjalnych ofiar, na skutki promieniowania w akcjach po wybuchu (na przykład zapobieganiu wydostawaniu się z krateru radioaktywnego pyłu, próby gaszenia pożaru, zapobiegnięcie kolejnej eksplozji i na końcu budowa sarkofagu) wystawiona była cała masa osób. Gasząc pożar i przy okazji próbując "załatać dziurę" tuż nad kraterem latało około 600 pilotów. W akcji kopania tunelu pod reaktorem, by później zalano go betonem (uniemożliwiając magmie dostanie się do gleby) brało udział o 10 tysiący górników.. Co czwarty z nich zmarł przed czterdziestką, czyli jakieś 2,5 tysiąca. Pozostałe zadania wykonywali tzw. likwidatorzy, których jak dotąd zmarło ponad 20 tysięcy. Około 200 tysięcy jest inwalidami.

No nie wiem kurwa, ja tu widzę trochę więcej niż 31 osób, ale co ja tam kurwa wiem. Rozumiem próbę pokazania prawdy ludności wierzącej w zakłamane i wyolbrzymiające wszystko media, ale w drugą stronę przegiąć też nie można.
Zgłoś
Avatar
!Timon 2013-07-24, 22:54 1
@Vazquez

Dzisiaj w Polsce 40% mężczyzn nie dożywa 65 lat a bierzemy tutaj pod uwagę wszystkie grupy społeczne od ludzi żyjących lekko i przyjemnie po ciężko pracujących. Górnicy zapierdalają w ciężkich warunkach zatem pewnie tą statystykę zawyżają.
To, że 1/4 górników zmarła przed 40 może w części przypadków ale na pewno nie we wszystkich mieć związek z promieniowaniem. Górnicy to ludzie zawodowo narażeni na mnóstwo syfu a w ZSRR podejrzewam, że BHP specjalnie się nie przejmowano. 100% ludzi pijących wodę umiera. Można wyciągnąć wniosek, że woda zabija albo zastanowić się nad innymi przyczynami.

Nie wiem ile wtedy wynosiła średnia długość życia dla mężczyzn w ZSSR chociaż zdecydowanie więcej powiedziałaby nam mediana.

Likwidatorzy [mam na myśli tych pracujących stricte fizycznie a nie np. inżynierów] to też zapewne nie ludzie którzy żyli w luksusach z szerokim dostępem do służby zdrowia, lekką pracą i stosujący dobrą dietę. Prędzej bym podejrzewał, że większość wywodziła się z nizin społecznych. Przy panującym obecnie alkoholizmie w Rosji przypuszczam, że zdecydowaną większość zgonów spowodowały powikłania po nadużywaniu alkoholu.

To, że są inwalidami może wynikać z setek przyczyn - np. jedną z nich może być przesadzona rozpoznawalność choroby popromiennej celem wyłudzenia renty.
- Panie doktorze głowa mnie boli a byłem w czarnobylu.
- Acha. No to piszemy "choroba popromienna".

Suche liczby z cyklu ile osób było, ile zachorowało, ile zmarło nie pozwalają wyciągać żadnych konkretnych wniosków. Nawet nie można powiedzieć jednoznacznie czy to miała istotny statystycznie wpływ czy nie bo brakuje odniesienia do ludzi pracujących i żyjących na co dzień w takich samych warunkach tylko nie będących w Czarnobylu.
Porównywanie ekip ratunkowych z Czarnobyla tylko z ogółem populacji nie ma żadnego sensu z punktu widzenia badań naukowych.
Zgłoś
Avatar
fizolof 2013-07-29, 23:40
Ciekawy artykuł. Myślę, że 31 osób, to trochę skrajność, przecież podczas akcji ludzie przyjmowali po kilkadziesiąt/kilkaset rtg. Jednak dobrze, że pisze się o tym, iż to wszystko jest zbyt przesadzone i rozdmuchane.
No i "â" jest denerwujące.
Za tekst leci piwko.
Zgłoś
Krajowa Rada Radiofonii i Telewizji zobligowała nas do oznaczania kategorii wiekowych materiałów wideo wgranych na nasze serwery. W związku z tym, zgodnie ze specyfikacją z tej strony oznaczyliśmy wszystkie materiały jako dozwolone od lat 16 lub 18.

Jeśli chcesz wyłączyć to oznaczenie zaznacz poniższą zgodę:

  Oświadczam iż jestem osobą pełnoletnią i wyrażam zgodę na nie oznaczanie poszczególnych materiałów symbolami kategorii wiekowych na odtwarzaczu filmów
Funkcja pobierania filmów jest dostępna w opcji Premium
Usługa Premium wspiera nasz serwis oraz daje dodatkowe benefity m.in.:
- całkowite wyłączenie reklam
- możliwość pobierania filmów z poziomu odtwarzacza
- możliwość pokolorowania nazwy użytkownika
... i wiele innnych!
Zostań użytkownikiem Premium już od 4,17 PLN miesięcznie* * przy zakupie konta Premium na rok. 6,50 PLN przy zakupie na jeden miesiąc.
* wymaga posiadania zarejestrowanego konta w serwisie
 Nie dziękuję, może innym razem