Stara autentyczna historia kumpla. Tak kumpla, nie moja. Nie jestem kociejwiary absolutnie (uprzedzając pojebane komentarze pojebów tutejszych). Zresztą on też nie jest. Jego ciotka jest.
Szedł sobie pewnego pieknego dnia owy kolega z ciotką, ortodoksyjną* jehową, wręcz dewotką. Ta ortodoksyjność dodaje smaczku tej historyjce. Idą chodnikiem, dochodzą do świateł. Jest czerwone, więc czekają. Obok nich stoi kobieta w typie zaawansowany alkoholizm jednak jeszcze nie żuljetta. Na smyczy ma małego pieska. Gdy ciotka go ujrzała zaczyna:
-O jejku jaki śliczny malutki piesek!
A baba na to:
-Nooo. A wiesz jak pizde liże?!
*o ideologii, doktrynie itp.: zakładający ścisłą wierność swoim zasadom
Szedł sobie pewnego pieknego dnia owy kolega z ciotką, ortodoksyjną* jehową, wręcz dewotką. Ta ortodoksyjność dodaje smaczku tej historyjce. Idą chodnikiem, dochodzą do świateł. Jest czerwone, więc czekają. Obok nich stoi kobieta w typie zaawansowany alkoholizm jednak jeszcze nie żuljetta. Na smyczy ma małego pieska. Gdy ciotka go ujrzała zaczyna:
-O jejku jaki śliczny malutki piesek!
A baba na to:
-Nooo. A wiesz jak pizde liże?!
*o ideologii, doktrynie itp.: zakładający ścisłą wierność swoim zasadom
Wpis zawiera treści oznaczone jako przeznaczone dla dorosłych, kontrowersyjne lub niezweryfikowane
Kliknij tutaj aby wyświetlić wpis
Kliknij tutaj aby wyświetlić wpis