Cytat:
Nie twierdzę, że lajcik. Tylko to już nie licealne klepanie po pupci i trzeba się brać za siebie i tyle. Czasem przysiąść na dupie. Od chuja ludzi tego nie wie i potem płacze, że wyleciało.
Prawdą jest że poziom chociażby matematyki w liceum (profil mat-fiz) a na studiach to lata świetlne różnicy i nie ma "delikatnego przejścia" i czasu na wdrożenie się - albo jest się nadprzeciętnie kumatym, albo się bierze korki u typa z UJ po stosowanej, w zamian za flachę
. Na dobrą sprawę nie chodzi mi rzecz jasna w całej tej pisaninie że "poziom uczelni technicznych jest za wysoki i w ogóle jak tak można krzywdzić biednych ludzi". Uważam jedynie że przesiew powinien być robiony na I, II roku a nie kurwa miesiąc przed obroną... Wiem też z doświadczenia że wśród prowadzących trafiają się zwyczajne mendy i masa postkomunistycznego betonu. Przez pięć lat studiowania nauczyłem się o wiele mniej przydatnych rzeczy niż przez półtora roku pracy. Dlaczego? Dlatego bo system nauczania na dobrą sprawę też jest do bani (chociaż może to sprawa uczelni). Profesorowie-teoretycy uczący gówna sprzed 20 lat, egzaminy na poziomie "wyklepcie te xxx stron wzorów i formułek na pamięć" i pełno tego typu syfu, a za mało praktyki. Często służy to przyjebaniu studenta, a nie nauczeniu go konkretów (bądź mobilizacji do nauczenia konkretów).
Kiedyś jeden taki specu wymagał od nas wykucia gruuuubej porcji wiedzy na pamięć. Pojawiało się tam między innymi zagadnienie odwzorowania kuli na płaszczyznę jakimś tam odwzorowaniem płaszczyznowym. By się pokazać, zamiast klepać cyferka za cyferką z notatek, policzyłem całeczkę, wyprowadziłem typowi bardzo pięknie wzorek (którego sobie nie przypomnę w tej chwili) w każdym razie w owym wzroku pojawiał się motyw "Rtg(fi+pi/2)+C", a mi z obliczeń wyszło "Rctg(fi-pi/2)+C" i gościu nie uznał, z tej prostej przyczyny, że dla niego jest to abstrakcja którą wykłada od 50 lat, ale ni chuja nie rozumie. Zapisać mu ten sam wzór trochę inaczej, to już czarna magia. A to nie był odosobniony przypadek... Nie jestem za tym by obniżać poziom tych wszystkich pierdół, tylko by zamienić pierdoły rzeczami praktycznymi i przydatnymi. Chociaż studia kończyłem już dłuższy czas temu, to myślę że rozwiązałbym Ci jeszcze nie jedną całkę niewymierną czy uwikłane równanie różniczkowe, ale chuj z tego, skoro zaraz po odebraniu dyplomu, na stażu miałem problem by się wdrożyć w podstawowe zagadnienia, bo zwyczajnie mnie tego nie nauczyli, a ja nie miałem sprzętu by samemu nad tym pracować.
Ogólnie wszystko się skończyło z w miarę happy endem, nawet lubię to co robię, ale przestrzegam raczej młodych, by się nie pakowali w to wszystko, bo ktoś im wywróżył świetlaną przyszłość z ynżyniera. Lepiej zostać ślusarzem lub tapicerem, jeśli komuś rozchodzi się ino o kasiorkę.
Nie, nie jestem roszczeniowy,
Może po prostu chujowy uniwersytet kończyłem.