Studia techniczne to gówno, chyba że jesteś pasjonatem z nad przeciętnymi zdolnościami. Plus jest taki, że jest po tym praca. Jak się odbębni ten tytuł, to stresować się już potem nie ma czym, bo i tak zwykle ma się robotę za minimalną krajową, więc jak Cię wypierdolą (albo co bardziej prawdopodobne, firma sama się rozleci, jak wszystko w tym kraju), to najwyżej pójdziesz do Lidla, albo (jeśli lubisz swoje zajęcie) do jakiejś innej prywatnej firmy spod bandery "ilu potrzeba murzynów by wyrąbać las ---> jednego, niech zapierdala po godzinach jak się nie wyrabia". Najważniejsze to jakiś staż podłapać, by było co do CV wklepać, bo po studiach i tak się chuja umie, co najwyżej rozwiązywać biegle całki lub inne gówno z którego jest zerowy pożytek, a służy ino nabijaniu przez uczelnię kasy z wpisów warunkowych.
Poza tym na studiach zapierdalasz i płacisz (wynajem, dojazdy, warunki, niekiedy korepetycje jak prowadzący w chuja leci), a po studiach zapierdalasz i Tobie płacą, co prawda rozmoczonymi okruchami po kromce od czerstwego chleba, ale lepsze to niż wieczne użerania się z dziekanatem i płacenie za dojazdy krocie, bo leniwa pinda nie ma czasu przez pół roku legitymacji podbić. Zawsze też możesz założyć firmę, zadłużyć się, nie mieć na wypłaty dla pracowników i stać się "skurwysynem i wyzyskiwaczem". Ale i to nie jest najgorsze - sam nie zostaniesz. Windykacja będzie dzwonić częściej, niż teściowa z zaproszeniem na herbatniki.
Niby nas to wszystkich jebie, ale się wykażę odrobiną empatii: Szkoda chopie, sam na czwartym roku żem miał takie jazdy, że już mało żem tego nie popierdolił. Sobie postawiłeś wysoko poprzeczkę, teraz będziesz mieć niższe wykształcenie niż imprezowicz po socjologii, ale po fakcie, kto by się tam takimi pierdołami przejmował. Dziś już te wszystkie magistry chuja znaczą, a jak jesteś ogarnięty i bystry (a skoro dotrwałeś do czwartego roku na tak pojebanym kierunku, to pewnie tak jest), to sobie poradzisz.
Tyle że budowlankę i takie tam odradzam, chyba że Twoim planem na życie jest harówka, walki z urzędasami i zachlanie się z rozpaczy na śmierć.
Przyszłość jest po zawodówkach, nie słuchajcie mam!