W amerykańskim stanie Kalifornia rozpoczęła się zbiórka podpisów pod projektem ustawy o zwalczaniu sodomii. W przypadku jej przyjęcia, wszelkie kontakty o podłożu seksualnym między przedstawicielami tej samej płci zaczną być karane śmiercią.
Projekt złożony został przez prawnika z Huntington Beach, Matta McLaughlina. Stanowi on, że sodomia, określona w nim jako "dotykanie innych obywateli tej samej płci w celu gratyfikacji seksualnej" to grzech przeciwko Bogu; wobec tego, wykroczenie to powinno być karane rozstrzelaniem lub inną adekwatną metodą.
Pomysł McLaughlina spotkał się ze sprzeciwem prokurator generalnej Kalifornii, Kamali Harris, która wystąpiła do sądu z prośbą o zablokowanie projektu. Wątpliwe jednak, że za posunięciem tym stoi rzeczywista troska o porządek publiczny i konstytucję Stanów Zjednoczonych, co utrzymuje Harris. Najprawdopodobniej wynika ono z obawy przed presją homoseksualnego lobby.
Mało prawdopodobne jest natomiast, że sąd rzeczywiście interweniuje w sprawie ustawy o zwalczaniu sodomii. Podejście do kwestii inicjatyw obywatelskich jest w USA zgoła odmienne od tego, z którym do czynienia mamy w Polsce. Nie takie projekty były już akceptowane za oceanem.
Przeciwnicy dewiacji w Kalifornii mają pół roku na zebranie 366 000 podpisów. Rzecz jasna, trudno uznać projekt ustawy za coś więcej, niż manifestację poglądów. Nie mniej, cała akcja wyśmienicie ukazuje intrygujący kontrast między stanowym (faktycznie demokratycznym, niejednokrotnie fundamentalistycznym) a federalnym szczeblem w Stanach Zjednoczonych.
Projekt złożony został przez prawnika z Huntington Beach, Matta McLaughlina. Stanowi on, że sodomia, określona w nim jako "dotykanie innych obywateli tej samej płci w celu gratyfikacji seksualnej" to grzech przeciwko Bogu; wobec tego, wykroczenie to powinno być karane rozstrzelaniem lub inną adekwatną metodą.
Pomysł McLaughlina spotkał się ze sprzeciwem prokurator generalnej Kalifornii, Kamali Harris, która wystąpiła do sądu z prośbą o zablokowanie projektu. Wątpliwe jednak, że za posunięciem tym stoi rzeczywista troska o porządek publiczny i konstytucję Stanów Zjednoczonych, co utrzymuje Harris. Najprawdopodobniej wynika ono z obawy przed presją homoseksualnego lobby.
Mało prawdopodobne jest natomiast, że sąd rzeczywiście interweniuje w sprawie ustawy o zwalczaniu sodomii. Podejście do kwestii inicjatyw obywatelskich jest w USA zgoła odmienne od tego, z którym do czynienia mamy w Polsce. Nie takie projekty były już akceptowane za oceanem.
Przeciwnicy dewiacji w Kalifornii mają pół roku na zebranie 366 000 podpisów. Rzecz jasna, trudno uznać projekt ustawy za coś więcej, niż manifestację poglądów. Nie mniej, cała akcja wyśmienicie ukazuje intrygujący kontrast między stanowym (faktycznie demokratycznym, niejednokrotnie fundamentalistycznym) a federalnym szczeblem w Stanach Zjednoczonych.