18+
Ta strona może zawierać treści nieodpowiednie dla osób niepełnoletnich.
Zapamiętaj mój wybór i zastosuj na pozostałych stronach
Główna Poczekalnia (1) Soft (4) Dodaj Obrazki Filmy Dowcipy Popularne Forum Szukaj Ranking
Zarejestruj się Zaloguj się
📌 Wojna na Ukrainie - ostatnia aktualizacja: Dzisiaj 16:58
📌 Konflikt izrealsko-arabski - ostatnia aktualizacja: Dzisiaj 4:40
🔥 Koniec jazdy - teraz popularne

#bałtyk

Syf na dnie
ilovepain • 2013-02-19, 22:43
Materiał zerżnięty jak zawsze, ale dość ciekawy. Tylko czekać aż nasze pociechy po wakacjach nad morzem będą biegać na trzech nóżkach.

Na dnie Bałtyku spoczywa ponad 50 tys. ton zatopionej podczas II wojny światowej poniemieckiej broni chemicznej - poinformował Główny Inspektor Ochrony Środowiska Andrzej Jagusiewicz. Są to substancje niebezpieczne dla ludzi i środowiska, takie jak iperyt i fosgen.



Wyjaśnię może jeszcze co to:

Iperyt - Iperyt siarkowy (gaz musztardowy) – organiczny związek chemiczny z grupy tioeterów. Stosowany jako bojowy środek trujący (BST) z grupy iperytów. Nazwa iperyt pochodzi od miejscowości Ypres w Belgii, gdzie w czasie I wojny światowej 12 lipca 1917 został on użyty bojowo po raz pierwszy[4].

Fosgen - Fosgen, COCl2 – organiczny związek chemiczny z grupy chlorków kwasowych. Jest to bezbarwny gaz, silnie trujący i duszący, o zapachu świeżo skoszonej trawy lub zgniłych owoców.

W piątek, 11 stycznia 2013 r., podczas konferencji prasowej Jagusiewicz podkreślił, że trzeba nadać globalny bieg sprawom dotyczącym postępowania z zatopioną bronią chemiczną w morzach i oceanach. Według niego polityczne ustalenia w tej sprawie powinny zapaść na forum ONZ i NATO.

Według szacunków po II wojnie światowej zatopiono ok. 300 tys. ton poniemieckiej broni chemicznej. Głównymi akwenami, na których powstały takie "składowiska", są morza: Północne i Bałtyckie. Na Bałtyku największymi znanymi miejscami zatopień są wody na wschód od Bornholmu i Głębia Gotlandzka. W polskim pasie wód część chemicznego arsenału zatopiono m.in. niedaleko Zatoki Gdańskiej.

GIOŚ zaznaczył, że ryzyko rozsczelnienia pojemników, w których znajdują się niebezpieczne substancje, jest coraz większe. Według szacunków Wojskowej Akademii Technicznej w Warszawie, będą one jeszcze szczelne nie dłużej niż przez 150 lat, a czasami dochodzi do drobnych wycieków już teraz. W Bałtyku zatopiony jest m.in. iperyt, czyli gaz musztardowy, gazy porażające układ nerwowy zawierające tabun, gazy łzawiące i gazy parzące (np. fosgen).

Jagusiewicz zauważył, że rozszczelnienie zasobników z niebezpiecznymi substancjami chemicznymi niesie zagrożenie dla życia na Bałtyku. Obecny na konferencji przewodniczący Międzynarodowego Dialogu ds. Zatopionej Broni Terrance Long przekonywał, że istnieje technologia pozwalająca na bezpieczną utylizację broni chemicznej. Substancje takie transportowane są na ląd, gdzie trafiają do specjalnych komór niszczących chemikalia.

W kwietniu w Hadze obędzie się konferencja przeglądowa Konwencji o zakazie prowadzenia badań, produkcji, składowania i użycia broni chemicznej oraz o zniszczeniu jej zapasów. Według Jagusiewicza mogą zostać wówczas podjęte kluczowe decyzje pozwalające wzmocnić ONZ-towską rezolucję, która mogłaby zostać przyjęta na Zgromadzeniu Ogólnym ONZ w grudniu tego roku.

- Przez 50 lat po umieszczeniu tej broni na dnie Morza Bałtyckiego i Północnego przez aliantów sprawa miała wymiar polityczny i to hamowało wszelkie działania (...). Dodatkowo USA i Wielka Brytania przedłużyły moratorium na tę "ciszę" na kolejne 20 lat. Kończy się w 2017 roku - powiedział Jagusiewicz. Dodał, że na szczęście ta "cisza" miała wielu przeciwników, w tym Polskę. Przypomniał, że problemy pojawiły się np. w trakcie budowy gazociągu północnego Nord Stream.

- Ta broń powoli rdzewieje i uwalnia do wody morskiej pewne substancje, które ulegają hydrolizie (...) Powstające z niej substancje są cięższe niż woda i osiadają na dnie (...) To w pewnym momencie było racjonalne podejście. Ale w czasie budowy Nord Streamu nie można było tego pozostawić procesom naturalnym, ponieważ rurociąg wymaga korytarza - wyjaśnił Jagusiewicz. Dodał również, że istniało ryzyko, że w trakcie budowy warstwa osadu na dnie zostanie naruszona i do wody zostaną uwolnione związki metali ciężkich.

Niestety w trakcie budowy rurociągu dokonywano detonacji podwodnych arsenałów. Finowie pospiesznie, przed wydaniem decyzji, zdetonowali 42 bomby zawierające broń chemiczną. Co było postępowaniem zdecydowanie nieekologicznym.
Filmik pokazujący naszych chłopaków w akcji
Najlepszy komentarz (37 piw)
M4RINI • 2012-10-13, 17:18
sergio909 napisał/a:

Coś marnie im wyszło, gdyby to była prawdziwa akcja to już co najmniej 1 miał by dziurawą głowę

Ohoho, nawet byłego komandosa mamy na sadisticu, proszę państwa ! Coś niesamowitego, ilu specjalistów jest zarejestrowanych na tej stronie. Cała elita polskiego narodu.
MS Wilhelm Gustloff
Dopek • 2012-09-10, 14:32
Bardzo denerwuje mnie temat Titanica jako ciul wie jakiej ogromnej i wielkiej tragedii na wodzie. Tym samym chciał bym zauważyć, że były o wiele bardziej większe tragedie na morzach i oceanach, a największą tragedią morską było zatonięcie statku MS Wilhelm Gustloff, tragedia w której zginęło ponad 9500 tys. osób.



Statek powstał w hamburskiej stoczni firmy Blohm und Voss w 1937 (data położenia stępki 4 sierpnia 1936, nr budowy 511). Wodowanie odbyło się przy udziale Adolfa Hitlera. Matką chrzestną statku została wdowa po Wilhelmie Gustloffie, pani Hedwig Gustloff z domu Schoknecht, swego czasu sekretarka Hitlera. Miał 208,5 m długości i pojemność 25484 BRT. Rozwijał prędkość 15,5 węzła. Posiadał 221 kabin dwuosobowych oraz 239 kabin czteroosobowych. Liczba miejsc pasażerskich wynosiła 1465 w jednej klasie, załoga liczyła ok. 500 osób. W momencie swego wejścia do służby MS "Wilhelm Gustloff' był piątym co do wielkości niemieckim statkiem pasażerskim



Podczas wojny "Gustloff" był najpierw przez kilka miesięcy jednostką szpitalną (podobnie jak bliźniacza jednostka "Robert Ley"). Potem został przejęty przez Kriegsmarine jako jednostka pomocnicza - hulk koszarowy dla personelu jednostki szkolnej U-Bootwaffe. Służył również do transportu wojska. Miał zamontowaną broń przeciwlotniczą i wyposażony był w wyrzutnie bomb głębinowych. Podczas działań, w październiku 1943 roku kadłub okrętu doznał nieznacznych uszkodzeń wskutek pobliskich eksplozji bomb.

Do 1945 roku cumował w Gdyni. W wyniku ofensywy sowieckiej i podczas wycofywania się Niemców z Polski statek jako transportowiec został użyty do ewakuacji niemieckiej ludności i żołnierzy (głównie z flotylli szkolnej okrętów podwodnych) z Gdyni przed nacierającymi wojskami radzieckimi. Ponowne uruchomienie statku i dostosowanie do roli jednostki ewakuacyjnej wymagało sporego nakładu pracy.

W swój ostatni rejs jednostka wyruszyła 30 stycznia 1945 roku pod eskortą torpedowca "Löwe". Na pokładzie "Gustloffa" znalazło się 173 członków załogi, 918 oficerów i marynarzy z II dywizji szkolnej okrętów podwodnych (U-Boot Lehr Division), którzy mieli obsadzić bądź uzupełnić załogi 70 U-bootów, 400 kobiet z pomocniczego korpusu Kriegsmarine, które były wojskowymi telefonistkami, telegrafistkami, maszynistkami, kreślarkami czy pielęgniarkami, 162 rannych żołnierzy Wehrmachtu oraz 4424 uciekinierów, wśród których byli funkcjonariusze organizacji Todta, junkrzy, policjanci, gestapowcy, działacze NSDAP i ich rodziny. Łącznie, według najnowszych ocen, na okręcie znalazło się co najmniej 10 tys. osób, co potwierdza depesza nadana z jednostki. MS "Wilhelm Gustloff" miał w swoim ostatnim rejsie wieloosobowe dowództwo. Z ramienia Marynarki Wojennej personelem wojskowym na statku dowodził kmdr. por. Wilhelm Zahn, zaś z ramienia floty handlowej - jeden z etatowych przedwojennych kapitanów statku, Friedrich Petersen. Skład kolegialnego dowództwa uzupełniali, odkomenderowani specjalnie na ten jeden rejs, dwaj tzw. "Fahrenskapitaene" - Heinz Koehler i Harry Weller. Ten ostatni, już po trafieniu statku torpedami, zamknął grodzie wodoszczelne w kadłubie, odcinając w ten sposób części wolnej wówczas od służby załogi drogę ucieczki.





O godzinie 21:16 czasu pokładowego przy mijaniu ławicy słupskiej "Wilhelm Gustloff" został trafiony 3 torpedami, wystrzelonymi przez radziecki okręt podwodny S-13 dowodzony przez komandora podporucznika Aleksandra Marineskę. Pierwsza z nich rozerwała poszycie dziobu. Druga trafiła w środek statku na wysokości basenu pływackiego, a trzecia w maszynownię. Eksplozje wywołały ogromną panikę. Wszystkie kobiety z służby pomocniczej skoszarowane na dnie osuszonego basenu zginęły niemal od razu. Okręt bardzo szybko przechylił się na lewą burtę. Masy ludzkie skierowano na oszklony pancernymi szybami pokład spacerowy, skąd niemal nikt nie był w stanie się wydostać na pokład. Nie wszystkie szalupy można było spuścić, gdyż żurawiki były zamarznięte. Kilka łodzi odczepiono zbyt wcześnie i wpadały do morza, inne przewracały się na falach z powodu dużego przeciążenia. Na pokładzie walczono o dostęp do łodzi i o tratwy ratunkowe, dochodziło do bójek, padały nawet strzały, również samobójcze. Pokład przechylał się coraz bardziej. Każdy, kto dostał się do wody, ginął w wyniku hipotermii w ciągu kilku minut. Około godziny 22:25, 65 minut po storpedowaniu, okręt całkowicie zanurzył się w morzu.





W akcji ratowania rozbitków z "Gustloff"' wyróżniła się m.in. załoga torpedowca "T-36" pod dowództwem kpt. Heringa. Niemieckie jednostki przybyłe na ratunek wydobyły z wody jedynie 838 żywych rozbitków (inne źródła podają 1252). Według najnowszych szacunków liczba ofiar sięga 9600 osób – zamarzli w kamizelkach ratunkowych przy 20-stopniowym mrozie – była to największa tragedia morska w zapisanej historii ludzkości (największa znana liczba ofiar zatonięcia jednego statku). Storpedowanie jednostki pomocniczej, idącej w konwoju, było jednak całkowicie zgodne z prawem wojennym, a konkretnie z układem londyńskim z 1936 roku regulującym zasady prowadzenia wojny podwodnej. Podczas przygotowania ostatniego rejsu statku popełniono szereg kardynalnych błędów, z których najważniejszymi były - użycie uzbrojonej jednostki pomocniczej MW do ewakuacji ludności cywilnej, dopuszczenie do jej znacznego przeładowania, i wysłanie jej w rejs z eskortą.





Mam nadzieję, że temat się podobał oraz, że może kiedyś się doczekamy produkcji filmowej o ostatnim rejsie tego okretu (co w szczerze wątpię)...
Najlepszy komentarz (33 piw)
BongMan • 2012-09-10, 15:20
Dopek napisał/a:

9500 tys. osób.


Nie osób, tylko szwabów. Dowódca tego ruskiego okrętu zasłużył na wielką, zimną flaszkę dobrej wódy.