Kolejny artykulik znaleziony w internecie, moim zdaniem ciekawy.
W sercu czeskich gór, nieopodal granicy z Polską, znajduje się unikatowe w Europie Centrum Ochrony Biologicznej Těchonín, przeznaczone do przyjmowania ofiar najbardziej niebezpiecznych epidemii oraz ewentualnego ataku bakteriologicznego.
Lenka Petrášová
Nazwijmy go… Jiří. Znajdował się od roku w Kongu, gdy w regionie, gdzie pracował, pojawił się wirus Ebola. Istniało bardzo wysokie prawdopodobieństwo, że zachorował na tę śmiertelną – niemalże w każdym przypadku – chorobę, w czasie której ma się m.in. silne krwotoki wewnętrzne.Po jego powrocie do Czech, szef ds. higieny wojska bez chwili zwłoki skierował go na oddział kwarantanny Centrum Ochrony Biologicznej Těchonín, wojskowego szpitala, ukrytego w sercu Gór Orlickich.
Niczego podobnego w Europie nie ma. Ośrodek może służyć w przypadku ataku terrorystycznego z użyciem broni biologicznych, takich jak SARS czy wąglik. Inna specyfika szpitala – nie przyjmuje praktycznie nikogo. Jiří był jego jedynym pacjentem, poza żołnierzami wracającymi z misji zagranicznych, którzy spędzają w nim zawsze 24 godziny w kwarantannie.
Jiří miał szczęście. Mimo poważnych podejrzeń, że zakaził się wirusem Ebola, diagnoza nie została potwierdzona podczas jego dwutygodniowego pobytu, tak więc mógł wrócić do domu. Jest jednym z niewielu śmiertelników, którzy wiedzą, jak wygląda wnętrze tego supernowoczesnego ośrodka.
Badanie zza potrójnej szyby
Praktycznie wszystko tutaj jest zrobione ze stali nierdzewnej, a lekarze badają pacjentów w skafandrach i są wyposażeni we własne butle z tlenem. Przy otwieraniu drzwi słychać stłumiony dźwięk z powodu nagłego spadku ciśnienia. Lekarzom dostanie się do pacjentów zajmuje kilka minut, mimo że są na wyciągnięcie ręki, tyle że za przegrodą z potrójnej szyby. I nawet gdyby pacjent się dusił, muszą najpierw włożyć skafandry, a potem jeszcze przejść przez strefę bezpieczeństwa. Trwa to mniej więcej trzy minuty.
Podczas wizyt lekarz używa się mikrofonu ukrytego w skafandrze, a jego obserwacje spisuje na komputerze kolega po fachu, który znajduje się na zewnątrz, za potrójną szybą. Prawie wszystkie urządzenia, w tym te najbardziej kosztowne, są wykorzystywane tylko raz, ponieważ ich całkowite odkażenie jest rzeczą prawie niemożliwą, gdy już były w kontakcie z rzeczywiście chorym.
Każdy pacjent jest odizolowany w swego rodzaju akwarium, do którego napływa świeże powietrze oraz czysta woda i w którym funkcjonuje zamknięty system zarządzania odpadami. W przeciwieństwie do innych szpitali i mimo istnienia sali operacyjnej, możliwość przeprowadzenia operacji nie jest tutaj zbytnio brana pod uwagę. Natomiast autopsja jest jak najbardziej przewidziana. Sala, w której jest przeprowadzana, i laboratorium analiz znajdują się obok pokojów pacjentów.
Medycyna katastrof
Rozwój śmiertelnych chorób zakaźnych najczęściej jest bardzo szybki. I jak najszybsze określenie rodzaju zakażenia jest niezbędne, aby uchronić otoczenie pacjenta przed zarażeniem. Do 1992 r. w Těchonínie znajdował się jedyny w swoim rodzaju zbiór próbek wirusów. Minister obrony zdecydował jednak o jego zamknięciu. Teraz mikrobiolodzy kupują za granicą, za bardzo grube pieniądze, potrzebne mikroorganizmy, takie jak bakteria E.coli.
Działania Centrum Ochrony Biologicznej można podzielić na trzy kategorie: izolowanie i kwarantanna, jak to było w przypadku Jiříego, badania naukowe oraz doszkalanie.W rzeczy samej szpital funkcjonuje jak centrum szkoleniowe, w których lekarze i laboranci realizują testy w warunkach naturalnych, jeżeli chodzi o zagrożenie biologiczne.
„Pracujemy ze światem cywilnym. Praktycy klinik specjalizujących się w chorobach zakaźnych, eksperci medycyny ratunkowej, ale i studenci medycyny pojawiają się w naszym ośrodku”, mówi Petr Navrátil, główny higienista wojska. Oczywiście, przychodzą tutaj również żołnierze, żeby przygotować się do ewentualnych zagrożeń biologicznych dla społeczeństwa. Nazywa się to medycyną katastrof.
Niepewna przyszłość
Zagrożenie bioterroryzmem jest zawsze obecne, gdyż produkowanie broni biologicznych jest stosunkowo tanie. Jednak wszystko wskazuje na to, że ośrodek zostanie zamknięty. „Nie podjęto jeszcze decyzji, ale biorąc pod uwagę cięcia w budżecie ministerstwa obrony jego dalsze obsługiwanie wydaje się mało prawdopodobne”, przyznaje Jan Pejšek, rzecznik ministerstwa obrony.
A może by go sprzedać? Nikt nie jest nim zainteresowany. Szukano też nabywców za granicą. „Rozpoczęto negocjacje ze Światową Organizacją Zdrowia (WHO) i Unią Europejską oraz dwustronne rozmowy z kilkoma krajami NATO (np. z Wielką Brytanią) oraz spoza tego sojuszu (z Serbią). Jak na razie nie doszliśmy do żadnego porozumienia”, dodaje Pejšek.
Ale Těchonín mógłby równie dobrze stać się instytucją samowystarczalną finansowo. Gdyby tylko wojsko wykazało się większą przedsiębiorczością. Można by np. wprowadzić odpłatność zajęć prowadzonych w szpitalu i zaproponować je również klientom z zagranicy – słuchaczami mogliby być zarówno żołnierze NATO, jak i z eksperci od zdrowia.
Laboratoria mogłyby być używane w celach komercyjnych i można by kłaść większy nacisk na badania naukowe, które mogą się samofinansować dzięki dotacjom i patentom. Wreszcie w okresach, kiedy w ośrodku nic się nie dzieje, można by zaproponować jego wykorzystanie filmowcom. Na razie to Krajowa Rada Bezpieczeństwa zdecyduje o przyszłości tej struktury. Prawdopodobnie w lutym.
W sercu czeskich gór, nieopodal granicy z Polską, znajduje się unikatowe w Europie Centrum Ochrony Biologicznej Těchonín, przeznaczone do przyjmowania ofiar najbardziej niebezpiecznych epidemii oraz ewentualnego ataku bakteriologicznego.
Lenka Petrášová
Nazwijmy go… Jiří. Znajdował się od roku w Kongu, gdy w regionie, gdzie pracował, pojawił się wirus Ebola. Istniało bardzo wysokie prawdopodobieństwo, że zachorował na tę śmiertelną – niemalże w każdym przypadku – chorobę, w czasie której ma się m.in. silne krwotoki wewnętrzne.Po jego powrocie do Czech, szef ds. higieny wojska bez chwili zwłoki skierował go na oddział kwarantanny Centrum Ochrony Biologicznej Těchonín, wojskowego szpitala, ukrytego w sercu Gór Orlickich.
Niczego podobnego w Europie nie ma. Ośrodek może służyć w przypadku ataku terrorystycznego z użyciem broni biologicznych, takich jak SARS czy wąglik. Inna specyfika szpitala – nie przyjmuje praktycznie nikogo. Jiří był jego jedynym pacjentem, poza żołnierzami wracającymi z misji zagranicznych, którzy spędzają w nim zawsze 24 godziny w kwarantannie.
Jiří miał szczęście. Mimo poważnych podejrzeń, że zakaził się wirusem Ebola, diagnoza nie została potwierdzona podczas jego dwutygodniowego pobytu, tak więc mógł wrócić do domu. Jest jednym z niewielu śmiertelników, którzy wiedzą, jak wygląda wnętrze tego supernowoczesnego ośrodka.
Badanie zza potrójnej szyby
Praktycznie wszystko tutaj jest zrobione ze stali nierdzewnej, a lekarze badają pacjentów w skafandrach i są wyposażeni we własne butle z tlenem. Przy otwieraniu drzwi słychać stłumiony dźwięk z powodu nagłego spadku ciśnienia. Lekarzom dostanie się do pacjentów zajmuje kilka minut, mimo że są na wyciągnięcie ręki, tyle że za przegrodą z potrójnej szyby. I nawet gdyby pacjent się dusił, muszą najpierw włożyć skafandry, a potem jeszcze przejść przez strefę bezpieczeństwa. Trwa to mniej więcej trzy minuty.
Podczas wizyt lekarz używa się mikrofonu ukrytego w skafandrze, a jego obserwacje spisuje na komputerze kolega po fachu, który znajduje się na zewnątrz, za potrójną szybą. Prawie wszystkie urządzenia, w tym te najbardziej kosztowne, są wykorzystywane tylko raz, ponieważ ich całkowite odkażenie jest rzeczą prawie niemożliwą, gdy już były w kontakcie z rzeczywiście chorym.
Każdy pacjent jest odizolowany w swego rodzaju akwarium, do którego napływa świeże powietrze oraz czysta woda i w którym funkcjonuje zamknięty system zarządzania odpadami. W przeciwieństwie do innych szpitali i mimo istnienia sali operacyjnej, możliwość przeprowadzenia operacji nie jest tutaj zbytnio brana pod uwagę. Natomiast autopsja jest jak najbardziej przewidziana. Sala, w której jest przeprowadzana, i laboratorium analiz znajdują się obok pokojów pacjentów.
Medycyna katastrof
Rozwój śmiertelnych chorób zakaźnych najczęściej jest bardzo szybki. I jak najszybsze określenie rodzaju zakażenia jest niezbędne, aby uchronić otoczenie pacjenta przed zarażeniem. Do 1992 r. w Těchonínie znajdował się jedyny w swoim rodzaju zbiór próbek wirusów. Minister obrony zdecydował jednak o jego zamknięciu. Teraz mikrobiolodzy kupują za granicą, za bardzo grube pieniądze, potrzebne mikroorganizmy, takie jak bakteria E.coli.
Działania Centrum Ochrony Biologicznej można podzielić na trzy kategorie: izolowanie i kwarantanna, jak to było w przypadku Jiříego, badania naukowe oraz doszkalanie.W rzeczy samej szpital funkcjonuje jak centrum szkoleniowe, w których lekarze i laboranci realizują testy w warunkach naturalnych, jeżeli chodzi o zagrożenie biologiczne.
„Pracujemy ze światem cywilnym. Praktycy klinik specjalizujących się w chorobach zakaźnych, eksperci medycyny ratunkowej, ale i studenci medycyny pojawiają się w naszym ośrodku”, mówi Petr Navrátil, główny higienista wojska. Oczywiście, przychodzą tutaj również żołnierze, żeby przygotować się do ewentualnych zagrożeń biologicznych dla społeczeństwa. Nazywa się to medycyną katastrof.
Niepewna przyszłość
Zagrożenie bioterroryzmem jest zawsze obecne, gdyż produkowanie broni biologicznych jest stosunkowo tanie. Jednak wszystko wskazuje na to, że ośrodek zostanie zamknięty. „Nie podjęto jeszcze decyzji, ale biorąc pod uwagę cięcia w budżecie ministerstwa obrony jego dalsze obsługiwanie wydaje się mało prawdopodobne”, przyznaje Jan Pejšek, rzecznik ministerstwa obrony.
A może by go sprzedać? Nikt nie jest nim zainteresowany. Szukano też nabywców za granicą. „Rozpoczęto negocjacje ze Światową Organizacją Zdrowia (WHO) i Unią Europejską oraz dwustronne rozmowy z kilkoma krajami NATO (np. z Wielką Brytanią) oraz spoza tego sojuszu (z Serbią). Jak na razie nie doszliśmy do żadnego porozumienia”, dodaje Pejšek.
Ale Těchonín mógłby równie dobrze stać się instytucją samowystarczalną finansowo. Gdyby tylko wojsko wykazało się większą przedsiębiorczością. Można by np. wprowadzić odpłatność zajęć prowadzonych w szpitalu i zaproponować je również klientom z zagranicy – słuchaczami mogliby być zarówno żołnierze NATO, jak i z eksperci od zdrowia.
Laboratoria mogłyby być używane w celach komercyjnych i można by kłaść większy nacisk na badania naukowe, które mogą się samofinansować dzięki dotacjom i patentom. Wreszcie w okresach, kiedy w ośrodku nic się nie dzieje, można by zaproponować jego wykorzystanie filmowcom. Na razie to Krajowa Rada Bezpieczeństwa zdecyduje o przyszłości tej struktury. Prawdopodobnie w lutym.