Jako, że ostatnio jestem panem na nie swoich włościach, to mam psi obowiązek czynić honory domu, czy tego chcę, czy nie.
Ledwo zdążyłem się roznegliżować i zanurzyć w pienistej kąpieli, jakże krzepiącej w zimowy poranek, rozległ się cholerny dzwonek do drzwi.
Wytarłem się na chybcika ręcznikiem i założyłem satynowe bokserki oraz bezrękawnik, kiełzając po mokrej posadzce jak pingwin na szkle.
Jeśli to Świadkowie Jehowy, to ukatrupię gołymi rękami- myślę po drodze.
Ale to pani listonosz z poleconymi, na szczęście dla Świadków Jehowy.
Zapraszam ją do środka, nieco kurtuazyjnie, nieco egoistycznie, co by nie odwalić kity z hipotermii.
Lecz ona dziwnie się wzbrania, wyślizguje się jak piskorz, unika kontaktu wzrokowego, mówi coś o tym, że musi się hartować na ziąbie. Gdy zaczynam nalegać żeby weszła, ona cofa się o dwa schodki w dół.
Może cierpi na mizoandrię?- zastanawiam się.
Podpisałem, co trzeba, odebrałem listy, podziękowałem, a listonoszka czmychnęła z taką szybkością, jakby ją sam szatan gonił.
Wchodzę w głąb domu, by położyć pocztę na stole w kuchni. Spojrzawszy odruchowo na lustro w przedpokoju, zamarłem.
Nawet nie poczułem tego, kiedy się wyzwolił.
Satynowe bokserki, kurwa mać
Wpis zawiera treści oznaczone jako przeznaczone dla dorosłych, kontrowersyjne lub niezweryfikowane
Kliknij tutaj aby wyświetlić wpis