Brak informacji o co poszło, mój osobisty faworyt to cios torebką w 0:15
📌
Wojna na Ukrainie
- ostatnia aktualizacja:
Wczoraj 18:08
📌
Konflikt izrealsko-arabski
- ostatnia aktualizacja:
Dzisiaj 5:23
#emigracja
Nie jestem autorem tylko podjebałem z innej strony.
Wstawiam dlatego, że jest to trafne porównanie dwóch rodzajów obywateli naszego kraju i chciałbym, aby tego typu materiały rozłaziły się po internecie - być może to niektórym nieco rozświetli mózgownice.
Wstawiam dlatego, że jest to trafne porównanie dwóch rodzajów obywateli naszego kraju i chciałbym, aby tego typu materiały rozłaziły się po internecie - być może to niektórym nieco rozświetli mózgownice.
Najlepszy komentarz (86 piw)
jakubczyk1985
• 2018-11-19, 20:30
500+ to największa głupota jaką pis popełnił
Francuz i Anglik mowia po polsku jak jest. Mimo iz Francuz troche lamana polszczyzna sie posluguje, to da rade to zrozumiec. Ale w glebi duszy widac jak postrzegaja wlasny kraj, a jak nasz.
Znalezione na pejsie
można się śmiać albo wkurwiać
można się śmiać albo wkurwiać
Australia. Historia Australii w 10 minut.
Australia wciaz malo znana fascynuje kolejne pokolenia. Praca w Australii coraz czesciej dotyczy Polaków. Poczatkowo zamieszkiwana przez Aborygenów poslugujacych sie bumerangiem, wraz z europejska eksploracja nowych ladów, rozpoczela sie emigracja do Australii ludnosci bialej.
Wiekszosc kraju zdominowana przez "Outback", który uniemozliwia jej zasiedlenie i byl miejscem prób nuklearnych Wielkiej Brytanii, sprawil, ze kolonisci zwykli trzymac sie wybrzeza i jego bogatej w roslinnosc czesci zwanej buszem.
Zycie w Australii, jej miastach Sydney, Melbourne, Brisbane czy Perth oferuje wysoka jakosc zycia.
Zobaczmy, czym jest Australia, jak ja odkryto, jak skolonizowano, dlaczego jej najwyzszy szczyt nosi imie Tadeusza Kosciuszki?
Oto historia Australii.
Australia wciaz malo znana fascynuje kolejne pokolenia. Praca w Australii coraz czesciej dotyczy Polaków. Poczatkowo zamieszkiwana przez Aborygenów poslugujacych sie bumerangiem, wraz z europejska eksploracja nowych ladów, rozpoczela sie emigracja do Australii ludnosci bialej.
Wiekszosc kraju zdominowana przez "Outback", który uniemozliwia jej zasiedlenie i byl miejscem prób nuklearnych Wielkiej Brytanii, sprawil, ze kolonisci zwykli trzymac sie wybrzeza i jego bogatej w roslinnosc czesci zwanej buszem.
Zycie w Australii, jej miastach Sydney, Melbourne, Brisbane czy Perth oferuje wysoka jakosc zycia.
Zobaczmy, czym jest Australia, jak ja odkryto, jak skolonizowano, dlaczego jej najwyzszy szczyt nosi imie Tadeusza Kosciuszki?
Oto historia Australii.
Parę mądrych słów o biznesie w Chinach.
13-latka ukrywa się w Polsce przed Jugendamtem
13-letnia Niemka Antonia Schandorff uciekła z placówki Jugendamtu - niemieckiego Urzędu ds. Dzieci i Młodzieży w Visselhovede w okolicach Bremy i ukrywa się w Polsce. Jak mówi, nie mogła wytrzymać w miejscu, w którym była traktowana jak przedmiot.
Jugendamt ponad pół roku temu odebrał córkę Antonię niemieckiemu małżeństwu Schandorffów. 13-letnia dziewczynka została umieszczona w domu dziecka. Jako przyczynę urząd wskazał dużą liczbę nieobecności w szkole ze względu na częste przeprowadzki rodziców. Funkcjonariusze niemieckiego urzędu, siłą, w asyście policji, zatrzymali dziewczynkę tuż po zakończeniu zajęć w szkole – pisze Dziennik Bałtycki.
Antonia uciekła 28 sierpnia do swoich rodziców po 7 miesiącach przetrzymywania jej – jak mówi – w izolacji od rodziny i znajomych. Zabroniono jej kontaktów telefonicznych i otrzymywania paczek żywnościowych od rodziców. Dziewczynka opisała na blogu, że w czasie siedmiomiesięcznego pobytu pozwolono jej widzieć się z rodzicami dwa razy. Niemieckiej telewizji dziewczynka opowiedziała, że kilkakrotnie w ciągu dnia rewidowano jej rzeczy i zmuszano ją do picia płynu po którym słabła i zasypiała.
Niemieckiej rodzinie pomógł Adam Pomorski prezes Polskiego Stowarzyszenia Rodzice Przeciw Dyskryminacji Dzieci w Niemczech. Dzięki niemu Antonia i jej rodzice opuścili Niemcy i przedostali się do Polski.
Obecnie wszyscy troje przebywają w okolicach Bytowa. Współpracujący ze stowarzyszeniem, prawnik Markus Matuschczyk będzie ubiegał się o przywrócenie Schandorffom praw rodzicielskich. Bez tego, powrót do ojczyzny będzie oznaczał dla dziewczynki kolejny pobyt w placówce Jugendamtu, a dla jej rodziców konsekwencje prawne. W związku z tym na razie rodzina zostaje w Polsce.
Dziennik Bałtycki
13-letnia Niemka Antonia Schandorff uciekła z placówki Jugendamtu - niemieckiego Urzędu ds. Dzieci i Młodzieży w Visselhovede w okolicach Bremy i ukrywa się w Polsce. Jak mówi, nie mogła wytrzymać w miejscu, w którym była traktowana jak przedmiot.
Jugendamt ponad pół roku temu odebrał córkę Antonię niemieckiemu małżeństwu Schandorffów. 13-letnia dziewczynka została umieszczona w domu dziecka. Jako przyczynę urząd wskazał dużą liczbę nieobecności w szkole ze względu na częste przeprowadzki rodziców. Funkcjonariusze niemieckiego urzędu, siłą, w asyście policji, zatrzymali dziewczynkę tuż po zakończeniu zajęć w szkole – pisze Dziennik Bałtycki.
Antonia uciekła 28 sierpnia do swoich rodziców po 7 miesiącach przetrzymywania jej – jak mówi – w izolacji od rodziny i znajomych. Zabroniono jej kontaktów telefonicznych i otrzymywania paczek żywnościowych od rodziców. Dziewczynka opisała na blogu, że w czasie siedmiomiesięcznego pobytu pozwolono jej widzieć się z rodzicami dwa razy. Niemieckiej telewizji dziewczynka opowiedziała, że kilkakrotnie w ciągu dnia rewidowano jej rzeczy i zmuszano ją do picia płynu po którym słabła i zasypiała.
Niemieckiej rodzinie pomógł Adam Pomorski prezes Polskiego Stowarzyszenia Rodzice Przeciw Dyskryminacji Dzieci w Niemczech. Dzięki niemu Antonia i jej rodzice opuścili Niemcy i przedostali się do Polski.
Obecnie wszyscy troje przebywają w okolicach Bytowa. Współpracujący ze stowarzyszeniem, prawnik Markus Matuschczyk będzie ubiegał się o przywrócenie Schandorffom praw rodzicielskich. Bez tego, powrót do ojczyzny będzie oznaczał dla dziewczynki kolejny pobyt w placówce Jugendamtu, a dla jej rodziców konsekwencje prawne. W związku z tym na razie rodzina zostaje w Polsce.
Dziennik Bałtycki
Najlepszy komentarz (98 piw)
mygyry
• 2016-01-28, 20:35
Niech kupią na ukrainie syryjski paszport i wracają do siebie, jeszcze dobrze na tym wyjdą
Pięknie powiedział w temacie uchodźców, ba, pięknie zaorał lewacką dziennikarkę, która starała się wybronić temat gadaniem o matkach i dzieciach.
Najlepszy komentarz (70 piw)
kyrodian
• 2015-11-16, 22:11
Nie wierze. Do TVP zaproszono eksperta z mozgiem nieprzezartym lewackim spierdoleniem.
Temat głęboki i szeroki jak anus gwiazd porno ale raczej warty uwagi - przynajmniej z mojego punktu widzenia. Coraz więcej osób emigruje, żeby zarobić na lepsze życie
Ale nawet z bardzo dobrą znajomością języka często jesteśmy jebani w dupę przez wszechobecne agencje pracy, które oferują pracę "od ręki", bo chyba każdy takiej szuka po przyjeździe..
Od długiego już czasu pracuję legalnie w UK i już nie przez agencję - ale tak zaczynałem. Teraz czasem z braku zajęcia aplikuję sobie na różne stanowiska "przez agencję" i chodzę na ich śmieszne "rozmowy o pracę", na których jest ponad 10 osób.
I. Zacznę od początku, czyli od tego jak aplikować, bo pewnie wielu myśli że potrzebne jest do tego spędzenie czasu na napisanie CV i listu motywacyjnego.
Na początku też tak myślałem - ale to pierwszy błąd. Jedyne na co pracownica agencji zwraca uwagę to imię, nazwisko, numer telefonu, adres oraz numer ubezpieczenia, które podajemy na samej górze. Resztę można sobie wymyślić... jak się o tym przekonałem? Jakiś czas temu wysłałem CV, w którym "doświadczenie zawodowe" wpisałem hasła typu "bondage", "anal sex".. po około 24 godzinach dostałem telefon i zostałem grzecznie zaproszony na rozmowę.
II. Jednym z "trików" stosowanych przez agencję jest przedstawienie pracownikowi pseudo-umowy pierwszego dnia, wpisujemy jedynie dane podstawowe i dostajemy zaskakujące pytania typu "sposób dostawania się do pracy?" i czy "możemy pracować więcej niż XX godzin". Oczywiście nie przyjdzie nam na myśl, że może zostać przez nich wykorzystane to później.
Pytanie o sposób dostawania się do pracy - 99% agencji zapewnia pokrycie "travel expenses" - w rezultacie dostajemy trochę mniejsze wynagrodzenie, ale zostaje zwrócone nam za bilety czy paliwo. Podejrzewam, że nikt kto przyjedzie od razu nie będzie miał samochodu czy nie będzie jeździł autobusem z prostej przyczyny - po co, jak można oszczędzić i chodzić? Zaznaczymy więc opcję "walking" i dostajemy wielkie zero, a raczej tracimy..
Należy więc zaznaczyć opcję "public transport" nawet jeśli z tego nie korzystamy. Dlaczego?
W drugiej pracy przez agencję koszt dojazdu w jedną stronę busem kosztował mnie Ł2.40, więc Ł4.80 dziennie, co daje koło 100 funtów miesięcznie - mimo że chodziłem i tak dostawałem te pieniądze. Byłem dzięki temu jakoś 50-60 funtów miesięcznie do przodu.
Pytanie nr 2: praca ponad XX godzin w tygodniu. Jeżeli zaznaczymy tę opcję, możemy zazwyczaj myśleć już o szukaniu nowej pracy. Oczywiście, dostaniemy się 13-tygodniowy okres próbny, ale niestety po wszystkim dostaniemy kopa w dupę, bo nie "zaliczyliśmy".
III. Przychodząc już na pierwszy dzień trainingu dostajemy prawdziwą umowę - a raczej dwie. Jedną, napisaną językiem urzędowym, napisaną czcionką 6 na kilka stron - z miejsca wam powiedzą że jej nie zrozumiecie i nie czytajcie! - oraz drugą, którą "macie przeczytać, po czym podpisać obie".. jest ona napisana bardzo prostym językiem, zazwyczaj jedna czy dwie strony czcionką 12, więc dużo mniej informacji. Pytanie tylko dlaczego macie podpisywać coś czego nie czytaliście? Ano dlatego, że tylko tamta umowa ma znaczenie prawne, zawiera podpis osoby z agencji itp. Drugą podpisujecie, dostajecie kopię do domu i jesteście uradowani że macie pracę, tyle że ta umowa nadaje się jedynie do wyrzucenia na śmietnik - nie ma na niej nawet podpisu przedstawiciela agencji.
Czytajcie więc dokładnie co podpisujecie, nie róbcie tego co wam mówią!
Jestem tutaj już rok - przez agencję pracowałem ponad 3 miesiące. Teraz od czasu do czasu chodzę na "trainingi" i śmieję się osobom z agencji prosto w twarz, czytając ich te śmieszne umowy. 90% obcokrajowców (jak nie więcej) nie zna na tyle języka angielskiego, żeby cokolwiek zrozumieć z tekstu pisanego stylem urzędowym - to właśnie powód dla którego jest to wykorzystywane.
Nie dajcie się wydymać
Ale nawet z bardzo dobrą znajomością języka często jesteśmy jebani w dupę przez wszechobecne agencje pracy, które oferują pracę "od ręki", bo chyba każdy takiej szuka po przyjeździe..
Od długiego już czasu pracuję legalnie w UK i już nie przez agencję - ale tak zaczynałem. Teraz czasem z braku zajęcia aplikuję sobie na różne stanowiska "przez agencję" i chodzę na ich śmieszne "rozmowy o pracę", na których jest ponad 10 osób.
I. Zacznę od początku, czyli od tego jak aplikować, bo pewnie wielu myśli że potrzebne jest do tego spędzenie czasu na napisanie CV i listu motywacyjnego.
Na początku też tak myślałem - ale to pierwszy błąd. Jedyne na co pracownica agencji zwraca uwagę to imię, nazwisko, numer telefonu, adres oraz numer ubezpieczenia, które podajemy na samej górze. Resztę można sobie wymyślić... jak się o tym przekonałem? Jakiś czas temu wysłałem CV, w którym "doświadczenie zawodowe" wpisałem hasła typu "bondage", "anal sex".. po około 24 godzinach dostałem telefon i zostałem grzecznie zaproszony na rozmowę.
II. Jednym z "trików" stosowanych przez agencję jest przedstawienie pracownikowi pseudo-umowy pierwszego dnia, wpisujemy jedynie dane podstawowe i dostajemy zaskakujące pytania typu "sposób dostawania się do pracy?" i czy "możemy pracować więcej niż XX godzin". Oczywiście nie przyjdzie nam na myśl, że może zostać przez nich wykorzystane to później.
Pytanie o sposób dostawania się do pracy - 99% agencji zapewnia pokrycie "travel expenses" - w rezultacie dostajemy trochę mniejsze wynagrodzenie, ale zostaje zwrócone nam za bilety czy paliwo. Podejrzewam, że nikt kto przyjedzie od razu nie będzie miał samochodu czy nie będzie jeździł autobusem z prostej przyczyny - po co, jak można oszczędzić i chodzić? Zaznaczymy więc opcję "walking" i dostajemy wielkie zero, a raczej tracimy..
Należy więc zaznaczyć opcję "public transport" nawet jeśli z tego nie korzystamy. Dlaczego?
W drugiej pracy przez agencję koszt dojazdu w jedną stronę busem kosztował mnie Ł2.40, więc Ł4.80 dziennie, co daje koło 100 funtów miesięcznie - mimo że chodziłem i tak dostawałem te pieniądze. Byłem dzięki temu jakoś 50-60 funtów miesięcznie do przodu.
Pytanie nr 2: praca ponad XX godzin w tygodniu. Jeżeli zaznaczymy tę opcję, możemy zazwyczaj myśleć już o szukaniu nowej pracy. Oczywiście, dostaniemy się 13-tygodniowy okres próbny, ale niestety po wszystkim dostaniemy kopa w dupę, bo nie "zaliczyliśmy".
III. Przychodząc już na pierwszy dzień trainingu dostajemy prawdziwą umowę - a raczej dwie. Jedną, napisaną językiem urzędowym, napisaną czcionką 6 na kilka stron - z miejsca wam powiedzą że jej nie zrozumiecie i nie czytajcie! - oraz drugą, którą "macie przeczytać, po czym podpisać obie".. jest ona napisana bardzo prostym językiem, zazwyczaj jedna czy dwie strony czcionką 12, więc dużo mniej informacji. Pytanie tylko dlaczego macie podpisywać coś czego nie czytaliście? Ano dlatego, że tylko tamta umowa ma znaczenie prawne, zawiera podpis osoby z agencji itp. Drugą podpisujecie, dostajecie kopię do domu i jesteście uradowani że macie pracę, tyle że ta umowa nadaje się jedynie do wyrzucenia na śmietnik - nie ma na niej nawet podpisu przedstawiciela agencji.
Czytajcie więc dokładnie co podpisujecie, nie róbcie tego co wam mówią!
Jestem tutaj już rok - przez agencję pracowałem ponad 3 miesiące. Teraz od czasu do czasu chodzę na "trainingi" i śmieję się osobom z agencji prosto w twarz, czytając ich te śmieszne umowy. 90% obcokrajowców (jak nie więcej) nie zna na tyle języka angielskiego, żeby cokolwiek zrozumieć z tekstu pisanego stylem urzędowym - to właśnie powód dla którego jest to wykorzystywane.
Nie dajcie się wydymać
Najlepszy komentarz (77 piw)
RockyWood
• 2015-10-25, 14:30
Pasowałoby dodać, że dzisiaj w UK z dostaniem pracy nawet przez agencję już nie jest tak kolorowo.
Jakieś 10 lat temu, kiedy byłem tam dorobić na zasadzie "a chuj - pojadę" - to agencje płaciły wszystkie dodatki - np za nocki czy nadgodziny (+100%) a nawet wypłacali tzw "szkodliwe" jak praca była w ciężkich warunkach np w chłodni. Zarabiałem wtedy na układaniu pudełeczek z żarciem na palety - cała moja robota - coś ok 7,5 funta na h. Na rękę wychodziło pamiętam dokładnie 6,90 za godzinę. Większość ludzi pracowała na pełny etat, niektórzy w 2 agencjach na raz - kończyli jedną robotę i szli do następnej. Nie pytajcie jak można robić na pełny zegar przez cały tydzień bez spania - domysły będą pewnie trafne . Przypomnę że to było przeszło 10 lat temu.
Od razu napiszę żeby nie było - o dostaniu "kontraktu" można było sobie wtedy pomarzyć (przynajmniej w tamtej fabryce) - potrzebne były kwalifikacje i skończona ANGIELSKA szkoła (polskie papiery były warte tyle co papier toaletowy chyba że szkoła była popularna w UE) a najlepiej żebyś był wtedy Anglikiem. Czasem były "przyjęcia" typu "potrzebujemy kierowcę wózka widłowego" i na drugi dzień już był zatrudniony jakiś stary angielski pryk, który mógł tylko siedzieć (bo taki był gruby) a podania jeszcze przez tydzień ludzie przynosili - podobno ponad 100 chętnych na jedno miejsce. Takie były czasy. Oczywiście paru Polaków miało to szczęście i zaszczyt dostawać kontrakt - wtedy nagle taki wcześniej dobry "koleszka" traktował tych z agencji jak pierdolone jebane czarnuchowe szmaty do zapierdalania. Ot polska rzeczywistość polskiej mentalności. Mi jakoś nie zależało kompletnie - plan był taki, by odłożyć tyle kasy ile się da i wracać po 2-3 latach i iść na studia.
Wtedy wszystkie agencje w mieście były prowadzone przez Anglików. Ubrania robocze i dojazdy załatwiała agencja - płacili nawet za przejazd taksówką - TAK BYŁO przynajmniej w tej "mojej" agencji. W trakcie pracy można było wykonać telefon mówiąc np "boli mnie paluszek/główka i nie mogę pracować" i przyjeżdżali po ciebie i odwozili jeśli TWIERDZIŁEŚ że miałeś daleko do domu a potem przez prawie tydzień pytali czy już wszystko w porządku czy już nie boli czy załatwić lekarza, NA PEWNO DASZ RADĘ?? - ot taki przykład typowo angielskiej kultury. Wszystko zresztą było tam załatwiane na pełnej KURWA uber-kulturze - tam było tak kulturalnie że aż wstyd było podejrzewać kogokolwiek o jakiekolwiek złe zamiary!!!
Jedyny szkopuł dla mnie wtedy to były niestety koszty mieszkania - ponad 100 funtów od łebka w warunkach jaskiniowych + tabun Litwinów-niedźwiedzi, którym nie przeszkadzało 2 stopnie C w łazience w zimie i spanie po 5 ludzi w pokoju 3x3.
Potem było już niby lepiej bo się wyprowadziłem na "swoje" wynajmowanie (tamtą jaskinie załatwiała jakaś litwinka-znajoma znajomego przez znajomego znajomego - kombinacje alpejskie) i miałem caaaaałe mieszkanie (tzw flat) do dyspozycji ale znów nie minął rok jak zaczęło się jebać.
Fabrykę zlikwidowali ot tak nagle, potem wprowadzili jakieś dziwne prawo i wszystkie agencje zaczęły płacić minimalną (5,20 chyba brutto/h) i chyba przez to 99% agencji przejęli Litwini a będąc w takiej placówce człowiek czół się jak na jakimś pierdolonym zesłaniu na Sybir... Zero dodatków zerwo zwrotów za przejazd, minimalna za godzinę nie ważne w jakich warunkach, nadgodziny tylko w niektórych agencjach były za +50% i prawie za każdym razem trzeba było mieć potwierdzenie na jebanym piśmie z fabryki ile godzin się robiło - popierdolone w chuj!. A tak na prawdę z tymi nadgodzinami też było cieńko bo ...Litwini z agencji mieli priorytet by to ich rodacy mieli jak najwięcej roboty - ot taka ich solidarność narodowa (coś nie do pomyślenia w przypadku Polaków za granicą).
Olałem ten syf. Zrobiło się tam już za gęsto Litwinów i innych ciapuchów ze spojrzeniem mordercy. Wróciłem.
Przez niecałe 2 lata odłożyłem i nakupiłem tam tyle "fantów" że w PL musiałbym na to zapierdalać 20 lat minimum. To były czasy... Pamiętam jak wtedy np Nokia N5 była w zasięgu już po 4 dniach pracy a w Polsce kosztowała tyle co dwie minimalne wypłaty... Laptopa kupiłem za 600 funtów i jakoś no ZA CHOLERĘ nie wydawało mi się to w UK jakoś w chuj drogo... człowiek po prostu po jakimś czasie nie zwraca uwagi na "przelicznik" i dopiero potem okazało się że w Polsce ten sam laptop kosztował ponad 5000 zł...
To takie ciekawostki z historii.
Dzisiaj wszystko jest odwrócone do góry chujem. Znajomi w UK mają co prawda kontrakty ale parę lat robili niezły exodus po agencjach. Teraz podobno praca na agencji w większości przypadków wygląda tak, że czekasz na telefon żeby ci powiedzieli kiedy masz przyjść ...i okazuje się że praca jest np przez 2 dni w tygodniu ...w 2 różnych fabrykach. Z tego co się też dowiedziałem niedawno, to każda agencja rządzi się własnymi prawami i "przepis na sukces" z posta nie zawsze zadziała. No i wszystkie agencje w mniejszych miastach prowadzone są przez Litwinów - FACE IT! więc j.angielski jest tam praktycznie zbędny.
Nie chciałbym nikogo zniechęcać - jeśli ktoś ma ambicje na pierwszą robotę za funty w jakiejś mega-ambitnej pracy typu rozkręcanie lodówek czy pakowanie żarcia (po studiach w Polsce) to problemów praktycznie brak. Jesteś obrotny to znajdziesz super pracę za super kasę ale w sumie... przecież w Polsce jest TAK SAMO. Jak ktoś nie ma ambicji to może tylko czekać na coroczną podwyżkę minimalnej i tyle w temacie.
Bolesna prawda jest taka, że na *własne mieszkanie* w UK i tak nie odłożysz szybciej niż w Polsce
I jest jeszcze parę innych "kruczków" życia za granicą, które jakoś nie rozpieszczają tego życia . O "benefitach" nic nie wiem bo nigdy nie brałem ani funta z tego tytułu ale podobno jak ma się dziecko to już można myśleć o aucie z salonu (tak słyszałem ale to pewnie pierdolenie).
Zachęcam wszystkich by spróbowali bo nie znam nikogo bezrobotnego w UK ale z drugiej strony w Polsce też nikogo takiego nie znam .
Piszę to ze swojego punktu widzenia jako 30-letni pryk. Jak miałem ok 20 lat to myślałem zupełne inaczej - tzn "jak najwięcej kasy a reszta to chuj". Mieszkam i pracuję w Polsce - nie narzekam choć wiadomo - zawsze mogłoby być lepiej
Powodzenia!
Jakieś 10 lat temu, kiedy byłem tam dorobić na zasadzie "a chuj - pojadę" - to agencje płaciły wszystkie dodatki - np za nocki czy nadgodziny (+100%) a nawet wypłacali tzw "szkodliwe" jak praca była w ciężkich warunkach np w chłodni. Zarabiałem wtedy na układaniu pudełeczek z żarciem na palety - cała moja robota - coś ok 7,5 funta na h. Na rękę wychodziło pamiętam dokładnie 6,90 za godzinę. Większość ludzi pracowała na pełny etat, niektórzy w 2 agencjach na raz - kończyli jedną robotę i szli do następnej. Nie pytajcie jak można robić na pełny zegar przez cały tydzień bez spania - domysły będą pewnie trafne . Przypomnę że to było przeszło 10 lat temu.
Od razu napiszę żeby nie było - o dostaniu "kontraktu" można było sobie wtedy pomarzyć (przynajmniej w tamtej fabryce) - potrzebne były kwalifikacje i skończona ANGIELSKA szkoła (polskie papiery były warte tyle co papier toaletowy chyba że szkoła była popularna w UE) a najlepiej żebyś był wtedy Anglikiem. Czasem były "przyjęcia" typu "potrzebujemy kierowcę wózka widłowego" i na drugi dzień już był zatrudniony jakiś stary angielski pryk, który mógł tylko siedzieć (bo taki był gruby) a podania jeszcze przez tydzień ludzie przynosili - podobno ponad 100 chętnych na jedno miejsce. Takie były czasy. Oczywiście paru Polaków miało to szczęście i zaszczyt dostawać kontrakt - wtedy nagle taki wcześniej dobry "koleszka" traktował tych z agencji jak pierdolone jebane czarnuchowe szmaty do zapierdalania. Ot polska rzeczywistość polskiej mentalności. Mi jakoś nie zależało kompletnie - plan był taki, by odłożyć tyle kasy ile się da i wracać po 2-3 latach i iść na studia.
Wtedy wszystkie agencje w mieście były prowadzone przez Anglików. Ubrania robocze i dojazdy załatwiała agencja - płacili nawet za przejazd taksówką - TAK BYŁO przynajmniej w tej "mojej" agencji. W trakcie pracy można było wykonać telefon mówiąc np "boli mnie paluszek/główka i nie mogę pracować" i przyjeżdżali po ciebie i odwozili jeśli TWIERDZIŁEŚ że miałeś daleko do domu a potem przez prawie tydzień pytali czy już wszystko w porządku czy już nie boli czy załatwić lekarza, NA PEWNO DASZ RADĘ?? - ot taki przykład typowo angielskiej kultury. Wszystko zresztą było tam załatwiane na pełnej KURWA uber-kulturze - tam było tak kulturalnie że aż wstyd było podejrzewać kogokolwiek o jakiekolwiek złe zamiary!!!
Jedyny szkopuł dla mnie wtedy to były niestety koszty mieszkania - ponad 100 funtów od łebka w warunkach jaskiniowych + tabun Litwinów-niedźwiedzi, którym nie przeszkadzało 2 stopnie C w łazience w zimie i spanie po 5 ludzi w pokoju 3x3.
Potem było już niby lepiej bo się wyprowadziłem na "swoje" wynajmowanie (tamtą jaskinie załatwiała jakaś litwinka-znajoma znajomego przez znajomego znajomego - kombinacje alpejskie) i miałem caaaaałe mieszkanie (tzw flat) do dyspozycji ale znów nie minął rok jak zaczęło się jebać.
Fabrykę zlikwidowali ot tak nagle, potem wprowadzili jakieś dziwne prawo i wszystkie agencje zaczęły płacić minimalną (5,20 chyba brutto/h) i chyba przez to 99% agencji przejęli Litwini a będąc w takiej placówce człowiek czół się jak na jakimś pierdolonym zesłaniu na Sybir... Zero dodatków zerwo zwrotów za przejazd, minimalna za godzinę nie ważne w jakich warunkach, nadgodziny tylko w niektórych agencjach były za +50% i prawie za każdym razem trzeba było mieć potwierdzenie na jebanym piśmie z fabryki ile godzin się robiło - popierdolone w chuj!. A tak na prawdę z tymi nadgodzinami też było cieńko bo ...Litwini z agencji mieli priorytet by to ich rodacy mieli jak najwięcej roboty - ot taka ich solidarność narodowa (coś nie do pomyślenia w przypadku Polaków za granicą).
Olałem ten syf. Zrobiło się tam już za gęsto Litwinów i innych ciapuchów ze spojrzeniem mordercy. Wróciłem.
Przez niecałe 2 lata odłożyłem i nakupiłem tam tyle "fantów" że w PL musiałbym na to zapierdalać 20 lat minimum. To były czasy... Pamiętam jak wtedy np Nokia N5 była w zasięgu już po 4 dniach pracy a w Polsce kosztowała tyle co dwie minimalne wypłaty... Laptopa kupiłem za 600 funtów i jakoś no ZA CHOLERĘ nie wydawało mi się to w UK jakoś w chuj drogo... człowiek po prostu po jakimś czasie nie zwraca uwagi na "przelicznik" i dopiero potem okazało się że w Polsce ten sam laptop kosztował ponad 5000 zł...
To takie ciekawostki z historii.
Dzisiaj wszystko jest odwrócone do góry chujem. Znajomi w UK mają co prawda kontrakty ale parę lat robili niezły exodus po agencjach. Teraz podobno praca na agencji w większości przypadków wygląda tak, że czekasz na telefon żeby ci powiedzieli kiedy masz przyjść ...i okazuje się że praca jest np przez 2 dni w tygodniu ...w 2 różnych fabrykach. Z tego co się też dowiedziałem niedawno, to każda agencja rządzi się własnymi prawami i "przepis na sukces" z posta nie zawsze zadziała. No i wszystkie agencje w mniejszych miastach prowadzone są przez Litwinów - FACE IT! więc j.angielski jest tam praktycznie zbędny.
Nie chciałbym nikogo zniechęcać - jeśli ktoś ma ambicje na pierwszą robotę za funty w jakiejś mega-ambitnej pracy typu rozkręcanie lodówek czy pakowanie żarcia (po studiach w Polsce) to problemów praktycznie brak. Jesteś obrotny to znajdziesz super pracę za super kasę ale w sumie... przecież w Polsce jest TAK SAMO. Jak ktoś nie ma ambicji to może tylko czekać na coroczną podwyżkę minimalnej i tyle w temacie.
Bolesna prawda jest taka, że na *własne mieszkanie* w UK i tak nie odłożysz szybciej niż w Polsce
I jest jeszcze parę innych "kruczków" życia za granicą, które jakoś nie rozpieszczają tego życia . O "benefitach" nic nie wiem bo nigdy nie brałem ani funta z tego tytułu ale podobno jak ma się dziecko to już można myśleć o aucie z salonu (tak słyszałem ale to pewnie pierdolenie).
Zachęcam wszystkich by spróbowali bo nie znam nikogo bezrobotnego w UK ale z drugiej strony w Polsce też nikogo takiego nie znam .
Piszę to ze swojego punktu widzenia jako 30-letni pryk. Jak miałem ok 20 lat to myślałem zupełne inaczej - tzn "jak najwięcej kasy a reszta to chuj". Mieszkam i pracuję w Polsce - nie narzekam choć wiadomo - zawsze mogłoby być lepiej
Powodzenia!
Prof. Wolniewicz po raz kolejny o uchodźcach, imigrantach i islamizacji Polski
Krajowa Rada Radiofonii i Telewizji zobligowała nas do oznaczania kategorii wiekowych
materiałów wideo wgranych na nasze serwery. W związku z tym, zgodnie ze specyfikacją z tej strony
oznaczyliśmy wszystkie materiały jako dozwolone od lat 16 lub 18.
Jeśli chcesz wyłączyć to oznaczenie zaznacz poniższą zgodę:
Oświadczam iż jestem osobą pełnoletnią i wyrażam zgodę na nie oznaczanie poszczególnych materiałów symbolami kategorii wiekowych na odtwarzaczu filmów
Jeśli chcesz wyłączyć to oznaczenie zaznacz poniższą zgodę:
Oświadczam iż jestem osobą pełnoletnią i wyrażam zgodę na nie oznaczanie poszczególnych materiałów symbolami kategorii wiekowych na odtwarzaczu filmów
Kamera go nie uchwyciła bo mył gary na zmywaku.