Jak współcześnie wygląda Grenlandia to każdy wie. Czy wiecie jednak, że na tej największej wyspie świata już w średniowieczu istniały farmy oraz kościoły, których używało nawet pięć tysięcy osób?
Od roku 984 do początku XV wieku możemy mówić o wikińskich koloniach na Grenlandii. Niestety w pewnym czasie zniknęły one z powierzchni ziemi.
Wikingów każdy zna (nie kojarzcie ich z rogami na hełmach, błagam, bo to nie prawda). Niewiele osób jednak wie, że Wikingowie to nie był osobny naród, a jedynie warstwa Normanów, która zajmowała się żeglarstwem. Wiking na lądzie przestawał nim być by przyjąć miano Normana. Warto wspomnieć, że swego czasu wpływy tych wspaniałych żeglarzy sięgały nawet do Bagdadu. Gdy dodamy do tego założenie księstwa Normandii, Lincoln, York w Anglii, osiedlenie Islandii (w 870 roku) oraz założenie dynastii kijowskiej to robi się całkiem imponująco.
Osadnictwo grenlandzkie zaczęło się się od Eryka Rudego pochodzącego z Islandii. Eryk, niestety, był w gorącej wodzie kąpany. Pewnego razu zaczął walczyć z sąsiadem o krowę. Spór przybrał dramatyczny obrót – zginęli synowie sąsiada. Z tego powodu też Althing (zgromadzenie narodowe Islandii) skazało Eryka na banicję.
Nasz bohater zdecydował wypłynąć na Zachód. Tam natrafił na nieznany jeszcze ląd. Teren ten opływany był przez ciepły prąd atlantycki, stąd też warunki były podobne do tego, które spotkać można było w Islandii. Eryk przezornie nie nazwał wyspy „Nową Islandią” (Islandia – ice land – teren lodu), lecz Grenlandią, od zielonej trawy jaką tam rzekomo spotkał. W 958 roku powrócił na rodzinne ziemie by przekonać część mieszkańców do przenosin na nową wyspę.
Na Grenlandię wypłynęło około 25 statków. Na nowej ziemi stopę postawili pasażerowie jedynie 14 z nich. Liczyli sobie około 450 osób. W ten sposób została założona pierwsza kolonia. Przybysze mieli ze sobą zwierzęta takie jak krowy i owce. Nie jedli ich jednak – hodowla była skierowana na mleko i wełnę. Jedli za to foki.
Osadnicy zajmowali się także handlem z Europą. Największe pieniądze zdobywali na sprzedaży kłów oraz skóry morsów. Symbolem luksusu było także futro ze skóry niedźwiedzia polarnego. Sprzedawano także kości prącia morsa. Zastanawiacie się nad zastosowaniem? Kość taka, była idealna dla styliska siekiery, oczywiście.
Normanowie mieli problem z nazewnictwem. Po pewnym czasie założono drugą kolonię, która znajdowała się na północ od starej. Jak wyglądały nazwy? Północna i Południowa? Skądże. Zachodnia i Wschodnia. By było ciekawiej Osada Wschodnia leżała na Zachodzie.
Początkiem XII wieku mieszkańcy zapragnęli mieć własnego biskupa. Wysłano poselstwo do króla norweskiego z tym pomysłem. Początkowo władca opierał się, ale dar w postaci żywego niedźwiedzia polarnego załatwił sprawę. Tak oto w XIV wieku kościół posiadał już dwie trzecie najlepszych pastwisk, a zbierana dziesięcina szła na opłacenie krucjat.
Grenlandia nie była bezludna. Zamieszkiwali ją Inuici, lud który żywił się wielorybami. Przez pierwsze lata opuścili oni wyspę, bo klimat zmusił wieloryby na migrację na nowe tereny. Jednak około XIII wieku Inuici wrócili na swoje stare tereny. Normanowie nie poważali jednak autochtonów. Nazywali ich skraeling czyli nędzinikami. Jak o nich pisali? „Kiedy ludzie ci odnieśli drobną ranę, rana stawała się biała i nie krwawili, ale kiedy zostali śmiertelnie ranni, krew lała się strumeiniem”. Ciekawe jak tego się dowiedzieli, prawda?
Jak wiadomo Grenlandia nie była zbyt gościnna. W sierpniu często jeszcze trzymał mróz, a zima zaczynała się już w październiku. Na nieszczęście osadników nastąpiło ochłodzenie klimatu w latach 1343-1362 – farmy stały się mniej wydajne, a wiele zwierząt przeniosło się cieplejsze regiony. Między Normanami a Inuitami zaczęła się rywalizacja o żywność. Wraz z oziębieniem klimatu ustały dostawy z Europy (drewno, żelazo). Kolonie zostały odcięte od Europy, zbiory pomniejszały się, zwierzęta hodowlane były zabijane dla pożywienia. Zapanował głód. Osada Zachodnia zniknęła w roku 1350, a w 1397 zmarł ostatni grenlandzki biskup. Wyznaczono nowego, ale zarządzał on już tylko z Rzymu.
Ostatni statek odpłynął z Grenlandii w okolicach roku 1410. Normanowie dla mięsa zabijali już nawet własne psy. Jakieś dwadzieścia pięć lat później zniknęła ostatnia osada. Europejczycy nie wiedzieli jednak co się stało. Do 1600 roku papież mianował nowych biskupów. Musiała to być ciekawa praca – przebywać w Rzymie, nie wiedzieć czym się zarządza i brać za to pieniądze. W roku 1607 postanowiono sprawdzić co się dzieje na Grenlandii. Nie znaleziono śladu po osadnikach.
Na podstawie:
L. Lee, Gdyby nie pogoda…, Warszawa 2010