Ta strona może zawierać treści nieodpowiednie dla osób niepełnoletnich.
Zapamiętaj mój wybór i zastosuj na pozostałych stronach
Strona wykorzystuje mechanizm ciasteczek - małych plików zapisywanych w przeglądarce internetowej - w celu identyfikacji użytkownika.
Więcej o ciasteczkach dowiesz się tutaj.
Obsługa sesji użytkownika / odtwarzanie filmów:
Zabezpiecznie Google ReCaptcha przed botami:
Zanonimizowane statystyki odwiedzin strony Google Analytics: Brak zgody
Dostarczanie i prezentowanie treści reklamowych:
Reklamy w witrynie dostarczane są przez podmiot zewnętrzny.
Kliknij ikonkę znajdującą się w lewm dolnym rogu na końcu tej strony aby otworzyć widget ustawień reklam.
Jeżeli w tym miejscu nie wyświetił się widget ustawień ciasteczek i prywatności wyłącz wszystkie skrypty blokujące elementy na stronie, na przykład AdBlocka lub kliknij ikonkę lwa w przeglądarce Brave i wyłącz tarcze
Od czasu naszej pierwszej zrzutki minęło już ponad 7 miesięcy i środki, które na niej pozyskaliśmy wykorzystaliśmy na wymianę i utrzymanie serwerów.
Niestety sytaucja związana z niewystarczającą ilością reklam do pokrycia kosztów działania serwisu nie uległa poprawie i w tej chwili możemy się utrzymać przy życiu wyłącznie z wpłat użytkowników.
Zachęcamy zatem do wparcia nas w postaci zrzutki - jednorazowo lub cyklicznie. Zarejestrowani użytkownicy strony mogą również wsprzeć nas kupując usługę Premium (więcej informacji).
Przywódcą Imperium Mongolskiego w czasach inwazji mongolskich na Japonię był Kubłaj Khan, wnuk wielkiego Czyngis-chana.
Mongołowie opanowali południowe Chiny, Koreę, przeszli w bojach Indochiny, docierając aż do Jawy i Sumatry. Naturalnym żądaniem Kubilaj-chana było dążenie do uznania jego zwierzchnictwa przez inne państwa. Dwukrotne wezwania odrzuciła Japonia, która swoją odmową skierowała na siebie gniew Mongołów.
Po nieudanej pierwszej inwazji na Japonię z 1274 roku, Kubłaj Khan postanowił zaatakować ponownie. Armia i flota Mongołów podczas drugiej inwazji znacznie przerosła pierwszą siłę wysłaną na wyspy*. Liczyła bowiem ponad 4,000 okrętów i ponad 200,000 ludzi pod dowództwem Arakhana, mongolskiego wodza.
Armia była podzielona na dwie siły które miały spotkać się u wybrzeży wyspy Iku. Jednak plan nigdy nie mógł się ziścić ponieważ Mongolscy dowódcy nie chcieli czekać na resztę armii i przez to dwie siły wylądowały w Japonii z różnicą kilku dni.
Przygotowania Japończyków jak wskazuje historia się opłaciły, bo kiedy pierwsza flota dotarła do zatoki Hakata, nie mogła przeprowadzić desantu przez następne dni, ze względu na morderczy opór jaki stawiali im obrońcy Japonii.
Mongołowie wycofali się i rozbili przyczółki na dwóch wyspach zatoki. Z tych miejsc, byli w stanie przeprowadzać ataki i tak też robili przez tydzień. Wbrew złej sławie wojsk Mongolskich i opinii jaka panowała wtedy, że są niezwyciężone, Japończycy okazywali wielką odwagę oraz wielkie heroiczne wyczyny w obronie swoich wysp, które potem były natchnieniem dla wielu pokoleń wojowników w Japonii.
Japończycy wsiadali na małe łódki, które mieściły od dziesięciu do dwudziestu samurajów i podpływali do zakotwiczonych statków Mongolskich w nocy, aby wedrzeć się na statek i zaangażować załogi okrętów w walkę. Innym razem, trzydziestu samurajów przedostało się w nocy na statek mongolski i wycięło po cichu jego całą załogę, rano bezpiecznie wracając na ląd. Kolejny samuraj zwany Kusano Jiro, zaatakował statek w biały dzień i podpalił go mimo, że stracił rękę.
Kono Michinari był kolejnym wartym wspomnienia wojownikiem, który zatopił dwie łodzie w biały dzień. Mongołowie myśląc, że Japończycy będą chcieli się poddać, dopuszczali ich w pobliże statków, jednak zanim orientowali się o ich prawdziwych zamiarach już byli atakowani z zaskoczenia. Pewnego dnia po krótkiej walce, samuraje wzięli do niewoli wysoko postawionego Mongolskiego generała.
Aby zapobiec tym nocnym atakom Mongołowie rozciągali łańcuchy pomiędzy swoimi statkami aby uniemożliwić Japońskim łodziom wpłynięcie pomiędzy, także strzelano z katapult do Japończyków, aby zatopić ich statki. Nie mogąc poradzić sobie z oporem Japończyków, Mongołowie wycofali się na wyspę Iku aby poczekać na drugą flotę.
W końcu udało jej się dotrzeć w pobliżu wyspy Takashima, gdzie niedługo potem miała miejsce wielka bitwa. Walka trwała dzień i noc, a przeważające siły Chińsko-Mongolskie odepchnęły Japończyków. Przegrana obrońców Japonii otworzyła drogę Mongołom aby zaatakować zatokę Hakata, a byli zmuszeni do podjęcia szybkich decyzji ze względu na kończące się zapasy.
Co nastąpiło potem, stało się jednym z najważniejszych momentów w historii świata. Były Cesarz Japonii odbył pielgrzymkę do Ise aby modlić się o boską interwencję. Bogowie odpowiedzieli mu, nadciągnął ogromny tajfun, jeszcze gorszy niż ten w 1274 roku – Kamikaze lub boski wiatr.
Zniszczył on flotę Mongolską, a jako, że większość armii znajdowała się na statkach to Mongołowie ponieśli horrendalne straty. Dwie trzecie siły inwazyjnej nie zdołały powrócić do Korei.
Tysiące tych którzy jakoś przetrwali tajfun zostało wybitych przez kolejne Japońskie ataki.
W miejscowości Smardzów (Koło Oleśnicy) mężczyźnie prowadzącemu auto, zza zakrętu, wyłonił się samochód jadący pod prąd. Skwitowane dobrym komentarzem. O krok od czołówki.
W Japonii nie było jeszcze słynnych oddziałów kamikadze, gdy w Polsce już powstawały bataliony ochotników gotowych na śmierć. W 1939 roku prawie pięć tysięcy Polaków zgłosiło się do samobójczych akcji. Armia rekrutowała też kandydatów na sterników samobójców obsługujących specjalne torpedy.
Jednoosobowa łódź torpedowa tzw. żywa torpeda na morzu. Widoczny pilot łodzi.
Historia polskich ochotników samobójców to jeden z mniej znanych wątków II wojny światowej. – Nie zachowało się wiele dokumentów na ten temat, a sporo kwestii jest niewyjaśnionych, jak choćby to, czy w Polsce istniały torpedy sterowane przez ludzi – mówi dr Jan Chmielewski, historyk okresu II wojny światowej.
Pierwszy do misji samobójczej zgłosił się w 1937 roku mat rezerwy Stanisław Chojecki. W liście do Edwarda Rydza-Śmigłego, marszałka Polski, napisał, że w razie wybuchu wojny jest gotów poświęcić życie jako sternik „żywej torpedy”. Kolejni chętni pojawili się dwa lata później. Na łamach „Ilustrowanego Kuriera Codziennego” 29 kwietnia 1939 roku wydrukowano list trzech młodych mężczyzn: Władysława Bożyczki oraz Edwarda i Leona Lutostańskich. Zadeklarowali oni chęć uczestnictwa w misjach samobójczych i zachęcali do tego Polaków.
„Decyzje podjęliśmy po zerwaniu przez III Rzeszę deklaracji o niestosowaniu przemocy z Polską” – napisał w powojennych wspomnieniach Edward Lutostański. Odzew na ich list przerósł wszystkie oczekiwania. W ciągu kilku tygodni do redakcji gazet, organizacji paramilitarnych i armii napłynęły tysiące zgłoszeń od ochotników gotowych służyć jako „żywe torpedy”. Takie deklaracje złożyło blisko 4700 osób, w tym ok. 150 kobiet. Byli to głównie młodzi ludzie w wieku 18–28 lat. Wśród nich Kazimierz Małek, cioteczny dziadek Macieja Koterby, studenta z Łodzi. – Opowiadał mi, że tak wtedy powinien postąpić prawdziwy polski patriota – mówi Koterba.
Armia, która wcześniej nie planowała wykorzystania ochotników samobójców, zaczęła zbierać ich zgłoszenia. Marynarka Wojenna wybrała 89 osób, które zaproszono na spotkanie w Gdyni. – Dziadek mówił, że oficer pokazywał im rysunki i plany łodzi z podwieszoną torpedą, mówił o 16 gotowych prototypach takiej broni oraz poinformował, że pilot może się z niej uratować opuszczając pojazd tuż przed uderzeniem w cel – wspomina student. W październiku 1939 roku ochotnicy mieli przejść szkolenie z obsługi i nawigacji torped.
Do wykorzystania ochotników w samobójczych akcjach nigdy nie doszło. Doktor Chmielewski uważa, że samobójcze torpedy po prostu nie istniały w naszej armii. – Możliwe, że marynarka wojenna miała projekty takiej broni przysyłane przez konstruktorów i to właśnie je pokazywali ochotnikom, ale żadnego prototypu raczej nie skonstruowano – twierdzi historyk.
W tym samym okresie w Sztabie Głównym Wojska Polskiego stworzono specjalny referat, który wytypował 250 osób spośród ochotników samobójców. Postanowiono wykorzystać je do ryzykownych akcji dywersyjnych na tyłach wroga. Pierwsi kandydaci złożyli przysięgę 29 czerwca, zaraz potem rozpoczęto tworzenie oddziałów dywersyjnych.
Jeden z nich powstał w sanockim 2 Pułku Strzelców Podhalańskich. Oddział zwany „batalionem śmierci” składał się ze stu żołnierzy. We wrześniu 1939 roku przeprowadzali operacje dywersyjne rozbijając m.in. kolumny samochodów w okolicach Bogumina. Podobna grupa powstała w oblężonej Warszawie. Ich zadaniem było przerywanie łączności wroga. – Nie wiadomo, ilu z tych ochotników poległo w trakcie kampanii wrześniowej albo podczas walk w formacjach podziemnych – mówi historyk. Jednak w czasie wojny listy z ich nazwiskami trafiły w ręce Niemców i Rosjan, a ci poszukiwali ich, by aresztować.
Niektórych represjonowano także po wojnie. Edward Lutostański został w 1950 roku skazany przez władze PRL-u na karę śmierci. Zamieniono ją potem na 12 lat więzienia. Jednak zapewniał, że nigdy nie żałował swojej decyzji sprzed lat. Podobnie jak nieżyjący już dziadek Maćka. – Kiedy spytałem go, czy dziś zrobiłby to samo, potwierdził bez zastanowienia – mówi Koterba.
Załoga amerykańskiego lotniskowca USS Bunker Hill walczy z pożarem wywołanym atakiem kamikadze.
Samobójcze ataki z użyciem torped znane były już w czasie I wojny światowej. W 1918 roku Włosi zatopili w ten sposób austro-węgierski pancernik „Viribus Unitis”. W 1941 roku nowsza wersja ich torpedy zniszczyła brytyjski pancernik „Queen Elizabeth”. Także Niemcy pod koniec wojny zbudowali podobną broń, ale nie sprawdziła się ona w czasie walki. Europejskie konstrukcje były połączeniem dwóch torped – bojowej i transportowej, dzięki czemu sternik miał szanse uciec tuż przed wybuchem. Najdalej poszli Japończycy. Zamontowali kabinę sternika tak, że po rozpoczęciu ataku nie mógł się on już wydostać. Takie torpedy zatopiły np. na Filipinach latem 1945 roku amerykański niszczyciel USS „Underhill”. W 1944 roku powstały też japońskie lotnicze formacje samobójcze – słynni kamikadze. Do końca wojny zniszczyli 56 amerykańskich okrętów i uszkodzili 273, kosztem życia 3913 pilotów.
Nowy kolega
M................3
• 2012-12-16, 14:51
Mój syn przyszedł dzisiaj ze szkoły z jednym ze swoich nowych przyjaciół.
- To jest Mohammad, tato. Jest trochę przybity, jego tata umarł niedawno.
- Strasznie przykro mi to słyszeć, Mohammad. Jak się zabił? Dużo było ofiar?
Wpis zawiera treści oznaczone jako przeznaczone dla dorosłych, kontrowersyjne lub niezweryfikowane Kliknij tutaj aby wyświetlić wpis
Heheh. Dobre. Gdyby nie to ze ciapate nie maja przyjaciol. Chyba ze to w niemczech to ten Mohammed ma zapewne paszport i jest "rodowitym" niemcem. Heheh. Tak sie podsmiechuje, nie zebym pierdolil niemcow czy cos.
Krajowa Rada Radiofonii i Telewizji zobligowała nas do oznaczania kategorii wiekowych
materiałów wideo wgranych na nasze serwery. W związku z tym, zgodnie ze specyfikacją z tej strony
oznaczyliśmy wszystkie materiały jako dozwolone od lat 16 lub 18.
Jeśli chcesz wyłączyć to oznaczenie zaznacz poniższą zgodę:
Oświadczam iż jestem osobą pełnoletnią i wyrażam zgodę na nie oznaczanie poszczególnych materiałów symbolami kategorii wiekowych na odtwarzaczu filmów
Strona jest przeznaczona dla osób, które ukończyły 16 lat.
Niektóre podstrony oraz treści lub ich fragmenty posiadają dodatkowe oznaczenia klasyfikujące je jako przeznaczone wyłącznie dla osób pełnoletnich i wymagające stosownego potwierdzenia.
Rejestracja, zamieszcznie materiałów oraz komentarzy są przeznaczone wyłącznie dla użytkowników pełnoletnich.
Funkcja pobierania filmów jest dostępna w opcji Premium
Usługa Premium wspiera nasz serwis oraz daje dodatkowe benefity m.in.:
- całkowite wyłączenie reklam
- możliwość pobierania filmów z poziomu odtwarzacza
- możliwość pokolorowania nazwy użytkownika
... i wiele innnych!
Zostań użytkownikiem Premium już od 4,17 PLN miesięcznie*
* przy zakupie konta Premium na rok. 6,50 PLN przy zakupie na jeden miesiąc. * wymaga posiadania zarejestrowanego konta w serwisie