Lwów jest nasz.
📌
Wojna na Ukrainie
- ostatnia aktualizacja:
30 minut temu
📌
Konflikt izrealsko-arabski
- ostatnia aktualizacja:
2 minuty temu
#lwów
Jak w tytule. Znaleziona na Youtube, nie wiem czy autor będzie wstawiał, to ja wrzucę, jak się nie podoba to się nie podoba
Najlepszy komentarz (108 piw)
KRIZTOFER
• 2015-02-25, 19:41
Piwko za mistrza od wypowiadania wojen
Dookoła w mediach (jak i niestety tutaj też ) pełno informacji na temat tego co się dzieje na ukrainie,bo przecież w POlsce tak zajebiście jest i nie ma żadnych probemów ( mój kraj taki piękny.. )
I tutaj po raz kolejny chciałem nawiązać do historii i pokazać jak powinna wyglądać mapa Polski:
I tutaj po raz kolejny chciałem nawiązać do historii i pokazać jak powinna wyglądać mapa Polski:
Najlepszy komentarz (185 piw)
quark
• 2014-02-19, 22:16
Wg mnie tak powinna wyglądać
Co powiedział Janukowycz gdy opozycja nakazała mu oddanie władzy ?
- Chcecie kijów , to dam wam kijów ,ale lwów to sobie sami nałapcie
- Chcecie kijów , to dam wam kijów ,ale lwów to sobie sami nałapcie
Był już wywiad z Agatą Banasik. Teraz kilka innych filmików.
Polacy na Lwowie tworzą własną telewizję. Dla Polaków i po polsku.
Wojciech Cejrowski. Cyniczny jak zawsze.
Krzysztof Bosak m in o wywiadzie u Olejnik i MM Kolonko.
Świadkowie historii: Bogusława Czerna.
Polacy na Lwowie tworzą własną telewizję. Dla Polaków i po polsku.
Wojciech Cejrowski. Cyniczny jak zawsze.
Krzysztof Bosak m in o wywiadzie u Olejnik i MM Kolonko.
Świadkowie historii: Bogusława Czerna.
Najlepszy komentarz (56 piw)
B................g
• 2013-12-14, 17:39
JackCola napisał/a:
0d ognia,wojny,kleru katolickiego,pisowcow zachowaj nas panie.
Lepsze komuchy, pedzie, feministki, transy, ciapaci i ryży cudotwórca...
Teatry polskie czasu okupacji.
Zapewne, większość z was słyszała o Bitwie pod Wizną zwaną też Polskimi Termopilami. Niewielu pewnie wie, że mamy wiele innych Termopil. Oto jedne z nich.
Bitwa pod Zadwórzem – bitwa, która miała miejsce 17 sierpnia 1920 roku w czasie wojny polsko-bolszewickiej pomiędzy oddziałem 330 polskich Obrońców Lwowa pod dowództwem kpt. Bolesława Zajączkowskiego a siłami bolszewickiej Pierwszej Konnej Armii Siemiona Budionnego. Rozegrała się ona na dalekim przedpolu Lwowa, 33 km od miasta w pobliżu wsi Zadwórze, znajdującej się obecnie na terytorium Ukrainy. Celem obrońców było opóźnienie podejścia wojsk bolszewickich do Lwowa. Heroiczna obrona zakończyła się sukcesem wojsk polskich.
16 sierpnia, I batalion 54. pułku piechoty został zaatakowany pod Zadwórzem przez oddziały 6. dywizji konnej armii Budionnego i prawie cały wybity.
Następnego dnia – 17 sierpnia – batalion młodych lwowskich ochotników – Orląt Lwowskich ze zgrupowania rotmistrza Romana Abrahama, pod dowództwem kapitana Bolesława Zajączkowskiego, maszerował z Krasnego wzdłuż linii kolejowej na Lwów. Gdy oddział dotarł do wsi Kutkorz, został znienacka ostrzelany z broni maszynowej od strony Zadwórza. Kapitan Zajączkowski rozwinął baon w 3 tyraliery i skokami przemieszczał oddział ku Zadwórzu, zajętemu już przez wojska bolszewickie...
"Bój pod Zadwórzem" - Batowskiego
W pobliżu stacji kolejowej w Zadwórzu doszło do wymiany ognia. Porucznik Antoni Dawidowicz poprowadził oddział na stojące obok stacji działa. Wówczas spod pobliskiego lasu ruszyła na Polaków sowiecka kawaleria. Polacy odparli ten atak i w południe zdobyli stację kolejową. Brakowało już amunicji, zabierali ją więc zabitym i rannym. Bolszewicy wzmagali natarcie. Orlęta Lwowskie broniły się już tylko bagnetami, tocząc do wieczora krwawy boj. Ponosząc wielkie straty, ostrzeliwani przez ciężką artylerię, odparli sześć konnych szarż.
Porucznik Dawidowicz po raz kolejny zdobył stację kolejową, a pierwsza kompania opanowała pobliskie wzgórze. W nierównej walce wzięły udział także trzy polskie samoloty, które nadleciały od strony Lwowa. Zaatakowały one siły bolszewickie ogniem karabinów maszynowych oraz bombami.
Nadeszły jednak nowe siły bolszewickie. Otoczeni przez wroga żołnierze nie poddali się nawet wtedy, kiedy zabrakło amunicji. Kapitan Zajączkowski o zmierzchu rozkazał pozostałym przy życiu ok. 30 żołnierzom wycofywanie się grupami do borszczowickiego lasu. Ostrzeliwani z broni maszynowej przez sowieckie samoloty, bezbronni, otoczeni przez Rosjan, walczyli jeszcze krótko na kolby w pobliżu budki dróżnika. Sowieci, rozwścieczeni oporem Orląt, rąbali ich szablami, rannych dobijali kolbami.
W walce zginęło 318 polskich żołnierzy, nieliczni dostali się do niewoli. Aby nie wpaść w ręce wroga, kapitan Zajączkowski wraz z kilkoma żołnierzami popełnił samobójstwo.
Cmentarzyk obrońców u stóp kurhanu.Stan obecny.
Zginął wówczas m.in. 19-letni Konstanty Zarugiewicz, uczeń siódmej klasy pierwszej szkoły realnej, obrońca Lwowa z 1918 roku, kawaler krzyża Virtuti Militari i Krzyża Walecznych. Jego matka, Jadwiga Zarugiewiczowa w 1925 wybrała jedną z trzech trumien ze zwłokami Nieznanego Żołnierza. Zwłoki wybranego bohatera przewieziono z najwyższymi honorami do Warszawy i umieszczono w Grobie Nieznanego Żołnierza.
Bitwa pod Zadwórzem – bitwa, która miała miejsce 17 sierpnia 1920 roku w czasie wojny polsko-bolszewickiej pomiędzy oddziałem 330 polskich Obrońców Lwowa pod dowództwem kpt. Bolesława Zajączkowskiego a siłami bolszewickiej Pierwszej Konnej Armii Siemiona Budionnego. Rozegrała się ona na dalekim przedpolu Lwowa, 33 km od miasta w pobliżu wsi Zadwórze, znajdującej się obecnie na terytorium Ukrainy. Celem obrońców było opóźnienie podejścia wojsk bolszewickich do Lwowa. Heroiczna obrona zakończyła się sukcesem wojsk polskich.
16 sierpnia, I batalion 54. pułku piechoty został zaatakowany pod Zadwórzem przez oddziały 6. dywizji konnej armii Budionnego i prawie cały wybity.
Następnego dnia – 17 sierpnia – batalion młodych lwowskich ochotników – Orląt Lwowskich ze zgrupowania rotmistrza Romana Abrahama, pod dowództwem kapitana Bolesława Zajączkowskiego, maszerował z Krasnego wzdłuż linii kolejowej na Lwów. Gdy oddział dotarł do wsi Kutkorz, został znienacka ostrzelany z broni maszynowej od strony Zadwórza. Kapitan Zajączkowski rozwinął baon w 3 tyraliery i skokami przemieszczał oddział ku Zadwórzu, zajętemu już przez wojska bolszewickie...
"Bój pod Zadwórzem" - Batowskiego
W pobliżu stacji kolejowej w Zadwórzu doszło do wymiany ognia. Porucznik Antoni Dawidowicz poprowadził oddział na stojące obok stacji działa. Wówczas spod pobliskiego lasu ruszyła na Polaków sowiecka kawaleria. Polacy odparli ten atak i w południe zdobyli stację kolejową. Brakowało już amunicji, zabierali ją więc zabitym i rannym. Bolszewicy wzmagali natarcie. Orlęta Lwowskie broniły się już tylko bagnetami, tocząc do wieczora krwawy boj. Ponosząc wielkie straty, ostrzeliwani przez ciężką artylerię, odparli sześć konnych szarż.
Porucznik Dawidowicz po raz kolejny zdobył stację kolejową, a pierwsza kompania opanowała pobliskie wzgórze. W nierównej walce wzięły udział także trzy polskie samoloty, które nadleciały od strony Lwowa. Zaatakowały one siły bolszewickie ogniem karabinów maszynowych oraz bombami.
Nadeszły jednak nowe siły bolszewickie. Otoczeni przez wroga żołnierze nie poddali się nawet wtedy, kiedy zabrakło amunicji. Kapitan Zajączkowski o zmierzchu rozkazał pozostałym przy życiu ok. 30 żołnierzom wycofywanie się grupami do borszczowickiego lasu. Ostrzeliwani z broni maszynowej przez sowieckie samoloty, bezbronni, otoczeni przez Rosjan, walczyli jeszcze krótko na kolby w pobliżu budki dróżnika. Sowieci, rozwścieczeni oporem Orląt, rąbali ich szablami, rannych dobijali kolbami.
W walce zginęło 318 polskich żołnierzy, nieliczni dostali się do niewoli. Aby nie wpaść w ręce wroga, kapitan Zajączkowski wraz z kilkoma żołnierzami popełnił samobójstwo.
Cmentarzyk obrońców u stóp kurhanu.Stan obecny.
Zginął wówczas m.in. 19-letni Konstanty Zarugiewicz, uczeń siódmej klasy pierwszej szkoły realnej, obrońca Lwowa z 1918 roku, kawaler krzyża Virtuti Militari i Krzyża Walecznych. Jego matka, Jadwiga Zarugiewiczowa w 1925 wybrała jedną z trzech trumien ze zwłokami Nieznanego Żołnierza. Zwłoki wybranego bohatera przewieziono z najwyższymi honorami do Warszawy i umieszczono w Grobie Nieznanego Żołnierza.
Najlepszy komentarz (38 piw)
Moja_Pani
• 2012-12-04, 23:26
Czemu to jest na hardzie?
Płock jest drugim po Lwowie miastem, które za swą bohaterską postawę w wojnie obronnej 1920 r. Otrzymało od marszałka Piłsudskiego odznaczenie wojskowe – Krzyż Walecznych
Dziś chciał bym przedstawić rzadko wspominany heroizm mieszkańców. Temat jest obszerny. Zainteresowanych sadoli odsyłam do biblioteki, internetu lub na pw. Zaczynamy.
Preludnium
W 1920 roku Armia Czerwona parła naprzód w zastraszającym tempie. Wojsko polskie wciąż ustępowało nacierającym ze wschodu sołdatom.
Armia bolszewicka, chcąc przedostać się na tyły wojsk polskich, postanowiła zaatakować Płock. Natrzeć nań miał III Korpus Kawalerii Gaja Bżyszkiana wraz z 3. dywizją strzelców z bolszewickiej 4. Armii. Osławieni swym okrucieństwem „Czerwoni Kozacy” Gaj-Chana mieli za zadanie błyskawicznie uderzyć na miasto i zająć je z marszu, a następnie wyjść na tyły polskich wojsk znajdujących się pod Warszawą. Sytuacja rozegrała się jednak inaczej, bowiem Płock został zaatakowany już po zakończeniu bitwy warszawskiej.
Dnia 15 lipca 1920r. stan wyjątkowy ogłosił Starosta Płocki Franciszek Morawski, a 10 sierpnia
ogłoszono stan oblężenia. Na Płock miały natrzeć III korpus konny i 3-cia dywizja strzelców. W Płocku w nocy z 10
na 11 sierpnia zapanowała panika. Władze opuściły miasto, władze w mieście objęła straż
obywatelska na czele z Ksawerym Cygańskim (warto wspomnieć, e bp. Antoni Julian Nowowiejski
Płocka nie opuścił). Dowódca przyczółku mostowego major Janusz Mościcki przystąpił do sypania
szańców, które jak i barykady były głównym dziełem kobiet płockich. Kobietom pracującym ofiarnie
przodowała m.in. prof. Halina Rutska (na zdjęciu).
Atak
Siły bolszewickie nacierające na Płock po dowództwem Gaja- Chana liczyły 3500-3800
żołnierzy, dysponujących 40 ckm i 12 armatami. Polacy liczyć mogli na
1500-2000 żołnierzy i o połowę mniej ciężkiego sprzętu.
18 sierpnia 1920 r. o godzinie 14 rozpoczęła się dramatyczna walka o Płock. Bolszewicy natarli niemal jednocześnie z dwóch stron. Kawkor uderzył przez rogatki Dobrzyńskie i Bielskie opanowując niemal całą północno – zachodnią część miasta. Zajęte zostały gmachy seminarium, magistratu, „Jagiellonki” i „Stanisławówki”, a także mnóstwo budynków prywatnych. Uderzając dalej impetem przebili się zagarniając także szpital PCK.
W mieście zapanował chaos. Polscy żołnierze wpadli w panikę. Jak relacjonuje por. Achmatowicz:
„[...]w mieście panuje straszliwy popłoch, wszystko dąży do mostu. Ostrzeliwując się wpadam na plac obok parku i kościoła, a dalej mała przestrzeń dzieli nas od mostu, stwarza to wielki popłoch. Kozacy [...] są już na placu i z koni strzelają do nas. Skuteczny ogień karabinów maszynowych Kozaków czyni straszne spustoszenie wśród koni i ludzi. Panika doprowadziła do tego, że poszczególne grupy żołnierzy strzelają omyłkowo do swoich [...] nie ma żadnego oddziału który by stawił opór bolszewikom. Rozgrywają się straszne sceny [...]”.
„rozrywają się szrapnele, pędzi radziecka konnica na małych koniach, mołojcy w baranich czapach z szablami w dłoniach [...] Na zbawienny most rusza ludność cywilna i wojsko – ale wszystkich on nie pomieści”.
Na miasto nieustannie spadał grad kul z nieprzyjacielskich dział, wybuchały pożary, waliły się budynki. Słynni z okrucieństwa „czerwoni Kozacy” przechodzili samych siebie. Bogaty Płock padł łupem żądnych mordu i grabieży sołdatów. W mieście działy się straszne sceny, łupiono domy i sklepy, mordowano cywilów. To właśnie podczas tego ataku doszło do pamiętnej w dziejach zbrodni na pacjentach i załodze szpitala.
„Kto stał na drodze brał w łeb szablą albo w brzuch bagnetem. Jeńców w mieście nie brano w ogóle [...] Brano za to gwałtem kobiety. [...] Gdy w ręce rosyjskie wpadł szpital wojskowy, ponad stu rannych padło ofiarą mordu, pielęgniarki zaś, które nie ukryły się gwałcono i kaleczono”.
"Odważny lud to najlepsza obrona miasta"
Podczas gdy w mieście panował chaos, a całe niemal dowództwo znajdowało się na lewym brzegu Wisły, inicjatywę przejęła ludność cywilna wraz z luźnymi, rozbitymi grupami żołnierzy, policjantów i żandarmów. Fakt, iż czerwona konnica zajęta była rabunkiem skwapliwie wykorzystali obrońcy z mjr. Mościckim, który wraz z grupą żandarmów zorganizował obronę na przedmieściu. Walkę podjęło wojsko wespół z cywilami. Ludność ruszyła na barykady...
Na ulicach Płocka postawiono 34 barykady, z czego 12 otoczonych zasiekami. Wszystkie one stanowiły samodzielne zapory i walczyły w odosobnieniu. Łączność pomiędzy nimi oraz transport meldunków zapewniali harcerze – dzieci, zaś kobiety zajmowały się opatrywaniem rannych. Na barykadach walczyło łącznie około 400 ludzi, czyli na jedną przypadało niewiele ponad 10 cywilów wyposażonych w erkaemy. Szczęściem, sowiecka artyleria nie mogła w pełni rozwinąć swojego ognia na barykady, aby nie razić swoich żołnierzy.
„[...]Wielką pomoc i wsparcie obrońcom okazała ludność cywilna, tym kobiety i dzieci [...] Niektórzy walczyli na pierwszej linii z bronią w ręku, jak np. członkowie Straży Obywatelskiej lub nieznany z nazwiska starszy mężczyzna w al. Kilińskiego, który zbierał młodszych i na czele takiego improwizowanego oddziału robił wypady na bolszewików [...]”
Także małe dzieci, harcerze wspomagali obrońców.
„[...] Tadzio Jeziorowski, uczeń klasy drugiej, mąż który sobie liczy już lat 11 [...] działa w mieście; przez 5 godzin, oblewając się potem z przemęczenia, pod kulami, bez najmniejszej trwogi, owszem z zacietrzewieniem i zapałem pędzi od barykad do arsenału, od arsenału do barykad i roznosi amunicję. Ponieważ magazyn w Płocku posiadał karabiny wszelkiego typu: rosyjskiego, austriackiego i francuskiego, jakie kto chce, więc było sztuką rozeznać się w kalibrze naboi. Smyk Jeziorowski [...] rozpoznaje mig wszelkie zawiłości w tej mierze i ani razu się nie myli [...]”.
Również kobiety stojące w pierwszym szeregu, nieraz chwytające za broń i razem z małymi dziewczynkami, harcerkami, pomagające rannym, wykazywały się ogromną odwagą.
Przykłady można mnożyć. Wśród nich znajdujemy też takie jak historia czternastoletniego Józefa Kaczmarskiego, łącznika w I sekcji 2. plutonu 1. kompanii 6. ppl. Był on trzykrotnie ranny. Gdy zdjęty litością bolszewicki sanitariusz zaczął go opatrywać, na uwagę sołdata, iż należałoby raczej dobić „szkodnika” odparł: „być może, że on i szkodnik, ale bohater”. Niewiele starszy był młody obrońca opisywany przez publicystę „Czasu”:
„Piętnastoletni chłopczyk Zawadzki zaatakowany przez galopujących Kozaków schował się do jednej z bram i stąd strzelał aż do ostatniego naboju, dopóki nie zakłuto go bagnetami”.
Około 3 w nocy nadciągneła odsiecz;
przybył batalion 102 pułku strzelców podhalańskich oraz 2 kompanii Sułeckiego Pułku Strzelców i 2 kompanii Kowieńskiego Pułku Piechoty. O świcie 19 sierpnia od strony Radziwia, przez most, Polacy rozpoczęli kontrnatarcie. W tym jednak momencie bolszewicy na nowo rozpoczęli ostrzał polskich pozycji wytaczając swe działa. Polacy, mimo długotrwałych bojów, nie dawali za wygraną. Polski silny ostrzał artyleryjski i podjęty o godzinie 9 potężny atak stopniowo spychały bolszewików coraz dalej, aż około godziny 11, po ponad 21 godzinach nieustannej walki, Płock był wolny od wroga.
Straty własne były znaczne. Wyniosły one 200-300 zabitych, w tym ok. 100 cywilów, 300-400 rannych i 300-350 zabranych do niewoli, z czego większość została później rozstrzelana. Najmłodszym poległym był 14-letni harcerz Antolek Gradowski Straty wroga były prawdopodobnie mniejsze. Wynosiły około 240 zabitych, 100 jeńców i około 10 zagarniętych kaemów. W Płocku ponad 800 domów było zniszczonych, mury rozbite, słupy powywracane, a całe niemal miasto rozszabrowane.
Uhonorowanie "Płockich Orląt"
10 kwietnia 1921 roku, w uznaniu zasług, miasto Płock zostało odznaczone przez Naczelnika Państwa, marszałka Józefa Piłsudskiego Krzyżem Walecznych. Wypowiedział on wówczas znamienne słowa: „Za zachowanie męstwa i siły woli w ciężkich i nadzwyczajnych okolicznościach, w jakich znalazło się miasto, za męstwo i waleczność – mianuję miasto Płock – Kawalerem Krzyża Walecznych”.
Wobec gen. Tadeusza Rozwadowskiego, gen. Władysława Sikorskiego i płk. Bolesława Wieniawy – Długoszowskiego Marszałek udekorował także 15 osób Krzyżem Virtuti Militari, a 64 osoby Krzyżem Walecznych. Znalazł się wśród nich także 11-letni uczeń i harcerz Tadeusz Zygmunt Jeziorowski. Ponadto 50 osób wyróżniono również ustanowioną rozkazem gen. Rozwadowskiego odznaką „Za obronę Płocka”.
Józef Piłsudski dekoruje Krzyżem Walecznych Tadeusza Jeziorowskiego
Dziś chciał bym przedstawić rzadko wspominany heroizm mieszkańców. Temat jest obszerny. Zainteresowanych sadoli odsyłam do biblioteki, internetu lub na pw. Zaczynamy.
Preludnium
W 1920 roku Armia Czerwona parła naprzód w zastraszającym tempie. Wojsko polskie wciąż ustępowało nacierającym ze wschodu sołdatom.
Armia bolszewicka, chcąc przedostać się na tyły wojsk polskich, postanowiła zaatakować Płock. Natrzeć nań miał III Korpus Kawalerii Gaja Bżyszkiana wraz z 3. dywizją strzelców z bolszewickiej 4. Armii. Osławieni swym okrucieństwem „Czerwoni Kozacy” Gaj-Chana mieli za zadanie błyskawicznie uderzyć na miasto i zająć je z marszu, a następnie wyjść na tyły polskich wojsk znajdujących się pod Warszawą. Sytuacja rozegrała się jednak inaczej, bowiem Płock został zaatakowany już po zakończeniu bitwy warszawskiej.
Dnia 15 lipca 1920r. stan wyjątkowy ogłosił Starosta Płocki Franciszek Morawski, a 10 sierpnia
ogłoszono stan oblężenia. Na Płock miały natrzeć III korpus konny i 3-cia dywizja strzelców. W Płocku w nocy z 10
na 11 sierpnia zapanowała panika. Władze opuściły miasto, władze w mieście objęła straż
obywatelska na czele z Ksawerym Cygańskim (warto wspomnieć, e bp. Antoni Julian Nowowiejski
Płocka nie opuścił). Dowódca przyczółku mostowego major Janusz Mościcki przystąpił do sypania
szańców, które jak i barykady były głównym dziełem kobiet płockich. Kobietom pracującym ofiarnie
przodowała m.in. prof. Halina Rutska (na zdjęciu).
Atak
Siły bolszewickie nacierające na Płock po dowództwem Gaja- Chana liczyły 3500-3800
żołnierzy, dysponujących 40 ckm i 12 armatami. Polacy liczyć mogli na
1500-2000 żołnierzy i o połowę mniej ciężkiego sprzętu.
18 sierpnia 1920 r. o godzinie 14 rozpoczęła się dramatyczna walka o Płock. Bolszewicy natarli niemal jednocześnie z dwóch stron. Kawkor uderzył przez rogatki Dobrzyńskie i Bielskie opanowując niemal całą północno – zachodnią część miasta. Zajęte zostały gmachy seminarium, magistratu, „Jagiellonki” i „Stanisławówki”, a także mnóstwo budynków prywatnych. Uderzając dalej impetem przebili się zagarniając także szpital PCK.
W mieście zapanował chaos. Polscy żołnierze wpadli w panikę. Jak relacjonuje por. Achmatowicz:
„[...]w mieście panuje straszliwy popłoch, wszystko dąży do mostu. Ostrzeliwując się wpadam na plac obok parku i kościoła, a dalej mała przestrzeń dzieli nas od mostu, stwarza to wielki popłoch. Kozacy [...] są już na placu i z koni strzelają do nas. Skuteczny ogień karabinów maszynowych Kozaków czyni straszne spustoszenie wśród koni i ludzi. Panika doprowadziła do tego, że poszczególne grupy żołnierzy strzelają omyłkowo do swoich [...] nie ma żadnego oddziału który by stawił opór bolszewikom. Rozgrywają się straszne sceny [...]”.
„rozrywają się szrapnele, pędzi radziecka konnica na małych koniach, mołojcy w baranich czapach z szablami w dłoniach [...] Na zbawienny most rusza ludność cywilna i wojsko – ale wszystkich on nie pomieści”.
Na miasto nieustannie spadał grad kul z nieprzyjacielskich dział, wybuchały pożary, waliły się budynki. Słynni z okrucieństwa „czerwoni Kozacy” przechodzili samych siebie. Bogaty Płock padł łupem żądnych mordu i grabieży sołdatów. W mieście działy się straszne sceny, łupiono domy i sklepy, mordowano cywilów. To właśnie podczas tego ataku doszło do pamiętnej w dziejach zbrodni na pacjentach i załodze szpitala.
„Kto stał na drodze brał w łeb szablą albo w brzuch bagnetem. Jeńców w mieście nie brano w ogóle [...] Brano za to gwałtem kobiety. [...] Gdy w ręce rosyjskie wpadł szpital wojskowy, ponad stu rannych padło ofiarą mordu, pielęgniarki zaś, które nie ukryły się gwałcono i kaleczono”.
"Odważny lud to najlepsza obrona miasta"
Podczas gdy w mieście panował chaos, a całe niemal dowództwo znajdowało się na lewym brzegu Wisły, inicjatywę przejęła ludność cywilna wraz z luźnymi, rozbitymi grupami żołnierzy, policjantów i żandarmów. Fakt, iż czerwona konnica zajęta była rabunkiem skwapliwie wykorzystali obrońcy z mjr. Mościckim, który wraz z grupą żandarmów zorganizował obronę na przedmieściu. Walkę podjęło wojsko wespół z cywilami. Ludność ruszyła na barykady...
Na ulicach Płocka postawiono 34 barykady, z czego 12 otoczonych zasiekami. Wszystkie one stanowiły samodzielne zapory i walczyły w odosobnieniu. Łączność pomiędzy nimi oraz transport meldunków zapewniali harcerze – dzieci, zaś kobiety zajmowały się opatrywaniem rannych. Na barykadach walczyło łącznie około 400 ludzi, czyli na jedną przypadało niewiele ponad 10 cywilów wyposażonych w erkaemy. Szczęściem, sowiecka artyleria nie mogła w pełni rozwinąć swojego ognia na barykady, aby nie razić swoich żołnierzy.
„[...]Wielką pomoc i wsparcie obrońcom okazała ludność cywilna, tym kobiety i dzieci [...] Niektórzy walczyli na pierwszej linii z bronią w ręku, jak np. członkowie Straży Obywatelskiej lub nieznany z nazwiska starszy mężczyzna w al. Kilińskiego, który zbierał młodszych i na czele takiego improwizowanego oddziału robił wypady na bolszewików [...]”
Także małe dzieci, harcerze wspomagali obrońców.
„[...] Tadzio Jeziorowski, uczeń klasy drugiej, mąż który sobie liczy już lat 11 [...] działa w mieście; przez 5 godzin, oblewając się potem z przemęczenia, pod kulami, bez najmniejszej trwogi, owszem z zacietrzewieniem i zapałem pędzi od barykad do arsenału, od arsenału do barykad i roznosi amunicję. Ponieważ magazyn w Płocku posiadał karabiny wszelkiego typu: rosyjskiego, austriackiego i francuskiego, jakie kto chce, więc było sztuką rozeznać się w kalibrze naboi. Smyk Jeziorowski [...] rozpoznaje mig wszelkie zawiłości w tej mierze i ani razu się nie myli [...]”.
Również kobiety stojące w pierwszym szeregu, nieraz chwytające za broń i razem z małymi dziewczynkami, harcerkami, pomagające rannym, wykazywały się ogromną odwagą.
Przykłady można mnożyć. Wśród nich znajdujemy też takie jak historia czternastoletniego Józefa Kaczmarskiego, łącznika w I sekcji 2. plutonu 1. kompanii 6. ppl. Był on trzykrotnie ranny. Gdy zdjęty litością bolszewicki sanitariusz zaczął go opatrywać, na uwagę sołdata, iż należałoby raczej dobić „szkodnika” odparł: „być może, że on i szkodnik, ale bohater”. Niewiele starszy był młody obrońca opisywany przez publicystę „Czasu”:
„Piętnastoletni chłopczyk Zawadzki zaatakowany przez galopujących Kozaków schował się do jednej z bram i stąd strzelał aż do ostatniego naboju, dopóki nie zakłuto go bagnetami”.
Około 3 w nocy nadciągneła odsiecz;
przybył batalion 102 pułku strzelców podhalańskich oraz 2 kompanii Sułeckiego Pułku Strzelców i 2 kompanii Kowieńskiego Pułku Piechoty. O świcie 19 sierpnia od strony Radziwia, przez most, Polacy rozpoczęli kontrnatarcie. W tym jednak momencie bolszewicy na nowo rozpoczęli ostrzał polskich pozycji wytaczając swe działa. Polacy, mimo długotrwałych bojów, nie dawali za wygraną. Polski silny ostrzał artyleryjski i podjęty o godzinie 9 potężny atak stopniowo spychały bolszewików coraz dalej, aż około godziny 11, po ponad 21 godzinach nieustannej walki, Płock był wolny od wroga.
Straty własne były znaczne. Wyniosły one 200-300 zabitych, w tym ok. 100 cywilów, 300-400 rannych i 300-350 zabranych do niewoli, z czego większość została później rozstrzelana. Najmłodszym poległym był 14-letni harcerz Antolek Gradowski Straty wroga były prawdopodobnie mniejsze. Wynosiły około 240 zabitych, 100 jeńców i około 10 zagarniętych kaemów. W Płocku ponad 800 domów było zniszczonych, mury rozbite, słupy powywracane, a całe niemal miasto rozszabrowane.
Uhonorowanie "Płockich Orląt"
10 kwietnia 1921 roku, w uznaniu zasług, miasto Płock zostało odznaczone przez Naczelnika Państwa, marszałka Józefa Piłsudskiego Krzyżem Walecznych. Wypowiedział on wówczas znamienne słowa: „Za zachowanie męstwa i siły woli w ciężkich i nadzwyczajnych okolicznościach, w jakich znalazło się miasto, za męstwo i waleczność – mianuję miasto Płock – Kawalerem Krzyża Walecznych”.
Wobec gen. Tadeusza Rozwadowskiego, gen. Władysława Sikorskiego i płk. Bolesława Wieniawy – Długoszowskiego Marszałek udekorował także 15 osób Krzyżem Virtuti Militari, a 64 osoby Krzyżem Walecznych. Znalazł się wśród nich także 11-letni uczeń i harcerz Tadeusz Zygmunt Jeziorowski. Ponadto 50 osób wyróżniono również ustanowioną rozkazem gen. Rozwadowskiego odznaką „Za obronę Płocka”.
Józef Piłsudski dekoruje Krzyżem Walecznych Tadeusza Jeziorowskiego
Najlepszy komentarz (37 piw)
W................R
• 2012-11-24, 21:07
eligurf napisał/a:
Ale czytają komentarze, wiec dodam, że w wyniku wojny w 1920 roku do niewoli wzięto kilkadziesiąt tysięcy żołnierzy radzieckich, z których 20 tysięcy odwaliło kitę z głodu i chorób w POLSKICH obozach jenieckich. Rewanż (w sumie to byli rówieśnicy-koledzy Stalina) w Katyniu był paradoksalnie bardziej humanitarny. Jakbym miał do wyboru to lepsze kula w łeb niż gnicie w objęciach wszy.
Ostatnie zdanie potwierdza jak wielkim idiotą jest ten użytkownik. Reszty nie będę komentował. To o czym pisze ten prowokator zwie się popularnie Anty-Katyniem serwowanym przez bolszewików w celu wybielenia i relatywizacji ludobójstwa w Katyniu. Co ciekawe nawet sami historycy Rosyjscy tak twierdzą. Normalnie nie odpowiadam takim dżentelmenom ale tu zrobię wyjątek bo czytają to inni użytkownicy. Na wypisanie takich bzdur i szerzenie propagandy nie sposób pozostawić tego bez sprostowania. Swoją drogą dobrze że takie człowieczki tego pokroju już powoli "odwalają kite" to dobrze dla przyszłości ojczyzny...
Stefan Piotr Wesołowski herbu Ogończyk (ur. w Warszawie 31 stycznia 1909 r, zm. W Miami Beach 1 kwietnia 1987 r.) pochodził z rodu szlacheckiego o tradycjach patriotycznych. Ojciec Lucjan uczestniczył w rewolucji 1905r; dziadek Seweryn brał udział w Powstaniu Styczniowym, a pradziadek Józef Wesołowski w Powstaniu Listopadowym.
Kilku członków rodu Wesołowskich zostało odznaczonych najwyższym odznaczeniem wojskowym, krzyżem Orderu Virtuti Militari.
Stefan Wesołowski był jednym z najmłodszych żołnierzy w historii. Wstąpił do Legionów jako 9-latek. Nastąpiło to w roku 1918, kiedy to postanowił walczyć o niepodległość Ojczyzny i uciekł z domu. Jako żołnierz Dywizjonu Huzarów Śmierci brał udział w Obronie Lwowa. Jego postawa w walce przyniosła mu order Virtuti Militari.
Stefan Piotr Wesołowski w 1918
Trzy lata później udał się z grupą kolegów na Śląsk, gdzie uczestniczył w Trzecim Powstaniu Śląskim. Tu również wykazał się odwagą, wysadzając w powietrze niemiecki pociąg pancerny. Został za to odznaczony Krzyżem Walecznych oraz zyskał stopień kaprala. W ten sposób, mając 12 lat, został najmłodszym podoficerem Wojska Polskiego.
Po zakończeniu walk powstańczych nie powrócił do Warszawy. Pojechał do Gdańska, gdzie jako chłopiec okrętowy zaciągnął się na niewielki statek handlowy „Abdank” (armator „Gryf”), a później na szkuner „Gazolina” przewożący produkty naftowe. Wesołowski chciał jednak służyć w Marynarce Wojennej. Udało mu się to na skutek decyzji admirała Kazimierza Porębskiego. W wieku lat 13 został skierowany do szkoły podoficerskiej MW, gdzie uczył się znaków sygnalizacji i nadrabiał poważne zaległości w nauce czytania i pisania.
1927
Zaskarbił sobie pełną akceptację załogi na statkach, na których służył. Po flocie polskiej przyszła kolej na francuską. Wysłany na przeszkolenie do Hawru, służył na niszczycielach ”Bourrasque”, „Fortune” i „Condercet”. Po ośmiu latach aktywnej służby Stefan Wesołowski w roku 1930 przeszedł do rezerwy. Aż do roku 1939 pływał na statkach handlowych, a także uczestniczył w budowie portów w Gdyni i Władysławowie dochodząc do stopnia kapitana PMH.
W roku 1934 ożenił się z Antoniną z domu Kijańczyk. Miał dwóch synów: Zdzisława i Jeremiego.
24 sierpnia 1939 roku ogłoszona została w Polsce powszechna mobilizacja, a 1 września wybuchła II wojna światowa . Wesołowski znalazł się jako bosmanmat- sygnalista na pokładzie niszczyciela ORP „Błyskawica”. To właśnie z pokładu „Błyskawicy” – na rozkaz kmd ppor. Włodzimierza Kodrębskiego – nadał 30 sierpnia sygnał: „Szczęść Boże, ku chwale ojczyzny!” - kiedy okręt, na czele zespołu niszczycieli, wypływał z portu w Gdyni, by – realizując Plan Peking -udać się do Wielkiej Brytanii.
Stefan Wesołowski został ranny podczas bitwy o Narvik w Norwegii i z uwagi na zły stan zdrowia nie mógł już wrócić do służby na okręcie. Za postawę podczas walki, kiedy to skutecznie ostrzelał atakujący „Błyskawicę” bombowiec niemiecki, został odznaczony po raz drugi Krzyżem Walecznych.
1940
Po opuszczeniu szpitala został zaokrętowany na ORP „Gdynia”, a w pierwszych dniach lipca 1940 roku otrzymał przydział do służby na b. francuskim ścigaczu ”Ch-15″ jako zastępca dowódcy. Gdy Wolni Francuzi zażądali zwrotu okrętów, Wesołowski (jak wielu innych) został bez przydziału. Najpierw znów trafił na „Gdynię” jako radiooperator, a w latach 1941-1943 pływał w konwojach transatlantyckich na polskim motorowcu „Lechistan” i statkach amerykańskich.
ORP Błyskawica
W listopadzie 1943 roku nastąpił przełomowy moment w życiu Stefana Wesołowskiego. Podczas załadunku statku w Stanach Zjednoczonych otrzymał propozycję objęcia stanowiska zastępcy dowódcy – a następnie dowódcy w randze kapitana – lotniskowca eskortowego USAT Ganandoc ze składu US Army Transporation Corps.
USAT Ganandoc
„Ganandoc” miał za zadanie dostarczać samoloty bojowe i zaopatrzenie z Halifaxu w Nowej Szkocji, poprzez Atlantyk do Liverpoolu w Wielkiej Brytanii. Po kilku rejsach okręt wyznaczony został do udziału w operacji desantowej na Sycylii a następnie w lądowaniu w Normandii. Podczas tej ostatniej operacji okręt został poważnie uszkodzony przez pociski artylerii niemieckiej. Kapitan Wesołowski zdołał doprowadzić go do portu Southampton w Anglii. Tam USS Ganandoc przeszedł remont i udało się go przywrócić do służby.
Wesołowski służył później na wielu innych jednostkach amerykańskich, w tym jako dowódca na holowniku oceanicznym LT-533, który przewoził sprzęt i uzbrojenie dla wojsk walczących we Francji.
Stefan Wesołowski z rodziną. 1946.
Po zakończeniu wojny rząd Stanów Zjednoczonych przyznał kapitanowi Wesołowskiemu i jego przebywającej w Polsce rodzinie amerykańskie obywatelstwo. Dzięki temu żona Antonina i dwaj synowie – po sześciu latach rozłąki – w lipcu 1946 roku przybyli do Nowego Jorku. Kapitan Wesołowski przeszedł wkrótce do rezerwy i zaczął pływać w amerykańskiej flocie handlowej, gdzie służył przez następne 20 lat. Rodzina mieszkała początkowo na Staten Island pod Nowym Jorkiem, a po przejściu Stefana Wesołowskiego na emeryturę, w Miami Beach na Florydzie.
1980
Stefan Wesołowski otrzymał ponad pięćdziesiąt odznaczeń przyznanych przez władze Polski, Stanów Zjednoczonych, Litwy, Francji, Wielkiej Brytanii, Chin, Norwegii i Zwiazku Sowieckiego (tych ostatnich nie przyjął); stał się bohaterem dwóch narodów: Polski i Stanów Zjednoczonych.
Swoje wspomnienia spisał w książce Od „Gazoliny” do „Ganandoca”, Wydawnictwo Morskie, Gdańsk 1983.
Kilku członków rodu Wesołowskich zostało odznaczonych najwyższym odznaczeniem wojskowym, krzyżem Orderu Virtuti Militari.
Stefan Wesołowski był jednym z najmłodszych żołnierzy w historii. Wstąpił do Legionów jako 9-latek. Nastąpiło to w roku 1918, kiedy to postanowił walczyć o niepodległość Ojczyzny i uciekł z domu. Jako żołnierz Dywizjonu Huzarów Śmierci brał udział w Obronie Lwowa. Jego postawa w walce przyniosła mu order Virtuti Militari.
Stefan Piotr Wesołowski w 1918
Trzy lata później udał się z grupą kolegów na Śląsk, gdzie uczestniczył w Trzecim Powstaniu Śląskim. Tu również wykazał się odwagą, wysadzając w powietrze niemiecki pociąg pancerny. Został za to odznaczony Krzyżem Walecznych oraz zyskał stopień kaprala. W ten sposób, mając 12 lat, został najmłodszym podoficerem Wojska Polskiego.
Po zakończeniu walk powstańczych nie powrócił do Warszawy. Pojechał do Gdańska, gdzie jako chłopiec okrętowy zaciągnął się na niewielki statek handlowy „Abdank” (armator „Gryf”), a później na szkuner „Gazolina” przewożący produkty naftowe. Wesołowski chciał jednak służyć w Marynarce Wojennej. Udało mu się to na skutek decyzji admirała Kazimierza Porębskiego. W wieku lat 13 został skierowany do szkoły podoficerskiej MW, gdzie uczył się znaków sygnalizacji i nadrabiał poważne zaległości w nauce czytania i pisania.
1927
Zaskarbił sobie pełną akceptację załogi na statkach, na których służył. Po flocie polskiej przyszła kolej na francuską. Wysłany na przeszkolenie do Hawru, służył na niszczycielach ”Bourrasque”, „Fortune” i „Condercet”. Po ośmiu latach aktywnej służby Stefan Wesołowski w roku 1930 przeszedł do rezerwy. Aż do roku 1939 pływał na statkach handlowych, a także uczestniczył w budowie portów w Gdyni i Władysławowie dochodząc do stopnia kapitana PMH.
W roku 1934 ożenił się z Antoniną z domu Kijańczyk. Miał dwóch synów: Zdzisława i Jeremiego.
24 sierpnia 1939 roku ogłoszona została w Polsce powszechna mobilizacja, a 1 września wybuchła II wojna światowa . Wesołowski znalazł się jako bosmanmat- sygnalista na pokładzie niszczyciela ORP „Błyskawica”. To właśnie z pokładu „Błyskawicy” – na rozkaz kmd ppor. Włodzimierza Kodrębskiego – nadał 30 sierpnia sygnał: „Szczęść Boże, ku chwale ojczyzny!” - kiedy okręt, na czele zespołu niszczycieli, wypływał z portu w Gdyni, by – realizując Plan Peking -udać się do Wielkiej Brytanii.
Stefan Wesołowski został ranny podczas bitwy o Narvik w Norwegii i z uwagi na zły stan zdrowia nie mógł już wrócić do służby na okręcie. Za postawę podczas walki, kiedy to skutecznie ostrzelał atakujący „Błyskawicę” bombowiec niemiecki, został odznaczony po raz drugi Krzyżem Walecznych.
1940
Po opuszczeniu szpitala został zaokrętowany na ORP „Gdynia”, a w pierwszych dniach lipca 1940 roku otrzymał przydział do służby na b. francuskim ścigaczu ”Ch-15″ jako zastępca dowódcy. Gdy Wolni Francuzi zażądali zwrotu okrętów, Wesołowski (jak wielu innych) został bez przydziału. Najpierw znów trafił na „Gdynię” jako radiooperator, a w latach 1941-1943 pływał w konwojach transatlantyckich na polskim motorowcu „Lechistan” i statkach amerykańskich.
ORP Błyskawica
W listopadzie 1943 roku nastąpił przełomowy moment w życiu Stefana Wesołowskiego. Podczas załadunku statku w Stanach Zjednoczonych otrzymał propozycję objęcia stanowiska zastępcy dowódcy – a następnie dowódcy w randze kapitana – lotniskowca eskortowego USAT Ganandoc ze składu US Army Transporation Corps.
USAT Ganandoc
„Ganandoc” miał za zadanie dostarczać samoloty bojowe i zaopatrzenie z Halifaxu w Nowej Szkocji, poprzez Atlantyk do Liverpoolu w Wielkiej Brytanii. Po kilku rejsach okręt wyznaczony został do udziału w operacji desantowej na Sycylii a następnie w lądowaniu w Normandii. Podczas tej ostatniej operacji okręt został poważnie uszkodzony przez pociski artylerii niemieckiej. Kapitan Wesołowski zdołał doprowadzić go do portu Southampton w Anglii. Tam USS Ganandoc przeszedł remont i udało się go przywrócić do służby.
Wesołowski służył później na wielu innych jednostkach amerykańskich, w tym jako dowódca na holowniku oceanicznym LT-533, który przewoził sprzęt i uzbrojenie dla wojsk walczących we Francji.
Stefan Wesołowski z rodziną. 1946.
Po zakończeniu wojny rząd Stanów Zjednoczonych przyznał kapitanowi Wesołowskiemu i jego przebywającej w Polsce rodzinie amerykańskie obywatelstwo. Dzięki temu żona Antonina i dwaj synowie – po sześciu latach rozłąki – w lipcu 1946 roku przybyli do Nowego Jorku. Kapitan Wesołowski przeszedł wkrótce do rezerwy i zaczął pływać w amerykańskiej flocie handlowej, gdzie służył przez następne 20 lat. Rodzina mieszkała początkowo na Staten Island pod Nowym Jorkiem, a po przejściu Stefana Wesołowskiego na emeryturę, w Miami Beach na Florydzie.
1980
Stefan Wesołowski otrzymał ponad pięćdziesiąt odznaczeń przyznanych przez władze Polski, Stanów Zjednoczonych, Litwy, Francji, Wielkiej Brytanii, Chin, Norwegii i Zwiazku Sowieckiego (tych ostatnich nie przyjął); stał się bohaterem dwóch narodów: Polski i Stanów Zjednoczonych.
Swoje wspomnienia spisał w książce Od „Gazoliny” do „Ganandoca”, Wydawnictwo Morskie, Gdańsk 1983.
Najlepszy komentarz (84 piw)
P................n
• 2012-11-22, 17:43
I to jest materiał wart nagrodzenia piwkiem. Chwała bohaterom!
Gimbusiarnia scroll down
W obliczu zapominania i zanikaniu ze szkół , miast kultury polskości , muszę tym tematem , chociaż nieco uświadomić wam ją . Nie chce tworzyć następnego długiego tematu , alyż kto będzie chciał to sobie obejrzy .
Fragment filmu Włóczęgi ze Szczepkiem i Tońciem .
Jeśli jesteś zainteresowany to polecam - dostępne filmy na youtube :
Włóczęgi
Bedzi lepij
Tońko czyli legenda o ostatnim baciarze
Moje serce zostało we Lwowie ...
Liczył się tylko honor .... [Grodno]
Moje Wilno
Również jest wiele pieśni kresowych,lwowskich i innych , poezji - też zapomnianej . W dzisiejszych czasach nikt już nie wiem np. kim był Marian Hemar
Próbka:
A ja tylko to jedno mam w głowie -
Patrzę w ogień na weneckim kominku -
Żebym teraz, w tej chwili - we Lwowie
Siedział sobie, siedział sobie w szynku.
I pił wódkę (po cholerę mi wino?) -
Och, jak miło marzeniem się łudzić!
- Żebym siedział z jaką zwykłą dziewczyną,
Żebym umiał się z taką nie nudzić.
Mdlą mnie w gardle antrykoty, bryzole -
Mnie kiełbasy! Sera i salami!
Chrzanu, chrzanu! I łokcie na stole!!
I palcami! Palcami! Palcami!!
Próbka :
Również jest wiele przedwojennych odeonów - tj. muzyka wykonywana z solistą przez orkiestrę .
Próbka:
Z nich warto uslyszeć:
Albert Harris
Adam Aston
Tadeusz Faliszewski
Adolf Dymsza
Kazimierz Szerszynski
Zofia Terne
Pola Negri
Wyszedł długi topic , ale nie trzeba za dużo czytać , myślę , że zainsteresowani obejrzą .
I najlepsza zdaniem Tońcia piosenka:
W obliczu zapominania i zanikaniu ze szkół , miast kultury polskości , muszę tym tematem , chociaż nieco uświadomić wam ją . Nie chce tworzyć następnego długiego tematu , alyż kto będzie chciał to sobie obejrzy .
Fragment filmu Włóczęgi ze Szczepkiem i Tońciem .
Jeśli jesteś zainteresowany to polecam - dostępne filmy na youtube :
Włóczęgi
Bedzi lepij
Tońko czyli legenda o ostatnim baciarze
Moje serce zostało we Lwowie ...
Liczył się tylko honor .... [Grodno]
Moje Wilno
Również jest wiele pieśni kresowych,lwowskich i innych , poezji - też zapomnianej . W dzisiejszych czasach nikt już nie wiem np. kim był Marian Hemar
Próbka:
A ja tylko to jedno mam w głowie -
Patrzę w ogień na weneckim kominku -
Żebym teraz, w tej chwili - we Lwowie
Siedział sobie, siedział sobie w szynku.
I pił wódkę (po cholerę mi wino?) -
Och, jak miło marzeniem się łudzić!
- Żebym siedział z jaką zwykłą dziewczyną,
Żebym umiał się z taką nie nudzić.
Mdlą mnie w gardle antrykoty, bryzole -
Mnie kiełbasy! Sera i salami!
Chrzanu, chrzanu! I łokcie na stole!!
I palcami! Palcami! Palcami!!
Próbka :
Również jest wiele przedwojennych odeonów - tj. muzyka wykonywana z solistą przez orkiestrę .
Próbka:
Z nich warto uslyszeć:
Albert Harris
Adam Aston
Tadeusz Faliszewski
Adolf Dymsza
Kazimierz Szerszynski
Zofia Terne
Pola Negri
Wyszedł długi topic , ale nie trzeba za dużo czytać , myślę , że zainsteresowani obejrzą .
I najlepsza zdaniem Tońcia piosenka:
Krajowa Rada Radiofonii i Telewizji zobligowała nas do oznaczania kategorii wiekowych
materiałów wideo wgranych na nasze serwery. W związku z tym, zgodnie ze specyfikacją z tej strony
oznaczyliśmy wszystkie materiały jako dozwolone od lat 16 lub 18.
Jeśli chcesz wyłączyć to oznaczenie zaznacz poniższą zgodę:
Oświadczam iż jestem osobą pełnoletnią i wyrażam zgodę na nie oznaczanie poszczególnych materiałów symbolami kategorii wiekowych na odtwarzaczu filmów
Jeśli chcesz wyłączyć to oznaczenie zaznacz poniższą zgodę:
Oświadczam iż jestem osobą pełnoletnią i wyrażam zgodę na nie oznaczanie poszczególnych materiałów symbolami kategorii wiekowych na odtwarzaczu filmów