Sprawa jest dość osobista i intymna niemniej dla mnie intrygująca, więc postanowiłem ją tu opisać.
Chodzi o mojego ojczulka. Wykryto u niego guz na jelicie, ojczulek wiekowy, ma problemy z sercem, po zawale i udarze ale guz to guz, trzeba operować.
Pierwsza operacja, wycięto guz, tata zadowolony ale jak okazało się po wysłaniu wyciętego kawałka, że wycięto za mało ( guzy wycina się tak by wszystkie brzegi nie miały zmian chorobowych). Dwa dni później kolejna operacja, co dla osłabionego serca bardzo ryzykowne ale mus to mus.
Druga operacja, wszystko w porządku do momentu, gdy ojczulek zaczął już jeść. Okazało się, że źle zszyli jelito i treść pokarmowa wylewała się do wnętrza.Groźba zapalenia otrzewnej i decyzja o kolejnej operacji (trzeciej w ciągu tygodnia) tym razem ratującej życie.
Udało się, operacja powiodła się ale....
Od tego czasu wszystko się zaczęło.
Gy przyszedłem odwiedzić tatę w szpitalu zastałem nieciekawy widok. Tata leżał na OIOM-ie, nikogo nie poznawał, do nikogo się nie odzywał jedynie głośno powtarzał słowa "Boże, Boże pomóż". Bez przerwy, kilka godzin. Od lekarzy dowiedzieliśmy się, że po trzech ciężkich operacjach w tak krótkim czasie i co za tym idzie niedotlenieniu mózgu takie rzeczy się zdarzają ale to mija.
Dzień następny.
Tata już nas, rodzinę poznaje ale nie pozwala do siebie dochodzić. Twierdzi, że ma w sobie bombę, która zaraz wybuchnie i nie chce nas zabić. Po licznych prośbach pozwala na podejście ale pojedynczo, najpierw moja żona potem ja, bo gdyby wybuchł i zabił jedno z nas to drugie mogło by się opiekować córką (jego wnuczką). Zaznaczę przy okazji, że w tym czasie bardzo interesował się wnukami, wypytywał i nich martwił się itp.
Kolejna wizyta, przyszedłem z mamą. Tata ze łzami w oczach krzykiem nakazuje mamie zadzwonić do mojego młodszego brata by ten jak najszybciej przyszedł i wziął ze sobą jakiś kij, bo czekają na mnie łobuzy i musi mi pomóc by mnie nie pobili.
Wierzcie mi, słysząc takie i podobne rzeczy z ust rodziciela nie jest do śmiechu.
Podczas tej samej wizyty do taty podeszła pielęgniarka pytając czy mu w czymś nie pomóc, mój ojczulek na co dzień bardzo szarmancki i kulturalny w stosunku do kobiet szczególnie obcych, wypalił "Spierdalaj diable".
Następne dni to kolejne niespodzianki.
Gdy tata zaczął już jeść i pić w ogóle nie chciał jeść zup, które na co dzień bardzo lubi. Gdy podawaliśmy mu picie wypluwał i kazał przynieść "wody z kibla" bo to co mu dajemy jest z kaszą i on picia z kaszą nie chce. Dziwne jest to, że gdy szedłem do łazienki i udawałem, że nalewam do butelki wody z kranu a potem dawałem mu tą sama wodę co przedtem rozpoznawał to, woda faktycznie nalana z kranu w łazience była już dobra. Ale musiała być z łazienki, nalana z kranu znajdującego się na sali tez była z kaszą.
Ojczulek leżał ponad miesiąc, musiał się potem na nowo uczyć chodzić. Przyszedł czas by zaczął w końcu się podnosić i chociaż siadać na łóżku.
Gdy przy kolejnych odwiedzinach poprosiłem go by może spróbował usiąść, jestem to mu pomogę, odpowiedział, że nie trzeba, da sobie radę, on już dzisiaj ponad dwie godziny samolotem latał
Gdy tata doszedł już do siebie, zaczął kontaktować, przeprosił wszystkie pielęgniarki za swoje zachowanie o którym dowiedział się od nas gdyż nic nie pamięta.
Nic poza jednym, to pamięta bardzo dobrze..... gdy jedna z pielęgniarek pojawiała się na sali robiło się ciemniej a w okół tej pielęgniarki widać było czarną poświatę....
- Panie doktorze, mógłby pan usunąć mi 20% mózgu?
- Ale dlaczego chciałby pan usunąć 20% mózgu?
Gość wytłumaczył lekarzowi, że z racji swojego ilorazu inteligencji nie może znaleźć sobie znajomych na swoim poziomie. Lekarz zgodził się na operację i wyciął mu 20% mózgu.
Po miesiącu do gabinetu wchodzi ponownie ten sam mężczyzna.
- Panie doktorze dziękuję uprzejmie za przeprowadzenie operacji. Mam kilku nowych znajomych, spotykamy się w weekendy i rozmawiamy o poezji przy lampce dobrego wina. Jednak chciałbym pana prosić, żeby usunął mi pan kolejne 20% mózgu, myślę, że mógłbym być jeszcze szczęśliwszy.
Lekarz niechętnie, ale zgodził się na zabieg i usunął kolejne 20% mózgu pacjenta.
Po kolejnym miesiącu do gabinetu zamaszyście wchodzi ten sam gość.
- No jak tam doktorze? Bo u mnie fajnie, całe weekendy bawię się ze znajomymi, chodzimy do klubów, wódeczka, dziewczynki, imprezy. Ale myślę, że jakby mi pan usunął jeszcze 20% mózgu to byłbym jeszcze szczęśliwszy.
- Ale proszę pana zostanie panu tylko 40% mózgu.
- Jestem gotów podjąć to ryzyko.
Lekarz zgodził się na zabieg i wyciął mu kolejne 20% mózgu.
Po miesiącu do gabinetu niemalże wbiega ten sam człowiek, hawajska koszula, ciemne okulary, włosy na żel.
- Jak tam doktorku? U mnie zajebiście, cipki, imprezki cały tydzień. Z imprezy na imprezę. Wódeczka strumieniami. Codzienni inna dupa w łóżku. Zajebiste życie, ale wypierdol mi jeszcze 20% to już będę chyba kurwa bogiem!
- No ale zostanie panu tylko 20% mózgu.
- Chuj z tym doktorku.
Lekarz zgodził się, dokonał zabiegu.
Minął tydzień, drugi, trzeci gość nie wraca. "Pewnie bawi się w najlepsze" myśli sobie lekarz. I kiedy ma już wychodzić z gabinetu słyszy ciche pukanie do drzwi. Otwiera a tam ten gość. Zapłakany.
- Co się stało? Stracił pan znajomych? Nie wie pan gdzie na imprezę?
- Nie to nie to. Mam mnóstwo znajomych, bawię się całymi dniami i nocami, jestem rozchwytywany na imprezy...
- To o co chodzi?
- Dostałem okres.