Moim zdaniem bardzo trafne spostrzeżenia, zainteresowanych zachęcam do lektury.
Z Panem Bogiem łatwiej
Felieton • tygodnik „Nasza Polska” • 11 lutego 2015
Sytuacja na Ukrainie zaostrza się, niczym walka klasowa w miarę postępów socjalizmu. To znaczy – zaostrza się generalnie - bo bywają okresy, kiedy sprawia wrażenie, jakby nie tylko się nie zaostrzała, ale się normalizowała. Zależy to oczywiście od punktu widzenia, który – jak wiadomo – zależy od punktu siedzenia. Gdzie kto ulokował siedzenie, takie widzi świata koło. Dlatego kiedy „siły ukraińskie”, to znaczy – ochotnicze, czyli bataliony wynajęte przez oligarchów – na przykład przez żydowskiego grandziarza Igora Kołomyjskiego, któremu premier Arszenik Jaceniuk – mam nadzieję, że nie za darmo – wypuścił w arendę Dniepropietrowsk – więc kiedy „siły ukraińskie” dają do wiwatu „terrorystom”, czy „separatystom” - bo nazewnictwo zależy od stopnia zaangażowania w tak zwaną „świętą sprawę” - to z jedynie słusznego punktu widzenia sytuacja się „normalizuje”. Jeśli jest odwrotnie, to znaczy – kiedy do ofensywy przechodzą „terroryści” lub „separatyści”, to sytuacja się zaostrza. Taki jest rozkaz nie tylko tubylczej razwiedki - bo ona tylko akomoduje się do wytycznych płynących z macierzystych central – ale również tych, którzy w tych centralach nastrajają kamertony.
Zgodnie ze sprawdzonymi jeszcze za wybitnego przywódcy socjalistycznego Adolfa Hitlera wzorcami – wszystkie koła kręcą się dla „radosnej wojny”. Tak właśnie scharakteryzował wojnę pewien ówczesny niemiecki publicysta, zarzucając Angielczykom, że o ile oni swoje imperium budowali przekupstwem, podstępem i zdradą, to Niemcy budują swoje metodą „radosnej wojny”. Więc jeśli dla „radosnej wojny” mają kręcić się wszystkie koła – to znaczy: wszystkie. Nawiasem mówiąc, te ochotnicze bataliony rzeczywiście wojują – ale bo też nie zostały wynajęte dla próżnowania, tylko dla wojowania. Igor Kołomyjski płaci, ale wymaga. Z drugiej jednak strony najemnicy wojują dla pieniędzy, a cóż za pożytek z pieniędzy, jeśli tacy, dajmy na to, terroryści, odstrzelą głowę? Zwraca na to uwagę piosenka wojskowa popularna jeszcze za czasów Najjaśniejszego Pana Franciszka Józefa: „W Ołomuńcu na Hilfsplatzu, gdym na warcie, k... stał, wszyscy mi się k... dziwowali, sam się cesarz k... śmiał” - bo jak melancholijnie podsumowuje swoją sytuację wspomniany weteran: „teraz k... mam złote medale, ale k... nie mam nóg!” A chodzi o to, by mieć i złote – może niekoniecznie medale, chociaż co to komu szkodzi, jeśli będą również medale – więc żeby mieć złote pieniądze i nogi też.
Dopiero w świetle tych rozważań możemy lepiej zrozumieć przyczyny, dla których walki na Ukrainie są niebywale „zacięte”, ale straty – bardzo niewielkie. Jak zginie więcej niż 10 ludzi, to już robi się wielkie halo, zbiera się Rada Bezpieczeństwa i radzi, jak by temu zaradzić – i tak dalej. Za to zużycie amunicji bije wszelkie rekordy, co oznacza, że walczący zarówno po jednej, jak i po drugiej stronie wolą haratać się na bezpieczną odległość przy pomocy dalekonośnej artylerii, niż ryzykować bezpośrednie starcia, zwłaszcza na odcinkach przełamania.
Ale to na marginesie, bo ważniejsze są owe „wszystkie” koła, jakie zostały wprawione w ruch gwoli „radosnej wojny”. Ponieważ z Ukrainy dochodzą słuchy, że tamtejsze regularne wojska, a zwłaszcza rekruci z poboru, nie bardzo rwą się do walki, to lepiej rozumiemy przyczyny, dla których rząd w Kijowie nieustannie próbuje wciągnąć w ten konflikt państwa trzecie w nadziei, że interwencyjne wojska załatwią sprawę na odcinku wojskowym, a dygnitarze, którzy zawsze biorą lepszą cząstkę – podzielą między siebie łupy. I niektórzy dają się przekonać – na przykład legendarny pan Zbigniew Bujak, którego w Komitecie Obywatelskim Solidarności z Ukrainą (KOSzU) musiała w tej sprawie molestować pani Bogumiła Berdychowska, co jak wiadomo, gorsze jest od śmierci – toteż pan Bujak wreszcie wyraził pragnienie, by do Donbasu wysłać naszą niezwyciężoną armię. Inni jednak nie idą aż tak daleko i próbują do wojny na Ukrainie wciągnąć Moce Niebieskie.
Oto judeochrześcijański portal „Fronda”, który podejrzewam o aktywne i nie bezinteresowne uczestnictwo w gwałtownie reaktywowanym u nas Stronnictwie Amerykańsko-Żydowskim, wpadł na pomysł, by do zaangażowania się w ukraińskiej wojnie – oczywiście po stronie rządu w Kijowie – podpuścić świętego archanioła Michała. To oczywiście znacznie rozsądniejsze, niż osobisty udział w wojnie, bo ewentualne sukcesy ukraińskiego oręża można przedstawić sponsorowi jako rezultat nieustających „szturmów modlitewnych”, zaangażowania Nieba w słusznej sprawie i zainkasować jurgielt nie tylko z czystym sumieniem, ale nawet in odore sanctitatis.
Ciekaw jestem, do kogo modlą się o powodzenie separatyści i Moskaliki – bo pewnie po ich stronie też niejeden wpadł na ten pomysł. „Z Panem Bogiem łatwiej niż z ludźmi” - twierdził żmudzki szlachcic, pan Surwint, próbując przekonać oficera dowodzącego konwojem, by odstąpił od egzekucji pana Wołodkowicza. Byłoby jeszcze łatwiej, gdyby nie szatan. Ten zawsze namiesza, jak np. w sprawie książki Stefana Kisielewskiego „Sprzysiężenie”, o której pisał Konstanty Ildefons Gałczyński: „Ksiądz założył monokiel, czyta, chwali – głębokie. Dekalogi, akty wiary, to po prostu nie do wiary! – romans teologiczny. (...) Lecz tymczasem na mieście inne były już treście: niby ten sam tytuł w przedzie, ale w środku – strach powiedzieć: PRZYGODY PEDERASTÓW!” Ponieważ jednak słuszna sprawa zwyciężyć musi, a niesłuszna – musi zginąć, to i szatan w końcu zostanie wystrychnięty na dudka – o czym zaświadcza Gałczyński: ”Choć złą sprawę szatan poprze, wszystko się zakończy dobrze”. Jest to tym bardziej pewne, że właśnie na Ukrainę wybiera się pan prof. Leszek Balcerowicz, by reformować tamtejszą gospodarkę. Czegóż chcieć więcej?
Stanisław Michalkiewicz