"Po prostu brak słów."
Musi urodzić nieuleczalnie chore dziecko. Lekarz powołał się na klauzulę sumienia i zaproponował... hospicjum lub adopcję
Agnieszka dowiedziała się, że płód jest poważnie uszkodzony - nie ma czaszki, prawie nie ma mózgu. Dziecko nie ma szans na przeżycie, nie będzie można go też leczyć. A jednak kobieta musi urodzić, bo jak twierdzi: lekarz, powołując się na klauzulę sumienia, nie wskazał miejsca, gdzie może dokonać aborcji, a procedury przeciągał tak długo, by legalne przerwanie ciąży było już niemożliwe - pisze "Wprost". Minister Arłukowicz zapowiedział już, że sprawę kieruje do wyjaśnienia przez Rzecznika Odpowiedzialności Zawodowej Naczelnej Izby Lekarskiej.
"Sprawę prof. Chazana kieruję do wyjaśnienia przez Rzecznika Odpowiedzialności Zawodowej Naczelnej Izby Lekarskiej. Jeśli potwierdzi się, że mogło dojść do złamania prawa, zwrócę się do prokuratury o wyjaśnienie sprawy" - napisał na Twitterze Bartosz Arłukowicz. Minister odniósł się do sprawy, którą opisał tygodnik "Wprost".
- Prof. Chazan zwlekał dwa tygodnie, żebym nie mogła przerwać ciąży zgodnie z prawem. Myślę, że lekarz, który manipulował nami, oszukiwał nas, nie ma sumienia - mówi Agnieszka (imię zmienione) w rozmowie z "Wprost". Kobieta w 22 tygodniu ciąży dowiedziała się, że dziecko nie ma szans na przeżycie - urodzi się nieuleczalnie chore. Jak relacjonuje, uszkodzenia płodu są tak rozległe, że lekarze nie potrafią ich nawet przypisać do konkretnej jednostki chorobowej.
Adopcja lub hospicjum zamiast aborcji
Według relacji kobiety prof. Bogdan Chazan, dyrektor warszawskiego szpitala, w którym prowadzono ciążę, od początku robił wiele, żeby przeciągnąć procedury: nie miał czasu na spotkanie z pacjentką, domagał się kolejnych badań i spotkania z prawnikami twierdzi kobieta. - Usłyszałam, że przecież moje dziecko ktoś może chcieć adoptować. Powiedział, że w każdej chwili może nas skontaktować z hospicjum - opowiada kobieta, która obecnie czeka na poród.
Prof. Chazan miał też podjąć decyzję o odmowie zabiegu za późno, by można było go przeprowadzić w innym szpitalu - tłumaczy kobieta. - Najtrudniej jest, gdy czuję ruchy dziecka. I od razu myślę, że ono przecież umrze, planuję pogrzeb. Będziemy musieli wybrać imię. Inaczej nie będziemy mogli go pochować - opowiada Agnieszka. Złożyła już skargę na prof. Chazana w urzędzie miasta. Po porodzie planuje wniesienie oskarżenia do prokuratury.
Co na to szpital?
Z materiału "Wprost" wynika, że prof. Chazan nie chciał rozmawiać z tygodnikiem o tej sprawie, twierdząc, że nie ma przy sobie dokumentacji, a po godzinie 15 już nie pracuje i wyłącza telefon. Sprawę skomentował natomiast w rozmowie z serwisem Niezależna.pl. Potwierdza w niej, że nie skierował pacjentki do innego szpitala. - Gdybym odesłał do placówki, która wykonuje aborcję, z faktycznie skierowaniem do aborcji - brałbym udział w procedurze aborcyjnej, której nie akceptuję - mówi. Próbowaliśmy dziś skontaktować się z prof. Chazanem, ale uzyskaliśmy informację, że jest zajęty i ewentualna rozmowa będzie możliwa później.
30 stopni poniżej zera to nie było nic nadzwyczajnego, śnieg wtedy fajni skrzypiał i robiło się eksperymenty z wrzątkiem. Co do tych bezdomnych to robią wrzawę w tv jakby to był koniec świata. Każdy jest kowalem swego losu, dobrze wiedza, że są przytułki, ośrodki do ogrzania, że można uzyskać pomoc poprzez policję, straż miejską czy poprosić kogoś =, aby zadzwonił. Ale jak wola pić i marznąc, niech piją i marzną. To wolny kraj każdy może pić i marznąć.