#samobóstwo
Lubisz oglądać nasze filmy z dobrą prędkością i bez męczących reklam? Wspomóż nas aby tak zostało!
W chwili obecnej serwis nie jest w stanie utrzymywać się wyłącznie z reklam. Zachęcamy zatem do wparcia nas w postaci zrzutki - jednorazowo lub cyklicznie. Zarejestrowani użytkownicy strony mogą również wsprzeć nas kupując usługę Premium (więcej informacji).
Wesprzyj serwis poprzez Zrzutkę już wpłaciłem / nie jestem zainteresowany
Ostatnio sporo się dzieje. Rozrzutne wojaże marszałka Kuchcińskiego, amerykańskie naciski na Polskę w związku z restytucją mienia żydowskiego. To idealny moment, aby odwrócić uwagę mediów od innych zdarzeń. A tymczasem dokładnie w ósmą rocznicę niewyjaśnionej, ale z całą stanowczością samobójczej śmierci Andrzeja Leppera doszło do kolejnej, symbolicznej tragedii. Na swoje życie postanowił targnąć się niejaki Brunon Kwiecień, szerzej znany jako Brunon K. Swój pseudonim zyskał po brawurowej próbie wysadzenia w powietrze gmachu Sejmu, najlepiej wypełnionego po brzegi politykami, na których to poszkodowany nie zostawiał suchej nitki. A mówił sporo, także swoim studentom, bo Kwiecień był wykładowcą i cieszył się autorytetem wśród swoich słuchaczy.
W skład utworzonej w 2012 r. organizacji terrorystycznej wchodzili Brunon Kwiecień, co najmniej trzech agentów ABW oraz jeden tajny współpracownik służb. Agenci od początku obserwowali poczynania Kwietnia i jego szczytna misja skazana była na klęskę.
Został aresztowany 9 listopada 2012 r., natomiast proces sądowy rozpoczął się 28 stycznia 2014. 21 grudnia 2015 Sąd Okręgowy w Krakowie wydał wyrok skazujący Brunona Kwietnia na 13 lat pozbawienia wolności[13]. W wyniku apelacji, sąd 19 kwietnia 2017 r. wydał wyrok, w którym zmniejszył karę bezwzględnego więzienia do 9 lat. W dniu 19 kwietnia 2018 roku Sąd Najwyższy oddalił kasację. Długi czas trwania procesu, podczas którego Brunon Kwiecień przebywał w areszcie, a także sposób prowadzenia śledztwa, były przedmiotem kontrowersji w mediach.
Być może całą sprawa niczym pożar Reichstagu, była skrupulatnie zaplanowana i spreparowana. W 1993 roku w Berlinie zapalił się Reichstag. Hitlerowcy oskarżyli o to komunistów, doszło nawet do jakiegoś marionetkowego procesu holenderskiego komunisty, a sam pożar był pretekstem Hitlera, by ogłosić dekret o ochronie narodu i państwa, przy pomocy którego zaprowadził w Niemczech swoje porządki. Biorąc pod uwagę fakt, że był rok 2012 i porządki robić trzeba było (ACTA, Amber Gold, podwyżka wieku emerytalnego) oraz to, że metody hitlerowców ówczesnemu premierowi Tuskowi są dość bliskie, radykalny Brunon Kwiecień był ku temu idealnym pretekstem.
W każdym razie szkoda faceta. Osierocił dwóch synów.
Gówniak którego wieku nie podali w wiadomościach dołaczył do ugrupowania "Cubs of the Caliphat"
Po czym wrócił do domu i można się tylko domyślać jak niechcący wysadził się w powietrze i cała swoją rodzinę.
Cała akcja miała miejsce w Mosulu gdzie isis regularnie prowadzi nabór wśród dzieci które podobnie jak dorośli członkowie isis nie mają mózgu.No cóż,pozostaje tylko wypić za to
link do artykułu:
dailymail.co.uk/news/article-3945566/ISIS-teenage-Cub-Caliphate-kills-...
O sprawie jako pierwsze poinformowały "Nowiny Gliwickie. 28 maja przy autostradzie A4 w Miejscu Obsługi Pasażera w Kozłowie pod Gliwicami zaparkowała ciężarówka. Kierowca planował przerwę w pracy, tunelem pod trasą przeszedł na drugą stronę do zajazdu, gdzie pił alkohol.
Gdy mężczyzna wrócił na miejsce postoju okazało się, że tir zniknął. Przerażony kierowca poprosił o pomoc jednego z pracowników MOP, który zadzwonił na policję. - Mężczyzna opisał, gdzie stał skradziony tir. Kierowca wpadł w panikę. Mówił, że przewozi materiały budowlane za ponad 2 mln zł. Funkcjonariusze od razu pojechali na miejsce - mówi Marek Słomski, rzecznik gliwickiej policji.
Ciało w toalecie na stacji benzynowej
Niedługo później na policję zadzwonił kolejny z pracowników tego samego MOP-u. Tym razem poinformował, że w jednej z toalet na tamtejszej stacji benzynowej znaleziono wisielca. Okazało się, że to 31-letni kierowca tira.
W tym samym czasie policjanci, którzy zajmowali się skradzioną ciężarówką, znaleźli ją po drugiej stronie autostrady. W tirze leżały dokumenty 31-latka. Natychmiast skontaktowano się z jego szefem, który powiedział, że pracownik jechał z ładunkiem blach z Francji na Mazowsze. Właściciel firmy poinformował, że towar był wart sporo mniej niż oszacował to kierowca.
- Wiele wskazuje za tym, że doszło do makabrycznej pomyłki. 31-latek wracając musiał pomylić drogi. Wpadł w panikę i targnął się na swoje życie - przyznaje Słomski.
Paweł Sikora, szef Prokuratury Rejonowej Gliwice-Zachód, przekonuje jednak, że pod uwagę brane są też inne scenariusze zdarzenia. - Dysponujemy już wynikami sekcji zwłok. Wiemy, że mężczyzna był pod znacznym wpływem alkoholu - mówi prokurator.
31-latek był mieszkańcem małej miejscowości w województwie łódzkim.
Jeśli chcesz wyłączyć to oznaczenie zaznacz poniższą zgodę:
Oświadczam iż jestem osobą pełnoletnią i wyrażam zgodę na nie oznaczanie poszczególnych materiałów symbolami kategorii wiekowych na odtwarzaczu filmów