18+
Ta strona może zawierać treści nieodpowiednie dla osób niepełnoletnich.
Zapamiętaj mój wybór i zastosuj na pozostałych stronach
Główna Poczekalnia Soft (1) Dodaj Obrazki Filmy Dowcipy Popularne Forum Szukaj Ranking
Zarejestruj się Zaloguj się
📌 Wojna na Ukrainie - ostatnia aktualizacja: Wczoraj 17:51
📌 Konflikt izrealsko-arabski - ostatnia aktualizacja: Wczoraj 14:20
📌 Powodzie w Polsce - ostatnia aktualizacja: Wczoraj 23:12

#suworow

Szafka
Cara_Al_Sol • 2017-05-29, 8:07
Klasyk.
- Obywatelu, skąd macie tyle pieniędzy?
- Z szafki.
- A kto je tam wkłada?
- Moja żona.
- A skąd żona je ma?
- Ja jej daję.
- A wy skąd macie?
- Obywatelu śledczy, przecież już mówiłem: z szafki.

Pozdrawiam.
Najlepszy komentarz (22 piw)
pakicito • 2017-05-29, 13:29
Obywatelu nowynick, po co się dopierdalasz
Zabójczo szczery Wiktor Suworow.
s................9 • 2014-08-28, 1:46
Poniższy fragment pochodzi ze świetnej książki "GRU - Radziecki wywiad wojskowy" i dedykuję go wszelkim "ekologicznym","pokojowym", "tolerancyjnym" i "postepowym" aktywistom. A nade wszystko piewcom wspaniałości ZSRR, których tu nie brakuje.

Jak było to do łagru:
Cytat:


Omawiając rozmaite rodzaje agentów, czyli obywateli wolnego świata, którzy w ten czy inny sposób sprzedali się GRU, nie można pominąć jeszcze jednej ich kategorii, najbardziej ze wszystkich obrzydliwej. Choć monografia o ambicjach naukowych nie powinna ustosunkowywać się w sposób emocjonalny do omawianego tematu, tutaj jednakże rozgrzesza określenie, jakiego wobec wspomnianych osobników używali między sobą wszyscy oficerowie radzieckiego wywiadu.

Określenie owo brzmi "gównojad" (gawnojed), a skąd się wzięło nie sposób już dzisiaj dojść, używane było od zawsze i wszędzie, niezależnie od ustroju i położenia geograficznego państwa, a dotyczyło członków wszelkiej maści Towarzystw Przyjaźni ze Związkiem Radzieckim, działaczy organizacji pacyfistycznych (z ruchem na rzecz jednostronnego rozbrojenia na czele), Zielonych i innych postępowych radykałów.
Oficjalnie nie można ich było zakwalifikować jako agentów, gdyż nikt ich nie werbował, oficjalnie też wszyscy przedstawiciele Związku Radzieckiego byli wobec nich uprzejmi i przyjacielscy,ale prawda jest inna: gównojad to gównojad i nikt tego nie zmieni.
Oficerowie GRU i KGB zazwyczaj szanowali swoich agentów. Motywy ich działania były jasne: albo przymus (np. szantaż), albo chęć wzbogacenia lub pragnienie mocnych wrażeń. To wszystko jest normalne. Poza tym agenci ryzykują: jeśli wpadną, to nie będzie ani gotówki, ani podniecającego dreszczyku emocji tylko długie lata nudy za kratkami albo nawet kara śmierci. Natomiast motywy postępowania gównojadów były dla każdego obywatela Związku Radzieckiego całkowicie niezrozumiałe.
W Związku Radzieckim każdy marzył, żeby znaleźć się za granicą - gdzie, to sprawa drugorzędna (mogła być nawet Kambodża). Kiedy Rosjanin chce powiedzieć, że coś jest naprawdę dobre - mówi: "To jest zagraniczne". Nie jest ważne skąd albo jakiej jest jakości - jest zagraniczne, a więc dobre. A tu nagle człowiek znajduje takiego przyjaciela Związku Radzieckiego, który ma wszystko (od żyletek Gillette po perfumowane prezerwatywy), który może wszystko kupić w sklepie (nawet banany), a który wychwala pod niebiosa Związek Radziecki. Jest to tak patologiczne, że jedynym właściwym określeniem był "gównojad".
Pogarda, jaką oficerowie GRU i KGB żywili wobec takich osobników, nie oznaczała naturalnie, że nie wykorzystywali ich gdzie i jak się dało, i to absolutnie nie zważając na ich bezpieczeństwo (w przeciwieństwie do bezpieczeństwa agentów). Gównojady robili wszystko - nawet przychodzili na spotkania do tak nie rzucającego się w oczy miejsca jak radziecka ambasada.
Nikt ich nie werbował, bo i po co - i tak robili, co im się kazało. Zwykle chodziło o jakieś drobiazgi: informacje o sąsiadach, współpracownikach czy znajomych, czasem o zorganizowanie przyjęcia z udziałem kogoś interesującego GRU. Po przyjęciu GRU oficjalnie takiemu dziękowało i kazało zapomnieć o wszystkim. Gównojad to dobrze wychowany osobnik - zapominał wszystko i to natychmiast, ale GRU nigdy nie zapomina...
Z czasem wielu gównojadów się ustatkowało. Osobnicy ci, zamieniwszy porwane dżinsy na garnitury od najlepszych krawców, zasiadają obecnie w gustownie urządzonych gabinetach, piastując często wysokie funkcje państwowe.
Nie pamiętają już "szlachetnych" porywów młodości, lecz tylko do czasu.

Specnaz- elementy szkolenia
Spur • 2013-01-17, 19:40
SPECNAZ

Ostatnio na sadisticu pojawiło się kilka artykułów bardziej lub mniej historycznych, a rutyną są faworyci Nagrody Darwina z Rosji. Stwierdziłem, że można by to połączyć i opisać najbardziej elitarne jednostki nadwołżańskiej krainy. Temat o tyle (wg mnie) ciekawy, że tam zwykły cywil jest cholernie niebezpieczny i nietypowy.
Nie będę się jednak skupiał na historii, bo daty, nazwiska i masa nazw radzieckich instytucji nie należą do najciekawszych elementów Specnazu. Tematem będzie szkolenie, czyli to, co może każdego sadola zadowolić. Cytaty pochodzą ze Specnazu Wiktora Suworowa.



Najpierw słowo wstępu: Specnaz- wyraz powstały przez sklejenie dwóch innych „specjalnoje naznaczenije”, co oznacza „specjalnego przeznaczenia”. To uderzeniowe formacje radzieckiego wywiadu wojskowego, które w swych działaniach łączyły elementy szpiegostwa, terroru oraz szeroko pojętych akcji dywersyjnych i partyzanckich. W ich skład wchodzili zakonspirowani agenci, czyli cudzoziemcy zwerbowani przez radzieckich szpiegów, zawodowe oddziały złożone z najlepszych sportowców ZSRR- często rekordzistów świata czy mistrzów olimpijskich- oraz oddziały utworzone ze starannie wybranych i doskonale przeszkolonych żołnierzy z poboru.

„Dzień był zimny i pochmurny. Wiał porywisty wiatr. Po niebie mknęły postrzępione chmury. Zastępca szefa Specnazu 17. Armii i ja staliśmy obok starego mostu kolejowego. Wiele lat temu budowano tu linię kolejową, a z jakichś przyczyn jej nie ukończono. Pozostał po niej most nad ołowianą wodą. Wydawał się bardzo wysoki, co najmniej piętnaście metrów.

Trwały zawody Specnazu, w których ja i podpułkownik byliśmy stroną oceniającą. Otaczała nas nieopisana pustka. Olbrzymie połacie lasu, w których niedźwiedzia można spotkać częściej niż człowieka.

Trasa zawodów liczyła wiele dziesiątków kilometrów. Mokrzy, czerwoni z wysiłku żołnierze, obwieszeni bronią i oporządzeniem pokonywali ją kilka dni- biegiem, szybkim marszem, znów biegiem. Twarze zarosły im brudną szczeciną, jedzenia nie ma, wody można napić się tylko ze strumyków i jezior. Normy postawione bardzo ostre. Na trasie przygotowano wiele nieprzyjemnych, trudnych do przewidzenia przeszkód. Na naszym punkcie kontrolnym pomarańczowe strzałki wskazują żołnierzom, że muszą wbiec na most. Pośrodku mostu kolejna strzałka pokazuje ostrym szpicem wprost na barierkę. Następny żołnierz, biegnący daleko za swoją grupą, wkroczył na most. Ze zmęczenia patrzy tylko pod nogi. Ale o to dotarł na środek mostu, pobiegł dalej, potem nagle się zatrzymał. Zawrócił, patrząc na strzałkę, która pokazuje Mo drogę ku krawędzi. Spojrzał przez barierkę. Na odległej, błotnistej wysepce porośniętej trzciną dostrzegł następną strzałkę. Ogromna pomarańczowa, widoczna z daleka. Żołnierz zagwizdał niewesoło. Wdrapał się na barierkę, zaklął i z całym swym wyposażeniem skoczył. Kiedy leciał w dół, także chciał w dosadnych, żołnierskich słowach wyrazić, co myśli o swym losie i całym Specnazie, wyszedł jednak z tego tylko długi, rozdzierający skowyt. Plusnęła czarna, zimna woda. Długo nie wypływał. W końcu na powierzchni pojawiła się jego głowa. Była już późna jesień, woda była lodowata, ale żołnierz płynął ku odległej wyspie. A przed nim jeszcze daleka droga. Nie było żadnych środków ratowniczych. A i ratować nie było komu.

- A jeśli ktoś utonie?- nie wytrzymałem.

- Jeśli utonie, to znaczy, że nie nadawał się do Specnazu.

Nie nadawał się do Specnazu- w tym zdaniu zamyka się cała filozofia szkolenia bojowego.

Programy szkolenia bojowego Specnazu opracowane zostały przy udziale najlepszych psychiatrów w Związku Radzieckim. Jednym z najistotniejszych aspektów przygotowania bojowego jest umiejętność przeżycia w ekstremalnych warunkach. Związek Radziecki był ogromnym krajem. Było w nim wystarczająco wiele miejsc, gdzie w promieniu setek kilometrów nie ma żadnego człowieka. Najlepszy sposób treningu to desantowanie niewielkiej grupy (3-4 ludzi) na spadochronach w zupełnie nieznanym miejscu, gdzie nie ma ludzi, dróg, niczego oprócz oślepiających połaci śniegu. Zwykle takiej grupie nie dawano ani mapy, ani kompasu. Każdy z członków grupy jest uzbrojony w karabin Kałasznikowa, ale posiada do niego tylko jeden nabój. Oprócz tego każdy dostaje nóż i saperkę. Zapas żywności jest także minimalny. Czasem to minimum oznacza: nic. Nie wiadomo też, ile grupa będzie musiała maszerować: dzień, 5 dni czy też 15. Nabój można wykorzystać w dowolny sposób- na zabicie jelenia, łosia, niedźwiedzia. Mięsa takiego zwierza starczyłoby na długą drogę. Ale z drugiej strony, co będzie jeśli zaatakują wilki, a naboju nie ma?

Szkoła przetrwania rozpoczyna się od przygotowania indywidualnego. Zanim żołnierz trafi do grupy, powinien wcześniej umieć przeżyć sam, sprawdzić własne siły. W przeciwnym razie jeśli wysłana zostanie grupa złożona z żołnierzy, którzy nie mają wcześniejszego treningu indywidualnego, u najsłabszego z nich może pojawić się pokusa zjedzenia w krytycznej sytuacji własnego towarzysza. Rozmowy z żołnierzami Specnazu pokazywały, że przy silnym wyczerpaniu pokusa kanibalizmu jest bardzo silna.

Aby trening w warunkach ekstremalnych był bardziej realistyczny, grupa nie ma ze sobą radiostacji, w ten sposób nie może przekazać żadnego wezwania o pomoc.

Zajęcia zaczynają się od skoku spadochronowego w najbardziej nieprzyjaznych dla człowieka warunkach: na cienki lód, w las, w górach. W 1982 roku trzech radzieckich spadochroniarzy wykonało nawet skok do krateru Wulkanu Awaczyńskiego. Ich zadanie rozpoczęło się od wydostania krateru. Marsze rozpoczynano także na szczycie Elbrusu (5642 m n.p.m), Piku Lenina (7134 m n.p.m) czy Piku Kommunizma (7495 m n.p.m).

Zrozumiałe, że w warunkach współczesnej Europy potrzebne są inne nawyki i szkolenie o nieco innych charakterze. Takie treningi były przeprowadzane, zresztą nie mniejszą intensywnością. W tym celu żołnierzy Specnazu ubierano w czarne, więzienne drelichy i wypuszczano nocą w centrum dużego miasta. Przy tym miejscowe radio i telewizja podawały informacje, że z więzienia zbiegła grupa szczególnie groźnych przestępców. „Przestępcy” mieli rozkaz wrócić do koszar. Z kolei miejscowej milicji i wojskom MWD wydawano rozkaz szukania zbiegów. Tylko najwyżsi dowódcy MWD wiedzieli, że są to ćwiczenia. Placówki niższego szczebla działały jak w realnych warunkach. Zazwyczaj dowództwo informowało posterunki, że nie są uzbrojeni i o ich schwytaniu natychmiast należy zawiadomić zwierzchników. Jednak milicja bardzo często nie wierzyła, że przestępca nie jest uzbrojony i dlatego używała broni. Czasem schwytanego przekazywano pobitego do nieprzytomności. Wykorzystywano także psy.

Oficer Specnazu ma za sobą także specjalne kursy językowe, oprócz tego w każdej kompanii znajdował się oficer-tłumacz, który biegle posługiwał się co najmniej dwoma językami. Ale Specnaz ma przecież działać w niewielkich grupach i taka osoba nie zawsze będzie pod ręką, więc przesłuchujący jeńca żołnierz powinien w pewnym zakresie rozumieć język wroga. Zwykły żołnierz Specnazu władał, oczywiście w niezbędnym zakresie, piętnastoma językami obcymi. Ile czasu wymagało takie przygotowanie? Dwóch minut.

Wyobraź sobie, że pojmała Cię grupa Specnazu. Twojemu koledze na pokaz przypalili dłonie rozpalonym żelazkiem i wbili w głowę wielki gwóźdź. Pytająco patrzą na Ciebie, kiwnąłeś głową: to znaczy, że zgodziłeś się mówić. Każdy żołnierz ma jedwabną chustkę z podręcznym słownikiem- to płachta jedwabiu z szesnastoma rzędami pytań i odpowiedzi. Pierwsze zdanie brzmi: „Milcz, bo cię zabiję.” Podoficer wskazuje na nie. Obok jest ono przetłumaczone na angielski, francuski, niemiecki i inne języki.

Żaden żołnierz nie ma prawa bać się ognia. W całej Armii Radzieckiej, w każdym rodzaju wojsk, przykładano kolosalne znaczenie do psychologicznego szkolenie żołnierzy na wypadek kontaktu z ogniem. W marynarce stare okręty podwodne stawiano na mieliznach, zamykano kilku marynarzy w przedziale i wzniecano w nim pożar. W wojskach pancernych czołgistów zamykano w starym czołgu i podkładano pod niego ogień czy też wzniecano pożar wewnątrz. A często i tu, i tam. Żołnierz Specnazu nie był zwyczajnym żołnierzem- przychodziło mu częściej spotykać się z ogniem niż komukolwiek innemu dlatego ogień towarzyszył szkoleniu bojowemu od pierwszego do ostatniego dnia. Minimum raz dziennie widzi on ogień, który stanowić może zagrożenie dla jego życia. Zmusza się go do skoków przez szerokie rowy, na których dnie huczą płomienie. Biega po palących się pomieszczeniach i mostach. Skacze na motocyklu pomiędzy ścianami ognia. Pożar może wybuchnąć obok niego w dowolnym momencie: kiedy śpi, je, wykonuje skok ze spadochronem. Żołnierza uczono walki z ogniem i sztuki ochrony przed nim siebie i kolegów wszystkimi możliwymi sposobami: turlania się po ziemi, żeby ugasić płonącą odzież, tłumienia płomieni ziemią, gałęziami, pałatką. W walce z ogniem najważniejsze było nie to, aby nauczyć metod obrony przed nim, ale wpoić przekonanie, że ogień to codzienny towarzysz jego życia, który zawsze jest obok żołnierza i go nie opuszcza.

Kolejnym elementem szkolenia było oswojenie z widokiem krwi i zabijaniem. Dla Specnazu to zadanie było znacznie ważniejsze i bardziej skomplikowane niż na przykład piechura. Żołnierz piechoty zabija zwykle z odległości powyżej 100 metrów. Nie widzi wyrazu twarzy wroga. Żołnierz Specnazu powinien zabijać przeciwnika, patrząc mu prosto w oczy. Dane mu będzie patrzeć na krew, często należącą do niewinnych ludzi.

Grupę młodych żołnierzy Specnazu zrywa w nocy z łóżek dźwięk alarmu bojowego i każe się dać w „pościg za agentem.” Wielokilometrowy tor przeszkód. Przeszkód jest bardzo wiele. Połamane schody, szczeliny w murze, liny nad rowami i lejami. Wszystko mokre i oślizgłe. Na trasie jest wiele zburzonych domów. Wszystko jest rozbite, połamane, ziemię zalegają odłamki szkła. Po poligonie pełzną światła reflektorów, które tylko oślepiają. Wbiegają do ciemnej piwnicy. Drzwi wyrwane z zawiasów. Cała grupa w pełnym biegu, ani na chwilę nie zwalniając, rzuca się w lepką ciecz. Nagle rozbłyskuje światło. Oni nie są w wodzie. Wszędzie jest krew! Krew po kolana, po pas, po pierś. Na ścianach i suficie kawałki zgniłego mięsa, zwały wnętrzności. Stopnie śliskie od śluzowatych kawałków mózgu. Po chwili ktoś spuszcza ogromnego psa. Wyjście jest tylko jedno.

Później do programu można włączyć takie śmieszne ćwiczenie: złapać ciężarną kotkę, brzytwą rozciąć jej brzuch i policzyć ile miała kociąt. Żołnierz nie ma rękawiczek, kotka drapie, a jemu nikt nie pomaga. Jako „instrument chirurgiczny” pozwalają mu tylko wykorzystać tępe i na dodatek połamane ostrze do golenia.

Oddziały Specnazu często trenowały w centrach szkoleniowych gdzie szczegółowo i w sposób możliwie zbliżony do rzeczywistości odtwarzano warunki i atmosferę rejonów przyszłych działań bojowych. W takich centrach spotykało się makiety rakiet Pluton, Pershing, Lance, samolotów-nosicieli broni atomowej, Mirage IV, Jaguar i innych systemów artyleryjskich. Grupy, które działały przeciwko takim obiektom, miały do przebycia wiele linii zasieków i wiele punktów kontrolnych. Grupa, którą ochrona obiektu pojmała, była poddana torturom, aby wybić z głów żołnierzy Specnazu możliwość znalezienia się w niewoli, zarówno w realnych warunkach, jak i na ćwiczeniach. Stale zwracano im uwagę, że niewola jest gorsza od śmierci. Przy tym wagę przykładano bynajmniej nie do szlachetnych motywów. Po prostu żołnierzom pokazywano filmy dokumentalne z okresu II wojny światowej, odwiedzali też oni muzea na miejscu dawnych obozów koncentracyjnych. Początkowo żołnierza ścigano na ćwiczeniach i po pojmaniu okrutnie torturowano, potem pokazywano mu filmy z okresu wojny, potem chwytano znowu, torturowano i znów pokazywano okropności obozów koncentracyjnych.

Warto też wspomnieć o Sambo, systemie walki stworzonym w ZSRR w latach 30. Niejaki Oszczepkow był trenem oddziałów specjalnych. Opracował system chwytów i uderzeń dla obrony człowieka walczące z jednym lub kilkoma przeciwnikami uzbrojonymi w różnorodne typy broni. Podstawą systemu było karate i judo. Stworzono metody walki z przeciwnikiem uzbrojonym w bambusowy kij, pistolet, nóż, kastet, karabin z bagnetem i bez niego, łom, łopatę. Ćwiczono przeróżne kombinacje: jeden człowiek z łopatą, drugi z pistoletem; jeden z łomem, drugi ze sznurem; jeden z długą łopatą, drugi z saperką; jeden z toporem na trzech z gołymi rękami itd. „

To oczywiście tylko fragmenty. Do tego należy dodać nieludzkie warunki podczas szkolenia, brutalną rywalizację między członkami i rolę psychologów, którzy robili ze zwykłych ludzi maszyny do zabijania. Jeżeli ktoś się zainteresował, to odsyłam do całości. Aha, jeszcze jedno. Opisy dotyczył Specnazu ZSRR, który był jego pięścią i aparatem tak samo ważnym jak KBG lub nawet ważniejszym. To, co można zauważyć w dzisiejszych czasach, to już nie to samo.