Postanowiłem przepisać jeden z felietonów Clarksona z książki "Moje lata w Top Gear". Książka zawiera zbiór krótkich tekstów pisanych przez Jeremyego na przełomie lat 1993 do 2011. Ten fragment powstał w roku 1996. Nie sposób nie zgodzić się z tym co napisał lata temu.
Historia zna wielu kontestatorów aktualnego systemu, których marzenia o stworzeniu nowego porządku świata rozbłyskały niczym najjaśniejsze gwiazdy na firmamencie, po czym wypalały się i gasły. Już w XIX wieku świat zaczął doświadczać najskrajniejszych form ektremizmu - od faszyzmu, aż po komunizm - i jakoś to przetrwał. Kiedy runął mur berliński, wszyscy odetchnęliśmy z ulgą; zawsze jednak znajdą się jacyś nowy przeciwnicy istniejącego porządku, którzy z determinacją dążyć będą do stłamszenia wolności poglądów i demokracji. Nigdy nie zdołamy na dobre pozbyć się idealistów - prędzej czy później ponownie wychyną na powierzchnię, uzbrojeni w jakiś nowy rodzaj zbiorowej tożsamości.
Obecnie powrócili pod sztandarem ochrony środowiska naturalnego. Kontynuują swoją krucjatę, dążąc do położenia kresu komercjalizmowi i oddania władzy w ręce ludu, przy czym wygląda na to, że tym razem udało im się trafić w czuły punkt. "Jeśli nie zmienimy swojego postępowania, nasza planeta umrze. Pięć minut na geologicznym zegarze wystarczyło, byśmy zmienili raj w wysypisko śmieci".
Gówno prawda. Środowisko naturalne w ogóle ich nie obchodzi; cała ta ich rzekoma troska to tylko rodzaj broni, pozwalającej im uderzyć w system, którego żaden idealista nigdy nie potrafił zaakceptować - w demokrację. Mimo to udało im się osiągnąć spektakularne efekty. Głupie, krótkowzroczne rządy na całym świecie wystraszyły się rosnącej sympatii dla tak zwanych "zielonych" i wprowadziły drakońskie przepisy, wymierzone w coś, co rządzący uznali za łatwą ofiarę - w silnik spalinowy.
Firmy samochodowe okazują się takimi samymi mięczakami. Dlaczego po prostu nie pójdą na Downing Street i nie wytłumaczą, że branża samochodowa przynosi brytyjskiemu fiskusowi olbrzymie wpływy w wysokości osiemnastu miliardów funtów rocznie? Zamiast tego zafundowali nam idiotyczną reklamę, w której polne maki budzą się do życia, gdy obok nich przejeżdża Mercedes klasy E.
Pozwólcie, że zapoznam was z kilkoma faktami. Podczas Londyńskiego Maratonu do atmosfery uwalniane jest więcej dwutlenku węgla niż podczas wszystkich wyścigów w całym sezonie Formuły 1. Jedne dom wytwarza więcej tak zwanych gazów cieplarnianych niż wasz samochód. A jak powiedział mi doradca organizacji Friends of the Earth, dziewięćdziesiąt siedem procent łącznej światowej emisji dwutlenku węgla pochodzi ze źródeł naturalnych. Jeśli nawet pozostałe trzy procent, za emisję których odpowiedzialny jest człowiek, nie zostanie po prostu zaabsorbowane przez oceany, to wywołanie przez nie ocieplenie spowoduje większą dynamikę pogody, więcej opadów śniegu nad lądami i w efekcie niższy poziom mórz!
Samochody nie wywołują astmy. Nie srają na ulicach i nie roznoszą duru brzusznego.. A odkąd wprowadzono katalizatory spalin, zmniejszaniu uległa także ilość trujących gazów wydechowych. Emisja ołowiu spadła o dwie trzecie. Emisja siarki zmniejszyła się dziesięciokrotnie.
Ekociule nie przestają jednak mendzić, że powinniśmy pozostawić samochody w domu i korzystać z autobusów. Dlaczego? Bo w ten sposób gospodarka zwolni do tempa, w jakim poruszają się ślimaki, przez które wstrzymano budowę obwodnicy Newbury. Gdyby ekociule postawili na swoim, wszyscy wylądowalibyśmy na drzewach, odżywialibyśmy się soczewicą i nie byli włosów. Z pewnością to o to im chodzi, bo głoszone przez nich poglądy nie mają nic wspólnego z rzeczywistością.
Kiedy dokucza mi astma lub trądzik, zażywam lekarstwa, by temu zaradzić. Kiedy jest mi zimno, włączam ogrzewanie. Kiedy gdzieś się wybieram, biorę Jaguara. Kiedy jestem głodny, zjadam big maca. A kiedy jestem zdenerwowany, zapal marlboro.
Każda z tych rzeczy sprawia, że życie staje się łatwiejsze i przyjemniejsze. To one zapewniają miejsca pracy i dobrobyt. Dzięki nim społeczeństwo może kroczyć naprzód obraną przez siebie ścieżką.
Gdyby ktoś nam to odebrał, musielibyśmy przemyśleć wszystko od nowa. Musielibyśmy wymyślić system, w którym nie byłoby miejsca dla pieniądza - żeby robienie rzeczy, które mogą zaszkodzić środowisku, nie przyniosło żadnych profitów.
Nie ma mowy, by konstruowaniem takiego systemu mógł kierować zespół ludzi; cała odpowiedzialność musiałaby zatem spocząć na barkach jednego człowieka. Co oznacza, że skończylibyśmy z wybieraniem naszych przedstawicieli.
Niemożliwe byłoby również wprowadzenie tego system na ograniczonym obszarze. Oczyszczanie Wielkiej Brytanii nie miałoby bowiem sensu, gdyby Francuzi nadal faszerowali Ocean Spokojny plutonem. Ten jeden człowiek musiałby więc stać się globalnym dyktatorem. Bogiem.
Jeśli obrońcom środowiska uda się kiedyś zrealizować swoje marzenia, będziecie mogli pożegnać się z wolnością poglądów i przywitać z gestapo lub KGB, w zależności od tego, jaką nazwę otrzyma ich tajna policja.
Tak naprawdę ruch na rzecz ochrony środowiska jest tak samo niebezpieczny jak komunizm i faszyzm.
Ale nie musimy się martwić. Zdrowy rozsądek zawsze w końcu tryumfuje nad ekstremizmem. Nadejdzie kiedyś dzień, w którym w bunkrze Greenpeace rozlegnie się upragniony odgłos wystrzału z lugera.