Administracja Baracka Obamy twierdzi, że rząd Syrii przekroczył cienką czerwoną linię, jaką było użycie broni chemicznej. W związku z tym nie ma wyjścia i musi ukarać Baszara el-Asada, by nikt w przyszłości nie myślał, że takie zachowanie pozostanie bezkarne. Okazuje się, że wcześniej bezkarne pozostawało.
W swoim piątkowym wystąpieniu sekretarz stanu USA John Kerry mówił, że "około 100 lat temu, po pierwszej wojnie światowej cywilizowany świat zgodził się, że nie wolno już nigdy użyć broni chemicznej". Dodawał, że "jeśli USA i społeczność międzynarodowa nic nie zrobi, w nieskończoność podobne kraje będą starały się sprawdzić, czy mogą zrobić wszystko, bez reakcji ze strony społeczności międzynarodowej". W następnym przemówieniu Kerry poszedł krok dalej i stwierdził, że rzekome działanie el-Asada stawia go w jednym szeregu z Saddamem Hussajnem i Adolfem Hitlerem. Podkreślił również, że atak chemiczny z 21 sierpnia to zbrodnia przeciwko ludzkości i najgorszy atak chemiczny w XXI wieku.
Na pewno nie jedyny. Rok 2004, Faludża w Iraku. Wojska amerykańskie postanowiły odbić 300 tysięczne miasto, będące głównym bastionem sunnickich rebeliantów. Przed atakiem większość cywilów w popłochu uciekała z miasta, nie wszystkim – w tym kobietom i dzieciom - się to jednak udało. Walki były trudne, muzułmańscy bojownicy nie zamierzali się poddać. Amerykanie próbowali ich pokonać ostrzeliwując miasto z broni konwencjonalnej, nie przynosiło to jednak oczekiwanych sukcesów.
W końcu – najgorsza od czasów Wietnamu – bitwa dobiegła końca i zwycięzcy Amerykanie wjechali do miasta, które w zasadzie przestało istnieć. W walkach oficjalnie zginęło około 1,2 tysiąca muzułmańskich rebeliantów i 51 żołnierzy USA. Zabitych cywilów nikt nigdy nie policzył.
Jak Amerykanom udało się rozbić defensywę rebeliantów? Odpowiedź zawiera się w dwóch słowach – biały fosfor. W Iraku bitwa obrosła legendą, mówiono, że żołnierze z USA użyli niezwykłej broni, przed którą rebelianci nie byli w stanie się obronić. Nie tylko rebelianci. Opadające po walkach dymy i kurz odsłoniły spalone, czarne ciała, zwęglone aż do kości, ze stopionymi twarzami.
Jako pierwsza, użycie białego fosforu przez Amerykanów w walkach i Faludżę, ujawniła włoska telewizja RAI News 24. W wyemitowanym przez tę stację filmie dokumentalnym pokazano makabryczny obraz wojny, a na temat używanych w walkach metod wypowiadał się m.in. Jeff Englehart – żołnierz, który brał odział w szturmie na Faludżę. Twierdził on, że słyszał przez radio rozkazy użycia białego fosforu. Widział też skutki jego użycia. - Spalone ciała, spalone kobiety i dzieci, biały fosfor zabija bez różnicy. Kiedy dotyka skóry, pali ciało aż do kości – mówił.
Amerykanie początkowo zaprzeczali. Później twierdzili, że ofiary nie mogły zginąć od białego fosforu, a ten używany był tylko jako tarcze świetlne i zasłony dymne oraz że nie był stosowany przeciwko ludziom.
W te zapewnienia nie uwierzyli jednak internauci, którzy docierali do kolejnych, nowych dowodów użycia białego fosforu. Jednym z nich był wywiad z amerykańskiego pisma wojskowego, którego udzieliło trzech żołnierzy US Army. Przyznali oni otwarcie, że używali oni pocisków z białym fosforem. Początkowo stosowali je jako zasłony dymnych, ale szybko skierowali w stronę rebeliantów. Jak relacjonowali, biały fosfor "okazał się skuteczną i uniwersalną bronią, potężnym psychologicznym orężem przeciw rebeliantom ukrytym w okopach i w gniazdach oporu, których nie mogli dosięgnąć bronią eksplozywną". Co więcej, zeznali, że "broń okazała się tak destrukcyjna, że zasłony dymne zaczęto tworzyć za pomocą innych pocisków, aby oszczędzić biały fosfor do śmiercionośnych zadań".
W końcu, pod presją mediów i społeczności międzynarodowej Amerykanie ustami rzecznika Departamentu Obrony ppłk. Barry'ego Venable'a przyznali, że użyli białego fosforu do walki z rebeliantami, zastrzegając jednak, że nie zrobili tego w stosunku do cywilów. Z relacji amerykańskiego reportera Darrina Mortensona, który oficjalnie znajdował się w baterii moździerzy, wynika, że podczas pierwszego ataku na Faludżę dowódca Nicholas Bogert nakazał "bombardować miasto niejako na ślepo, nie wiedząc nigdy co jest celem, gdzie i na kogo spadną pociski".
Po przyznaniu się do użycia białego fosforu Amerykanie zastrzegali, że jest to broń legalna i zgodna z prawem wojennym. - Kula przechodzi przecież przez skórę szybciej niż biały fosfor – argumentował gen. Peter Pace. Podkreślano też, że nie jest to broń chemiczna. Tak było w roku 2004, bo 13 lat wcześniej, w 1991 roku, Departament Stanu USA pisemnie oskarżył Saddama Hussajna "o użycie broni chemicznej, jaką jest biały fosfor, przeciwko rebeliantom kurdyjskim i ludności cywilnej w prowincjach Erbil i Dohuk". Być może miano broni chemicznej dla Amerykanów nie zależy od rzeczywistego rodzaju tej broni, ale od tego, kto jej używa.
Cofnijmy się jeszcze dalej. W 1979 roku Saddam Hussajn nie był jeszcze terrorystą, dyktatorem i śmiertelnym wrogiem USA, ale świeżo upieczonym prezydentem Iraku i potencjalnym sojusznikiem USA, które obawiały się, że Iran po rewolucji Chomeiniego doprowadzi do podobnych sytuacji w sąsiednich krajach. W 1980 roku między Irakiem a Iranem wybuchła wojna, w której Stany Zjednoczone jednoznacznie opowiedziały się po stronie Hussajna i udzielały mu wymiernego wsparcia. Podczas tego, trwającego osiem lat konfliktu, używanie broni chemicznej przez irackie wojska nie było dla USA niczym zdrożnym. Już w 1984 roku, Irakijczycy użyli przeciwko nacierającym wojskom irackim gazu paralityczno-drgawkowego Tabun. W 1988 roku, przewaga Iranu rosła i wydawało się, że Hussajn poniesie klęskę. Nie chcąc na to pozwolić, prezydent USA Ronald Reagan nakazał powiadomić swojego ówczesnego sojusznika o dokładnym położeniu, ruchach, systemach obrony i kluczowych obiektach wojsk irańskich. Nie reagował również na co najmniej czterokrotne użycie gazu nerwowego sarin przez Irakijczyków.
W trakcie wojny swój interesy próbowali zrealizować też iraccy Kurdowie, dążący do utworzenia niepodległego państwa. Przy wsparciu Iranu również oni stanowili zagrożenie dla Hussajna. Ten, widząc brak reakcji Amerykanów również przeciwko nim postanowił użyć broni chemicznej – ze szczególnym uwzględnieniem iperytu i tabunu. Szacuje się, że w jednej tylko wiosce Halabja, broń chemiczna zabiła około 5 tysięcy osób. Stany Zjednoczone nie zareagowały.
10 sierpnia 1962 roku. Wojna w Wietnamie. Amerykanie po raz pierwszy w trakcie tego konfliktu rozpiły toksyczną substancję o nazwie Agent Orange. Celem ataków powtarzanych aż do 1971 roku były zniszczenie roślinności, skutecznie utrudniającej wojskom amerykańskim walkę z Vietcongiem. Gęsto zarośnięta dżungla nie pozwalała armii Stanów Zjednoczonych i ich sojusznikom w pełni wykorzystać swojej przewagi technicznej. Naloty bombowe nie mogły być skuteczne kiedy przeciwnicy ukrywali w gęstej roślinności. Celem nie byli ludzie, ale skutki tych ataków są odczuwalne do dziś. W ciągu dziesięciu lat operacji zużyto ponad 75 milionów litrów tęczowych herbicydów, które spadły nie tylko na Wietnam ale także na Laos i Kambodżę.
Jak się okazało, użyte przez Amerykanów substancje były skażone TCDD, jedną z najbardziej toksycznych dioksyn. Dostały się one do gleby i wód pitnych. Zdaniem Wietnamu, na bezpośrednie działanie środka było wystawionych prawie 5 milionów ludzi. Zginęło lub zostało trwale okaleczonych 400 tysięcy z nich. „Agent Orange" działał nie tylko na tych których oprysk dotknął w bezpośredni sposób czy tych, którzy spożywali żywność lub wodę ze skażonych terenów. Wiele dzieci kobiet które w jakikolwiek sposób były narażone na działanie substancji toskycznej znajdującej się w „Agent Orange", rodziły się z różnego rodzajami deformacjami kończynm, twarzy, zaburzeniami psychiki i wieloma innymi problemami zdrowotnymi. W procesach wytoczonych producentom "Agent Orange" wypłacono setki milionów dolarów odszkodowań.
Protokół Genewski wprowadzony w 1925 roku zakazuje używania na wojnie gazów bojowych. Nie podpisał go wspomniany wyżej Irak, nie zrobiła też tego, oskarżana o użycie gazu nerwowego sariny pod Damaszkiem, Syria. Stany Zjednoczone zrobiły to w 1975 roku natomiast od 1980 zobowiązała się, że będzie zapobiegać użycia broni chemicznej.
Barack Obama, John Kerry i David Cameron są przekonani, że ataku chemicznego pod Damaszkiem dokonał rząd Baszara el-Asada. Wciąż nie znamy w tej sprawie raportu ONZ, który i tak nie wskaże winnych, a odpowie jedynie na pytanie, czy do użycia broni chemicznej rzeczywiście doszło. Mimo to, są w ONZ osoby, których zdaniem za atak gazami bojowymi odpowiadają rebelianci.
- Zeznania świadków i poszkodowanych w Gucie Wschodniej pod Damaszkiem wskazują, że gaz paralityczno-drgawkowy został użyty przez bojówkarzy opozycyjnych – oświadczyła w wywiadzie dla szwajcarskiej telewizji członkini komisji śledczej ds. ewentualnych naruszeń praw człowieka w Syrii, Carla Del Ponte. Szwajcarska prawnik, która była wcześniej głównym prokuratorem Międzynarodowego Trybunału Karnego dla Rwandy (od sierpnia 1999 roku do 2003 roku) oraz głównym prokuratorem Międzynarodowego Trybunału Karnego dla byłej Jugosławii (od 1999 roku do grudnia 2007 roku).
Jak podaje Associated Press, również wielu przedstawicieli amerykańskich władz twierdzi – mimo wypowiedzi Kerrego i Obamy - że dowody użycia broni nie są niezbite. Według raportu amerykańskiego Dyrektora Wywiadu, wywiad amerykański nie ma już pewności takiej jak przed sześcioma miesiącami dotyczącej tego, gdzie znajduje się syryjska broń chemiczna. Nie ma też dowodu dotyczącego użycia tej broni.
Być może dlatego Barack Obama mimo wyrażanej pewności, co do samego ataku i jego autorów, zwleka z podjęciem decyzji o interwencji i czeka na rozstrzygnięcia w Kongresie, a brytyjska Izba Gmin wyraziła swój sprzeciw do udziały Wielkiej Brytanii w tej misji. Pamiętają oni bowiem rok 2002, kiedy to szef CIA George Tenet mówił o pewnych dowodach posiadania broni masowego rażenia przez Saddama Husseina. Broni, której nie znaleziono.
/źródło:
rp.pl/artykul/1043031,1044194-Bron-chemiczna-w-Syrii---podwojne-standa...
Gówno prawda.
Zostały nawet tworzone specjalne pododdziały specjalizujące się w penetrowaniu tuneli. Nazywano ich "szczurami tunelowymi".
Kilka ciekawostek.
- Na obrazku widać szyb w dolnej części wypełniony wodą, to swego rodzaju syfon, który zatrzymywał gazy wpuszczane do środa przez Jankesów.
- broń amerykanów średnio nadawała się do walki w tych specyficznych warunkach, huk z broni w ciasnym pomieszczeniu po prostu ogłuszał żołnierza. "Szczury" często zwracali się do swoich rodzin w kraju z prośbą o przysłanie „cywilnych” pistoletów lub rewolwerów. Największą popularnością cieszyły się niemieckie Walthery.
- Niebezpieczne było nawet wyjście z tunelu po wykonanej misji. Umorusany po czubek głowy, drobny żołnierz mógł być wzięty przez swoich za Wietnamczyka i zastrzelony, gdy tylko wyłonił się z włazu. „Szczury” często przed wyjściem na powierzchnię gwizdali piosenkę „Dixie”, by dać znać kolegom, że to oni.