18+
Ta strona może zawierać treści nieodpowiednie dla osób niepełnoletnich.
Zapamiętaj mój wybór i zastosuj na pozostałych stronach
Główna Poczekalnia (3) Soft (1) Dodaj Obrazki Filmy Dowcipy Popularne Forum Szukaj Ranking
Zarejestruj się Zaloguj się
📌 Wojna na Ukrainie - ostatnia aktualizacja: 30 minut temu
📌 Konflikt izrealsko-arabski - ostatnia aktualizacja: Dzisiaj 2:25

#wietnam

Podziemne tunele w Wietnamie.
Darzla • 2013-09-08, 10:58
Podczas wojny w Wietnamie, tysiące ludzi z prowincji Cu Chi mieszkało w skomplikowanej sieci podziemnych tuneli.

Reszta w komentarzach
Źródło
Najlepszy komentarz (57 piw)
Towdi • 2013-09-08, 13:12
up TheSosen

Gówno prawda.
Zostały nawet tworzone specjalne pododdziały specjalizujące się w penetrowaniu tuneli. Nazywano ich "szczurami tunelowymi".
Kilka ciekawostek.
- Na obrazku widać szyb w dolnej części wypełniony wodą, to swego rodzaju syfon, który zatrzymywał gazy wpuszczane do środa przez Jankesów.
- broń amerykanów średnio nadawała się do walki w tych specyficznych warunkach, huk z broni w ciasnym pomieszczeniu po prostu ogłuszał żołnierza. "Szczury" często zwracali się do swoich rodzin w kraju z prośbą o przysłanie „cywilnych” pistoletów lub rewolwerów. Największą popularnością cieszyły się niemieckie Walthery.
- Niebezpieczne było nawet wyjście z tunelu po wykonanej misji. Umorusany po czubek głowy, drobny żołnierz mógł być wzięty przez swoich za Wietnamczyka i zastrzelony, gdy tylko wyłonił się z włazu. „Szczury” często przed wyjściem na powierzchnię gwizdali piosenkę „Dixie”, by dać znać kolegom, że to oni.
USA i broń chemiczna
pawel1550 • 2013-09-02, 19:38
Administracja Baracka Obamy twierdzi, że rząd Syrii przekroczył cienką czerwoną linię, jaką było użycie broni chemicznej. W związku z tym nie ma wyjścia i musi ukarać Baszara el-Asada, by nikt w przyszłości nie myślał, że takie zachowanie pozostanie bezkarne. Okazuje się, że wcześniej bezkarne pozostawało.

W swoim piątkowym wystąpieniu sekretarz stanu USA John Kerry mówił, że "około 100 lat temu, po pierwszej wojnie światowej cywilizowany świat zgodził się, że nie wolno już nigdy użyć broni chemicznej". Dodawał, że "jeśli USA i społeczność międzynarodowa nic nie zrobi, w nieskończoność podobne kraje będą starały się sprawdzić, czy mogą zrobić wszystko, bez reakcji ze strony społeczności międzynarodowej". W następnym przemówieniu Kerry poszedł krok dalej i stwierdził, że rzekome działanie el-Asada stawia go w jednym szeregu z Saddamem Hussajnem i Adolfem Hitlerem. Podkreślił również, że atak chemiczny z 21 sierpnia to zbrodnia przeciwko ludzkości i najgorszy atak chemiczny w XXI wieku.

Na pewno nie jedyny. Rok 2004, Faludża w Iraku. Wojska amerykańskie postanowiły odbić 300 tysięczne miasto, będące głównym bastionem sunnickich rebeliantów. Przed atakiem większość cywilów w popłochu uciekała z miasta, nie wszystkim – w tym kobietom i dzieciom - się to jednak udało. Walki były trudne, muzułmańscy bojownicy nie zamierzali się poddać. Amerykanie próbowali ich pokonać ostrzeliwując miasto z broni konwencjonalnej, nie przynosiło to jednak oczekiwanych sukcesów.

W końcu – najgorsza od czasów Wietnamu – bitwa dobiegła końca i zwycięzcy Amerykanie wjechali do miasta, które w zasadzie przestało istnieć. W walkach oficjalnie zginęło około 1,2 tysiąca muzułmańskich rebeliantów i 51 żołnierzy USA. Zabitych cywilów nikt nigdy nie policzył.

Jak Amerykanom udało się rozbić defensywę rebeliantów? Odpowiedź zawiera się w dwóch słowach – biały fosfor. W Iraku bitwa obrosła legendą, mówiono, że żołnierze z USA użyli niezwykłej broni, przed którą rebelianci nie byli w stanie się obronić. Nie tylko rebelianci. Opadające po walkach dymy i kurz odsłoniły spalone, czarne ciała, zwęglone aż do kości, ze stopionymi twarzami.

Jako pierwsza, użycie białego fosforu przez Amerykanów w walkach i Faludżę, ujawniła włoska telewizja RAI News 24. W wyemitowanym przez tę stację filmie dokumentalnym pokazano makabryczny obraz wojny, a na temat używanych w walkach metod wypowiadał się m.in. Jeff Englehart – żołnierz, który brał odział w szturmie na Faludżę. Twierdził on, że słyszał przez radio rozkazy użycia białego fosforu. Widział też skutki jego użycia. - Spalone ciała, spalone kobiety i dzieci, biały fosfor zabija bez różnicy. Kiedy dotyka skóry, pali ciało aż do kości – mówił.

Amerykanie początkowo zaprzeczali. Później twierdzili, że ofiary nie mogły zginąć od białego fosforu, a ten używany był tylko jako tarcze świetlne i zasłony dymne oraz że nie był stosowany przeciwko ludziom.

W te zapewnienia nie uwierzyli jednak internauci, którzy docierali do kolejnych, nowych dowodów użycia białego fosforu. Jednym z nich był wywiad z amerykańskiego pisma wojskowego, którego udzieliło trzech żołnierzy US Army. Przyznali oni otwarcie, że używali oni pocisków z białym fosforem. Początkowo stosowali je jako zasłony dymnych, ale szybko skierowali w stronę rebeliantów. Jak relacjonowali, biały fosfor "okazał się skuteczną i uniwersalną bronią, potężnym psychologicznym orężem przeciw rebeliantom ukrytym w okopach i w gniazdach oporu, których nie mogli dosięgnąć bronią eksplozywną". Co więcej, zeznali, że "broń okazała się tak destrukcyjna, że zasłony dymne zaczęto tworzyć za pomocą innych pocisków, aby oszczędzić biały fosfor do śmiercionośnych zadań".

W końcu, pod presją mediów i społeczności międzynarodowej Amerykanie ustami rzecznika Departamentu Obrony ppłk. Barry'ego Venable'a przyznali, że użyli białego fosforu do walki z rebeliantami, zastrzegając jednak, że nie zrobili tego w stosunku do cywilów. Z relacji amerykańskiego reportera Darrina Mortensona, który oficjalnie znajdował się w baterii moździerzy, wynika, że podczas pierwszego ataku na Faludżę dowódca Nicholas Bogert nakazał "bombardować miasto niejako na ślepo, nie wiedząc nigdy co jest celem, gdzie i na kogo spadną pociski".

Po przyznaniu się do użycia białego fosforu Amerykanie zastrzegali, że jest to broń legalna i zgodna z prawem wojennym. - Kula przechodzi przecież przez skórę szybciej niż biały fosfor – argumentował gen. Peter Pace. Podkreślano też, że nie jest to broń chemiczna. Tak było w roku 2004, bo 13 lat wcześniej, w 1991 roku, Departament Stanu USA pisemnie oskarżył Saddama Hussajna "o użycie broni chemicznej, jaką jest biały fosfor, przeciwko rebeliantom kurdyjskim i ludności cywilnej w prowincjach Erbil i Dohuk". Być może miano broni chemicznej dla Amerykanów nie zależy od rzeczywistego rodzaju tej broni, ale od tego, kto jej używa.

Cofnijmy się jeszcze dalej. W 1979 roku Saddam Hussajn nie był jeszcze terrorystą, dyktatorem i śmiertelnym wrogiem USA, ale świeżo upieczonym prezydentem Iraku i potencjalnym sojusznikiem USA, które obawiały się, że Iran po rewolucji Chomeiniego doprowadzi do podobnych sytuacji w sąsiednich krajach. W 1980 roku między Irakiem a Iranem wybuchła wojna, w której Stany Zjednoczone jednoznacznie opowiedziały się po stronie Hussajna i udzielały mu wymiernego wsparcia. Podczas tego, trwającego osiem lat konfliktu, używanie broni chemicznej przez irackie wojska nie było dla USA niczym zdrożnym. Już w 1984 roku, Irakijczycy użyli przeciwko nacierającym wojskom irackim gazu paralityczno-drgawkowego Tabun. W 1988 roku, przewaga Iranu rosła i wydawało się, że Hussajn poniesie klęskę. Nie chcąc na to pozwolić, prezydent USA Ronald Reagan nakazał powiadomić swojego ówczesnego sojusznika o dokładnym położeniu, ruchach, systemach obrony i kluczowych obiektach wojsk irańskich. Nie reagował również na co najmniej czterokrotne użycie gazu nerwowego sarin przez Irakijczyków.

W trakcie wojny swój interesy próbowali zrealizować też iraccy Kurdowie, dążący do utworzenia niepodległego państwa. Przy wsparciu Iranu również oni stanowili zagrożenie dla Hussajna. Ten, widząc brak reakcji Amerykanów również przeciwko nim postanowił użyć broni chemicznej – ze szczególnym uwzględnieniem iperytu i tabunu. Szacuje się, że w jednej tylko wiosce Halabja, broń chemiczna zabiła około 5 tysięcy osób. Stany Zjednoczone nie zareagowały.

10 sierpnia 1962 roku. Wojna w Wietnamie. Amerykanie po raz pierwszy w trakcie tego konfliktu rozpiły toksyczną substancję o nazwie Agent Orange. Celem ataków powtarzanych aż do 1971 roku były zniszczenie roślinności, skutecznie utrudniającej wojskom amerykańskim walkę z Vietcongiem. Gęsto zarośnięta dżungla nie pozwalała armii Stanów Zjednoczonych i ich sojusznikom w pełni wykorzystać swojej przewagi technicznej. Naloty bombowe nie mogły być skuteczne kiedy przeciwnicy ukrywali w gęstej roślinności. Celem nie byli ludzie, ale skutki tych ataków są odczuwalne do dziś. W ciągu dziesięciu lat operacji zużyto ponad 75 milionów litrów tęczowych herbicydów, które spadły nie tylko na Wietnam ale także na Laos i Kambodżę.

Jak się okazało, użyte przez Amerykanów substancje były skażone TCDD, jedną z najbardziej toksycznych dioksyn. Dostały się one do gleby i wód pitnych. Zdaniem Wietnamu, na bezpośrednie działanie środka było wystawionych prawie 5 milionów ludzi. Zginęło lub zostało trwale okaleczonych 400 tysięcy z nich. „Agent Orange" działał nie tylko na tych których oprysk dotknął w bezpośredni sposób czy tych, którzy spożywali żywność lub wodę ze skażonych terenów. Wiele dzieci kobiet które w jakikolwiek sposób były narażone na działanie substancji toskycznej znajdującej się w „Agent Orange", rodziły się z różnego rodzajami deformacjami kończynm, twarzy, zaburzeniami psychiki i wieloma innymi problemami zdrowotnymi. W procesach wytoczonych producentom "Agent Orange" wypłacono setki milionów dolarów odszkodowań.

Protokół Genewski wprowadzony w 1925 roku zakazuje używania na wojnie gazów bojowych. Nie podpisał go wspomniany wyżej Irak, nie zrobiła też tego, oskarżana o użycie gazu nerwowego sariny pod Damaszkiem, Syria. Stany Zjednoczone zrobiły to w 1975 roku natomiast od 1980 zobowiązała się, że będzie zapobiegać użycia broni chemicznej.

Barack Obama, John Kerry i David Cameron są przekonani, że ataku chemicznego pod Damaszkiem dokonał rząd Baszara el-Asada. Wciąż nie znamy w tej sprawie raportu ONZ, który i tak nie wskaże winnych, a odpowie jedynie na pytanie, czy do użycia broni chemicznej rzeczywiście doszło. Mimo to, są w ONZ osoby, których zdaniem za atak gazami bojowymi odpowiadają rebelianci.

- Zeznania świadków i poszkodowanych w Gucie Wschodniej pod Damaszkiem wskazują, że gaz paralityczno-drgawkowy został użyty przez bojówkarzy opozycyjnych – oświadczyła w wywiadzie dla szwajcarskiej telewizji członkini komisji śledczej ds. ewentualnych naruszeń praw człowieka w Syrii, Carla Del Ponte. Szwajcarska prawnik, która była wcześniej głównym prokuratorem Międzynarodowego Trybunału Karnego dla Rwandy (od sierpnia 1999 roku do 2003 roku) oraz głównym prokuratorem Międzynarodowego Trybunału Karnego dla byłej Jugosławii (od 1999 roku do grudnia 2007 roku).

Jak podaje Associated Press, również wielu przedstawicieli amerykańskich władz twierdzi – mimo wypowiedzi Kerrego i Obamy - że dowody użycia broni nie są niezbite. Według raportu amerykańskiego Dyrektora Wywiadu, wywiad amerykański nie ma już pewności takiej jak przed sześcioma miesiącami dotyczącej tego, gdzie znajduje się syryjska broń chemiczna. Nie ma też dowodu dotyczącego użycia tej broni.

Być może dlatego Barack Obama mimo wyrażanej pewności, co do samego ataku i jego autorów, zwleka z podjęciem decyzji o interwencji i czeka na rozstrzygnięcia w Kongresie, a brytyjska Izba Gmin wyraziła swój sprzeciw do udziały Wielkiej Brytanii w tej misji. Pamiętają oni bowiem rok 2002, kiedy to szef CIA George Tenet mówił o pewnych dowodach posiadania broni masowego rażenia przez Saddama Husseina. Broni, której nie znaleziono.

/źródło: rp.pl/artykul/1043031,1044194-Bron-chemiczna-w-Syrii---podwojne-standa...
40 lat w domu na drzewie
D................k • 2013-08-08, 19:08


W 1973 roku w czasie wojny wietnamskiej na wietnamską wioskę Tra Kem w prowincji Quang Ngai spadła bomba. Ho Van Thanh w jednej chwili stracił żonę i dwójkę dzieci. Z trzecim, nowo narodzonym synem Ho Van Langiem uciekł do lasu. Byli uważani za zaginionych. Przez 40 lat mieszkali w domu na drzewie w dżungli w środkowym Wietnamie. żywili się tym, co udało im się zebrać lub upolować.

Dziś mają 81 i 40 lat. Po czterech dekadach bez kontaktu ze światem zewnętrznym zostali odnalezieni, kiedy mieszkańcy pobliskiej wioski szukali drewna w lesie i nagle natknęli się na domek na drzewie.
Starszy mężczyzna potrafi się komunikować w lokalnym dialekcie, syn zna tylko kilka słów. Na zdjęciach, opublikowanych przez portal Vietnamnet, można zobaczyć oszołomionego 40-latka z rozczochranymi włosami, w przepasce na biodrach wykonanej z kory drzewnej. Po raz pierwszy spotkał kogoś innego niż własny ojciec.
Wytrwałość jego ojca jest godna najwyższego podziwu - sam zbudował dom, wykonał narzędzia, broń, polował i latami przygotowywał dziecko do przetrwania w dżungli. Ubrania wykonywali z kory drzew. Nawet płaszcze na zimę.
W ostatnich latach najwyraźniej to syn opiekował się ojcem. Mieszkańcy pobliskiej wioski znaleźli 81-latka w słabym stanie.
Pozostaje mieć nadzieję, że 40-latek, który nie zna "naszego" świata, będzie w stanie się w nim odnaleźć, zwłaszcza w komunistycznym Wietnamie.


Najlepszy komentarz (78 piw)
kickyourheadoff • 2013-08-08, 19:40
Czym się golili ? Wyglądają jak z rekalmy Wilkinsona
Wietnamczyk na budowie
BongMan • 2013-08-03, 12:10
Rozkopana Aleja Piłsudskiego. Tuż przed wejściem do budynku 112 leży zardzewiała żelazna rura.
Kierownik budowy woła przechodzącego obok pracownika, Wietnamczyka:
- Dao, zawołaj Mingh i usuńcie tę rurę.
Dao po pół godzinie wraca i mówi:
- Siefie, zia cięśkie.
- No to weź jeszcze trzech innych rodaków i razem to wynieście.
Za 10 minut Dao wraca:
- Siefie, zia cięśkie!
Kierownik się zdenerwował i krzyknął:
- KURNA! To weź wszystkich kolegów i wypieprzcie wreszcie tę rurę!
Po godzinie:
- Siefie, ta rura zia klótka!
Najlepszy komentarz (241 piw)
Rozowy-Murzyn • 2013-08-03, 15:37
Jedzonko w Wietnamie :D
Szafina • 2013-07-27, 20:13
Nie dla wrażliwych

Market w Korei. Psy, swinie, koty, osmiornice itd.


Jesli temat jest zbyt mocny to przesunac na harda.
Najlepszy komentarz (41 piw)
golip • 2013-07-27, 20:56
Mogę oglądać odcinane głowy, rzygające na siebie baby z kutasami itp. itd. ale jak widzę taki materiał to naprawdę

robię się głodny
Bitwa o Khe Sanh
D................k • 2013-07-14, 10:38



Amerykańska piechota morska w I Strefie Taktycznej (ICTZ), na południe od strefy zdemitaliryzowanej (DMZ) stopniowo rozciągała kontrolę nad obszarem 1600 mil kw. głównie wzdłuż skraju wybrzeża. Okazało się to jednak niewystarczające. Jeśli zamierzano utrzymać północne obszary Wietnamu Południowego, należało zablokować inflirtację Amrii Północnowietnamskiej przez drogę nr 9 z Laosu.
Kluczowy obszar rozciągał się wokół wioski Khe Sanh - porośniętych dżunglą wzgórz w pobliżu granicy laotańskiej. Rozmieszczono tam oddziały Marines wspierane przez 175 mm działa z obsługą piechoty zlokalizowane w dwóch bazach ogniowych - obozie J.J.Caroll i Rockpile. Piechota morska częściowo przejęła bazę sił specjalnych na północny wschód od wsi Khe Sanh.


Zbudowana na niskiej wyżynie wokół pasa startowego baza bojowa Khe Sanh została szybko uznana przez obie strony za pozycję newralgiczną. Dla armii północnowietnamskiej zdobycie Khe Sanh oznaczałoby nie tylko zwycięstwo propagandowe, lecz także otwarcie prowadzącej na wybrzeże drogi nr 9. Marines traktowali ją jak skałę na drodze komunikacyjnej ekspansji. Baza ta miała pomóc utrzymać dotychczasowe zdobycze amerykańskie i była tajnym punktem wypadowym do rajdów oddziałów sił specjalnych na terytorium Laosu i Wietnamu Północnego. Dowództwo amerykańskie uważało, że jeśliby udało się wciągnąć armię północnowietnamską w regularną bitwę na terenie wybranym przez Amerykanów, można by ją zniszczyć w połączonym szturmie artyleryjskim i lotniczym. Aby te plany się jednak powiodły, Marines musieli zająć większe obszary niż wyżyna Khe Sanh - konieczne stało się rozszerzenie kontroli nad wzgórzami na zachód i północ od bazy. Najważniejsze było wzgórze 881 północne, 881 południowe i 861 (cyfry oznaczają wysokość w metrach), widoczne z wyżyny i górujące nad rzeką Rao Quan, skąd z płn.-zach. mógłby nadejść atak północnowietnamski. Gdyby komuniści zajęli te wzniesienia, znaleźliby się w idealnej pozycji do ostrzału Khe Sanh, uniemożliwiając tym samym dostarczenie posiłków i zaopatrzenie drogą powietrzną. Wiosną 1967 roku podczas walk o te wzgórza Marines udało się wedrzeć na nie wyprzedzając wojska północnowietnamskie. Khe Sanh wyglądała na bezpieczną.
Ponieważ wojska amerykańskie potrzebne były również na innym terenie, a bytności wojsk nieprzyjaciela nie stwierdzono, zmniejszono liczebność garnizonu, pozostawiając tylko liczbę żołnierzy w sile mniej więcej kompanii, na 881 południowym i 861.



Mimo braku bytności nieprzyjaciela, Marines pracowali przy robotach fortyfikacyjnych: zbudowano bunkry i okopy, wzmocniono pozycje artyleryjskie i zmodernizowano pas startowy w Khe Sanh, aby mógł przyjmować samoloty transportowe. Jednak wywiad donosił o zwiększonej ruchliwości nieprzyjaciela, który koncentrować się zaczął za granicą z Laosem. Oznaczać to mogło tylko jedno - zamierzony atak na Khe Sanh. W styczniu 1968 garnizon otrzymał posiłki: trzy bataliony płk Dawida Lowndsa z 26 pułku piechoty morskiej. Zwiększono też liczbę patroli. Ustanowiono też dodatkowe placówki, które miały kontrolować dolinę rzeki Rao Quan. Przygotowywano się do oblężenia.
Amerykanie nie musieli długo czekać. 17 stycznia patrol odpowiadający za obronę wzgórza 881 południowego, wpadł w zasadzkę i został ostrzelany, a patrol który w dwa dni później udał się w to miejsce również został zaatakowany. Nieprzyjaciel wykorzystując mgły i monsunowe deszcze zajął 881 północne stwarzając zagrożenie dla pozostałych pozycji piechoty morskiej.



Dowódca płk. Dabney zaatakował siły nieprzyjaciela trzema plutonami, jednak szybko zostały przygniecione ogniem; mimo to jeden z plutonów zdołał wedrzeć się na wzgórze. Mimo to walki trwały aż do wieczora. Gdy samoloty Marines zrzucały napalm i bomby na pozycje nieprzyjaciela, Dabney poprosił o posiłki. Zamiast tego otrzymał rozkaz wycofania się na wzgórze 881 południowe. Wyglądało to na decyzje co najmniej dziwną.
Jednak jak się później okazało płk. Lownds miał trochę szersze spojrzenie na sytuację, którego dostarczył mu dezerter z armii Wietnamu Północnego. Według jego informacji dwie dywizje Wietnamu Płn. właśnie szykowały atak na właściwą bazę Khe Sanh, a atak na wzgórza był tylko manewrem mającym za zadanie odwrócenie uwagi od sedna operacji. Oczywiście Lownds mógł podejrzewać, że celowo zostaje wprowadzony w błąd, jednak nie miał czasu zwerfikowac tych informacji. Wszelkie wątpliwości rozwiały się jednak w nocy 21 stycznia. Tuż po północy około 300 wietnamczyków zaatakowało wzgórze 861, przechodząc przez obronę Marines i zajmując lądowisko dla śmigłowców. Ludzie z Kompanii K szybko przeszli do kontrataku, aby odzyskać utracone pozycje, jednak kontratak stracił na znaczeniu, gdy nagle setki rakiet, i pocisków wszelkiego rodzaju zwaliło się na bazę bojową.



Jeden z pocisków spadł na skład amunicji wzniecając olbrzymią eksplozję 1500 bomb, pocisków, granatów i nabojów. Śmigłowce stojące na pasie zostały zmiecione z powierzchni, poległo lub zostało rannych mnóstwo żołnierzy a wszędzie zapanował niebywały chaos. Pomniejsze wybuchy trwały jeszcze przez dwie doby.



Lownds znalazł się w sytuacji podbramkowej, gdyż przyszły również informacje, że nieprzyjaciel zaatakował również wioskę Khe Sanh, od południa. Amerykanie byli odcięci. Wojska północnowietnamskie zwarły siły i przystąpili do oblężenia, które miało trwać przez 77 dni. Pamiętać należy o tym, że w tym czasie trwała ogólnokrajowa ofensywa Tet, która miała wzniecić powstanie w całym kraju. Oblężeni nie mogli więc liczyć na szybkie wsparcie czy odsiecz.



"Oblężenie" - może być tutaj nawet niezbyt właściwym słowem, Amerykanie bowiem nie stracili możliwości dostawania zaopatrzenia i cały czas utrzymywali najważniejsze pozycje na wzgórzach na zachodzie i północy. Co więcej, było przez cały czas prowadzone regularne patrolowanie terenów poza obwodem obrony, dlatego oblężenie polegało głównie na nękającym ostrzale prowadzonym przez Wietnamczyków. Skutki tego bombardowania powinny być zastraszające - na bazę spadało średnio 2500 pocisków tygodniowo - na obszar dł. 1800 na 900 m. To, ze Amerykanie masowo nie ginęli od tej lawiny pocisków zawdzięczali siedzeniu w głębokich schronach i bunkrach. Wypracowano pewną taktykę: wraz z poranną mgłą rozprowadzano zaopatrzenie, gdy mgła opadła wchodzono do schronów, natomiast wieczorem wychodzono na patrole. Nie było to życie komfortowe, ale pozwalało przetrwać.



Mimo rozbieżności zdań o cel ataku na bazę Khe Sanh, nasuwa się pytanie, dlaczego Wietnamczycy mając na okolicznych wzgórzach 20 000 żołnierzy, nie przypuścili generalnego szturmu, którego Amerykanie się spodziewali. Odpowiedź stoi po właściwej reakcji wojsk amerykańskich. Prezydent Johnson za wszelką cenę starał się nie dopuścić aby Khe Sanh stało się drugim Dien Bien Phu. Cały czas działało zaopatrzenie: wywożono rannych i dostarczano nowych żołnierzy, mimo ostrzału wietnamskiego. Samolot musiał lądować zostać wyładowany i wystartować w ciągu 3!! MINUT. Cudów odwagi dokonywały załogi helikopterów dostarczających zaopatrzenie. Gdy wzrastała liczba ofiar wymyślono nowe techniki, z których najbardziej skuteczna okazała się "Super Gaggle" z wykorzystaniem lotnictwa do osłony lądującego zaopatrzenia.
Oblęzenie kosztowało Amerykanów przynajmniej 205 zabitych i 852 rannych. Na miejscu starcia naliczono ponad 1600 ciał wroga. Liczba ta nie obejmuje ofiar nalotów którą szacuje się na ok. 10 000. Wojska północnowietnamskie poniosły tak olbrzymie straty, że skłoniło to USA do uznania Khe Sanh za jedno z większych zwycięstw wojny wietnamskiej.
Kawaleria powietrzna w Wietnamie
D................k • 2013-07-13, 20:08
Wojna wietnamska raz jeszcze.

Wojna powietrzna w Wietnamie
D................k • 2013-07-12, 16:23
Jeszcze jeden ciekawy dokument o wojnie wietnamskiej.

Wietnam: Wojna Francuska
D................k • 2013-07-11, 19:34
I wojna indochińska.

Wietnam: Zaginione Filmy
D................k • 2013-07-10, 16:58
Trzy dokumenty z polskim lektorem.





Początek











Znajdź i zniszcz











Niekończąca się wojna