Czasem pisze do nich 13-letnia Ada, innym razem 14-letnia Agnieszka. Mężczyźni umawiają się na spotkanie, proponują im seks. Zamiast nastolatki przyjeżdża policja. W ten sposób Krzysztof Dymkowski pomógł w zatrzymaniu 24 pedofilów
W 2005 roku Dymkowski stwierdził, że z córką koleżanki dzieje się coś złego. Dziewczynka miała wtedy 12 lat. - Bała się wszystkiego, uciekała wzrokiem przed spojrzeniami dorosłych. Była cicha - opowiada. - Poprosiłem koleżankę, żeby zabrała ją do psychologa. Okazało się, że od szóstego roku życia była molestowana przez ojca. Jak to możliwe? Czemu nikt nie zauważył, że coś jest nie w porządku? I ilu takich gnojków codziennie robi krzywdę dzieciom? Dzisiaj ta dziewczyna to wrak.
Kilka miesięcy później Krzysztof znalazł na internetowym forum mężczyznę, który oferował innym użytkownikom zdjęcia nagich dzieci. Napisał do niego: sam takich zdjęć nie ogląda, ale jego znajomy jest zainteresowany. Dostał zdjęcie kilkuletniego nagiego chłopca. Od razu powiadomił policję. Okazało się, że autor ogłoszeń to doktorant Katolickiego Uniwersytetu Lubelskiego. W jego mieszkaniu policjanci znaleźli dwa twarde dyski i ponad 900 płyt z pornografią dziecięcą. "Gdyby nie pan Krzysztof, prawdopodobnie w ogóle nie byłoby tej sprawy" - mówił wtedy ówczesny rzecznik komendy w Lublinie Janusz Wójtowicz.
Rok 2009. Do Krzysztofa zgłosiła się jego koleżanka z pracy (był wtedy motorniczym), Anna. Mama 13-letniej Moniki. Ktoś - podając się za nastolatka - pisał do jej córki i prosił o "dowód miłości" oraz nagie zdjęcia dziewczynki. Wspólnie z policją zastawili pułapkę, a zamiast 15-latka na spotkanie przyszedł 25-letni mężczyzna. Usłyszał zarzuty nakłaniania nieletniej do innych czynności seksualnych.
Randka na cmentarzu
Krzysztof Dymkowski ma 47 lat, pracuje w firmie energetycznej. Teraz jest na zwolnieniu lekarskim, ma więc sporo czasu na przeszukiwanie sieci. W ciągu ostatnich trzech miesięcy pomógł w złapaniu 24 pedofilów. Ostatni wpadł 11 sierpnia w Rzeszowie.
- Znalazłem jego ogłoszenie na stronie matrymonialnej. Napisałem: "Cześć, tu Aga. Mam 14 lat. Jesteś z tego samego miasta?". Odpisał. Pytał, jakie mam doświadczenie, co lubię. Zaproponował seks, ale był bardzo ostrożny - nie chciał spotkać się w miejscu publicznym. Zaprosił Agę na randkę na... cmentarzu.
Krzysztof poinformował rzeszowską policję. Funkcjonariusze zatrzymali 29-letniego przedsiębiorcę z powiatu mieleckiego. Na liście są też zatrzymani z Kielc (dwie osoby), Krakowa (dwie osoby), Poznania (trzy osoby), Świdnicy (trzy osoby), Warszawy (dwie osoby), Wrocławia (cztery osoby) oraz Wałbrzycha, Lubartowa, Dzierżoniowa, Łodzi i Rybnika.
Pisze do mężczyzn, którzy ogłaszają - wprost bądź w zawoalowany sposób - że szukają kontaktu z nastolatkami. Czasami ktoś odpisuje: "Spadaj do szkoły, smarkulo!". Tych Krzysztof zostawia w spokoju. Sam też nie proponuje nigdy seksu - uważa, że to byłoby nieuczciwe. Dopiero kiedy zainteresowany spotkaniem mężczyzna sam przyzna, że szuka erotycznej przygody z nieletnią, powiadamia policję. Zdarza się, że mają niewiele czasu, żeby przygotować pułapkę.
- Rozmawiałem z mężczyzną, który szukał na forum dziewczyny. "Wiek i wygląd nie mają znaczenia", napisał. Kiedy dowiedział się, że mam 14 lat, zaproponował spotkanie. "Gdzie jesteś?", zapytał. I od razu chciał przyjechać pod wskazany adres. Ada odpisała mu: "Poczekaj chwilkę, muszę skoczyć do sklepu. Mama jest w domu. Zobaczymy się za pół godziny." I był. Zdążyliśmy.
Policjant, ksiądz, prezes
Zwykle mężczyźni umawiają się na spotkanie pod sklepem, na parkingu, w drodze do szkoły. Niektórzy z nich zabierają na spotkania gadżety. Jeden z mężczyzn przyjechał samochodem wypełnionym po brzegi erotycznymi zabawkami, inny zabrał je ze sobą w torbie. Bez zastanowienia wysyłają swoje zdjęcia, opisują fantazje seksualne i zapewniają, że kochają. Krzysztof pokazuje niektóre z wiadomości: "Przyjdź bez bielizny", "Jesteś moją królewną", "Będę cię lizać", "Padnę przed tobą na kolana". Ogłoszenia wystawiają biznesmeni, prezesi firm, studenci, bezrobotni. Na jednym ze zdjęć, które dostał Krzysztof, za plecami mężczyzny wisiał policyjny mundur. Innym razem napisał ksiądz.
Krzysztof nie chce zdradzać, jak przygotowuje się do akcji ani jak dokładnie wygląda jego "polowanie". W tym środowisku ludzie się znają, szybko wymieniają się informacjami i łatwo spalić sobie alias. Wystarczy, że jeden pedofil zdąży uprzedzić pozostałych - i z polowania nici. Przez kilka dni jest spokojnie.
Wszystkie materiały archiwizuje. Każdy z podejrzanych ma swój folder w jego komputerze - podpisany imieniem i nazwą miejscowości, w której został zatrzymany. W skrzynce mailowej - wymiana dokumentów z komendami policji w całej Polsce. Krzysztof nagrywa też dzienniki telewizyjne, w których pojawiają się informacje o jego pracy, i wrzuca filmy na swój kanał na YouTube. Nazwa użytkownika: SprawiedliwyPL.
- Sprawiedliwość jest wtedy, kiedy karę wymierza się zgodnie z prawem. Wtedy czuję satysfakcję. Ale czasem wydaje mi się, że już nie wytrzymam i po prostu wybuchnę. Trudno czytać to, co do mnie piszą zboczeńcy. Dzieci są święte, a te gnojki robią im największą krzywdę. Wiem jednak, że nie mogę sam wymierzać sprawiedliwości. Samosąd? Nie ma takiej opcji - mówi Krzysztof. - Niektórzy nie trafiają nawet do więzienia, dostają jedynie dozór policyjny. To też pomaga. Wiedzą przynajmniej, że ktoś ich pilnuje.
Nie jestem rasistą
Krzysztof sam miał sprawę w sądzie. W 2009 r. był skazany na sześć miesięcy pozbawienia wolności w zawieszeniu na dwa lata za znieważanie mniejszości narodowych. Na internetowym wideoforum obraził mężczyznę, który podawał się za Roma. Jego wypowiedź została nagrana i zamieszczona w portalu YouTube. Tak trafiła do przedstawicieli Związku Polskich Romów, którzy zawiadomili policję.
"Nie jestem rasistą, a wśród Romów mam nawet dobrych znajomych" - mówił wtedy w sądzie.
- Byłem głupi. Nie chodziło o rasizm, tylko o honor. Ten mężczyzna zaczął obrażać moją matkę i siostrę. A to było kilka dni po śmierci mamy. Nie wytrzymałem. Później ktoś wyciął fragment z jego prowokacją i opublikował jedynie moje słowa - opowiada. - Niestety, człowiek uczy się przez całe życie. I to na błędach. Teraz wiem, że nie dam się już nigdy w ten sposób podpuścić.
Jesteś konfident i donosiciel
Znają go już policjanci w całej Polsce. Ale nie zawsze ta współpraca układa się idealnie: - Kilka razy zdarzyło się, że dyżurny zignorował moje zgłoszenie. Jeden zapytał nawet, czy sam też oglądam pornografię. Pedofile są chorzy, ale policjanci, którzy odmawiają pomocy ofiarom - oni są po prostu źli. Nie mieści mi się w głowie, jak można odłożyć w takiej sytuacji słuchawkę. Czuję się wtedy, jakby ktoś mi w mordę dał.
Raz owszem, ktoś dał. Po kolejnej akcji znajomi zatrzymanego odnaleźli Krzysztofa. Najpierw mu grozili, a później pobili i uciekli. Wybili Krzysztofowi ząb. Często ludzie wyzywają go na internetowych forach. Jeden mężczyzna nagrał nawet wideo, na którym groził mu bronią. "Zamorduję cię. Wiem, gdzie mieszkasz. Przyjadę tam i zrobię z tobą porządek, bo ty jesteś konfident i donosiciel" - mówił.
- Nagrałem go i zgłosiłem sprawę na policję - mówi Krzysztof. - Okazało się, że to Polak mieszkający w Holandii. Broń posiadał nielegalnie. Nie boję się takich jak on. Specjalnie pokazuję twarz, to właśnie mój manifest: nie boję się. To oni powinni się bać. Sąsiedzi mówią: "Wystarczy, że zagwiżdżesz przez okno. Zaraz wszyscy się zbiegniemy i zrobimy porządek z tymi pedofilami". Chciałbym, żeby wszyscy zgłaszali podejrzane ogłoszenia na policję. Nas - normalnych - jest przecież więcej.