Witam, polecam przeczytać całość, bo historia na prawdę niezwykła.
Byłem dzisiaj na rybach i przydarzyło mnie się coś niezwykłego, nigdy tego nie doświadczyłem, ale po kolei. Wstałem sobie tak mniej więcej o 6 nad ranem, poszedłem nad jeziorko bo blisko mieszkam takiego fajnego łowiska, wziąłem ze sobą moja nową wędkę ale jakiej marki to nie wiem bo nie jestem w tym obeznany, komplet haczyków i chlebek na który łowie,doświadczeni wędkarze pewnie zapytają dlaczego nie robaki, otóż nie chciało mnie się ich kopać a zresztą mniejsza o to. no i ja idę nad to jeziorko, takie małe żadne tam wielkie i spotykam dwóch chłopaczków tak na oko jakieś ja wiem 16- 18 lat goło wąsy jak się to mówi, mieli na plecach dwa duże worki takie jak po kartoflach, trochę mnie to zdziwiło bo wory naprawdę wyglądały na ciężkie a jak już wcześniej wspomniałem ci dwaj to nie były jakieś pudziany tak na oko po 50 -60 kilo każdy, no i maja te wory w jednej ręce wypchane bo grube jakby tam był ze 50 kila kartofli, w drugiej ręce każdy miał po browarku, jakiej marki to nie wiem bo za bardzo nie zwróciłem uwagi. mówią do siebie dość głośno co mnie zdziwiło bo idą obok siebie a rozmawiali tak jakby siebie nie słyszeli. ja idę prosto na nich a oni prosto na mnie, ciągle do siebie nawijają dość głośno, ja se myślę naćpani, uciekli z psychiatryka czy co? zbliżają się do mnie ja do nich, patrzą się na mnie a ja na nich, atmosfera robi się dość napięta przynajmniej dla mnie bo nie jestem żadnym rambo nie mam uzika pod pacha co najwyżej to tą wędkę, ale se też tak myślę że szkoda byłoby rozbijać ją na ich łbach oczywiście jakby co bo ja nie mam w zwyczaju zaczepiać kogokolwiek, i se tak myślę że żal byłoby mnie tej wędki, ale z drugiej strony chyba ratowanie życia jest ważniejsze prawda? bo i po co mnie wędka jak pojadę do parku sztywnych, z bogiem będę te ryby łowił czy jak? dobra nie ważne, są coraz bliżej i bliżej, ja coraz bardziej zdenerwowany, dobra jesteśmy już na wyciągniecie dłoni, mijamy się, ja zaciskam tą wędkę w dłoni dość mocno, sytuacja robi się napięta jak baranie jaja. patrze cały czas przed siebie nie w podłogę bo gdzieś czytałem że to podobno oznaka słabości czy jakoś tak choć w internecie różne bzdury można natrafić, dobra sory bo znów zaczynam gadać o wątkach pobocznych ale sory tak już mam że mogę nawijać i nawijać bez końca, na czym to ja? aha to ja patrze w przód ,broń boże na nich, bo wiadomo że mógłbym zaraz usłyszeć " co się tak gapisz" i zarobić po papie za złe spojrzenie, no i tak idę mijamy się, oni są za mną, przyznam że w tym momencie trochi odetchnąłem i już myślałem że to była tylko panika z mojej strony bo nic mnie nie zrobili, byli trochę dziwni ale to szczegół. nagle słyszę za sobą "ej ziomuś", no to już wiedziałem że ta wędka na coś się przyda, obejrzałem się, a on do mnie "ziomuś, czekaj no" przystanąłem na chwile sam nie wiem dlaczego to zrobiłem, zawsze uczą żeby się nie zatrzymywać w poradnikach dotyczących starć na ulicy. dobra oni idą do mnie ja się na nich patrze , wędka w pogotowiu, myślę se uciekać czy grać kozaka, sparaliżowało mnie trochę, nagle ten mniejszy do mnie podchodzi kładzie butelkę na ziemi, z pleców powoli ściąga tego wora i mówi do mnie tak " ziomuś słuchaj czy nie chciałbyś kupić kila kartofli", myślę sobie jaja se ze mnie robi czy jak, no to rozwija ten wór i ja patrze no faktycznie kartofle. myślę sobie dobra wezmę od niego bo mnie jeszcze zglanuje, dałem mu piątaka a on na to że nie ma wydać a ja mówię reszty nie trzeba. potem każdy poszedł w swoją stronę, ja złowiłem dwa szczupaki i zjadłem se obiad z tymi ziemniaczkami no nie powiem było smaczne. to był dość dobry dzień.
A ty co masz do mojego kraju? Tak ci tu kurwa zle parchu czy piszesz z jukej znad zmywaka?