18+
Ta strona może zawierać treści nieodpowiednie dla osób niepełnoletnich.
Zapamiętaj mój wybór i zastosuj na pozostałych stronach
Główna Poczekalnia Soft (1) Dodaj Obrazki Filmy Dowcipy Popularne Forum Szukaj Ranking
Zarejestruj się Zaloguj się
📌 Wojna na Ukrainie - ostatnia aktualizacja: Wczoraj 17:51
📌 Konflikt izrealsko-arabski - ostatnia aktualizacja: Wczoraj 14:20
📌 Powodzie w Polsce - ostatnia aktualizacja: Wczoraj 23:12

#wójcik

Anegdotka
BorgBorg • 2015-08-05, 23:22
Ciekawa i lekko szokująca anegdotka z meczu Polska- Anglia (1-1) w el. do MŚ 2014r.

[Frag. książki "Wójt"]

Co sądzę o piciu alkoholu przez piłkarzy? Sam, jak wiecie, nigdy za kołnierz nie wylewałem, więc nie zdziwi was, jeśli powiem ,że przeciwnikiem alkoholu nigdy nie byłem. Jeśli zawodnik jest wytrenowany, to wieczorny browarek czy łycha naprawdę nic złego mu nie zrobi. Gorzej, kiedy nawali się tak ,że traci kontakt z rzeczywistością. Ale w takiej Anglii piłkarze lubią się napić i w niczym im to nie przeszkadza.
Chcecie przykładu? To to już! Najlepszy jest mecz Polska - Anglia w eliminacjach do mistrzostw świata 2014, który rozegrano na stadionie, albo lepiej - Basenie Narodowym. Został, jak wiadomo, przełożony o jeden dzień, bo na murawie można się było najwyżej wykąpać, granie nie wchodziło w rachubę. Nasi pojechali do hotelu, a Anglicy - jak to oni - rozpoczęli balangę, o czym dowiedziałem się od pracowników hotelu. Zakwaterowano ich w Hiltonie, ale nie chcieli tam imprezować, bo bali się, że wytropią ich dziennikarze. Przy samym hotelu na Woli są świeżo wybudowane apartamentowce i bogaci Anglicy postanowili wynająć sobie kilka pokojów na dwóch piętrach. Wiadomo po co - żeby ściągnąć sobie dupy i walić whisky. Były więc i zakąseczki, i panieneczki.
Bawili się całą noc. Rano dostali od lekarzy glukozę i potas, co miało postawić ich na nogi, ale mimo wszystko przystąpili do meczu z Polakami na dużym kacu. Nasi spali grzecznie, przygotowywali się jak należy, a okazało się, że nie są w stanie pokonać najebanych i wycieńczonych po dymaniu Anglików! Co by było, gdyby nasze orły usiadły do stołu razem z Anglikami? Skończyłoby się pogromem.

Najlepszy komentarz (42 piw)
whiget • 2015-08-06, 11:50
Jeśli nasi by siedli z angolami do picia nie skończyło by się pogromem, ale raczej naszą wygraną przez walkower. Polacy może i najebani ale wtoczyli by się na murawę. Wyspiarzom i glukoza by mogła nie pomóc.
Fragment książki "Szamo. Wszyst­ko, co wie­dział­byś o pił­ce noż­nej, gdy­by cię nie oszu­ki­wa­no"

"WÓJ­CIK WITA W DOMU WA­RIA­TÓW

Uwa­żam to za wiel­ce nie­praw­do­po­dob­ne, by po tę książ­kę się­gnął ktoś, kto nie wie, kim jest Ja­nusz Wój­cik. Z góry więc za­kła­dam, że go zna­cie i od razu po­zna­li­by­ście, gdy­by wszedł do au­to­bu­su i za­jął miej­sce obok. Gdy­by wszedł do au­to­bu­su… No, nie­źle po­pły­ną­łem, gdy to so­bie wy­obra­zi­łem, aż uśmiech­ną­łem się pod no­sem. Za­pew­ne jed­nak nie usiadł­by koło was, tyl­ko sta­nął nad kie­row­cą i wrzesz­czał mu do ucha: „Je­dziesz, kur­wa, mi­siu, je­dziesz, je­dziesz! Szyb­ciej! Ja bym le­piej po­pro­wa­dził, ty ba­ra­nie skoń­czo­ny! Kie­ru­jesz jak nie­wi­do­my! Da­wać mi tu no­we­go kie­row­cę! Sru­uu!”.
Kie­dyś wiózł mnie sa­mo­cho­dem. Cza­sa­mi zwal­niał do 150 ki­lo­me­trów na go­dzi­nę. Ale rzad­ko. Ra­czej „za­my­kał ze­gar”. Sie­dzia­łem wbi­ty w fo­tel pa­sa­że­ra, ma­rzy­łem tyl­ko o tym, by ten kosz­mar się wresz­cie skoń­czył, ale mimo sza­leń­czej jaz­dy War­sza­wa zbli­ża­ła się nie dość szyb­ko. Wój­cik mi­jał środ­kiem jezd­ni ko­lej­ne sa­mo­cho­dy i co ja­kiś czas pusz­czał kie­row­ni­cę, by wy­prze­dza­nym kie­row­com po­ka­zać gest Ko­za­kie­wi­cza. Śmiał się przy tym dia­bel­sko.
Rzad­ko kie­dy opi­nie na te­mat ja­kie­goś czło­wie­ka, wy­gła­sza­ne przez ob­cych lu­dzi, są aż tak zbież­ne z rze­czy­wi­sto­ścią. Wszyst­ko, co mówi się o Wój­ci­ku, jest praw­dą, tyl­ko że na­le­ża­ło­by te plot­ki po­mno­żyć razy dzie­sięć i do­pie­ro wte­dy zbli­ży­li­by­śmy się do fak­tycz­ne­go ob­ra­zu tego tre­ne­ra. Rze­czy­wi­ście ma cha­ry­zmę, rze­czy­wi­ście wzbu­dza re­spekt i strach, rze­czy­wi­ście jest skoń­czo­nym cha­mem i rze­czy­wi­ście po­tra­fi wy­krę­cić taki nu­mer, jaki ni­ko­mu in­ne­mu na­wet nie przy­szedł­by na myśl. Mia­łem z nim kon­takt jako z se­lek­cjo­ne­rem re­pre­zen­ta­cji Pol­ski, ale le­piej zdą­ży­li­śmy po­znać się w Ślą­sku Wro­cław. Była to prze­dziw­na zna­jo­mość. Gra­łem w PAOK-u Sa­lo­ni­ki – a ra­czej już nie gra­łem, o czym jesz­cze opo­wiem – kie­dy za­dzwo­nił „Wujo”.
– Mi­siu, bram­ka­rza po­trze­bu­ję. Ta­kie­go jak ty – po­wie­dział.
– Tre­ne­rze, je­stem!
Szyb­ko do­szli­śmy do po­ro­zu­mie­nia. Już nie pa­mię­tam, czy Wój­cik za­pro­po­no­wał mi 220 ty­się­cy, czy 180 ty­się­cy zło­tych za ro­ze­gra­nie tyl­ko jed­nej run­dy. Coś koło tego, przyj­mij­my, że cho­dzi­ło o 220 ty­się­cy. To były pie­nią­dze, ja­kich wów­czas w pol­skiej li­dze ra­czej się nie pła­ci­ło, a już na pew­no nie bram­ka­rzom. Za­chę­co­ny ta­ki­mi wa­run­ka­mi, przy­le­cia­łem do Pol­ski w celu pod­pi­sa­nia kon­trak­tu.
– Pój­dzie­my do pre­ze­sa Cy­man­ka. Ty, mi­siu, sie­dzisz ci­cho jak mysz pod mio­tłą, grzecz­nie się pre­ze­so­wi kła­niasz i na­wet nie otwie­rasz na mo­ment tej swo­jej nie­wy­pa­rzo­nej gęby. Ja za­ła­twiam wszyst­ko. Oczy­wi­ście, umó­wi­li­śmy się na dwie­ście dwa­dzie­ścia ty­się­cy, więc za­ła­twio­ne, tyle wła­śnie do­sta­niesz.
– W po­rząd­ku.
Ja­nusz Cy­ma­nek był pre­ze­sem Ślą­ska. Dość mło­dy, trosz­kę taki gru­ba­wy, z po­czci­wą twa­rzą. We­szli­śmy do jego ga­bi­ne­tu, ja i Wój­cik. Po ja­kichś gad­kach szmat­kach o tym, jak mi­nął lot i co tam w Gre­cji sły­chać, prze­szli­śmy wresz­cie do rze­czy. Cy­ma­nek za­py­tał:
– Pa­nie Grze­go­rzu, ile chciał­by pan za­ra­biać?
Sie­dzia­łem na krze­śle zre­lak­so­wa­ny, trak­to­wa­łem tę roz­mo­wę jako zwy­kłą for­mal­ność. Nie prze­czu­wa­jąc naj­mniej­szych kło­po­tów, od­par­łem:
– Dwie­ście dwa­dzie­ścia ty­się­cy za tę run­dę.
– Ile, kur­wa?! Ile?! – krzyk­nął na­gle Wój­cik i jak opa­rzo­ny ze­rwał się na rów­ne nogi, jed­no­cze­śnie trą­ca­jąc mnie ręką.
Tego się nie spo­dzie­wa­łem. Mo­gło się zda­rzyć wszyst­ko, ale nie to. Jak rzad­ko kie­dy za­po­mnia­łem ję­zy­ka w gę­bie. Wój­cik był cały czer­wo­ny ze zło­ści.
– Kim ty my­ślisz, że je­steś, gno­ju? – wark­nął. – Po­pier­do­li­ło cię! Nie chcę cię wi­dzieć na oczy!
– Ale… – pró­bo­wa­łem coś wy­krztu­sić. W gło­wie py­ta­łem sam sie­bie: „O co cho­dzi? Prze­cież po­stę­pu­ję z na­kre­ślo­nym wcze­śniej pla­nem. Zro­bi­łem do­kład­nie to, cze­go chciał. W czym rzecz? Dla­cze­go on się tak drze?”.
– Nie ma żad­ne­go ale! To­bie się wy­da­je, że co? Że ty je­steś Oli­ver Kahn? Pre­ze­sie, oto pie­przo­ny Oli­ver Kahn z Pol­ski! Dwie­ście dwa­dzie­ścia ty­się­cy? To­bie dać dwa ty­sią­ce to by było dużo! Ty dur­niu, wyjdź na­tych­miast! – Wój­cik aż się trząsł z ner­wów, a ja by­łem kom­plet­nie sko­ło­wa­ny.
Prze­cież ten fa­cet do­pie­ro co usta­lił ze mną staw­kę, któ­rą po­da­łem, a te­raz ob­ra­ża mnie przy pre­ze­sie klu­bu. Gdy­by nie to, że cał­ko­wi­cie mnie za­sko­czył, pew­nie bym go zdzie­lił. Jed­nak nie by­łem w sta­nie na­wet pi­snąć. Mój mózg nie na­dą­żał z ana­li­zo­wa­niem zmian sy­tu­acji.
– Pre­ze­sie, ja z nim po­roz­ma­wiam na osob­no­ści – wy­pa­lił Wój­cik i wy­szli­śmy na ko­ry­tarz. Le­d­wie drzwi się za­mknę­ły, a „Wójt” mo­men­tal­nie się uspo­ko­ił, jego twarz zno­wu na­bra­ła nor­mal­nych ko­lo­rów. Szep­nął mi do ucha: – Słu­chaj, mi­siu, wej­dzie­my jesz­cze raz. Zno­wu po­dasz tę samą sumę, ja zno­wu zro­bię te­atrzyk, tro­chę się wkur­wię, ale póź­niej tego cie­lacz­ka prze­ko­nam.
Jak obie­cał, tak zro­bił.
Mi­nu­tę póź­niej Cy­ma­nek spy­tał:
– To co, pa­nie Grze­go­rzu? Na­my­ślił się pan?
– Dwie­ście dwa­dzie­ścia ty­się­cy, to jest moja staw­ka – od­par­łem, cho­ciaż już chy­ba nie brzmia­łem jak czło­wiek, któ­ry wie, co mówi.
– No, kur­wa, nie wie­rzę! Nie wie­rzę! On da­lej swo­je! – Wój­cik zno­wu za­czął la­men­to­wać. – Mam tego ser­decz­nie dość! Albo tego gno­ja wy­wa­la­my za drzwi, albo go bie­rze­my, nie będę z tym idio­tą ne­go­cjo­wał! Tyl­ko kogo, jak nie jego? Kogo weź­mie­my? Po­trze­bu­je­my do­bre­go bram­ka­rza. Pre­ze­sie, ma pan pro­po­zy­cję? – Ton Wój­ci­ka ro­bił się co­raz spo­koj­niej­szy.
Cy­ma­nek żad­nej pro­po­zy­cji nie miał, sce­ny roz­gry­wa­ją­ce się w tym ga­bi­ne­cie chy­ba prze­ra­sta­ły tak­że jego.
„Wójt” na­brał po­wie­trza w płu­ca i zre­zy­gno­wa­ny po­wie­dział:
– Chuj, pre­ze­sie. Do­bra, daj­my mu. Niech ma, do­bry jest.
I tak zo­sta­łem za­wod­ni­kiem Ślą­ska Wro­cław."

Polecam całą książkę.
Dzień wolny od pracy...
jolmen13 • 2013-01-29, 15:01
Genialny kabaretowy utwór; tego gościa chyba nie było jeszcze tutaj a jest naprawdę sadystyczny

Najlepszy komentarz (74 piw)
jarema007 • 2013-01-29, 17:22
się mi skojarzyło
Riposta Górskiego
~Griszon • 2012-06-01, 10:05
ten to się wszędzie odnajdzie
Najlepszy komentarz (124 piw)
!Timon • 2012-06-01, 11:52
@up
Nie liczy się co powiesz ale jak powiesz. Niektórzy mają 'dar' a innym zostaje hejtowanie