Był sobie pokój Żydów, cały zajebany Żydami. I jeden z nich, kiedy chciał poruchać się ze swoją żoną, żeby nie wzbudzać podejrzeń, ustalił sobie z nią hasło: "pralka". Więc pewnego dnia mówi do niej:
- No to co, pralka?
- Nie, teraz nie mam ochoty.
Po pewnym czasie znowu pyta:
- No to może pralka?
- Teraz też nie chce.
Jednak za niedługo żonie zachciało się ruchania i mówi do męża:
- To co, pralka?
- Nie już nie trzeba, wyprałem sobie w rękach.
- No to co, pralka?
- Nie, teraz nie mam ochoty.
Po pewnym czasie znowu pyta:
- No to może pralka?
- Teraz też nie chce.
Jednak za niedługo żonie zachciało się ruchania i mówi do męża:
- To co, pralka?
- Nie już nie trzeba, wyprałem sobie w rękach.