Wyścig pomiędzy dwoma supermocarstwami tj. Stanami Zjednoczonymi i ZSRR w połowie XX wieku prowadzony był także na polu medycyny, a konkretniej chirurgi. Zdecydowany udowodnić, że amerykańscy chirurdzy są najlepsi na świecie, rząd ameryki rozpoczął sponsorowanie prac badawczych Roberta White, który przeprowadził serię eksperymentów chirurgicznych mających miejsce w Centrum Badań Mózgu w Cleveland, Ohio. Eksperymenty te doprowadziły do pierwszej na świecie udanej transplantacji głowy małpy.
Do transplantacji doszło 14 marca, 1970 roku. White'owi i jego asystentom zajęło godziny przygotowanie się do operacji i zsynchronizowanie swoich działań. W pierwszym etapie oddzielono głowę małpy od jej ciała i przytwierdzono ją do innego ciała małpy. Kiedy małpa wybudziła się ze śpiączki i spostrzegła, że jej ciało zostało zamienione na inne, wrogim spojrzeniem obiegła Roberta White'a, wysuwając przy tym zęby. Małpa przeżyła półtora dnia, zanim doszło do komplikacji związanych z transplantacją. Mimo złej i nieszczęśliwej dla małpy sytuacji mogło być jeszcze gorzej. White zanotował, że z chirurgicznego punktu widzenia, byłoby prościej ulokować głowę zwierzęcia w pozycji odwrotnej w stosunku do jego ciała.
White sądził, że powinien być traktowany jak bohater, jednak opinia publiczna apelowała przeciwko temu co zrobił - bezskutecznie. White rozpoczął kampanię i zaczął zbierać fundusze na transplantację głowy człowieka. Jego kampanii towarzyszył Craig Vetovitz, który zdecydował się zostać wolontariuszem i pierwszą osobą, która podda się procedurze.
Opinia publiczna w chwili obecnej jest daleka od zaakceptowania idei przeszczepu ludzkiej głowy, jednak skoro White miał swój czas, to z pewnością pewnego dnia taki przeszczep nastąpi...
I nie bez powodu. Odcięcie żywemu człowiekowi głowy budzi nie tylko dreszcz przerażenia, ale i poważne obawy co do stanu psychiki pacjenta po zabiegu. Nawet jeśli mózg nie zostanie uszkodzony przez brak tlenu czy zakrzepy, jego działanie zmieni się, gdy nie będzie miał żadnych połączeń nerwowych z resztą ciała. Nie jest bowiem prawdą, że u tetraplegików w ogóle ich nie ma. Rdzeń kręgowy może zostać całkowicie przerwany wskutek urazu, ale to „tylko” nerwy somatyczne, czyli sterujące mięśniami szkieletowymi i przewodzące bodźce z narządów zmysłów. Działać nadal może natomiast autonomiczny układ nerwowy – włókna współczulne oplatające tętnice oraz nerw błędny, który łączy mózg bezpośrednio z narządami wewnętrznymi całego ciała.
Co się stanie, gdy mózg przestanie otrzymywać informacje tą drogą? Wiadomo, że u tetraplegików dochodzi do zmian zachowania – stają się m.in. mniej emocjonalni. Impulsy nerwowe docierające z całego ciała mogą bowiem wpłynąć na to, jak się czujemy. Np. jeśli mięśnie są napięte, stajemy się nerwowi, a gdy je rozluźnimy, czujemy odprężenie. Wielkie znaczenie dla naszego samopoczucia ma też to, co dzieje się w naszych jelitach. Naukowcy nazywają je wręcz naszym drugim mózgiem, bo w ściankach układu pokarmowego znajduje się drugie co do wielkości skupisko tkanki nerwowej w całym naszym organizmie. Po transplantacji głowy może więc dojść u pacjenta do jeszcze większego „wyprania z emocji” albo do zaburzeń, które trudno sobie wyobrazić.
Nie jest też bowiem tak, że u poddanego takiemu zabiegowi człowieka nie istniałaby żadna łączność między korpusem a mózgiem. Ciało zawiera przecież liczne gruczoły dokrewne, które wydzielają hormony docierające wraz z krwią do szarych komórek. I vice versa – mózg wpływa na owe gruczoły poprzez przysadkę i jej hormony. Jakie byłyby tego skutki po przeszczepie? Prof. White twierdzi, że pozytywne, bo mózg dostałby „zastrzyk energii” od nowego ciała. Ale równie dobrze może dojść do ciężkiej depresji czy psychozy. I żadne eksperymenty na małpach nie pomogą uczonym przygotować się na to. Co gorsza, nieprzewidziane efekty mogłyby się pojawić nawet wtedy, gdyby lekarze nauczyli się łączyć ze sobą przecięte nerwy czy rdzeń kręgowy.