Afryka, rok nieokreślony. Żołnierzom brytyjskim w jednostce bardzo chce się ulżyć chuci, jednak w pobliżu nijak nie idzie znaleźć burdelu. Tak też został napisany do dowódcy garnizonu wniosek, aby zafundować żołnierzom wycieczkę do zamtuza, odległego o plus minus dwieście kilometrów.
Po miesiącu czekania przysłali wielbłąda. Starego, brudnego i śmierdzącego. Żołnierze postanowili więc, że tak ich wyżsi oficerowie ukarali - macie wielbłąda i nie narzekajcie, że burdeli nie ma. Tak więc zaczęli żołnierze pukać swojego wielbłąda, choć nie zawsze się to zwierzakowi podobało.
W końcu do bazy przybył inspektor ze sztabu. Od razu wdał się w dyskusję z wojakami:
- A jak tam wielbłąd, żołnierze?
- Dobrze, panie generale!
- Śmierdzi, co nie?
- Śmierdzi, panie generale!
- Brudny, co nie?
- Brudny, panie generale!
- Może brudny i śmierdzi, ale dowieźć do burdelu powinien!
Po miesiącu czekania przysłali wielbłąda. Starego, brudnego i śmierdzącego. Żołnierze postanowili więc, że tak ich wyżsi oficerowie ukarali - macie wielbłąda i nie narzekajcie, że burdeli nie ma. Tak więc zaczęli żołnierze pukać swojego wielbłąda, choć nie zawsze się to zwierzakowi podobało.
W końcu do bazy przybył inspektor ze sztabu. Od razu wdał się w dyskusję z wojakami:
- A jak tam wielbłąd, żołnierze?
- Dobrze, panie generale!
- Śmierdzi, co nie?
- Śmierdzi, panie generale!
- Brudny, co nie?
- Brudny, panie generale!
- Może brudny i śmierdzi, ale dowieźć do burdelu powinien!
Wpis zawiera treści oznaczone jako przeznaczone dla dorosłych, kontrowersyjne lub niezweryfikowane
Kliknij tutaj aby wyświetlić wpis
Kliknij tutaj aby wyświetlić wpis